Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2014, 03:11   #30
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Cytat:

Dziennik Doktora Symeona Szarego

29 Trawienia roku po Wyniesieniu 1161, 33 rok panowania miłościwie nam panującego Oberiusza IV Gryfina
Gospoda "Odyniec", Vivall na granicy Altamarii i Wichrowych Pustkowii.

Ósmy dzień wyprawy

Do Vivall (powszechnie używana nazwa Sakwa nigdy nie przypadła mi do gustu) dotarliśmy późnym popołudniem - było jeszcze jasno i mogliśmy z daleka podziwiać panoramę miasta: walące się mury obronne, jakieś namioty przed nimi i niską oraz zaniedbaną zabudowę w środku. Można by pomyśleć, że miasto winno być twierdzą, broniącą przez nomadami cywilizowanych krain, ale jego mieszkańcy już dawno zorientowali się, że Azari otoczonych murem miast nie napadają - nawet takim lichym.
Niepojętym natomiast jest, dlaczego reszta miasta też wyglądała tak mizernie. Karawany zostawiają tu zawsze ładny grosz - to tu formują się karawany ruszające na południe, tu też wydają zarobiony grosz najemnicy, których pełno w tym miejscu. Miasto powinno lśnić jak perła, a jednak wygląda jak wygląda. Podobnie jej mieszkańcy - o Vivalczykach mówi się "Połatana kapota, torba pełna złota". Nauczony doświadczeniem zostawiłem w sakiewce parę denarów i garść szelągów, resztę dobrze chowając i to samo poradziłem towarzyszom. Nigdzie złodziejstwo nie jest tak rozpanoszone jak tu. Ich nieformalny cech jest tu niemal legalny i zwie się "Gildią Poszukiwaczy", oficjanie zajmujący się odnajdywaniem "zgubionych" przedmiotów.
Dotarliśmy prawie na miejsce, gdy nad miastem ni stąd, ni z owąd rozpętała się paskudna, wiosenna burza, podobno przekleństwo Morza Księżycowego, przez które mamy przepłynąć. Im bliżej Khar-Salonu, środka świata, tym częściej takie fenomeny się zdarzają.
Gdy ostatnio byłem w tym mieście, nie było jeszcze oberży, w której się zatrzymaliśmy, albo - gwoli ścisłości - była, ale nazywała się inaczej, a mianowicie "Zarzygany Kufel" i był plugawą mordownią niegodną splunięcia. Obecny właściciel, Kjarl, przejął budynek po zmarłym teściu i zupełnie odmienił jego kształt. Dziś "Odyniec" jest czystą i wygodną knajpą, zdobną w głowy stepowych guźców, upolowanych osobiście przez oberżystę lub jego syna.
Chętnie zatrzymują się tu kupcy, oficerowie, a nawet i pasowani. Tutaj także mieliśmy spotkać się z kapitanem Krzywym, szyprem "Trytonicy", która została wynajęta przez Uniwersytet.
Wieści od kapitana, a także sam kapitan były tragiczne. Otóż...

- Że jak?! - Symeon zawsze był uosobieniem manier i spokoju, a teraz wyglądał jakby miała go trafić apopleksja.

Kapitan Krzywy wyglądał mizernie. Był spity jak świnia i ledwo udało mu się przebełkotać kilka zdań.
- blp.. konsifko-anyyy. Mój sztafek, moa kofffana Thytoonyca. Bleoam. bulgu.
Uniósł palec do góry i z godnością... no prawie-że-godnością rzekł: - Ałem.
Cokolwiek to oznaczało.
- Selyiik kfionszncy pofficiał sz konłubandeszem wossssił.
Cokolwiek miał na myśli pijany Krzywy, z pewnością oznaczało to kłopoty.

- Mówi, że Trytonicę skonfiskował książęcy celnik za szmugiel kontrabandy - zakomunikował niski i donośny głos od wejścia. Jego właściciel, równie niski, był łysym rudobrodym krasnoludem, który właśnie wszedł do środka z burzy szumiącej na zewnątrz. Ściągnął mokry płaszcz, powiesił na kołku (bez wspinania się na taboret), oraz raźno podszedł do waszego stołu - Tyle że to taka prawda jak to że smoki srają złotem. Hark jestem. Bosman i cieśla Trytonicy. Właściwie to Gharkurosh, ale wszyscy mówią Hark. Co tak oczy wybałuszacie, jesteście z tych co wierzą, że krasnoludy boją się wody? Nim się nie przejmujcie, wytrzeźwieje do rana. Mówią że nie ma jak pierwsze wrażenie, a on to popisowo spieprzył. Nie oceniajcie go po tym, jest dobrym kapitanem i ma dobry okręt.


Obejrzał Krzywego i stwierdził - Ale z niego dziś pożytku nie będzie. Zamówcie mi kufelek, zaniosę go na górę, jak wrócę wszystko Wam opowiem - i nim ktokolwiek zdążył zaoferować jakąś pomoc, wrzucił go na masywne, krasnoludzie bary i wyniósł z izby.

Gdy wrócił, słuchali.
O tym że Sakwa to miejsce, gdzie złodzieje, łapówki i bezprawie to dzień powszedni wiedzieli, ale historia zajęcia "Trytonicy" wydawała się przegięta nawet jak na tutejsze standarty.

Mianowicie nijaki Czarny Bonawentura, zarządca portu zajął statek, twierdząc, że w skrzyniach załadowanych na jej pokład, a opatrzonych pieczęciami uniwersytetu jest kontrabanda. Jaka - nie chciał powiedzieć, a statku puścić się nie zgadzał aż skrzynie nie zostaną sprawdzone.

Z kolei Czarny Bonawentura - książęcy celnik, który trzymał owe skrzynie w magazynie, zakazywał dostępu do nich do czasu rozpatrzenia sprawy przez kapitanat portu. Dziwnym trafem te dwie osoby zamieszkiwały to same ciało i jakoś owych pozwoleń i zaświadczeń wydawać nie zamierzały a na ewentualne drogi urzędowe i prośby pozowstawały głuche.

- Kpi sobie w żywe oczy - mówił Hark - i czeka by mu łapę posmarować. Macie jakiś pomysł jak z tej kabały wyjść?


 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 08-03-2014 o 03:32.
TomaszJ jest offline