Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-03-2014, 22:05   #21
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Sabir nie był do końca zadowolony z odpowiedzi Doktora Symeona. Brak informacji o długości tej wyprawy niepokoił cudzoziemca. Nie wiedział dokładnie na jaki okres czasu się zaopatrzyć. Co prawda w skrzyniach wysłanych do Sakwy znajdowały nie się niezbędne do tego typu wyprawy utensylia, jednak wątpił by Ośrodek naukowy zaopatrzyłby ich w ognisty tytoń, używkę wyższych klas.
Ognisty tytoń, silnie uzależniający , jest specyfikiem używanym przez najbogatszych tego świata. Pozwala on na ukojenie nerwów, nie otumaniając jednak jak większość specyfików. W większych dawkach jest halucynogenny, jednak w mniejszych jest przydatny dla osób ciepiących z powodu bezsenności, takich jak Sabir. Dla niego niezbędne było posiadanie odpowiedniego zapasu tego specyfiku.
~Można było się spodziewać tego, że nikt nie da Ci dokładnej odpowiedzi na temat czasu trwania wyprawy.~ pomyślał ~Trzeba będzie niestety wydać część zaliczki na tytoń. Pytanie tylko czy lepiej zaopatrzyć się tutaj czy w Sakwie. Ceny są zbliżone, a jeszcze posiadam tytoń na parę nabić
Jego myśli skierowały się ponownie do rozmowy w momencie, w którym Gedan zażądał , większego wynagrodzenia. Jego twierdzenia były absurdalne. Już od dawna mógł leżeć na podłodze w kałuży krwi, gdyby tylko Sabir miał na niego zlecenie. Olbrzym popełnia podstawowy błąd. Niedocenienie innych jest zazwyczaj ostatnią popełnioną pomyłką, szczególnie w profesji Sabira.
Doktor zgodził się zapłacić im więcej, jednak z własnej kiesy. Po omówieniu najważniejszych tematów rozmowy przestały się kleić. Mężczyzna skończył swój posiłek i spakował swoją fajkę. Następnie wstał i pożegnał się z swoimi przyszłymi towarzyszami podróży kłaniając się lekko. Wychodząc zostawił drobne karczmarce.
Po wyjściu z karczmy rozejrzał się dookoła. Miasto powoli zbierało się do snu. Kupcy już dawno złożyli swoje kramy, a z karczmy powoli się opróżniały. Noc była pochmurna, jedynym źródłem światła był gdzieniegdzie pozapalane pochodnie.
Sabir ruszył powoli w kierunku swojego kwaterunku. Trasa, którą wybrał nie prowadziła bezpośrednio do niego. Wybrał dłuższą, okrężną drogę, poprzez małe uliczki położone z dala od głównych dróg, przystawając co pewien czas, aby się upewnić czy nikt go nie śledzi. Ostrożności nigdy za wiele. Do kwatery dotarł po około dwudziestu minutach. Przed spoczynkiem sprawdził jeszcze raz czy zamknął drzwi i okna. Zasnął szybko, jednakże czujnym snem.
Na miejsce spotkania dotarł punktualnie. Konie, które zapewnił uniwersytet już stały gotowe do podróży. Przytroczył swoje pakunki do konia i wsiadł na niego. Sabir nie miał problemów z jazdą konną, mimo iż nie miał w tym dużego doświadczenia. Początkowo konie jednak były niespokojne. Zgadywał, iż przyczyną zaniepokojenia były towarzyszące im wilki. Sabir już miał zwrócić uwagę Gregorowi, jednakże ten w jakiś sposób spowodował, że konie się uspokoiły. Wyprawa rozpoczęła się zgodnie z planem. Pogoda im na początku wyprawy sprzyjała.
 
Gothomog jest offline  
Stary 01-03-2014, 23:57   #22
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dialog kanna & Gothomog

Zwierzęta Gregora wyraźnie jej nie lubiły.

Z wzajemnością zresztą, ona też nie lubiła zwierząt. Mając wybór zawsze preferowała warzywa, owoce, słodkie i słone ciasta, sery w różnej postaci a nawet kasze. Unikała omasty, pieczystego – czy to ze zwierząt hodowany, czy dzikich - i pieczonego ptactwa. Czasem zjadała jajko na miękko lub kawałek pieczonej ryby. Dwór był zadziwiony jej preferencjami, ale miała zbyt wysoką pozycję, aby ktokolwiek głośno wyrażał to zadziwienie.

Mocniej ścisnęła łydkami odzianymi w wysokie buty bok konia i skróciła wodze. Koń parsknął w proteście, zarzucił zadem, bryknął, ale kobieta bez problemu utrzymała się siodle – jeździła od dziecka. Ścisnęła bok zwierzęcia jeszcze raz. Wspiął się na tylne kopyta, utrzymała się i wbiła mu obcas buta w bok. Parsknął i podporządkował się jej dłoniom. Trąciła umysłem jego jaźń w nagradzającym bodźcu. Prychnął zadowolony.
Nagradzała go za każdym razem, kiedy podporządkowywał się jej woli.

Droga płynęła spokojnie, nie rozmawiała wiele ze swoimi towarzyszami, ale bacznie ich obserwowała. Oceniała. Szacowała. Zapamiętywała drobne szczegóły. Ważne było, aby zorientować się w czym każdy z nich czuje się mocny.

--------

Wieczór zapadał szybko, Gedan objął wartę, w pewnym oddaleniu od obozowiska. Słyszała jego muzykę, a on wydawał się nie słyszeć, jak się oddala. Nie robiła wiele hałasu. Noc była ciepła, cicha, spokojna. Sprzyjała jej planom.

Wodę wyczuła z daleka, niewielkie jezioro ukryte pomiędzy drzewami. Podeszła do brzegu, znalazła miejsce, gdzie dawało się zejść bez problemu. Zdjęła ubranie i złożyła je na zwalonym pniu. Noc była ciepła, cicha, spokojna. Sprzyjała jej planom.

Pływała chwilę, rozkoszując się dotykiem wody na nagiej skórze. Potem stanęła w płytszym miejscu, niedaleko brzegu. Znieruchomiała, przymknęła oczy,skoncentrowała się na własnym oddechu i falowaniu wody. Woda wzmacniała jej moce, była dobrym przekaźnikiem. Spróbowała nawiązać kontakt ze Stowarzyszeniem, przekazać im wieść o swoich towarzyszy. Poprosiła o informację.”Dowiedzcie się jak najwięcej się da i przekażcie mi” . Stowarzyszenie prześle jej informację jeśli uzna, że to będzie dla niego korzystne. Lub nie prześle. Nigdy nie było pewności.

Wtedy go wyczuła. Wolała słowo „wyczuła”, bo nie miała pewności który zmysł poinformował ją o jego obecności. Stężała. Poczuła znajome mrowienie w koniuszkach palców a otaczająca ją woda leciusieńko zafalowała. Naga, kompletnie nieruchoma sylwetka odcinała się od ciemnej tafli wody. Opanowała emocje.

- Słyszę cię - powiedziała do człowieka schowanego gdzieś za jej plecami, między wysokimi drzewami nad brzegiem jeziora.

- Niezbyt bezpieczne jest odłączanie się od grupy w tej niegościnnej okolicy - Sabir wyszedł z ukrycia bez jakiekolwiek zażenowania. Starał się ukryć zdumienie.
Przyszedł tutaj nie po to, by podpatrzeć kobietę. Od momentu w którym się poznali zaintrygowała go. Mało kto potrafił wykryć go kiedy się skradał. Zazwyczaj osoba ta orientowała się za późno. Strzepnął parę liści, pozostających na jego ramieniu.

Odwróciła się nieco i spojrzała przez ramię w jego stronę.
- Doprawdy, jestem wzruszona twoją troską. Odwróć się teraz, chcę wyjść na brzeg.
- Nie ma problemu Pani. - odwrócił się, jednak nie całkowicie. Kątem oka nadal mógł obserwować Rosalindę, szczególnie, iż nie przeszkadzał mu otaczający ich mrok nocy. Nie można powiedzieć, iż czułby się bezpiecznie nie mogąc dostrzec ruchów kobiety.

Rosalinda rozluźniła spięte mięśnie i powoli wyszła z wody. Nie krępując się zbytnio ani nie śpiesząc sięgnęła po swoją koszulę i założyła ją. Miękki materiał przylgnął do mokrego ciała. Koszula była krótka, sięgała nieco za biodra kobiety.
- Usłyszałeś mnie, czy wyczułeś? - zapytała.

Zwrócił się do niej od razu po tym jak założyła koszulę. Przez moment mignęło jej odbijające się od jego oczu światło, podobnie jak u kotów.
- Można powiedzieć, iż bardziej zauważyłem twoje zniknięcie, Pani. Szczególnie o tej porze wydało mi się to dziwne.
- Już mówiłam, że jestem wzruszona
… - zaczęła, ale przerwała po chwili. Pokiwała głową. Zrozumiała. Mieli więcej wspólnego niż mogło się w pierwszej chwili wydawać.

- Rosalinda - wyciągnęła do niego dłoń.
Podszedł do kobiety zdejmując rękawicę skórzaną.
- Miło mi poznać Rosalindo, zwą mnie Sabir. - uścisnął jej dłoń, lekko się skłaniając. Był to mocny uścisk dłoni. - Wydaje mi się jednak, że już zostaliśmy sobie wcześniej przedstawieni.
- Miałam na myśli, że nie musisz do mnie mówić pani
- uśmiechnęła się, bo już miała pewność, że to zauważy.
- Kocie oczy… Co jeszcze potrafisz?
- Umiejętności, które posiadam są niezbędne do mojego fachu, Pani. Zważywszy na to, iż najczęściej mam do czynienia z innymi obdarzonymi wiedzą i mocą.
- Powinnam się więc bać
- uśmiechnęła się ponownie, ale tym razem uśmiech nie objął oczu.
- To zależy od tego, czy ma Pani wrogów, których stać na spowodowanie tego strachu. - jego ton nie zdradzał żadnych emocji. - W tym momencie jednak jesteśmy towarzyszami na wspólnej wyprawie i nie miałbym nic przeciwko obopólnej wymianie wiedzy.
- Na pewno mam wrogów, na szczęście moi protektorzy są mocniejsi - powiedziała, zamyślona. - Skrytobójca, tak? Płatny specjalista do wynajęcia. Specjalizujesz się w osobach obdarzonych magicznymi mocami?
- Czyżbym nie mógł zajmować się ochroną osób obdarzonych magicznymi mocami?
- ironicznie odpowiedział - Protektorzy zyskują i tracą władzę niezbędną do ochrony. Zawsze są jednak chętni do wykorzystania innych, by nie pobrudzić sobie rąk.
- Zależy kto więcej zapłaci...rozumiem. Cóż, profesja jak każda inna. Masz rację, teraz jesteśmy po jednej stronie.


Sięgnęła po resztę swoich ubrań i zaczęła je nieśpiesznie zakładać.
- Wracamy, pozostali zaczną snuć domysły. Muszę dbać o swoją… hm... reputację.
- Proszę za mną, jak już zauważyłaś lepiej widzę w ciemnościach - poczekał chwilę na towarzyszkę, a następnie ruszył na przedzie w kierunku miejsca ich postoju. - Wątpię byś straciła w oczach Gregora. Nie wiem czym mu się naraziłaś, jednak nie jest mądre robienie sobie wrogów. W momencie w którym znajdziemy się w Dzikiej Puszczy niezbędna będzie współpraca z Gregorem.
- Masz rację
- westchnęła. - Zbyt pochopnie postąpiłam płosząc jego fretkę.
- Ciekawy z niego człowiek z tym całym zwierzyńcem, który może się jeszcze okazać przydatny. Ponadto można wręcz powiedzieć, iż nie może doczekać się momentu w którym znajdziemy się w puszczy. Nasz ochroniarz za to wygląda na człowieka, który zaciągnął się na tą wyprawę dla zarobku. Pytanie z jakiego powodu taka kobieta jak ty, zdecydowała się na tę wyprawę?
- Zostałam o to uprzejmie poproszona
- brew jej drgnęła, ledwie dostrzegalnie. - Nie przewidziano możlwości odmowy.
- Nie zawsze nam dane decydować o swoim losie.
- odpowiedział ze zrozumiem. Sam wielokrotnie w swoim życiu znajdował się w takiej sytuacji i rozumiał jej położenie. - Zaraz będziemy przy naszym obozowisku. Proponuję, abyśmy nie afiszowali się z magią, gdy nie będzie to potrzebne. Swoją wiedzą możemy się wymienić dyskretnie podczas podróży. Jak by nie było spędzimy, chcąc nie chcą dość długi okres razem.
- Dobry koncept
- ujęła go pod ramię. - Ciemno, prawda? Potknąć się łatwo…

Mężczyzna nie spodziewał się tego. Myślał raczej, biorąc pod uwagę jej wcześniejsze zachowanie, że będzie chciała pozostawić pewien dystans.
- Na szczęście nie mam z tym teraz problemu. A cóż z zachowaniem Pani reputacji?
- Dziękuję, dobrze
- uśmiechnęła się, ale puściła jego ramię i odsunęła sie o dwa kroki. - Co powiemy pozostałym?
- Nie będzie z tym problemu. Doktor oraz Greogor już spoczywają. Jedynie Gedan został na warcie. Łatwo będzie mu wytłumaczyć, iż zaniepokojony twoim wyjściem w nocy ruszyłem za tobą. Znalazłem Cię i odprowadziłem do obozu, tłumacząc że nie powinnaś odłączać się od grupy. Przecież rolą moją jest strzeżenie naszej grupy badawczej.
- wiedział, że i tak pozostali pomyślą co zechcą - Chodźmy, im dłużej nas nie ma tym gorzej.
- A ja zgodnie z prawdą wyznam iż udałam się na wieczorną toaletę i wyrażę skruchę z powodu mojej lekkomyślności. Chodźmy.


Mężczyźni uwielbiają, jak się im przyznaje rację, znosi pokornie ich łajania a potem przeprasza. Najlepiej w łożnicy, choć w obecnych warunkach nie mogło.oczywiście, być o tym mowy.

---------
Tej nocy spała spokojnie.

Kiedy zaś nad ranem Gedan odezwał się:
- Powinniśmy sprawdzić wczorajszą zagadkę z dymem.
potrzasnęła tylko głową.
- Naszym celem jest jak najszybsze dotarcie do grobowca i odczytanie inskrypcji. Nie powinniśmy tracić bezproduktywnie czasu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 02-03-2014 o 00:09.
kanna jest offline  
Stary 02-03-2014, 07:22   #23
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Symeon spojrzał po nich - Gedan i Sabir byli za sprawdzeniem niebezpieczeństwa, co w sumie było logiczne. Obaj byli nawykli do używania oręża, wierzyli w swoją siłę i umiejętności, często rozwiązywali problemy przy pomocy pięści lub noża. Rosalinda i Gregor przeciw. Dowódcą był jednak on, więc to do niego należało podjęcie decyzji.

- Sprawdzimy to - powiedział - ale z zachowaniem absolutnej ostrożności. Może ktoś tam potrzebuje pomocy. Jesteśmy na pograniczu, więc mogą to być nawet zbóje lub jeźdźcy ze stepów, w drugim przypadku lepiej o tym wiedzieć, bo mogą ruszyć naszym śladem a wtedy będzie problem.

Jeździectwo:
Gregor 13/35% - zdany
Rosalinda 45/40% - oblany


Gregor zamyślił się, gładząc wilczy łeb.
- Jeżeli - dodam: "jeżeli" - to Azari, wtedy dogonią nas na pewno gdy ruszą naszym śladem. Azarińskie konie są jak wiatr, szybkie i wytrzymałe. I nie do zdobycia, bo hodują je tylko dla siebie, a każdy akceptuje tylko jednego jeźdźca. Ale czy ruszą? Jeśli jest tam cały czambuł i tak nic nie zrobimy, tylko ryzykujemy.
- Sprawdzimy mimo wszystko - powiedział doktor - może to i wyprawa naukowa, ale wciąż jesteśmy ludźmi, a tam ktoś może potrzebować pomocy, ranny lub uwięziony.
- Jestem z panem, doktorze - Gedanowi wyraźnie pasowało podejście Symeona.
Reszta, rzecz jasna, też była z nim, nawet jeśli część z powodów pragmatycznych wolała potencjalne niebezpieczeństwo ominąć.

***

Konie zostawili.
Ukryci w wysokiej trawie i krzakach spoglądali w dół wzgórza, a to co widzieli podobało im się coraz mniej. Na dole, między dwoma wzgórzami dopalały się resztki chaty. Widać było, że było to miejsce świeżo przybyłego osadnika, zabudowania gospodarskie nie zostały jeszcze wzniesione, tylko właśnie chata, która w nocy poszła z dymem.

Na środku czegoś, co wyglądało na zaczątki ogrodzenia wbito natomiast gruby na dłoń pal, na który nabito człowieka...

Nie było widać ani innych osób ni zwierząt gospodarskich... z wyjątkiem konia cudnej urody, który pił wodę z koryta niedaleko miejsca kaźni, a dysonans między jego pięknem i spokojem, a makabrą konania i pożogi podkreślał tylko surrealizm tej sceny.


Medycyna:
Symeon 02/30% - zdany

- Jemu już nie pomożemy - szepnął doktor - tylko silna magia lub wybitny chirurg.
- Dobra, chłopcy, wy przodem. My z doktorem obstawiamy wasze plecy - powiedziała Rosalinda napinając swoją zgrabną myśliwską kuszę z barbarskiego orzecha. Symeon zaś napinał swoją, nieco cięższą.
Ruszyli. Gregor, który kazał wilkom pilnować doktora, wraz Sabirem przodem, Gedan zaś kilkanaście kroków za nimi. Zręczność tego olbrzyma zadziwiała ich, jednak widać było, że lepiej czułby się w górach, tutaj niepotrzebnie by się zdradził idąc przodem.
Skradanie się:
Gregor 18/60% - zdany
Sabir 28/70% - zdany

Gdy podkradli się nieco bliżej Sabir wyjął kirdurski, refleksyjny łuk z sajdaka na plecach i nałożył strzałę. Gedan zaś zerknął na sowę - miał z nią lepszy kontakt z bliska, jednak i ze sposobu jej lotu można było coś wywnioskować. Nic nowego jednak nie widziała. Wyciągnął wtedy Lulu z torby, pogłaskał i szepnął - Szukaj niebezpieczeństwa Lulu, szukaj, już - i fretka znikła w wysokiej trawie. Sabir zmierzył go dziwnym wzrokiem, jak szaleńca, jak szarlatana i jak cudotwórcę -wszystko w jednym spojrzeniu. Gedan podkradł się do nich, czyniąc niewiele hałasu, bo szedł po wydeptanym przez nich śladem.
- Co teraz? - spytał szptem.
- Czekamy - odrzekł mu kirdurczyk - aż mały przyjaciel Gregora coś wyniucha - a tym czasem nie wyciągać ostrzy, by blask nas nie zdradził i bądźcie cierpliwi.

Lulu, komenda:
Szukaj niebezpieczeństwa 66/60% - nieudany

Byli cierpliwi.
Fretka wróciła i odtańczyła skomplikowany taniec zwycięstwa. Gregor westchnął, rozpoznając co się stało - Lulu zwyczajnie poszła zapolować na badylarki czy nornice...
- Nic nie znalazła - powiedział zachowując twarz i ratując honor zwierzaka - ale mimo to bądźmy ostrożni. Ona myśli jak fretka, czasem sygnalizowała mi obecność psów, wilcze doły zwyczajnie ignorując...
- Dobra, koniec sztuczek. Do roboty! - powiedział Gedan ściskając drąg.
Ostrożnie ruszyli przed siebie, wchodząc między resztki ogrodzenia i zbliżając się do biedaka na palu. Można było już usłyszeć cichutkie jęki. Koń zauważył ich obecność, lekko zarżał i odbiegł kilkanaście metrów.

W oddali Symeon i Rosalinda leżeli oddaleni od siebie o kilka kroków, z kuszami gotowymi do strzału.
Zmysły:
Rosalinda 79/50% - oblany
Symeon: 13/45% - udany, zanegowany
(Wada Starość 19/35% - zdana, neguje)

Gdy dostrzegli zagrożenie, było już za późno!
Atak dystansowy:
Nieznany napastnik 10/25% - zdany
Losowy cel: Gregor,
Lokacja 0 - Czerep, Rzut na obrażenia 8 - lekka rana

Łucznik podniósł się z trawy na szczycie sąsiedniego wzgórza i wypuścił strzałę do podchodzących mężczyzn. Fartowny strzał nie okazał się jednak dość silny, by z tego dystansu zabić - strzała ześlizgnęła się po kości i rozorała skórę na skroni i za uchem tropiciela. Gregor poczuł uderzenie, oszołomienie i ciepło krwi na szyi, ból przyszedł później, wraz z uderzeniem adrenaliny. Drapieżniki walczą najzacieklej, gdy są ranne.

Wokół zaś z kryjówek wylazły szakale w ludzkiej skórze. Okuci w futra dzicy jeźdźcy ze stepów, spieszeni i ukryci w zgliszczach, czekający na ofiarę...


Zmysły:
Gregor 92/60-20% - oblany
Sabir 56/60% - zdany
Gedan 72/50% - oblany
Rosalinda 25%/50% - zdany
Symeon 73/45% - oblany

Złowieszczy warkot rozbrzmiał obok Symeona i ten odruchowo obejrzał się na wilki. Gar i Rut zerwały się z miejsca i wielkimi susami ruszyły na tego, kto postrzelił ich pana...
Atak dystansowy:
Rosalinda 15/30% - zdany
Lokacja 6 - Prawa ręka, Rzut na obrażenia 10 - Rana

Rosalinda nie pozwoliła sobie na rozproszenie uwagi, dlatego gdy tylko zobaczyła, że Gregor został ranny, odruchowo zaczęła szukać niebezpieczeństw. Nacisnęła spust, gdy tylko zobaczyła potencjalny cel - kogoś szarżującego na rannego Gregora. Bełt z cichym warkotem dosięgnął celu i wbił się głęboko w prawe ramę, powalając napastnika, który wypuścił broń, ale już zaczął się podnosić i sięgać po nią lewą ręką.

Atak dystansowy:
Sabir 61/60%

Sabir zauważył napastnika i odruchowo wypuścił strzałę w jego kałdun... niestety chybił o włos i przeszyła ona jego ubranie pod pachą... omijając ciało. Ten zatrzymał się na chwilę, chyba spodziewając się bólu i śmierci... po czym, gdy zorientował się że miał szczęście, z dzikim wrzaskiem rzucił się ponowie do ataku. Na szczęście kirdurczyk zdążył dzięki temu odrzucić łuk i dobyć jataganów.

Gedan zrozumiał że ma kłopoty gdy już był wzięty w dwa ognie. Napastników było dwóch i obaj nie miali zbytniej ochoty zbliżać się w zasięg drąga... ale to kwestia czasu gdy go zajdą.

Skończyły się żarty. Zaczęła się walka na śmierć i życie!

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 03-03-2014, 23:33   #24
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Kirdurczyk instynktownie rzucił się na napastnika odrzucając łuk i dobywając mieczy. Wybrał on najbliższego przeciwnika mając lewą flankę ubezpieczoną przez Gregora i z drugiej strony pogorzelisko domu. Dwa egzotyczne ostrza zabłysły dobywane przez Sabira. Azari był uzbrojony w prostą włócznię, która dawała mu przewagę w dystansie, dlatego też Sabir wręcz zaszarżował starając się ją zniwelować.

Włócznik widząc szarżującego na niego mężczyznę oprzytomniał natychmiastowo, pchnął swoją prostą, acz skuteczną broń jego kierunku. Gdyby miał naprzeciwko siebie przeciętnego wojaka pewnie przeszyłby go na wylot, jednakże Sabir doskonale wiedział kiedy zrobić unik.

Schodząc na prawy bok wykonał dwa ataki z piruetu najpierw prawą, a następnie lewą. Pierwszy cios Azari sparował drągiem włóczni, a następnego jedynie cudem uniknął. Już drugi raz tego dnia fortuna ocaliła jego nędzne życie. Myśląc o tym, że dzisiaj los mu sprzyja zaatakował ponownie, wydając z siebie okrzyk w swoim języku, który nie zrobił żadnego wrażenia na Sabirze. Wręcz go zirytował.

Azari bezmyślnie ponownie pchnął ponownie włócznią, Sabir jednak perfekcyjnie zbił włócznię w dół, powodując odsłonięcie przeciwnika, które natychmiastowo wykorzystał. Jatagnan trzymany w prawej ręce przeszedł po twarzy przeciwnika, jedynie cudem, kolejnym zresztą nie zabijając go. Krew zaczęła spływać z twarzy wroga.

Kątem oka dostrzegł, iż przed grubym Azarim z maślakiem pojawił się gejzer.
~Ten będzie zajęty przez moment~ pomyślał.
- No dawaj koniojebco !– rzucił do przeciwnika, nie wiedząc czy zrozumiał co mówi, a nawet czy do niego dotarło.
Wyprowadził kolejne dwa ciosy, które jednak ciężko ranny zdołał uniknąć.
- Szalg by Cię! – rzucił.
Kolejny atak chciał wykonać jak poprzedni, jednakże tym razem Azari popełnił olbrzymi błąd. Broniąc się wyszedł do przodu zbyt daleko. Sabir wykorzystał okazję zaatakował z bocznej pozycji machnął z góry mieczem odcinając jego rękę. Krew trysnęła z kończyny, a na twarz Azariego wykrzywiła się od potężnego bólu, który doświadczył. Padł na ziemię w kałużę swojej krwi. Ruszał ustami próbując jakby coś powiedzieć, ale nie mógł.

Sabir stanął nad swoim przeciwnikiem z lekkim uśmiechem i satysfakcją malującą się na twarzy. Pewnie dałby mu jeszcze się pomęczyć, potrzymać tych resztek życia, które mu pozostały. Jednakże był w środku walki i nie wiedział czy nie będzie jeszcze komuś potrzebny.

- Spoczywaj w pokoju – i wbił mu miecz między oczy, kończąc jego mękę.Następnie rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu kolejnych przeciwników.
 
Gothomog jest offline  
Stary 04-03-2014, 00:23   #25
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Azarijczycy byli niedoścignieni w i atakach z zaskoczenia. Mieli to we krwi. Dlatego pierwszy strzał padł z ich strony. Pierwszy i celny. Na szczęście nie śmiertelny. Czyiś bełt z kuszy powstrzymał włócznika wystarczająco długo by Gregor sięgną szpontonu i ruszył w kierunku przeciwnika który stał między nim a łuczniczką. Wyszczerzył zęby i z głuchym warczeniem dopadł włócznika w dwóch skokach zawiną efektownego młyńca nad głową i niespodziewanie niskim ciosem na odlew uderzył w nogi koczownika. Szeroki grot szpontonu wszedł płytko w lewą nogę ale nim przeciwnik zdążył odskoczyć zwiadowca przekręcił drzewce rozrywając mięśnie. Azarijczyk zawył nieludzko i zatoczył się. Zaraz za Gregorem atakowała Lulu mały zwierzak zwęszył krew Gregora i nie bacząc na różnice wielkości zaatakował z prawej gryząc i drapiąc. Zwiadowca nie dał przeciwnikowi odzyskać równowagi, nacierał. Znów atakował od lewej. Zamroczony bólem przeciwnik nie zdołał się zasłonić a Gregor uderzył w nieosłonięty lewy bok przyszpilając do niego lewe ramię włócznika. Ten stękną wypuszczając powietrze i krwawe bańki. Inni też nie próżnowali z prawej dobiegał szczęk broni nieco dalej syk gorącej pary[Czary, ktoś czaruje]

Zdążył pomyśleć nim powietrze przeszył skowyt rannego zwierzęcia…

W tym samym momencie w kierunku łuczniczki gnały dwa wściekłe wilki. Ta niewiele się zastanawiając obrała za kolejny cel większego z pary wilków. Strzała znów dosięgła celu i Gar zaskomlał, wywiną dzikiego kozła w powietrzu i potoczył się po trawie. Po chwili znów biegł brzechwa z pasiastą lotką wystawała mu z barku. Rut z głuchym warkotem pobiegła jeszcze szybciej. Nadin była dobra. Nie spanikowała. Wyćwiczonym ruchem sięgnęła po kolejną strzałę naciągnęła ale nie zdążyła wypuścić strzały. Coś ją łupnęło w plecy. Sekundę później poczuła bicie skrzydeł na karku. Odwróciła się. Sowa? Sowa ją zaatakowała i to w biały dzień? Nie zdążyła pomyśleć nic więcej gdyż dopadła ją wilczyca. W pełnym biegu wbiła zęby w lewe udo i już samym impetem obaliła. Obie wilczyca i łuczniczka wywinęły efektowne salto. Łuk poleciał gdzieś w krzaki. To jednak koczowniczka pozbierała się szybciej. Wyciągnęła nóż i szerokim zamachem spróbowała ciąć wilczycę. Ta jednak zupełnie nie po zwierzęcemu szarpnęła wciąż trzymaną w zębach nogą i kobieta tylko bezradnie zamachała w powietrzu rękoma. Nadin spojrzała na wilczycę przerażona. Ta w krótkim skoku znów zaatakowała wgryzając się w ciało wyżej w bok przegryzając futrzaną kurtkę. Po chwili dokończyła dzieła przegryzając kobiecie za gardło.

Gregor znał ten głos. Ktoś ośmielił się zranić jego zwierzęta. [Ktoś zranił Gara.]

-Zapłacą wszyscy.

Powiedział a raczej wycedził przez zaciśnięte zęby. Z upiornym wyciem wyrwał szponton z ciała włócznika zapierając się nogą. Podrzucił go lekko łapiąc jak oszczep i potężnym zamachem posłał prosto w otwartą gębę poparzonego koczownika.

- Żryj to! – wykrzykną za lecącym drzewcem. I odwrócił się w stronę łuczniczki.

Szponton zatoczył łuk zostawiając za sobą krwawą smugę z drobinek krwi. Przebił głowę wojownika mając jednocześnie dość siły by wbić się w ziemię i utrzymać koczownika w makabrycznej jakby na wpół wyprostowanej pozycji.

Gregor dobył jeszcze maczety i kukri ale po Rut też nie trzeba było poprawiać. Reszta przeciwników też leżała martwa bądź umierała. Gdy kobieta przestała się poruszać wilczyca najpierw podbiegła do Gara a następnie oba wilki ruszyły ku zwiadowcy. Już z daleka Gregor widział strzałę wystającą z ciała wilka. Skrzywił się boleśnie choć wiedział że rana nie jest śmiertelna. Rozejrzał się za pajęczyną, zebrał jej nieco z belek poszukał w plecaku nieco chleba i zaczął zagniatać.

- Nie podchodźcie. Skończycie jak ten strzelec – wskazał ruchem na głowy na pagórek gdzie leżała zagryziona kobieta gdzie powoli zaczął wspinać się biały koń.

Wyciągną kawał płótna i pociął w pasy. Międzyczasie oba wilki podeszły i położył się pod nogami zwiadowcy. Rut obwąchała ranę wilka i położyła się obok niego. Cicho zapiszczała na co Gar uniósł głowę i ją polizał. Z małego woreczka Gregor nabrał szczyptę ziół i zmieszał z pajęczyną i chlebem. Drugą szczyptę roztarł w palcach. Ostrożnie wybadał ranę i jednym szybkim ruchem wyrwał strzałę. Miejsce zranienia najpierw posmarował roztartymi ziołami, potem obłożył opatrunkiem z chleba a na koniec zawiną tkaniną. Dopiero potem drugi raz rozejrzał się po pobojowisku.
 
harry_p jest offline  
Stary 04-03-2014, 15:01   #26
 
Wurg's Avatar
 
Reputacja: 1 Wurg nie jest za bardzo znanyWurg nie jest za bardzo znany
Dwóch przeciwników widocznie zaskoczyło to, jak pewnym krokiem kieruje się w ich stronę Gedan, zdejmując z pleców kawal kija, którym zaczął wymachiwać. Zbiło ich to z tropu na tyle, że zanim wróg z tarczą i maczugą się zorientował, jego głowa już frunęła w kierunku kolana olbrzyma, pochwycona przez jego silne ramię.
- Szumowiny! Dranie! Cholerne tchórze! - zaczął krzyczeć coraz głośniej i głośniej, unikając ataku drugiego z napastników, przy okazji karcąc go tak silnym ciosem w rękę, że ta złamała się jak zapałka. Jął wrzeszczeć na obdartusów, którzy całkowicie stracili rezon w walce i okładał ich obu celnymi ciosami kija, który tym razem zatryiumfował nad włócznią i maczugą. Jeszcze tylko kilka ciosów i obaj już leżeli na ziemi, zabici. Mało kto by przypuszczał, że wielkolud może się tak szybko poruszać, choć kilka razy tylko jego własne szczęściem uratowało go przed obrażeniami, a nawet śmiercią z rąk egzotycznie wyglądających ludzi.
Gdy już było po wszystkim, z Gedana nawet na chwilę nie zniknął gniew, który teraz rozkwitł wręcz płomiennym bukietem wyzwisk i klątw, których adresatów łatwo się domyślić. Dyszał ciężko, wzrokiem omiatając pogorzelisko i zobaczył, że wszyscy - w mniejszym lub większym stopniu dali sobie radę i wyszli cało z walki. Poza Gregorem, ale żył. To dobrze.

Podszedł szybkim krokiem do pala, na którym był nabity wieśniak i wyjmując pal z ziemi, uwolnił nieszczęśnika obnażonego największą słabością każdego człowieka - śmiercią. Odsunął go kilka metrów dalej. Sięgnął po pierwsze lepsze ścierwo bandyty, nawet nie patrząc w zmarłą twarz, wciąż owładnięty gniewem, który rozszalał się w Gedanie na dobre, zaczął brutalnie i konsekwentnie nabijać wroga na pal, poprzez brzuch. Darł się przy tym wniebogłosy, jakby delikwent nadal żył.

Gdy pal stanął solidnie w ziemi, Ardnir usiadł pod nim, oddychając ciężko, powoli się uspokajając. Spojrzał w stronę reszty grupy i cichym, ochrypniętym od krzyku głosem rzekł:

- Trza mu jakiś pochówek zmajstrować. Gdzieś tutaj pewnie jest też jego rodzina. Ścierwa pasożytów niech gniją, byle daleko od grobu. - Po czym wstał bez słowa i poszedł szukać łopaty w pogorzelisku domu, natrafiając na spętane ciało żony wieśniaka, które ułożył tuż przy boku męża.

- Ma zamiar mi ktoś pomóc? Gregor, jak się miewasz?
 
Wurg jest offline  
Stary 04-03-2014, 22:04   #27
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Całą uwagę Gregor poświęcił opatrywaniu wilka więc dopiero po chwili zorientował się że doktor przygląda mu się uważnie. Stał dobre trzy kroki od rannego wilka bo tylko na taką odległość dopuściła go Rut. Symeon mógł go opatrzyć dopiero gdy sam podszedł do starszego mężczyzny. Doktor musiał mieć jednak nieco mniej doświadczenia w terenie niż mówił gdyż nerwy wciąż miał napięte jak postronki, ręce mu się trzęsły a wzrok miał rozbiegany. Sytuacji nie poprawiała wilczyca która choć nie oddaliła się do Gara to jednak co chwila powarkiwała spoglądając w kierunku akademika. Efektem działań Symeona było tylko przemycie rany i bandaż który ponownie zatamował krwawienie.

- Gar oberwał może nie poważnie ale solidne. Jeżeli zacznie słabnąć będę musiał zrobić mu jakąś włókę czy insze nosze. – Po chwili się zreflektował że pytanie dotyczyło jego zdrowia. – E… jakoś ujdzie.

- Dzięki doktorze tyle starczy. Ona czarodziejka nie? Chyba że ta para to twoja sprawka ee?

Nie bardzo widziało się Gregorowi kopanie grobu zwłaszcza że opatrunek doktora trzymał na słowo honoru. Jego uwagę przykuło coś innego. Klacz Azarijska. Musiał najwyraźniej należeć do zagryzionej łuczniczki gdyż stała nad jej ciałem i delikatnie trącając chrapami próbowała obudzić martwą. Wiedział że konie nomadów łączą się z jeźdźcami podobnie jak łabędzie raz na całe życie i że ta klacz zostanie ze swym jeźdźcem do końca a nawet będzie bronić jej ciała. Gdy to sobie uświadomił wiedział już że musi chociaż spróbować.

k,MzkzMjUzOTgsNTIzNDIy,f,typ_konia.jpg

Najpierw zostawił plecak i kurtkę, przygotował sobie sznur z pętlą, ubrał futro i czapkę zdarte z włócznika z którym walczył i powolnym krokiem wspiął się na pagórek. Udało mu się oszukać klacz gdyż ta pozwoliła u się zbliżyć do ciała kobiety. Wtedy ostrożnie zzuł ubranie włócznika i ubrał kapotę łuczniczki. Wyprostował się koń odbiegł na parę kroków zdziwiony. Zaczął podchodzić do klaczy lekko kołysząc biodrami naśladując kobiece ruchy. Zmienionym niby kobiecym głosem zaczął przemawiać do konia. Co jakiś czas przystawał pokazywał puste dłonie, niby kłaniał się koniu ale ciągle próbował się zbliżyć. Klacz energicznie strzygła uszami, kilka razy odbiegała jednak za którymś razem pozwoliła podejść Gregorowi. Powolnym ruchem nałożył zwierzęciu pętle na szyję a następnie zarzucił kapotę łuczniczki na koński łeb. Chwilę klacz walczyła z płótnem jednak po dłuższej chwili poddała się i uspokoiła.

- Dobra mała. Grzeczna. Zaopiekuję się tobą. Nie bój się – Zaczął przemawiać do konia już własnym głosem nie przestawiając głaskać końskich chrap i szyi.

Powoli weszli na szczyt gdzie Gregor odciął jeszcze kilka różnej wielkości kawałków płótna, obszukał ciało i zabrał broń łuczniczki. W końcu zszedł z koniem między resztki zabudowań uwiązał do jakiejś żerdzi. Sprawdził jeszcze raz w jakim jest stanie wilk oraz jak radzą sobie pozostali.
 
harry_p jest offline  
Stary 06-03-2014, 21:45   #28
 
Gothomog's Avatar
 
Reputacja: 1 Gothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skałGothomog jest jak klejnot wśród skał
Kirdurczyk zauważył, iż wszyscy wrogowie leżą martwi. Nie spodziewał się, że wszyscy sobie tak szybko i co najważniejsze bez większych problemów poradzą. Co prawda Gregor został trafiony, ale niegroźnie. Reszta była cała i zdrowa.

Wyciągnął jatagan, wbity w czaszkę Azarijczyka. Z ostrza ściekała krew wraz z małymi kawałkami szarej masy. Sabir następnie wytarł broń o spodnie pokonanego przeciwnika i zaczął go przeszukiwać. Zazwyczaj tego typu jeźdźcy cały swój dobytek noszą ze sobą, czy to w kieszeniach, sakwach czy też wszywają biżuterię w ubrania. Martwy włócznik jednak nie miał prawie nic wartościowego oprócz niewielkiej ilości monet i złotego naszyjnika. Znalazł również przy nim dwa noże, które od razu schował za pazuchę.

Następnie podszedł do kolejnego trupa leżącego koło fundamentów. Przyczynę zgonu było łatwo odgadnąć, gdyż z jego czaszki wystawał kawałek szpontonu. Przeszukał go dokładnie i znowu żadnych kosztowności.

W tym momencie zauważył jak Gedan nadziewa jednego z napastników na pal. Sabirowi podobał się zamysł wojownika. Działanie to było pozbawione finezji, jednak wiszący trup na palu powinien odstraszyć innych.

U ostatniego z pokonanych również niewiele znalazł, ot parę miedzianych miedzianych bransolet i żelazny pierścień, dwie osełki,3 noże i gronostajową skórkę. Zostawił tanią biżuterię i wziął jedynie broń.

Brak jakichkolwiek kosztowności dał do myślenia mężczyźnie. W końcu dodając brak wierzchowców, oprócz jednego, którym zajął się Gregor, odgadł że mieli do czynienia z bezkonnymi. Byli to wojownicy stepowi, którzy utracili swoje wierzchowce. Plemię skazywało ich na banicję do czasu kiedy odzyskają wierzchowce. Kara jest dość surowa, jednak plemiona te nadal pozostają w prymitywnym, zdaniem Sabira, poziomie rozwoju. Jedyną niejasnością był pozostawiony rumak. Bezkonny, który uzyskałby rumaka pozostawiłby swoich dotychczasowych towarzyszy i wróciłby do dającego bezpieczeństwo plemienia.

Z myśli wyrwał go proszący o pomoc Gedan.
- Jak znajdziesz drugą łopatę to Ci pomogę. - nie chciał tego robić, wiedział jednak, że nie ruszą dalej dopóki wojownik nie zakopie ciał, a we dwójkę pójdzie znacznie szybciej. - Bylebyśmy ruszali dalej. Im szybciej znajdziemy się w Sakwie tym lepiej. Nie wiadomo czy w pobliżu nie ma więcej Bezkonnych.

Kopiąc obserwował Gregora próbującego ujarzmić niezwykłego konia.
 
Gothomog jest offline  
Stary 07-03-2014, 18:19   #29
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Dialog kanna & harry_p

Rosalinda uniosła się nieco i zlustrowała otoczenie. Gregor, Sabir i Gedan już ruszyli do zwarcia. Doktor obok naciągał kuszę. Kobieta – mimo iż pamiętała wcześniejsze ustalenia z Sabirem - wybrała magię. Była… mniej brudząca.

Potarła opuszki palców, czując znajome mrowienie zbierającej się mocy. Znów zlustrowała otoczenie.. nie chciała trafić żadnego ze swoich towarzyszy. Wybrała nieco oddalonego od reszty napastnika z masłakiem. Zaczęła splatać zaklęcie, magia kumulowała się w jej ciele, wirowała coraz szybciej i szybciej, jak niewidoczne tornado, odcinając kobietę od zewnętrznych bodźców. W końcu stężenie osiągnęło punkt krytyczny, Rosalinda wyciągnęła rękę.

Nie zadziało się nic spektakularnego. Nie było błysków, świstów, nie zerwał się wiatr. Spektakularne sztuczki sprawdzały się na wiejskich jarmarkach, jej magia była spokojna i dyskretna. Do czasu.
Ziemia pod nogami napastnika otworzyła się, i spod powierzchni gleby buchnął gejzer. Drab wrzasnął i spróbował zrobić unik, jednak para zahaczyła go, gorąca woda poparzyła. Rosalinda splotła ponownie i rzuciła gejzer raz jeszcze.

Napastnik upadł, a kobieta rozejrzała się dookoła. Udało się im, poza raną zadaną Gregorowi wydało się, ze wyszli ze starcia bez szwanku. Podniosła się na nogi i zaczęła szybko zaciskać i otwierać dłonie , żeby pozbyć się sztywności palców.

------

Przeraźliwe wycie Gedana przyciągnęło jej uwagę. Nowe niebezpieczeństwo? Nie, wielkolud nabijał na pal ciało jednego z napastników, w jakimś szaleńczym opętaniu. Nie rozumiała celowości jego działania, odwróciła się, żeby nie patrzeć na bezmyślne okrucieństwo. Bywała okrutna, jeśli wymagała tego sytuacja, ale używała przemocy jako środka. Nigdy nie była dla niej celem samym w sobie.

------

Opatrunek na głowie Gregora trzymał się na słowo honoru. Zawahała się, ale podeszła. Byli w końcu w jednej drużynie, powinni działać wspólnie… Może był to dobry czas, żeby wyjaśnić w końcu nieporozumienia?
- Pomóc? – zapytała.
Zmierzył kobietę od stóp do głów w końcu się odezwał
- Doktor już mnie opatrzył.
- Właśnie widzę...
- zlustrowała opatrunek badawczym spojrzeniem. Zaczynał juz przeciekać. - Spadnie, zanim zdążysz przejść dziesięć kroków.- wskazała na niezdarnie zamotany materiał na jego głowie.- Chyba, że masz czapkę...
- A co? zrobisz mi lepiej?
- zapytał butnie.
Westchnęła.
- Odwołaj zwierzęta i nie zachowuj się jak dzieciak
- Toż one sobie o tam spokojnie leżą.
- wskazał na miejsce gdzie opatrywał wilka. Jednocześnie gestem nakazał "leżeć" - Jak nikt ich nie drażni to i one nikomu nie wadzą. - dodał z nieskrywaną satysfakcją. - No pokaż co potrafisz. - uśmiechnął się do niej wyzywająco.
- Potrafię mnóstwo rzeczy- też uśmiechnęła się rozmarzona, do swoich wspomnień – Ale na razie chcę ci tylko opatrzyć głowę. Wda się infekcja i będziemy mieli problem... No, siadaj.
Usiadł przed kobietą i wyprostował się jak kazała.
- Kacie czyń swoją powinność - dodał na koniec sceptycznie. Zwierzyniec nieustannie wodził z Gregorem wzrokiem.

Delikatnie poprawiła opatrunek, naciągając go mocniej i dokładniej. Pracowała szybko i sprawnie, bez słowa. Po zabiegach Rosalindy Gregor przeglądając się w wypolerowanym ostrzu noża sprawdzał stan opatrunku.
- Lusterko mam, chętnie użyczę - poinformowała go, uśmiechając się uprzejmie.
- Obejdzie się - powiedział całą uwagę poświęcając temu co widział w odbiciu. - Może być. - odezwał się w końcu po dłuższej chwili studiowania tego co miał na głowie. - Dzięki - rzucił po chwili.

-Proszę - powiedziała i dodała po chwili, jakby tłumacząc się. - Nie skrzywdziłam twojej fretki.
Spojrzał na nią wyczekująco.
- Nic takiego nie powiedziałem ale coś jej zrobiłaś. A inne to wyczuły. One są w te klocki bystrzejsze niż my. - opowiedział poważnie patrząc jej w oczy
- Uwarunkowałam na moje syknięcie - wytłumaczyła mu, a potem przechyliła lekko głowę i wyciągnęła dłoń, żeby poprawić zwisający koniec opatrunku. - Następnym razem wystarczy mój głos, żeby ją zatrzymać.
Gregor chwycił jej dłoń i spojrzał zimno.
- Odwołaj jej to. A jak spróbujesz na którymś czegoś podobnego już nic więcej nie uwarunkujesz - odezwał się głosem zimnym jak stal
Cofnęła dłoń.
- Nikogo - poprawiła go.- Warunkowanie działa tylko na zwierzęta. I ludzi.
- Jak zwał tak zwał. Zdejmij to z Lulu
- powtórzył jeszcze raz tym razem zaciskając ręce na nożach kukri

Przewróciła oczami. Nie rozumiał.
- Nie rozumiesz? To dla jej dobra. Będzie uważniejsza, a w razie czego - jak ciebie by zabrakło - ja będę potrafiła powstrzymać Lulu przed wpakowaniem się w kłopoty.
- Nie każ mi się powtarzać kobieto.
- w głosie była wyraźna groźba - jak se znajdziesz jakiś sługusów to sobie ich warunkuj, ale wara od moich towarzyszy!
Dalej nie rozumiał. A w dodatku szkodził sobie i niweczył jej pracę.
- Grożąc mi podnosisz sobie ciśnienie krwi - poinformowała go. -To niedobrze działa na ranę. Opóźni gojenie. Uspokój się i odpocznij. Zejdę ci z oczu, może to pomoże w powściągnięciu nerwów. .
- Nic z tego ślicznotko. Najpierw fretka potem możesz sobie iść w cholerę. Inaczej znajdę inny sposób żeby zlikwidować to uwarunkowanie.
- krótko gwizdną na co wszystkie wytresowane zwierzęta podniosły się w gotowości "do ataku".

Rosalinda popatrzyła na najeżone wilki i zdeterminowanego Gregora.
Podniosła obie ręce do góry w stopującym geście, pasując.
- W porządku - powiedziała. Poszukała wzrokiem fretki a potem pstryknęła placami.
- Już - stwierdziła. Głos miała lekko znudzonym, bez śladu strachu. - Kontent?
- Nie igraj ze mną.
- powiedział przyglądająca się jej z rosnącą niechęcią. - Lulu, szukaj. - poparł gestem “szukaj niebezpieczeństw” i wskazał w kierunku czarodziejki. Fretka szybko podbiegła do kobiety i obwąchała jej buty po czym wróciła i wspięła się na ramie Gregora. Treser cały czas bacznie przyglądał się obu. Upewniwszy się że zwierzak zachowuje się naturalnie nieco się odprężył.
- Moje zwierzęta i nie dam ich krzywdzić ani siłą ani czarem ostrzegać więcej nie będę.
Zakończył złowrogo podniesionym tonem kierując słowa do wszystkich. Odwrócił się i podszedł do wilków chwilę je głaskał coś do nich szepcząc na co wyrazie się uspokoiły. Potem zaczął przygotowywać się do dalszej drogi.

Rosalinda bez słowa, nieruchomo zniosła zabiegi zwierzaka.
- Zadowolony? - powtórzyła do jego pleców.

Ona nie była zadowolona.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 08-03-2014, 03:11   #30
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację

Cytat:

Dziennik Doktora Symeona Szarego

29 Trawienia roku po Wyniesieniu 1161, 33 rok panowania miłościwie nam panującego Oberiusza IV Gryfina
Gospoda "Odyniec", Vivall na granicy Altamarii i Wichrowych Pustkowii.

Ósmy dzień wyprawy

Do Vivall (powszechnie używana nazwa Sakwa nigdy nie przypadła mi do gustu) dotarliśmy późnym popołudniem - było jeszcze jasno i mogliśmy z daleka podziwiać panoramę miasta: walące się mury obronne, jakieś namioty przed nimi i niską oraz zaniedbaną zabudowę w środku. Można by pomyśleć, że miasto winno być twierdzą, broniącą przez nomadami cywilizowanych krain, ale jego mieszkańcy już dawno zorientowali się, że Azari otoczonych murem miast nie napadają - nawet takim lichym.
Niepojętym natomiast jest, dlaczego reszta miasta też wyglądała tak mizernie. Karawany zostawiają tu zawsze ładny grosz - to tu formują się karawany ruszające na południe, tu też wydają zarobiony grosz najemnicy, których pełno w tym miejscu. Miasto powinno lśnić jak perła, a jednak wygląda jak wygląda. Podobnie jej mieszkańcy - o Vivalczykach mówi się "Połatana kapota, torba pełna złota". Nauczony doświadczeniem zostawiłem w sakiewce parę denarów i garść szelągów, resztę dobrze chowając i to samo poradziłem towarzyszom. Nigdzie złodziejstwo nie jest tak rozpanoszone jak tu. Ich nieformalny cech jest tu niemal legalny i zwie się "Gildią Poszukiwaczy", oficjanie zajmujący się odnajdywaniem "zgubionych" przedmiotów.
Dotarliśmy prawie na miejsce, gdy nad miastem ni stąd, ni z owąd rozpętała się paskudna, wiosenna burza, podobno przekleństwo Morza Księżycowego, przez które mamy przepłynąć. Im bliżej Khar-Salonu, środka świata, tym częściej takie fenomeny się zdarzają.
Gdy ostatnio byłem w tym mieście, nie było jeszcze oberży, w której się zatrzymaliśmy, albo - gwoli ścisłości - była, ale nazywała się inaczej, a mianowicie "Zarzygany Kufel" i był plugawą mordownią niegodną splunięcia. Obecny właściciel, Kjarl, przejął budynek po zmarłym teściu i zupełnie odmienił jego kształt. Dziś "Odyniec" jest czystą i wygodną knajpą, zdobną w głowy stepowych guźców, upolowanych osobiście przez oberżystę lub jego syna.
Chętnie zatrzymują się tu kupcy, oficerowie, a nawet i pasowani. Tutaj także mieliśmy spotkać się z kapitanem Krzywym, szyprem "Trytonicy", która została wynajęta przez Uniwersytet.
Wieści od kapitana, a także sam kapitan były tragiczne. Otóż...

- Że jak?! - Symeon zawsze był uosobieniem manier i spokoju, a teraz wyglądał jakby miała go trafić apopleksja.

Kapitan Krzywy wyglądał mizernie. Był spity jak świnia i ledwo udało mu się przebełkotać kilka zdań.
- blp.. konsifko-anyyy. Mój sztafek, moa kofffana Thytoonyca. Bleoam. bulgu.
Uniósł palec do góry i z godnością... no prawie-że-godnością rzekł: - Ałem.
Cokolwiek to oznaczało.
- Selyiik kfionszncy pofficiał sz konłubandeszem wossssił.
Cokolwiek miał na myśli pijany Krzywy, z pewnością oznaczało to kłopoty.

- Mówi, że Trytonicę skonfiskował książęcy celnik za szmugiel kontrabandy - zakomunikował niski i donośny głos od wejścia. Jego właściciel, równie niski, był łysym rudobrodym krasnoludem, który właśnie wszedł do środka z burzy szumiącej na zewnątrz. Ściągnął mokry płaszcz, powiesił na kołku (bez wspinania się na taboret), oraz raźno podszedł do waszego stołu - Tyle że to taka prawda jak to że smoki srają złotem. Hark jestem. Bosman i cieśla Trytonicy. Właściwie to Gharkurosh, ale wszyscy mówią Hark. Co tak oczy wybałuszacie, jesteście z tych co wierzą, że krasnoludy boją się wody? Nim się nie przejmujcie, wytrzeźwieje do rana. Mówią że nie ma jak pierwsze wrażenie, a on to popisowo spieprzył. Nie oceniajcie go po tym, jest dobrym kapitanem i ma dobry okręt.


Obejrzał Krzywego i stwierdził - Ale z niego dziś pożytku nie będzie. Zamówcie mi kufelek, zaniosę go na górę, jak wrócę wszystko Wam opowiem - i nim ktokolwiek zdążył zaoferować jakąś pomoc, wrzucił go na masywne, krasnoludzie bary i wyniósł z izby.

Gdy wrócił, słuchali.
O tym że Sakwa to miejsce, gdzie złodzieje, łapówki i bezprawie to dzień powszedni wiedzieli, ale historia zajęcia "Trytonicy" wydawała się przegięta nawet jak na tutejsze standarty.

Mianowicie nijaki Czarny Bonawentura, zarządca portu zajął statek, twierdząc, że w skrzyniach załadowanych na jej pokład, a opatrzonych pieczęciami uniwersytetu jest kontrabanda. Jaka - nie chciał powiedzieć, a statku puścić się nie zgadzał aż skrzynie nie zostaną sprawdzone.

Z kolei Czarny Bonawentura - książęcy celnik, który trzymał owe skrzynie w magazynie, zakazywał dostępu do nich do czasu rozpatrzenia sprawy przez kapitanat portu. Dziwnym trafem te dwie osoby zamieszkiwały to same ciało i jakoś owych pozwoleń i zaświadczeń wydawać nie zamierzały a na ewentualne drogi urzędowe i prośby pozowstawały głuche.

- Kpi sobie w żywe oczy - mówił Hark - i czeka by mu łapę posmarować. Macie jakiś pomysł jak z tej kabały wyjść?


 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 08-03-2014 o 03:32.
TomaszJ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172