Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2014, 21:46   #27
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
***
Każde z nas jest egoistą. Człowiek, ork, elf czy krasnolud zawsze na pierwszym planie stawia siebie. Nie ważne czy z sobą związana jest kasa, urok osobisty, wrodzona skromność czy chwalebna zagłada. Każdy. Pytanie czy, bycie egoistą jest złe?
Czy fakt, iż chce się dla siebie dobrze powoduje, że jest się złą istotą? Kiedy zaciera się ta granica pomiędzy normalnością, a skrajnym egocentryzmem?
Czy ktoś, kto krzywdzi innych by być szczęśliwym zasługuje na potępienie? Czy ktoś kto krzywdzi siebie by uszczęśliwić innych również? A jak dogodzić wszystkim? I czy już się taki urodził?

***

Kot, Taki, Samael, Fred, Simon, Sjeler, Nhyan

Otrzymaliście ogrom informacji w bardzo węzłowatej formie. Praca, pieniądze, podpalenie, morderstwo, ewentualny gwałt (punkt z „*” dla zainteresowanych). W zasadzie nic skomplikowanego, nic co by przerastało Wasze kwalifikacje. Na pierwszy rzut oka widać było, że każde z Was z niejednego garnka jadło. Za wyjątkiem kota, wszyscy najpierw rzucaliście się do gardła… dopiero potem w oczy. Co więc było zaskakującego w tym zadaniu?
Absolutnie nic. Drow wraz z bardem byli małomówni. Podali Wam jedynie najpotrzebniejsze informacje i to niechętnie. Nie bardzo chcieli odpowiadać na pytania, nie bardzo chcieli udzielać szczegółowych informacji. Krzywo patrzyli na co bardziej dociekliwych… fakt jednak, kasę dawali. Żadne z Was nie doszło do wniosku, że mogą chcieć Was w tej materii oszukać. Czy w jakiejś innej? Ot choćby otruć Was żelazem, czy poczęstować kulą ognia… tego pewni być nie mogliście. Ale czy w tych trudnych czasach ktoś mógł być?
Gdy wsiedliście na konie i opuszczaliście polanę Waszego spotkania, na przedzie kolumny ustawił się Amadeusz. Zawczasu ubrał się w łachy przytaszczone przez drowa. Grajek okazał się zaskakująco dobrym jeźdźcem i powodował wierzchowcem jedynie przy użyciu nóg. Mimo otaczającego Was mroku, w jakiś ekwilibrystyczny sposób zdołał dobrać się do swej gitary. Cichutko zaczął na niej brzdąkać melodie.
Kent Carlevi - Dire Straits Money For Nothing - YouTube
Po jej usłyszeniu w Waszych sercach zaczynał gościć spokój. Ogarniało Was przekonanie, że dobrze uczyniliście wiążąc się z tymi istotami, że zapłata będzie godziwa, robota prosta… a już za dni parę z pełnymi sakiewkami udacie się do oberży gdzie czeka na Was wino i śpiew.
Stawkę zamknął natomiast drow, który nim odjechał z polany został jeszcze przez chwil parę omiatając ją wzrokiem… jakby na pożegnanie. Za tą rasą ciężko było nadążyć i mimo, iż ciemne elfy były istotami wywodzącymi się z pod ziemi… to jednak były to elfy. Człowiek, ork czy goblin nie mógł się dziwić, że Laron pozostał na polance i ogląda sobie kwiatki… one już tak po prostu miały! Korożercy jedni!

Kot, Simon, Sjeler
Poczuliście delikatne ukłucie na granicy świadomości. Ktoś w Waszej okolicy cisnął zaklęcie. Nie było ono potężne, nie zdawało się Wam bezpośrednio zagrażać, mieliście jednak świadomość że gdzieś, ktoś, coś… cisnął.

Kot, Taki, Samael, Fred, Simon, Sjeler, Nhyan
Wiedzeni przez barda i ubezpieczani przez drowa, bezpieczni niczym w matczynym łonie udaliście się w nieznane, ku przygodzie.

Ishtar
Spotkanie z kibolami miejscowego FC okazało się być nader interesujące. Chłopaki wznosili liczne okrzyki, jedni pacyfistyczne inni wręcz przeciwnie. Większość z nich okraszona była łaciną… w wydaniu podwórkowym. Najczęściej powtarzanym słowem była „qrwa”, a mnogość „jej” odmiany nawet najbardziej doświadczoną w tym fachu przyprawiła by o zakłopotanie.
Idealni kandydaci na niewolników!
Zaklęcie wyszło perfekcyjnie. Było trudne, było skąp likowane, ale przecież nie po to studiowaliście Sztukę, żeby tacy półgłówkowie mogli w jakiś sposób się Wam oprzeć. Co to, to nie.
Demonstracja naraz ucichła, twarze myślą nie skalane zwróciły się w Waszą stronę oczekując rozkazów. Dumni z siebie zatarliście ręce. Pierwsi niewolnicy! Oni przetrą szlaki dla tych, którzy już nie pod wpływem magii, a porażeni Waszym majestatem, przyjdą sami i wielbić będą Was na równi z Bogami.

Naraz jednak półgłówki zaczęły migać swymi kaprawymi oczkami, a wy poczuliście że nici zaklęcia rozplątują się. Nie użyto tu kontr zaklęcia. To ciśnięte przez Was po prostu z jakiegoś nie znanego Wam powodu nagle zaczęło tracić swą moc.
Zaskoczeni takim obrotem sprawy staliście przez chwil parę przypatrując się jak jeden z „główno dowodzących” całym „oddziałem” (zapewne z uwagi na najdłuższy szalik… w lipcu…) zbiera ekipę i odchodzą krzycząc kogo to oni nienawidzą i komu zrobią jesień średniowiecza.
Spostrzegliście, iż na kamieniu stojącym przy trakcie siedział starzec. Szary płaszcz spływał mu kaskadami od ramion, aż po kostki. Na stopach miał sandały, w dłoni kawałek kostura a na głowie kapelusz. Wyglądał by jak najprawdziwszy mag, gdyby nie drobna przypadłość czyniąca zen jego karykaturę. Otóż kapelusz, spełniające wszelkie standardy mody czarodziejów z założenia winien być wysoki, stożkowato zakończony. W tym konkretnym przypadki stożek był złamany i figlarnie wisiał sobie odchylony do tyłu.
Starzec pykał w najlepsze fajkę nic nie robiąc sobie z przechodzących ludzi. Naraz spojrzał na Was, włożył fajkę do ust, przytrzymał zębami a prawą dłonią zaczął „pstrykać”… jakby starając sobie coś przypomnieć….

Kot, Taki, Samael, Fred, Simon, Sjeler, Nhyan
Podróż wcale nie trwała długo. Jak się okazało po zaledwie godzinie dotarliście do miejsca docelowego. Karczma była piętrowym, wolnostojącym budynkiem. Jedynym w okolicy, stojącym niczym wartownik u rozstaju dróg. Dalsze zabudowania wioski znajdowały się w niewielkiej odległości. Karczma jednak z uwagi na charakter prowadzonego interesu stała trochę na uboczu. Uciążliwość klienteli musiała być mniejsza.
A tej było całkiem sporo. Plus powyższego rozwiązania gwarantował Wam anonimowość. Minusem natomiast była całkiem duża ilość potencjalnych ofiar przypadkowych. A nie mieliście płacone ekstra od każdego dodatkowego trupa.
Karczma była pełna ludzi.
- O karczma! Stwierdził z pewnym rozbawieniem w głosie Laron, gdy ostatni dojechał na skraj lasu, gdzie ścieżka przechodziła na polane i kilkadziesiąt metrów dalej łączyła się z traktem. - Spalcie ją! Drow wymienił spojrzenia z Amadeuszem i obaj mężczyźni uśmiechnęli się przez zęby.

Kot
Ponieważ siedziałeś wtulony w ponętne kobiece kształty, nie musiałeś przejmować się prowadzeniem wierzchowca i takie tam. Miałeś sporo czasu na przypatrywanie się okolicy. Twe bystre, elfickie niemal oko dostrzegło po przeciwnej stronie polany jakiś ruch. Gdy wytężyłeś wzrok dostrzegłeś istotę, której rozmiarami nie można było pomylić z niczym innym. Mimo, iż przykucnięty ork miał dobre dwa metry wzrostu. W pozycji poziomej trzymał łuk. Wielki łuk.

Simon, Sjeler
Nie od razu, jednak po paru chwilach wyczuliście, że wokolo karczmy jest rozstawione coś na podobieństwo alarmu magicznego. Ten był postawiony nieudolnie. Jakby przez adepta Sztuki.

Fred
Na dachu budynku ktoś siedział. Jeszcze Was nie dostrzegł, natomiast ewidentnie musiała to być czujka. Koleś trzymał coś na kolanach. Mogła to być kusza, mógł być jakiś rodzaj sztucera.

Samael, Taki, Nhyan
Przed samą karczmą było ludno. Nie dało się jednak nie zauważyć dwóch zbrojnych stojących w przejściu. Wyglądali na dobrze i co ważniejsze jednolicie wyposażonych. Każde z Was niejednokrotnie widziało wykidajłów. Rzadko kiedy mieli oni jednolite uniformy.

Tilyel, Augustus
Ułożyliście się na swych legowiskach pełni nadziei na kilka godzin zbawiennego snu. Namiot, leżanka były przyjemną odmianą i namiastką cywilizacji od której oboje tak bardzo odwykliście.
Nie dane Wam było jednak spać spokojnie. Minęły może dwie godziny nocne, gdy do Waszych uszu dotarł sygnał alarmowy. Trębacz urwał go niespodziewanie. Gdy wyszliście z namiotu jasnym stało się dlaczego. Strzała stercząca z jego gardła powodowała właśnie, że krew wraz z życiem uciekała zeń z każdym skurczem mięśnia sercowego.
Viktor wraz z Księciem szybko organizowali obronę, nie bardzo zdając sobie sprawę przez kogo zostali najechani.
Wkrótce wszystko się wyjaśniło.
Zgrupowanie orków, rzuciło się na obóz.
A Wy mieliście dosłownie dwie minuty aby przygotować się na spotkanie z przeznaczeniem.
ORK by vandalocomics on deviantART
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline