Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2014, 11:17   #55
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
- Nie, nie… - nagle zaschło jej w ustach, nogi jej zmiękły, a z twarzy odpłynęła cała krew. Upchnięte na dnie świadomości wspomnienia zalały ją z nową siłą - Panowie wejdziecie, czy zabieracie mnie ze sobą…? - zapytała słabo.
- Możemy tutaj. Jeśli będzie to bardziej komfortowe dla pani. - odezwał się detektyw Waldorf.
- Proszę, wejdźcie. - Emma poprowadziła niezapowiedzianych gości do saloniku, gdzie czekali na nią Susan i Anton - To są detektywi Jacques Bleumont i Mark Waldorf… to moi przyjaciele Susan Chatiere i Anton Wayneright... - przedstawiła szybko i zwróciła się do policjantów - ...ile czasu nam to zajmie?
- To nie jest oficjalne przesłuchanie. Chcemy tylko odpowiedzi na kilka pytań i uściślenie złożonych już przez panią zeznań. Więc nie powinno zająć zbyt wiele czasu. - wyjaśnił Bleumont po wymianie uprzejmości. - Gdzie będzie pani wygodnie przeprowadzić taką rozmowę?
- Chyba najwygodniej będzie przy stole w kuchni. Podać panom coś do picia? - Emma poprowadziła detektywów do jasnego pomieszczenia, gdzie centralne miejsce zajmował nieduży stół i cztery wygodne krzesła ustawione przy dłuższych bokach.
Mężczyźni usiedli na wskazanych miejscach. Wyjmując notatnik Mark rzekł. - Colę jeśli jest.
A Jacques gestem dłoni zaprzeczył.
Cola wylądowała przed detektywem, a Emma ze szklanką wody zajęła miejsce naprzeciwko mężczyzn, czekając na ich pytania.
- Jak długo znała pani denata? - zapytał Jacques, a Mark zaczął notować.
- Znaliśmy się w dzieciństwie, w Silver Ring. Wtedy dość dobrze… a potem nasze drogi się rozeszły. Wyjechaliśmy na studia i z czasem kontakt nam się urwał. - wzruszyła ramionami - Kilka dni temu zobaczyłam do w telewizji i umówiliśmy się na spotkanie, ale… - urwała i wbiła ponure spojrzenie w blat stołu.
- Ale..? - spytał Mark, na moment przerywając pisanie.
- Ale zamiast z Erikiem, spotkałam się z mnóstwem krwi. - Emma dokończyła z wyraźną złością, zerkając przelotnie na detektywa.
- Proszę opowiedzieć o rozwoju całej sytuacji. O tym, jak nawiązaliście kontakt, jak doszło do planów spotkania… Każdy szczegół może być ważny. - przesłuchanie przejął znów Jacques.
Kobieta nie zamierzała wtajemniczać policjantów w Koszmar, chociaż coś mogła im przecież powiedzieć… może sama się czegoś przy okazji dowie?
- W reportażu powiedzieli, że Eric maluje teraz tu, w Nowym Orleanie. Zadzwoniłam, bo dawno się nie widzieliśmy… - taktownie przemilczała kwestię podobieństwa jej własnych obrazów z tymi, które malował Eric - ...sprawiał wrażenie zestresowanego, mówił coś o karcie tarota… nawiasem mówiąc, ja też dostałam taką kartę… więc postanowiliśmy się spotkać. - Emma mówiła powoli, jakby starała sobie przypomnieć przebieg zdarzeń, choć w rzeczywistości gorączkowo zastanawiała się, co może wyjawić, a co powinna przemilczeć - Umówiliśmy się w Audubon Zoo, ale nie przyszedł, więc pojechałam do niego. Wiecie, ja też jestem artystką i doskonale wiem, że jak się tworzy... bardzo łatwo zapomnieć o całym świecie. Resztę historii znacie.
- Mogę zobaczyć tą kartę? - zapytał Jacques po dłuższej chwili namysłu.
- Jasne… - wokalistka wstała od stołu, by z dna szuflady w salonie wygrzebać kopertę z dziwnym liścikiem i podrzucić do niej nieco sfatygowaną kartę, którą trzymała bezpiecznie schowaną w kieszeni spodni. Podając ją mężczyźnie, dodała jeszcze - Dostałam to tydzień temu… a właściwie znalazłam po koncercie, w garderobie... razem z bukietem uschniętych róż.
- Wie pani od kogo? - zapytał detektyw przyglądając się karcie, podczas gdy jego partner upił nieco coli, po zanotowaniu ostatniej wypowiedzi Emmy.
- A widzi pan tu jakiś podpis? - odpowiedziała kpiąco, zła na siebie, że w ogóle poruszyła ten wątek.
- Czy wie pani coś na temat religijnych poglądów Erica, wspominał coś o jakichś ezoterycznych zainteresowaniach? O sektach? - zapytał Jaques i po chwili jeszcze dodał. - Jaki wydawał się w rozmowie przez telefon.
- Nie mam pojęcia, kogo lub czego wyznawcą się stał. Jak mówiłam, umówiliśmy się tylko na spotkanie, do którego ostatecznie nie doszło. - Emma wzruszyła ramionami - Był rozkojarzony i zdenerwowany, ale nie wiem, dlaczego. Stwierdziłam, że nawet, jeśli coś mu się nie układa, nie jest to rozmowa na telefon.
- Rozumiem. - skinął głową detektyw. - Mogę zatrzymać kartę?
- Nie. - kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie i odebrała z rąk policjanta swój klucz do wyjścia z Koszmaru - Mogę panom jeszcze jakoś pomóc?
- Proszę opisać jeszcze raz co wydarzyło się od czasu przybycia do budynku w którym mieszkał denat, aż do zadzwonienia po policję, przez rodzinę Lucciano. - rzekł Jaques. - Proszę się skupić na detalach, które zwykle umykają w takich opisach, na zapachach, dźwiękach… Może coś pani umknęło z pamięci ostatnim razem?
Emma jeszcze raz, powoli, dokładnie i ze szczegółami opowiedziała o wydarzeniach tamtego wieczora, od momentu wejścia do windy do spotkania z policją.
- Nic więcej nie pamiętam. - zakończyła swój krótki opis i wyczekująco spojrzała na siedzących naprzeciwko mężczyzn.
- To wszystko na razie. Nie zamierza pani opuścić miasta, pawda? - zapytał Jaques tonem jakby wygłaszał utartą formułkę.
- Owszem, zamierzam. - głos Emmy zrobił się zimny, spojrzenie wyzywające - Czy to jakiś problem?
- Oczywiście, że tak… Dopóki toczymy śledztwo i jest pani świadkiem, przydałoby się wiedzieć, gdzie panią łapać. - wyjaśnił Jaques.
- Wybieram się do rodziców, do Silver Ring. - uściśliła w odpowiedzi - Mogę się tam zgłosić na komisariat, jeśli panom na tym zależy.
Milczała przez chwilę, nim zdecydowała się dodać - Znaleźliście w końcu jego głowę? To na pewno Eric?
- Tak. To na pewno ciało Erica. Odciski palców zgadzają się z tymi z paszportu. Natomiast głowy nie udało się odnaleźć. Możliwe, że przestępca zabrał ją ze sobą. - wyjaśnił policjant.
Emma wdrygnęła się na samo wyobrażenie bezgłowego ciała i nerwowym gestem upiła łyk wody.
- Chyba nie chcę wiedzieć nic więcej, dopóki... dopóki nie znajdziecie... mordercy. - odetchnęła głęboko. Na wspomnienie krwi zrobiło jej się niedobrze - Czy to już wszystko?
- Jeśli może pani podać numer swojego telefonu komórkowego, to byłbym wdzięczny. - rzekł detektyw Waldorf.
- Oczywiście... - kobieta podyktowała ciąg cyfr, po czym wstała z krzesła, dając tym samym do zrozumienia detektywom, że powinni się już pożegnać.
I co zrozumieli od razu, żegnając się wpierw z Emmą, a potem dwójką jej przyjaciół w sąsiednim pokoju. Po chwili dwójka detektywów opuściła mieszkanie artystki.

Kiedy wyszli, Emma zamieniła szklankę wody na kieliszek wina i wróciła do salonu. Cały poranny humor gdzieś prysł, ponure spojrzenie utkwione w bursztynowym płynie swiadczyło nader wyraźnie, co zaprząta jej myśli.
Anton objął Emmę ramionami i przytulił do siebie. Susan zaś wydawała się równie przybita jak Emma, a może zagubiona? Jaki był jej Eric Roberts? Jaki był w jej wspomnieniach? I jaka była prawda? Obie wszak pamiętały rodzinne miasto. Obie się w nim wychowały. Więc czemu ich wspomnienia się różniły?
- Przepraszam, ale chyba nie będę zbyt dobrym kompanem na zakupach… - Emma odezwała się wreszcie, nadal wpatrując się niewesoło w niemal pusty już kieliszek - ...chociaż nie bardzo wiem, co mogłabym robić w zamian. Więc może lepiej chodźmy już. - rozkojarzonym spojrzeniem omiotła Susan i Antona, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Nie szkodzi. Wolę nie być sama. - wyjaśniła tłumaczka, blado się uśmiechając. Anton cmoknął czule Emmę w policzek i rzekł. - No to ruszajmy.
Wyprawa do galerii handlowej nieco oderwała myśli wokalistki od ponurych spraw. Podstawowe artykuły dla Susan zostały kupione szybko i bez specjalnego wybrzydzania, potem można było się rzucić w świat mniejszych butików oferujących nietuzinkowe, a przy tym często niedrogie, ubrania. Korzystając z okazji, Emma odwiedziła swoją najlepszą krawcową, by porozmawiać chwilę nad kreacją na ostatni koncert promocyjny… co oczywiście skończyło się ogólną damską dyskusją na tematy zupełnie Antona nie interesujące. Co gorsza, wyglądało na to, że ożywiona rozmowa nieprędko się skończy…
Anton z miną cierpiętnika wysiedział heroicznie dwadzieścia minut, po czym pod pozorem zakupu nowego obiektywu do swojej lustrzanki, szybko urwał się z owych pogaduszek.
Co kobiety zskwitowały śmiechem, wracając do porzuconej rozmowy. Ostatecznie stanęło na tym, że Jenna zajrzy do niej wieczorem, przejrzeć rzeczy z garderoby i wspólnie coś wymyślą. Oczywiście, będzie miała też gotowy jakiś świeży projekt, dla Susan oczywiście też... ”przecież kobiety zasługują na to, by się pięknie ubierać, czyż nie? Dla siebie samych, nie dla mężczyzn. Bo rzadko który mężczyzna to doceni… ale o tym wszystkim porozmawiamy na spokojnie wieczorem...” i przyjaciółki zostawiły krawcową pochłoniętą nowymi projektami.
Obiad zdecydowały się zjeść w niedużej knajpce nieopodal, gdzie bez specjalnego zaskoczenia spotkały siedzącego przy piwie Antona.
- Jak tam obiektyw? Znalazłeś właściwy? - Emma z wesołym błyskiem w oczach przysiadła się obok fotografa, częstując się zimnym płynem z jego kufla.
- Oczywiście. Jestem fachowcem przecież. A jak tam… zakupy? - zapytał wesołym tonem Anton, zerkając na obie kobiety. Susan uśmiechnęła się, wzruszając ramionami. - Emma załatwiła nam wizytę krawcowej wieczorem.
- To chyba ja nie będę wtedy potrzebny. - odparł Anton.
- Kto wie… może bieliznę będziemy kupować - odparła pozornie obojętnym głosem Susan, a Anton słysząc to, zakrztusił się piwem.
- Sue… - Emma spojrzała na tłumaczkę z żartobliwą naganą w oczach - ...przyprawisz mi Antona o zawał serca, jak tak dalej pójdzie… - czule poklepała fotografa po ramieniu - ...Jenna nie zajmuje się bielizną, jej największą miłością są sukienki… od codziennych, po wieczorowe… więc jeśli Cię to zbytnio przeraża, to oczywiście nie zamierzam Cię do niczego zmuszać… - wokalistka uśmiechnęła się niewinnie - ...jej wizyty zwykle kończą się wyrzuceniem większości strojów z garderoby i paradowaniem w samych majtkach, bo z taką ilością pomysłów na minutę, nie opłaca mi się ubierać…
- Tym bardziej nie powinienem się zjawiać… Jeszcze ktoś by się zgorszył. - mruknął Anton, a Susan wzruszyła ramionami. - Studiowałam we Francji. Niełatwo mnie zgorszyć.
- Wieczór z pewnością będzie znacznie weselszy, jeśli się zjawisz. - Emma uśmiechnęła się ciepło, choć po chwili na jej twarzy zagościł smutek - Jutrzejszy dzień będzie jedną wielką próbą... ostatni koncert musi wypaść jeszcze lepiej, niż wszystkie poprzednie… potem bankiet… a pojutrze wylatujemy do Silver Ring. Chociaż rozumiem, że temat sukienek specjalnie Cię nie pasjonuje… - westchnęła i umilkła, nie kończąc zdania.
- Jako fotograf wolę uwieczniać piękno, niż o nim rozmawiać. - odpowiedział dyplomatycznie Anton, wywołując ironiczny uśmieszek na twarzy tłumaczki.
- Jenna się z pewnością nie obrazi, jeśli będziesz robił zdjęcia w trakcie przymiarek. - wokalistka w zamyśleniu przygryzła paznokieć - Myślę, że byłaby nawet zadowolona… od dawna powtarza, że przydałoby jej się coś do powieszenia na ścianach pracowni, ale nie znalazła jeszcze nic odpowiedniego. Może taka dokumentacja procesu, w którym daje nowe życie starym kreacjom, będzie odpowiednia? - wpatrzyła się w fotografa, nadal z tym zamyślonym wyrazem twarzy, a potem roześmiała lekko - Poza tym, lubisz mi robić zdjęcia w różnych dziwnych sytuacjach.
Mrugnęła porozumiewawczo do Susan, a po chwili jej spojrzenie nabrało wyrazu podejrzliwości.
- A może Ty po prostu masz już plany na ten wieczór, co?
- Cóż… Nawet jeśli miałbym jakieś, to pokusa zrobienia paru artystycznych fotek tobie jest nie do odparcia. - odparł wesoło Anton, uśmiechając się drapieżnie. A w jego spojrzeniu widać było figlarne iskierki. - To co teraz panie mają w planach?
- Może coś pozwiedzamy? Nie znam za bardzo atrakcji Luizjany. - zapronowala Susan.
- Moim ulubionym miejscem na spacery jest brzeg Missisipi. A największą atrakcją jest… jazz. - Emma uśmiechnęła się ciepło - Jak Jenna już pójdzie, możemy się wybrać do French Quarter, na trwającą do białego rana wycieczkę po pubach. Albo ściągnę resztę zespołu i będziemy grać na środku Bourbon Street, a Wy będziecie tańczyć i zbierać datki do kapeluszy. - roześmiała się radośnie na samą myśl.
- Więc zobaczymy po wizycie Jenny… jak się sytuacja rozwinie. - zadecydowała Susan. - Ale co zrobimy do czasu spotkania z nią?
- Możemy iść na spacer albo nad Missisipi albo na cmentarz. - Emma zachichotała - Albo już teraz odwiedzić kilka pubów. Powiedz tylko, na co masz ochotę.
- Raczej nie cmentarz… - Susan zadrżała, wypowiadając te słowa i po chwili namysłu dodała.-Najpierw Missisipi, a potem kilka pubów na początek. Może być?
- Dla mnie może być. Może nawet zahaczymy po drodze o parę ładnych miejsc, które fotografowałem. - zgodził się z nią Anton.
- Tutejsze cmentarze są piękne… choć faktycznie może to nie być najszczęśliwszy wybór. - wzdrygnęła się lekko - Więc postanowione, ruszamy nad Missisipi. - dopiła piwo i wstała od stolika, ujmując podaną dłoń fotografa - A potem… - roześmiała się - ...potem zobaczysz prawdziwy Nowy Orlean.


Początek wielkiego zwiedzania był raczej spokojny. Anton szybko wszedł w rolę przewodnika po Nowym Orleanie, głównie dlatego, że kiedyś robił oprawy graficzne do kilku takich przewodników i przy tej okazji nasłuchał się o cudach architektonicznych miasta. Co prawda od tych wydarzeń minęło trochę czasu i fotograf przekręcał fakty czasem, mimo to jednak wycieczka była edukująca i nawet zabawna. Kłopoty zaczęły się później… Anton wybierał bowiem hipsterskie i dość napuszone puby, które zarówno Emma jak i Susan, mogły określić dwoma słowami. Pozerskie i nudne. Artystce nie pozostało nic innego, jak przejąć przewodzenie dalszą wycieczką.
Jej typy były zdecydowanie mniej górnolotne, a przy tym znacznie mniej zatłoczone. To był jej świat, włóczyła się po tych knajpkach nie raz, szukając inspiracji czy też po prostu dając się prowadzić aktualnym adoratorom. We wszystkich królował jazz, a większość spotykanych tam muzyków ściskała ciepło Emmę na powitanie i nieodmiennie usiłowała nakłonić do chwilowej choćby współpracy. Ta jednak odpowiadała za każdym razem tak samo… nie tym razem…
Czas płynął szybko… choć na uliczkach pełnych knajp i klubów wydawał się stać w miejscu. Dla stałych bywalców nie miało znaczenia, czy to dzień, czy noc. Do spotkania z krawcową zostało niewiele czasu, więc cała trójka wróciła do mieszkania wokalistki, czekając na przybycie Jenny i snując plany na dalszą część nocy.


Jenna zjawiła się z dwiema walizami na kółeczkach, które psuły jej biznesowy imidż. I z wyraźną ekscytacją w głosie i gestach. Wszak przerabianie całej garderoby, było i zyskowne dla niej i ekscytujące.
- Zupełnie jakbym lepiła człowieka od nowa. Niby szata nie zdobi człowieka, ale niewątpliwie go definiuje. - mówiła pełnym ekscytacji głosem z wyraźnym nowoorleańskim akcentem.
- Rozgość się… czego się napijesz? - entuzjazm krawcowej był zaraźliwy, dlatego też Emma tak uwielbiała jej towarzystwo.
- Lampkę czerwonego wina, ale tylko lampkę… modę należy traktować trzeźwo. - zastrzegła zaraz Jenna, po czym spytała. - To która z pań pierwsza… bo dla panów nic nie mam.
Tu spojrzała na Antona znacząco.
- Zaczniemy od naszego gościa… ja tymczasem przyniosę wino i dopilnuję, żeby pan nie przeszkadzał w przymiarkach. - zachichotała Emma, po czym ujęła dłoń fotografa i zabrała go ze sobą do kuchni.
Susan była z tego powodu wyraźnie wdzięczna, bowiem uśmiechnęła się do Emmy, gdy ta wyciągała fotografa z pokoju.
Ten zaś wyraźnie zażartował, szepcząc jej cicho do ucha. - Planujesz coś z dreszczykiem potencjalnego przyłapania?
- Nie wiedziałam, że tak bardzo lubisz być… oglądany. Może więc powieszę sobie Twoje zdjęcie wielkości ogromnego plakatu... o tu…? - przechodząc obok sypialni, wskazała na sufit nad łóżkiem, chichocząc cicho.
- Żartowałem… - odparł Anton, ale przesunął dłonią po materiale spodni okrywających pośladek Emmy. - Choć czasem mam wrażenie, że mogłabyś mnie namówić do… wszystkiego.
- Nawet do poznania moich rodziców...? - zapytała, uśmiechając się łobuzersko.
- A jesteśmy już na tym etapie? - zapytał żartobliwie Anton.
- Ty mi to powiedz… - mimo uśmiechu na twarzy, słowa kobiety zamrzmiały niespodziewanie poważnie.
- Myślę, że idziemy w dobrym kierunku. - odparł Anton, uśmiechając się ciepło. - Ale nie wiem, czy chciałabyś… wiesz… ta sprawa z zabójstwem. Najpierw chyba to trzeba zamknąć, prawda?
- Poczekaj, tylko zaniosę wino… - Emma zniknęła dosłownie na jedno uderzenie serca, a gdy wróciła, z jej oczu wyzierał ból - Boję się, Anton. - miękko wypowiedziane imię fotografa zabrzmiało w jego uszach jak anielska muzyka, mimo wagi wypowiadanych słów - Boję się, że to Siver Ring, do którego się wybieramy z Susan, nie będzie tym, które znam z dzieciństwa. Boję się, że… że nie dotrę wcale do Silver Ring… - przygryzła wargę - Ta sprawa zabójstwa… oni tego nie rozwiążą szybko, wierz mi. O ile w ogóle… nie wiedzą tego, co istotne, ale przecież im tego nie powiem. Zamknęliby mnie w zakładzie… - westchnęła - Muszę tam polecieć, ale boję się, że nie wrócę… - widać było, że z trudem nad sobą panuje. Nie taki był plan na dzisiejszy wieczór.
Anton objął ją i przytulił mocno, dodając. - Znam… robiłem kiedyś zdjęcia do reportażu dla National Geografic. Znam wiedźmę… czy czarownicę, praktykującą voodoo. Nie wierzyłem co prawda w takie rzeczy, ale nie zaszkodzi spytać.
- Nie wiem, czy zdążymy ją odwiedzić przed wylotem. - odpowiedziała cicho, wtulając się w ciepłe, opiekuńcze ramiona fotografa.
- Nie wiem, czy warto… ją odwiedzać, to ślepy trop. - mruknął Anton, tuląc Emmę i głaszcząc ją po głowie.
- W tym wszystkim i tak błądzimy po omacku. - westchnęła żałośnie - Każdy trop jest dobry.
- Zobaczymy… - mruknął Anton i tuląc Emmę, złapał ją drapieżnie za pośladek. - Wiesz, że ciężko mi się myśli przy takich pokusach z twej strony?
- Całe szczęście fotografię masz we krwi i nie musisz o tym myśleć… - zakpiła czule, tuląc się jeszcze mocniej i prężąc pod jego dłonią.
- Emma... bo zedrę z ciebie spodnie i zrobimy to… - ostrzegł całkiem poważnie Anton, zaciskając jednak dłonie na obu jej pośladkach. - A masz przecież gości.
- Możemy skoczyć na chwilę do łazienki… czy mi się wydaje, czy kapie mi woda z kranu…? - kobieta uśmiechnęła się niewinnie.
- Prowadź. - Anton wypuścił Emmę ze swych objęć i dał się prowadzić ku łazience...
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline