Wszystko to wyglądało coraz gorzej, niczym elementy domina, które wkrótce runą jedno po drugim. Strzelec podrapał się po długiej białej brodzie i spojrzał w dół studni. Dwadzieścia pięć metrów niżej dostrzegał kamieniste podłoże, które tylko czekało na śmiałków zamierzających stąpać po nim ku … nieznanemu. Lina była gotowa i krasnolud również, więc nie wiele myśląc przerzucił Miruchnę na plecy i zaczął się spuszczać w dół. Robił to powoli, systematycznie, uderzając o ściany by się nie otrzeć. W końcu był gotowy na finisz, lecz nim to zrobił wziął raz jeszcze głęboki wdech i zrobił to. Musiał. Innego wyjścia nie było, tym bardziej że skoro inni dotarli w to miejsce, on nie może być gorszy. Dotarł do celu, a delikatny pot spłynął po jego czole.
Gdy tylko Thorgun dotknął ziemi od razu jego wierna towarzyszka znalazła się w jego rękach. On sam lekko uginając nogi zaczął się rozglądać dookoła jakby w oczekiwaniu, że chmara nie przyjaciół na nich wyskoczy. Niestety tak się nie stało, a jedyne co znaleźli to trup. Trup prawdziwego kapłana, co było do przewidzenia. Nie widząc niebezpieczeństwa Thorgun poczekał aż wszyscy zejdą, nabijając w tym czasie sobie fajkę i zapalając ją. Gdy ostatni członek drużyny zszedł na dół, ruszył za Khaidar osłaniając ją. Miruchna była w pogotowiu, marząc o tym by wypluć z siebie kule miłości, którymi by mogła sięgnąć “zalotnika”
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |