Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-03-2014, 22:57   #121
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Pierwszy raz kompanija zobaczyła uśmiech na twarzy gnoma, zapewne spowodowany procentami. Uśmiech rozciągał twarz Księcia w sposób tak groteskowy, że wzbudzał mimowolne chichoty. Pijany, wyszczerzony prorok przemówił:

- Przepis mam od khazadzkiego pustelnika. Mówił, że to koszerne - Czknął. - Najważniejszy jest sposób przygotowania. O północy w dzień pełni, w siedem razy przemytych naczyniach. Po destylacji należy siedem razy zamieszać w lewo, a po skraplaniu siedem razy w prawo. - Kolejne czknięcie. - Zacier jest ze słodkich gnomich ziemniaków, reszta to magiczne grzybki, ale jakie dokładnie to ci nie powiem. - Założył ręce na piersi.

Lekko zaskoczył go pomysł spisywania wróżb węglem na ścianie. Nigdy tego nie próbował, ale w sumie czemu miałoby nie działać. Wziął węgiel od Yorna, skłonił się, po czym podszedł do ściany i zaczął rysować. Po sekundzie przerwał i rzucił przez ramię do towarzyszy:

- To zajmie trochę czasu. Nie przeszkadzajcie mi za bardzo.

Przyłożył węgiel do ściany. Zamknął oczy i skupił się, wchodząc w trans. Po gorzałce było to niesamowicie łatwe. Poprosił zaprzyjaźnione dusze, Demona i Sumienie o skontaktowanie się z wyższymi bytami. Odpowiedzi w tego typu wróżeniu z reguły były proste jak 'tak' i 'nie', jednak tym razem postanowił zaryzykować.

~ W którym kierunku znajdę zamkniętą z trzech stron jamę, możliwie najbezpieczniejszą? ~

Poczuł znajome zaćmienie umysłu. Przestał myśleć, przestał rozumieć jako Książę Danny. Przez jego otwarty umysł zaczęły spływać myśli odległych bytów. Ręka zaczęła bazgrolić...

Używam Oracle Revelation - Automatic Writing (pierwsza od góry)

 

Ostatnio edytowane przez Demoon : 04-03-2014 o 23:07.
Demoon jest offline  
Stary 05-03-2014, 07:01   #122
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Wszyscy

Szaber dokonany na powalonych przez drużynę jaszczurkach przyniósł spodziewany efekt. Zakładając, że dzielni pachciarze spodziewali się, że nie znajdą nic ciekawego. Hałda prowizorycznej broni; pordzewiałych jataganów, kościanych pałek, sękatych łuków i więziennej jakości noży, parę przewierconych monet przewleczonych rzemykiem i noszonych jak bransolety lub naszyjniki, garść kolorowych kamyków – takimi skarbami mogły pochwalić się koboldy i ich jaszczuroludzcy prowodyrzy. Wyróżniał się pośród nich oręż plemiennego herszta – długi miecz z dobrej stali, kawał porządnej ludzkiej roboty. Nawet spod krasnoludowej juchy dało się czuć silny zapach pieczonego mięsa który wydzielało ostrze, rękojeść zaś grubo pokrywał zastygły tłuszcz i sczerniała posoka. Nietrudno było się domyślić, że jak zawsze pragmatyczne jaszczurki znalazły alternatywne zastosowanie dla najwspanialszego ostrza z jakim przyszło im się zetknąć.

To, jak ów rożen znalazł się w posiadaniu jaszczuroczłeka nie było zagadką – miecz musiał być częścią transakcji dyplomatycznej, targu którego dobili z kreaturami ich poprzednicy. Pytanie brzmiało czemu dwudziestu uzbrojonego chłopa i magiczka bawili się w kupców, zamiast wytłuc monstra do nogi i kontynuować podróż? Bądź co bądź grupa w połowie mniej liczna wyszła z takiej potyczki bez większych strat w ludziach, nie licząc napoczętego przez Borysa mnicha. Jaki interes mogliby mieć w zostawieniu łuskowatych przy życiu, skoro mogli naciąć się na nich inni odwiedzający kopalnię?

Neth rozerwała jeden z rzemyków i potarła miedziaka kciukiem by zweryfikować jego wartość na powierzchni. Grosz do grosza, a urwie ci jajka, czy jak to tam szło. Światło pochodni zatańczyło na zmaltretowanej powierzchni monety. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, gdy spod warstwy brudu i kurzu pokrywającej groszaka błysnęło najszczersze złoto. Przez moment wydawało się jej że moneta jest zbyt wytarta by odcyfrować wybite na niej znaki, po chwili doszło do niej jednak że nie było to ludzkie pismo. Tknięta podejrzeniem, pokazała znalezisko Yornowi, który z jubilerską werwą przytknął metal pod nos i zbliżył się do źródła światła.


-Krasnoludzka- Mruknął po chwili, oddając pieniądz łotrzycy. -Stara jak skurwysyn- Dodał, przeczesując brodę palcami w zamyśleniu. Jak taka przedpotopowa waluta jego dumnej rasy znalazła się w pazurach tych jaskiniowych troglodytów? Kopalnia oferowała więcej pytań, niż odpowiedzi. Rutynowa misja poszukiwawcza z chwili na chwilę traciła status rutynowej.

-Nie znaaać!- Jęczał przesłuchiwany przez Agrada i Marcela kobold. -Daleko, dawno! Nie znać!- Warczał, pluł, piszczał i szamotał się. Gadzie oczy pałały do brodacza bezsilną nienawiścią, niczym u schwytanego zwierza. Krasnolud ze zrezygnowaniem przewrócił oczami i zerknął za siebie by spytać towarzyszy o dalszy plan działania. Łuskowaty wyczuł moment, wywinął się jak piskorz i zatopił zębiska w dłoni wojaka. Agrad ryknął z bólu i zaskoczenia, bez zastanowienia wyrywając ranną kończynę z pyska kobolda i częstując go pełnym złości kułakiem między oczy.

Czaszka jaszczura odskoczyła gwałtownie, przytulając się potylicą do kamieni z głośnym mlaśnięciem. Stwór błysnął białkami gałek ocznych i zwiotczał w uścisku zaklinacza. Krasnolud zaklął siarczyście wkładając poranioną dłoń pod pachę i wzruszył przepraszająco ramionami. Biorąc pod uwagę brak cyklu dnia i nocy w podziemiach, i związane z tym brakiem problemy w oszacowaniu upływu czasu, pytanie o to jak dawno temu magiczka przeszła korytarzem tak czy siak miało nikłe szanse na satysfakcjonującą odpowiedź.


Neth, Quinn & Eldon

Trójka ochotników rozdzieliła się od reszty. Atrakcje minionych godzin dały się we znaki także im, ale nie było mowy o byczeniu się bez krótkiego choć rozeznania w terenie. A nuż widelec koboldzie niedobitki sprowadzą im na głowę resztę plemienia?

Quinn zatrzymał się na moment by wyprostować plecy i pomasować rozbolały od garbienia się kręgosłup. Wdepnął przy tym z cichym chlupnięciem w jakąś kałużę i spojrzał gniewnie w dół, rozeźlony że narobił hałasu. Wśród panującej w kopalni ciszy nawet taki szmerek mógł trafić w niepowołane uszy. Jednak gdy snop światła z czarodziejskiej pochodni idącego za nim niziołka padł mu na buty, zbir zastygł i wzniósł rękę, powstrzymując towarzyszy przed dalszym marszem. Kałuża w którą przyszło mu wstąpić lśniła karmazynem, którego nie dało się pomylić z niczym innym.

Istotnie, w porównaniu do wąskiego szlaczku posoki którym do tej pory podążali, ten fragment korytarza był cały nią upaprany. Czyżby tropionemu przez nich koboldowi się z nagła pogorszyło? Cała trójka zacisnęła ręce na swym orężu aż zbielały kłykcie i zbliżyła się do wnęki do której prowadził obfity krwotok. Eldon wyściubił nosa zza węgła, wtórując Neth i Quinnowi którzy zrobili to samo, jeno dwie stopy wyżej.

W niewielkiej niszy spoczywała ich zwierzyna. Kobold leżał na wznak, bez życia, z członkami rozrzuconymi pod nienaturalnymi kątami i wywalonym jęzorem. Quinn zbliżył się do niego i oszacował denata. Bebechy łuskowatego, wyprute i zdaje się napoczęte, zdobiły znaczną część jego bezpośredniego otoczenia. Ślady zębów i pazurów dyskwalifikowały samobójstwo. Łotr spojrzał wymownie na Neth i kiwnął głową w stronę z której przyszli.

-Wracamy. Chuj wie jakie ścierwo zabrało się za tego zaskrońca, i czy nie wróci po dokładkę. Na bank stawiamy wart...- Nie zdążył dokończyć. Szeptane instrukcje przerwał gwałtowny ruch Eldona.

Niziołek dostrzegł coś kątem oka, na granicy gdzie cień łączył się z łuną jego pochodni. Niewielki czarny kształt, widoczny tylko dlatego że jego czerń była głębsza nawet niż otaczający go mrok, zatańczył gibko, wijąc się niczym kobra. Dostrzegając zarys łuski i zębatą paszczę, zdążył tylko wznieść ręce do obrony i otworzyć usta by ostrzec resztę. Na próżno. Ciemność skoczyła mu do ściśniętego krzykiem gardła.

Kula skondensowanego cienia wpadła między najemników i eksplodowała arktycznym mrozem. Magiczna pochodnia Eldona zamigotała i rozpłynęła sie w powietrzu; nawet rzadkie fluorescencyjne grzyby zgasły, topiąc korytarz w nieprzeniknionym mroku. Nagły podmuch chłodu ciął oszronione ciała poszukiwaczy jak brzytwa, nie spowalniając jednak szybkości ich reakcji. Z niejednego chleba piec jedli, i po tym co spotkało ich od momentu rozpoczęcia tej przygody trzeba była czegoś więcej niż zgaszonego światła żeby napędzić im stracha. Przylgnęli do siebie plecami, wypatrując oczy za niewidocznym napastnikiem.


Reszta

Pozostali członkowie ekipy powoli zadomawiali się w swojej nowej grocie. Zasłużony odpoczynek był coraz bliżej, humor poprawiał się z każdym pociągnięciem z bukłaka. Pijąc, zbijając bąki i czekając aż drużynowy gnom dokończy dzieła, Borys zaczynał się niecierpliwić. A nie minęły nawet dwie minuty. Zdeterminowany by stawić czoła nudzie, rosły wojak znalazł najbliższą formę życia której mógł się po naprzykrzać i przystąpił do kojącego procederu. Formą tą okazał się wyjątkowo rosły grzyb rozpostarty na ścianie nieopodal, półprzezroczysty i lśniący od wewnątrz bladą poświatą.


Zabijaka szturchnął go palcem, z uciechą patrząc jak ten kołysze się jak galareta. Rozochocony, Borys dobył sztyletu i dziabnął nim biedną grzybnię, bez większych trudów przebijając się przez elastyczną powłokę. Tego okazało się już za wiele – niby obdarzony własnym żywotem, pleśniak jakby spiął się w sobie i dmuchnął Schwanzowi chmurą gryzących zarodników prosto w ryj. Łotr zakaszlał, chrząknął i splunął pod nogi, przecierając twarz i załzawione oczy.

-Ja ci dam, kurwa!- Warknął, wznosząc pięść do ciosu. Zanim jednak mogło dojść do bójki osiłka z naściennym fungusem, uwagę Borysa przykuło co innego. Inne kolonie grzybów zdobiące ściany i sklepienia jaskini, jedne po drugim, uzewnętrzniły swoje własne zarodniki. Zielone mgiełki opadły między jego bezwiednie baraszkujących towarzyszy. -A to ci dopiero- Mruknął Borys i zarechotał znienacka, rozbawiony brzmieniem własnego głosu. Wydawało mu sie jakby mówił przez tubę, głęboko i przeciągle. -Te, dryblas, obczaj to...- Zwrócił się w stronę Grunalda. Ten jednak zdawał sie go nie słyszeć – był zbyt zajęty wpatrywaniem się wnikliwie we własną dłoń. Syn kowala powoli przybliżał ją i oddalał od swojej twarzy, jakby widział ją po raz pierwszy. Kiedy wreszcie zaszczycił maślanym wzrokiem Borysa, jego źrenice zupełnie połknęły już tęczówki.

-Nie czuję się zbbbyyt dobrzrzrzrz...- Stęknął olbrzym i padł plackiem do tyłu z chrzęstem zbroi. Czując się nadzwyczaj lekko, Schwanz znów zachichotał i powiódł niepewnym spojrzeniem za krasnoludem. Ten jednak już osunął się na bok, przytulony brodą do innego grzyba jak do poduszki. Agrad i Marcel chrapali głośno we własnych objęciach na kształt dwóch złożonych łyżek, szepcząc niezrozumiale przez sen.

-Co za debile...- Wymruczał rosły obwieś i huknął facjatą o zimny kamień.

Z głębi korytarza w który zanurzyli się zwiadowcy dobiegł ostrzegawczy wrzask, przytłumiony grubą warstwą kamienia.


Danny

Coś było nie tak. Gnom pogrążył się w transie, ale zamiast spodziewanego zalewu informacji, przywitały go jeno cisza i ciemność. Nigdy wcześniej wyroczni się taki ambaras nie przytrafił, zazwyczaj nie miał też takiego poziomu samoświadomości gdy wchodził w komitywę ze swoimi pomocnikami zza materialnej kurtyny. Danny zaczął wpadać w popłoch nie mogąc wybudzić się z transu, zawieszony w nicości, gdy nagle dostrzegł błysk bieli daleko przed sobą. Niepomny porad by nigdy nie iść ku światełku na końcu tunelu, gnom wysilił wolę i pozwolił sobie powoli lewitować ku temu skrawkowi koloru w morzu cienia. Skrawek jasności stopniowo nabierał kształtu w miarę jak Danny zbliżał się ku niemu, aż w końcu znalazł się na wyciągnięcie ręki, wypełniając duszę wyroczni pełną trwogi nadzieją na wydostanie się z tego czyśćca.

Jasność przybrała kobiecą formę krasnoludowych gabarytów, obleczoną w nieskazitelną białą suknię. Odwrócona do niego plecami, krasnoludka siedziała na krawędzi niewielkiej sadzawki, pieszcząc bladą dłonią smoliście czarną taflę. Płyn w basenie był jednak nieporuszony, niczym lustro. Danny zajrzał do niego i dostrzegł własne odbicie tak wyraźnie, jakby z wody patrzył na niego drugi on. Odbicie otworzyło usta w niemym krzyku na widok swojego sobowtóra, odwróciło się i uciekło gdzieś poza krawędź sadzawki.

-Cieszę się, że przyszedłeś- Głos kobiety oderwał uwagę Danny’ego od szklistej powierzchni. Był tak samo zimny i grobowy jak ten który przemówił do niego ustami martwego kobolda. -Odnajdź mnie. Ty odnajdziesz to, czego szukasz. Wszyscy odnajdziecie to, czego szukacie. Zostałam sama... Taka samotna...- Żal i smutek w jej słowach niemal wycisnął gnomowi z oczu łzy.

-Odnajdź nas, proszę. Dopełnij przeznaczenia.- Po tych słowach, kobieta odwróciła się do wyroczni i wyciągneła po niego ręce. -Dopełnij swojego przeznaczenia!- Wrzasnęła.


Danny krzyknął przerażony i cofnął się. Nogi mu się zaplątały i w efekcie zahaczył o coś obcasem, padając boleśnie na cztery litery. Gdy znów otworzył oczy, siedział naprzeciwko ściany przy której wszedł w trans. Odetchnął z ulgą – znów był w jaskini. Gnom sprawdził czy nadal ma dwie ręce i dwie nogi, a w jego piersi bije serce. Usatysfakcjonowany, wstał, otrzepał się i poprzysiągł sobie, że więcej się w tym przeklętym miejscu nie będzie bawić w kumoterstwo z duchami. Miał wrażenie, że nie minęło nawet pięć minut od momentu gdy wszedł w trans – zatknięta w szczelinę w ścianie pochodnia zdawała się to potwierdzać, nadal paląc się jak w momencie w którym została skrzesana.

Naraz uświadomił sobie że wciąż trzyma w ręku bryłkę węgla którą podarował mu Yorn. Była zdarta niemal w całości – w dłoni zostało mu tylko parę okruchów i trochę czarnego pyłu. Powoli, jakby bojąc się co może zobaczyć, Danny podniósł głowę i spił wzrokiem swoje dzieło.


Nie tego się spodziewał. Zamiast zwyczajowego bełkotu którego użyłby do rozszyfrowania wiadomości ze świata duchów, stał przed ogromnym i, nieskromnie dodał, całkiem niezłym rysunkiem. Naścienny szkic przedstawiał słusznej wielkości wrota – ich wysokość była zdecydowanie poza zasięgiem ramion gnoma. Oddana z niezwykłą dbałością o detale, brama nie pozostawiała wątpliwości co do swojego pochodzenia, zdradzając swoje krasnoludowe pochodzenie każdym calem swojego wykonania. Danny gwizdnął cicho. Niecodzienny był to widok. Ciekawe, co na to reszta.

No właśnie, reszta! Wyrocznia odwrócił się na pięcie by zawiadomić towarzyszy o dokonaniu niecnego procederu. Po raz kolejny jednak przyszło mu przeżyć zaskoczenie, coś, czego jego skołatane serduszko nie mogło wytrzymać już zbyt wiele. Drużyna, za wyjątkiem zwiadowców, leżała nieprzytomnie na wznak.

-Yorn! Co jest!- Danny podbiegł do swojego kompana i padł przy nim na kolana. To, co zobaczył, jednocześnie go uspokoiło i wzbudziło w nim obrzydzenie. Stary wojak pochrapywał cicho, niezaprzeczalnie dowodząc że ciągle żyje, jakimś jednak sposobem znaczna część jego ciała pokryta była tym samym fluorescencyjnym grzybem który obrastał ściany. Wyglądało to tak, jakby kolonia spłynęła ze ściany i otuliła wojownika galaretowatą pierzyną.

Gnom potrząsnął żwawo Yornem, powodując że jeden z grzybowych płatów z mlaskiem odlepił się od niego i spadł na ziemie, odkrywając połać zaczerwienionej, podrażnionej skóry. Wyrocznia w mig zrozumiał, co się święci – gnójstwo powoli zabierało się do trawienia. Nie zwlekając chwili dłużej, szybkimi machnięciami drobnych ramion uwolnił swojego druha od paskudztwa i strzelił go parę razy z liścia w mordę, dla otrzeźwienia.

-Co jest... co kurwa?- Yorn otworzył przekrwione oczy. -Co bijesz? Odwinąć ci?- Żąchnął się krasnolud, masując sękatymi paluchami skronie.

-Później. Teraz wstawaj i pomóż mi z innymi- Danny już leciał dalej. Krasnolud rozejrzał się niezbyt przytomnie, w mig pojął jednak sytuację i zerwał się na równe nogi by wspomóc gnoma. Jakoż postanowili, takoż zrobili, i wkrótce cała kompania wróciła do przytomności. Przekleństwom, pytaniom i dalszym przekleństwom końca nie było.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 05-03-2014 o 16:58.
K.D. jest offline  
Stary 05-03-2014, 16:35   #123
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Pierwsze uderzenie w świadomość Yorna pojawiło się za sprawą gnoma. Dobiegało jakby gdzieś z oddali, kompletnie stłumione i delikatne. Świat zewnętrzny odezwał się po raz drugi, trafiając dokładnie w to samo miejsce. Tym razem było to uderzenie wyraźne, jakby mniej subtelne w które włożono więcej starań. Trzecie uderzenie było jak oberwanie w twarz podczas rozróby w karczmie. Yorn otworzył oczy natychmiast i zerwał się nad wyraz szybko jak na krasnoluda, wymacał toporek .
- Co bijesz? Odwinąć Ci? – Ryknął wściekle. Przestraszony gnom zaprzestał pod siłą gotowego do rozłupania mu czaszki argumentu.

Cały korytarz świecił zielonkawym odcieniem. Yorn widział już coś podobnego, jednakże nie mógł sobie przypomnieć gdzie i kiedy. Żyjątka te na szczęście nie czyniły szkody dla rynsztunku. Brodacz otrzepał się dokładnie, wydobył paskudztwo z kółek kolczugi używając sztyletu który musiał upuścić Borys. Wziął odrobinę na ostrze i przyjrzał się temu dokładnie. Cienka skórka okrywała wewnętrzną powłokę grzyba zbudowaną z cieniutkich wici które z ledwością dostrzegł. To właśnie te wici świeciły, Yorn jednak nie mógł stwierdzić jakie procesy zachodzą wewnątrz dając właśnie taki efekt. Obok wici unosiły się również niewielkie płytki. Krasnolud domyślił się, że musi to być naskórek z jego twarzy, która teraz odrobinę swędziała na skroniach i czole. Mogą to być również zarodniki które wprowadziły grupę w błogi stan i pozwoliły by galareta osiadła na nich. Yorn otarł jeszcze tarczę i sprawdzić czy aby wszystko okej. Farbowana skóra u jej podstawy najwyraźniej niebyła interesująca dla szkodników.

Borys leżał w miejscu, w którym krasnolud go zapamiętał. Cały oblepiony zielonkawą galaretą przykleił się do skalistej podłogi świecącej równie bardzo jak on. Yorn szturchnął go parę razu butem osłaniając się tarczą na wypadek bezwarunkowego ataku ze strony leżącego.
- Podnoś się! Dalej łysa pało! – wrzasnął brodacz do Borysa który zaczął poruszać się żwawiej. Rzucił sztylet obok jego rąk.
- Następnym razem wykaż odrobinę więcej cierpliwości, albo pogrzeb sobie w dupie. Z twoim szczęściem, nie wiadomo co obudzisz następnym razem.
 

Ostatnio edytowane przez Tiras Marekul : 05-03-2014 o 18:28. Powód: Literówki
Tiras Marekul jest offline  
Stary 05-03-2014, 18:29   #124
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Charkał i pluł usiłując przetestować swoje gardziołko, rozrzezane od uha do ucha. Kurwa pomyśli kto żem się po pijaku kosą golił – pomyślał z frasunkiem ileż to straci jego urok osobisty. Koboldzia zaraza nie chciała gadać, rozmowa nie kleiła się, miał zamiar zaraz użyć nieco bardziej wymownych środków perswazji, kiedy poczuł zębiska na przedramieniu.
- Ożesz ty... – wyszarpnął dłoń i palnął na odlew drugą ręką. No i zepsuł kobolda. Stanął zdziwiony, podniósł do oczu swoją wielką jak bochen pięść. – No nie no, co za ludzie. Jak z gówna ulepiony, raz pukniesz i od razu mdleje. Ej, ty! A nie jesteś ty kurwa czasem jadowity?
Warknął z wściekłością i potrząsnął ramieniem kobolda, tym razem przyglądając się śladom zębów. No i zobaczył że z jaszczurzej główki coś ciecze, a szturchnięcia nie pomagają. Oczy w słup, jęzor wywalony.
- Nie no widziałeś Yorn? – splunął z niesmakiem, ale rozczulać się nie zamierzał. Zerknął z niepokojem na pogryzioną rękę i doszedł do wniosku że trzeba zdezynfekować truciznę. Zobaczył że kumple też do dezynfekcji się wzięli obracając jakieś bukłaczki. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i podszedł do swojego rukzaka. Wyciągnął metalową manierkę z porządną przepalanką, odkręcił korek. Chwilę wahał się trzymając naczynie nad ranką, potem wzruszył ramionami i wyłoił do dna. Od środka odkazić też trzeba, a manierka niewielka.
- Ej, przyjaciele. – powiedział przymilnie, kiedy już wychlał na boku wszystko, a Borys i gnom zaczęli częstować. – A ja zagrychę mam!
Wyciągnął połeć żółtej słoniny i kozi, ostry ser. Mmmm, dojrzały i chowany specjalnie w sepetach na takie towarzyskie okazje. Khazadzki rarytet, który wybornie pasował do bimberku, nawet takiego magicznego. Odpakował, a w jaskini rozszedł się zapach jakby pułk wojska dostał rozkaz „Onuuuuuceee preeezeeeentuj!!” po czym dosiadł się do kompanii.

Wybudził się pokryty jakimś glutem, a nawet nie wiedziął kiedy zasnął. Tyle tego wychlali, że aż film urwało? Nie no przecież gorzałki tyle co kobold napłakał. Pieczenie na ręce gdzie przywierał glut i okrzyki wokoło wkrótce dały odpowiedź.
- Pora się wynosić, gówno z popasu, na dudach do wódeczki pogram wam kiedy indziej. – Rozglądnął się i zaniepokoił że zwiad jeszcze nie wrócił. Netka przeceiż odszpuntowanie antałka i chlupot gorzałki w gardłach instynktownie wyczuwała z pięciu staj i od razu kubek podstawiała. A teraz nie ma jej i nie ma. – Idziecie?
Wytarł obcas z zielonkawej mazi, bo przez całą przemowę mściwie rozgniatał butem te gluty które odlepił od siebie.
 
Harard jest offline  
Stary 06-03-2014, 00:55   #125
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Niziołek aż wzdrygnął się słysząc hałas jaki wywołał nieostrożny Quinn. Rzucił mu pełne złości spojrzenie będąc przekonany, że całą dyskrecję w jednej chwili diabli wzięli. Może przekradanie się z pochodnią do najlepszych pomysłów nie należało, ale przynajmniej była nadzieja, że nie zaalarmują wszystkich wygłodniałych stworzeń na przestrzeni kilkuset metrów. - Po cholerę żeście za mną szli? Więcej rabanu robicie niż armia krasnoludów! - syknął w stronę swoich towarzyszy. Strasznie nie na rękę były mu przechadzki w towarzystwie łasych na złoto ćwierćmózgów. Mimo wszystko zacisnął zęby nie chcąc dalej obrażać uzbrojonych po zęby najemników. Szczególnie, że miał jeszcze przed oczami przeczącego prawa fizyki mnicha – Borys wszystkim niedowiarkom udowodnił, że głupota jednak potrafi latać.

***

Z orężem w dłoni Eldon podążał tunelem udekorowanym w iście królewskim stylu - zadbano nawet o czerwony dywan! Bard chciał podzielić się z resztą zwiadowców swoimi spostrzeżeniami, ale ugryzł się w język widząc, że Ci także sięgnęli po broń. Wychylając się zza węgła cała trójka ujrzała rozczłonkowanego i na wpół przeżutego kobolda. Niziołkowi zrobiło się niedobrze; nie dość, że nogi umazane miał od juchy to jeszcze waliło tu starą rybą. Chciał powstrzymać łotra zbliżającego się do szczątków tropionej ofiary, ale coś przykuło jego uwagę. Kątem oka na skraju światła rzucanego przez pochodnię dostrzegł cień mroczniejszy od otaczających go ciemności. Z początku myślał, że to dziura w ziemi, ale przeczucie podpowiadało mu, że to coś zupełnie innego. Przetarł oczy w nadziei, że wyobraźnia płata mu figle, ale to coś dalej tkwiło w miejscu, a właściwie powiewało jak prześcieradło na wietrze. Zaintrygowany pochylił się do przodu trzymając pochodnię w dłoni i stało się to czego obawiał się najbardziej – cień skoczył wprost na niziołka nim ten zdążył krzyknąć.

Uniknął ataku w ostatniej chwili popisując się swą nadzwyczajną zręcznością. Wykonał salto w tył, odbił się rękoma od podłoża i wylądował plecami do reszty towarzyszy. Dopiero po chwili poczuł ukłucie chłodu i ból w nodze świadczący o tym, że nie do końca udało mu się uciec od tego... czegoś. Wokół zapanowały egipskie ciemności, lecz nie przeraziło to Eldona. Wszystko wskazywało na to, że nie on był głównym celem ataku tylko trzymana przez niego pochodnia. Zaświtał mu w głowie pomysł, który mógł być kluczem do pokonania niewidzialnego przeciwnika. Sięgając w zakamarki swojego umysłu bard zaczął tkać melodyjne zaklęcie. Po upływie kilku sekund w powietrzu zalśniły cztery latarnie sztormowe, które pomknęły we wszystkie kierunki. - Spróbuj to zgasić! - Zaśmiał się drwiąco. Jasne było, że stwór za światłem nie przepadał, ale nawet jeśli ten atak nie wywrze na nim żadnego wrażenia to przynajmniej nie będą walczyć po omacku. Wszystko miało swoje plusy. Niziołek zdjął z pleców stalową tarczę, sięgnął po wierne noże do rzucania i czekał aż ujawni się jego przeciwnik.
 
Warlock jest offline  
Stary 06-03-2014, 23:38   #126
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Po uporaniu się z zielonym gównem Danny znów pogrążył się w myślach. Drugi raz próbował wieszczyć w tej zapomnianej norze i drugi raz nie uzyskał oczekiwanych odpowiedzi na zadane pytania, za to drugi raz duchy odwołują się do jego przeznaczenia. To już pewne, że gdzieś tam na końcu czeka ich coś większego, niż wydawało się na początku. Jednak to, w jaki sposób o owym przeznaczeniu mówiono... Cóż to mogło być?

~ Dla mnie to jest jasne jak słońce. Mówią o twojej śmierci, książę. Ja bym stąd zwiewał. ~ Rzucił odkrywczo optymistyczny jak zwykle Demon.
~ To by było zbyt proste. Oczywistym przeznaczeniem księcia jest złączyć się ze światem duchów, lecz sama śmierć nie jest do tego konieczna, a jeśli już to jest co najwyżej przystankiem. ~ Truizmy od Sumienia były zawsze na miejscu.
~ Cisza, jedno z drugim, próbuję tu myśleć. ~ Obruszył się Danny.

Nie chciał przyznać się przed samym sobą (i przed współlokatorami swojej jaźni) że duchów na dziś miał już dosyć. Zagadkowych wypowiedzi o przeznaczeniu nie sposób zrozumieć na jeden właściwy sposób. Możliwych interpretacji było wiele; z aktualnymi informacjami nie można pójść dalej.
Ciekawiła go jednak druga sprawa, odkryta dość niedawno. Neth znalazła tutaj trochę prastarych krasnoludzkich monet, do tego dodać rysunek, jaki sam namalował... Prosił o drogę do bezpiecznego miejsca, czy to może oznaczać że gdzieś na dole żyją krasnoludy przyjaźnie do nich nastawione? A może już nie żyją i dlatego miejsce jest bezpieczne?

- Agrad, Yorn, mam tutaj ważne kwestie do szybkiego przemyślenia. - Odezwał się w końcu tak nagle, że mimo wkurwienia jego towarzysze aż podskoczyli. - Połączcie ze sobą dwie rzeczy: Znaleźliśmy tu trochę - posłużę się twoim określeniem - Tu skinął głową w stronę Yorna. - Starych jak sam skurwysyn krasnoludzkich monet. Do tego moja wróżba - wyższe byty przez moje ręce namalowały tu ewidentnie krasnoludzką bramę. Niepodobna do żadnej, którą znam, jednak to khazadzki wyrób jak w mordę strzelił. - Zamyślił się na krótką chwilę. - Wniosek jest prosty. Cała ta kopalnia lub tylko jej fragment jest lub był zamieszkany przez krasnoludy. Szczególnie, że w swojej wizji widziałem krasnoludzką kobietę, która wołała "Odnajdź mnie", jednak potem okazała się jakąś maszkarą która się na mnie rzuciła. To może oznaczać że ten lud jest agresywny; Może to oni zabili naszych poprzedników? - Przygryzł wargę, po czym skierował wzrok w dół i dodał ciszej: - Nie zgadza mi się tylko jedno. Wieszcząc, prosiłem o drogę do bezpiecznego miejsca, a w odpowiedzi dostałem te wrota. Duchy nigdy nie wystawiły mnie w taki sposób... Może te krasnoludy są jednak przyjaźnie nastawione? - Zakończył, wyraźnie niepewny swoich słów, po czym spojrzał pytająco na swoich towarzyszy.
 
Demoon jest offline  
Stary 09-03-2014, 09:05   #127
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Stare jak skurwysyn to mało powiedziane! – Powiedział nico unosząc głos. Upewnił się czy Borys nie ma zamiaru mu pacnąć za brak kurtuazji przy wybudzaniu go z grzybiczego letargu. Przyjrzał się rysunkowi i kontynuował.
- Każda krasnoludzka mennica ma swój znak. U nas monety są równe wartością, różnią się tylko miejscem ich wyprodukowania, a każde takie miejsce ma swój znak. Nie znam tego symbolu – zamyślił się na moment - Wiem tylko, że te monety są prawie tak stare jak ja albo i starsze. Musiałbym być złotnikiem by wiedzieć albo przynajmniej mieć powiększające szkiełko. Wtedy lepiej bym to ocenił. Ja mam 263 wiosny za sobą – Yorn uśmiechnął się do gnoma. Przyjrzał się wrotom po raz kolejny.
- Wrota które narysowałeś są mi nieznane. Właściwie w każdej kopalni stawia się takie by móc bronić wydobytego kruszcu. Skoro widzisz duchy to możliwe, że to miejsce jest na tyle obłąkane że zakłóca to Twoje wizje. Monety są stare, krasnoludy długowieczne, a w wizji widziałeś krasnoludzką kobietę. Wrota możemy znaleźć idąc dalej, a wydarzenia które miały tu miejsce mogły się dziać nawet i 300 lat temu. Ty dostrzegasz je teraz kiedy próbujesz kontaktować się z duchami.
 
Tiras Marekul jest offline  
Stary 09-03-2014, 09:07   #128
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zdziwiło trochę Neth, że nikt się nie pchał prócz niej do szabrowania wszak była to najprzyjemniejsza część ceremonii. Krasnoludzkie monety zapaliły w jej oczach chciwe płomyki. Nie potrzebny był wyjątkowy zmysł obserwatora żeby pojąć, że dziewkę złoto przyciąga jak magnes.

Pieniążek wychuchała, wydmuchała, czule pośliniła i rękawem przetarła co by więcej było widać wyrżniętych w metalu znaków. Zabłysnęła się przyjemnie dla oka jak psie jajca i Yorn potwierdził, że i warte są coś niecoś.
Dwanaście sztuk. Dwa razy przeliczyła, dla pewności, bo do dziesięciu to szło bezproblemowo ale powyżej to już wyższe kalkulacje akrobacje bo i palców brakowało. No ale jednak dwanaście. Dwanaście brzęczących, proszących o atencję skarbeńków.

Neth wywołała każdego z kompanów z imienia i rzucała złote kółko kolejno w ich stronę. Niby sobie sama znalazła i mogłaby do mieszka cichcem wetknąć, żeby nikt nie zauważył... No ale jakaś tam poczucie solidarności najemnika w niej siedziało. Wkład w zabijanie przekłada się na dolę w łupach.

Miecz, choć śmierdział przypaloną ludziną, zdawał się porządną rzemieślniczą robotą i swoje wart być musiał. Neth owinęła ostrze w szmatę i zatknęła broń za pas, po przeciwnej stronie rapiera uznając, że sobie go zatrzyma. Nawet jak się nie przyda to opyli się we wsi.

Tropienie za krwawą smugą wróżyło kłopoty no ale podjęli się zwiadu więc trzeba było to ciągnąć, aż znaleźli trupa w stanie wzbudzającym niepokój. A później się szybko zadziało...
Ciemność, która nastała na moment zmroziła krew w żyłach Neth. Dzięki bogom, że niziołek był z nimi i wyczarował te błędne światełka. Na ślepca to można się pierdolić ale walczyć niekoniecznie.
Cokolwiek było cieniem, do którego leża właśnie wleźli, Neth nie miała ochoty się z tym zapoznawać.

- Zbijmy się w szereg i wycofujmy do tunelu... - zasugerowała. - Tam się będzie łatwiej bronić.

Kiedy w trójkę wypełnią korytarz jak klin bestia przynajmniej nie zajdzie ich od tyłu. A może odpuści i nie będzie jej się chciało fatygować za żarciem, skoro spiżarnię ma pełną...
 
liliel jest offline  
Stary 09-03-2014, 12:35   #129
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Sam se kurwa pogrzeb! - warknął Borys na krasnoluda, ale tak jakoś bez przekonania. - A potem se pchły z brody wyiskaj, kurduplu jeden! W goryszych rzeczach się po chlaniu budziłem i nie jęczałem tyle. -

Co fakt, to fakt. Przebudzenia po kolejnych pijackich wyczynach z Quinnem bywały na wyraz malownicze. W porównaniu z innymi, te tutaj grzybki nie prezentowały się szczególnie imponująco. Jak zwykle w takich przypadkach, po bliższemu przyjrzeniu się „masie” w której znajdował się po ocknięciu (lub ocuceniu, zależnie jak dobrze się bawił wcześniej), Schwanz miał ochotę wygłosić sakramentalne zdanie.

- Hmmm.... Nie przypominam sobie, żebym to jadł... -

Borys oczyścił się coniebądź z grzyba, potarł plecami o skałę, jak rasowy niedźwiedź o sosnę, aby pozbyć się zielnego gówna z pleców i zainteresował rozmową kompanów. Wyjął z kieszeni wcześniej podarowaną przez dziewczynę monetę i przyjrzał się jej krytycznie. Oczywiście nie był wstanie powiedzieć o niej nic szczególnego, poza tym, ze chciał więcej, ale starał się przy tym wyglądać na mądrze i „myśląco”.

- Stara, nie stara, jak jest tam takich więcej, to warto się tam wybrać. Lokatorów utłucze się po drodze. -
Ucieszony z kolejnego przebłysku strategicznego geniuszu, postanowił iść za ciosem i pokierować trochę kompanią.
- Poszedł by który do tej dziury, sprawdzić co te obibok robią, bo pewnikiem się opierdalają w jakieś dziurze. Albo, jak znam Quinna, chędożą pospołu. -
 

Ostatnio edytowane przez malahaj : 09-03-2014 o 12:37.
malahaj jest offline  
Stary 09-03-2014, 14:09   #130
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
Kolejne komentarze do jego błyskotliwego monologu zbywał prychnięciami. Mógł przypuszczać, że główną uwagę jego towarzyszy przyciągnie to, co złote. Pod koniec ich gadki skrzyżował ręce na piersi, po czym odrzekł:

- Jedyne co to monety błyszczące wam w głowie. Ja tu się, pany, pytam o poważniejsze rzeczy. Co myślicie o tych krasnoludach? Jest szansa, żeby tu żyli? - Spojrzał na Agrada i Yorna. - Jeśli tak, to co robimy? Szukamy ich, rozumiem, jak już wspomniałeś o lokatorach? - Tu zwrócił się do Borysa.

Wywód brodatego wielkoluda nie wprowadził nic, czego by nie wiedzieli. Poza ostatnim zdaniem, które widocznie ożywiło gnoma. Borys przypomniał mu o tym, co uleciało mu wśród tych wszystkich ważnych rzeczy - przydałoby się mieć kompanię w pełnej liczebności. Danny klasnął w dłonie.

- Właśnie! Te korytarze aż takie długie nie są, coś musiało ich zatrzymać. Może też napotkali grzyba i ten ich zmorzył do snu i właśnie ich trawi? Może znajdziemy już tylko ogryzione koś... - Przerwał w połowie, przypomniawszy sobie swoje wcześniejsze wizje. Oczy otworzył tak, że zajęły większą część jego głowy, po czym potrząsnął nią i rzucił. - Po prostu zbierajmy się.
 
Demoon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172