Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2014, 21:37   #54
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Theodor uśmiechnął się do swoich myśli. Joan. Przez chwilę pozwolił wspomnieniom poszybować w stronę młodzieńczych lat spędzonych w Silver Ring.

Pamiętał ją bardzo dobrze. Jej ciemne włosy, zielone oczy i dołki w policzkach, kiedy się uśmiechała. Pamiętał jej opaloną skórę i kształt ust, które skradły mu kilka pierwszych, młodzieńczych pocałunków.
Wuornoos nalał sobie drinka i przez chwilę pogrążył we wspominkach.

Jazda na rowerze, po karkołomnych trasach. Pływanie w jeziorze latem. Drzewo, na które wspinali się, wraz z przyjaciółmi bawiąc w jakąś zapomnianą, dziecięcą grę. Jabłko gryzione z dwóch stron na miejskim festynie, dyndające na sznurku. I te jej oczy, Niesamowite, zielone oczy.

Joan La Sall. Młodzieńcza miłość. Dziewczyna, dla której stracił głowę. Doktor. Ucieszył się z jej sukcesu.

Wiedział, że musi się z nią spotkać. Że musi zadzwonić. I wiedział, jak się do tego zabrać.

Dopił drinka i zbyt zmęczony, by zrobić cokolwiek jeszcze tego dnia, położył się spać.


* * *


Tej nocy nie spał zbyt dobrze. Dręczyły go koszmary. Z początku nie były koszmarami.

Stał z Joan pod drzewem, chroniąc się przed deszczem. Całowali się. Namiętnie, lecz niewprawnie. Jego ręce gładziły ją po plecach, szukały drogi przez pod przemoczone ubranie, a ona pozwalała mu na to. Theo czuł się zwycięzcą, zdobywcą głównej nagrody na festynie. I wtedy zobaczył, że to co lecie z nieba, to nie deszcz, kecz krew. Śmierdząca, karmazynowa powódź, zalewała ciała jego i jego młodzieńczej miłości. Przerażony oderwał usta od ust dziewczyny i zamiast twarzy Joan Theodor ujrzał .. czaszkę. Wyszczerzoną, lśniącą w strugach czerwieni, paskudną, złowieszczą.

Obudził się z krzykiem.

Pozapalał wszystkie światła w mieszkaniu i podszedł do barku ukrytym za reprodukcją jakiegoś kubisty – obraz podarowany mu przez zaprzyjaźnionego korektora – Jima Londera. Dwa spore drinki później Theo poszedł spać, a alkohol przegnał wszelkie koszmary.


* * *


W okolicach południa zadzwonił do zaprzyjaźnionego wydawcy i poprosił, by ten zdobył dla niego numer doktor Joan La Sall. Przez wydawnictwo Prosperro, które wydało książkę Laury.

Mógł to zrobić prościej, przez Uniwersytet Chicagowski, ale nie zawsze łatwo było zdobyć numer bezpośredni, a nie chciało mu się przebijać przez asystentów lub sekretariaty i tłumaczyć, po co mu ten numer. W kwadrans późnej miał już numer starej przyjaciółki. Teraz wystarczyło zadzwonić i umówić się na spotkanie.

Nalał sobie małą szklaneczkę whiskey, dla odwagi, przysiadł przy telefonie i wykręcił zdobyty numer.

La Sall. Nie zmieniła nazwiska. Czy to oznaczało, że nie wyszła za mąż. Serce biło mu szybciej, Jak kiedyś, za młodu, w Silver Ring.
 
Armiel jest offline