Charkał i pluł usiłując przetestować swoje gardziołko, rozrzezane od uha do ucha. Kurwa pomyśli kto żem się po pijaku kosą golił – pomyślał z frasunkiem ileż to straci jego urok osobisty. Koboldzia zaraza nie chciała gadać, rozmowa nie kleiła się, miał zamiar zaraz użyć nieco bardziej wymownych środków perswazji, kiedy poczuł zębiska na przedramieniu.
- Ożesz ty... – wyszarpnął dłoń i palnął na odlew drugą ręką. No i zepsuł kobolda. Stanął zdziwiony, podniósł do oczu swoją wielką jak bochen pięść. – No nie no, co za ludzie. Jak z gówna ulepiony, raz pukniesz i od razu mdleje. Ej, ty! A nie jesteś ty kurwa czasem jadowity?
Warknął z wściekłością i potrząsnął ramieniem kobolda, tym razem przyglądając się śladom zębów. No i zobaczył że z jaszczurzej główki coś ciecze, a szturchnięcia nie pomagają. Oczy w słup, jęzor wywalony.
- Nie no widziałeś Yorn? – splunął z niesmakiem, ale rozczulać się nie zamierzał. Zerknął z niepokojem na pogryzioną rękę i doszedł do wniosku że trzeba zdezynfekować truciznę. Zobaczył że kumple też do dezynfekcji się wzięli obracając jakieś bukłaczki. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i podszedł do swojego rukzaka. Wyciągnął metalową manierkę z porządną przepalanką, odkręcił korek. Chwilę wahał się trzymając naczynie nad ranką, potem wzruszył ramionami i wyłoił do dna. Od środka odkazić też trzeba, a manierka niewielka.
- Ej, przyjaciele. – powiedział przymilnie, kiedy już wychlał na boku wszystko, a Borys i gnom zaczęli częstować. – A ja zagrychę mam!
Wyciągnął połeć żółtej słoniny i kozi, ostry ser. Mmmm, dojrzały i chowany specjalnie w sepetach na takie towarzyskie okazje. Khazadzki rarytet, który wybornie pasował do bimberku, nawet takiego magicznego. Odpakował, a w jaskini rozszedł się zapach jakby pułk wojska dostał rozkaz „Onuuuuuceee preeezeeeentuj!!” po czym dosiadł się do kompanii.
Wybudził się pokryty jakimś glutem, a nawet nie wiedziął kiedy zasnął. Tyle tego wychlali, że aż film urwało? Nie no przecież gorzałki tyle co kobold napłakał. Pieczenie na ręce gdzie przywierał glut i okrzyki wokoło wkrótce dały odpowiedź.
- Pora się wynosić, gówno z popasu, na dudach do wódeczki pogram wam kiedy indziej. – Rozglądnął się i zaniepokoił że zwiad jeszcze nie wrócił. Netka przeceiż odszpuntowanie antałka i chlupot gorzałki w gardłach instynktownie wyczuwała z pięciu staj i od razu kubek podstawiała. A teraz nie ma jej i nie ma. – Idziecie?
Wytarł obcas z zielonkawej mazi, bo przez całą przemowę mściwie rozgniatał butem te gluty które odlepił od siebie. |