Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2014, 17:05   #217
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Bhazrak, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Twierdza Karak Azul, poziomy pod piwnicami młynu Torvina
nieznane tunele w pobliżu jednej z odnóg rzeki Zilfir


Grundi Fulgrimsson i Ergan Ergansson

Połowa świecy godzinowej mogła spłonąć, a może odrobinę mniej, nim Detlef odzyskał przytomność. W tym czasie gdy były kapral spał, grupa rozejrzała się uważnie po najbliższej okolicy. Ergan i Grundi ruszyli z nurtem strumienia i oświetlając sobie drogę pochodnią obserwowali ściany i sklepienie. Grundi nie był szczególnie zadowolony z faktu że płonąca żagiew pokazuje doskonale ich pozycje, no ale cóż można było z tym zrobić?! Ergan musiał przyznać że ta część miasta nie była mu znana, a była ona niczym kanały do których mało kto się pewnie zapuszczał poza grupami robotników. Ergansson poinformował drużynników że sprawdzi tę stronę, po czym począł znikać z Grundim za załomem korytarza. Syn Fulgrima mógł w myślach jedynie dziękować Przodkom i opatrzności że odnalazł ukryty spust w sali z dźwigiem, dzięki czemu sala nie zawaliła się na głowy khazadów. Gdyby nie owe proste acz jakże skuteczne działanie wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Fulgrimsson w pozycji bojowej szedł przy ścianie i wypatrywał wroga. Zanosiło się na męczącą drogę bo długi tunel który ukazał się dwójce wojowników zdawał się nie mieć końca. Ruszyli dalej... tunel zaczął obniżać się lekko w dół. Zrobiło się dziwnie duszno.


Thorin Alriksson i Detlef


Thorin opatrując nieprzytomnego Detlefa krążył myślami na temat tego co się działo, rzecz jasna wiedzieć nie mógł jak wiele razy jego przypuszczenia trafnie ocierały się o prawdę, szkoda tylko że pewne rzeczy pozostawały już poza zasięgiem by je ewentualnie sprawdzić. Dobrze chociaż że z tego wszystkiego torba z medykamentami była przy boku Thorina, inaczej mogło by być nieciekawie. Jeden tylko Alrikson znał sumę obrażeń w oddziale i wiedział że dobrze to nie wygląda, przynajmniej jedna trzecia zespołu była poważnie ranna a druga z trzech części wojowników miała lekkie zranienia. Najgorsze było to że wciąż nie było widać drogi wyjścia z tuneli.


Gdy Thorin zajął się dziwnymi grzybami na ścianie i zdrapywał je by zabrać ze sobą choć odrobinę, Detlef leżał na kamienistym podłożu i ruszał się nerwowo przez sen. Śnił niespokojnie do tego o Skallim, o Aivie i o Fornilu Hazzarze którego nigdy nawet nie widział. To nie były dobre sny, pełno w nich było żalu i smutku. Gdy budził odzyskiwał przytomność na krótkie chwile zaczynał zdawać sobie sprawę z tego co go boli i czy może tą częścią ciała jeszcze poruszać. Na przemian cieszyć się mógł z tego że żyje i złościć bo choć to on właśnie zabezpieczył pomieszczenie i zejście, oznaczył newraligiczne punkty które mogły spowodować zawał i kilka jeszcze innych ważnych rzeczy zrobił, to właśnie jemu to wszystko wyszło najgorzej. Pomógł wszystkim ale jemu już nie miał kto pomóc. Tak to bywało z bohaterami, głupcami i dobrymi dowódcami. Jedynie trzeba było się zastanowić do której grupy się należało.

Dorrin Zarkan i Galeb Galvinsson

Woda w strumieniu była bardzo zimna a Dorrin przekonał się o tym najlepiej ze wszystkich. Gdy tylko Alrikson zajął się rannym Detlefem a reszta oddziału ruszyła na zwiady, Zarkan wszedł w płytki strumyk i obmył się cały z pyłu, szczególnie zaś skoncentrował się na przepłukaniu brudnych okolic krocza. Tym sposobem Dorrin zmoczył swą całą zbroję z wyprawionej i utwardzanej skóry. Gdy klęczął w pustym prawie korycie podziemnej rzeki, Dorrin zauważył coś pod ścianą. Zbliżył się i rozpoznał odchody jakiegoś zwierzęcia. Było tam kilkanaście stosików takich odchodów oraz masa okruchów chleba i rozrzucone bez ładu kości jakiegoś zwierzęcia. Zarkan zauważył ze kości są pozbawione szpiku. Poza tym nic innego tam nie było.


Syn Galvina zaczynał mieć spory prestiż w khazadzkim społeczeństwie, ale skłamałby chyba gdyby przyznał że Dorrin również nie robił wrażenia na swój sposób. Z Zarkanem było trochę jak z dzieckiem, czasem by coś pojął potrzeba było mu solidnie przywalić w pysk, no a że Dorrin był jak niedźwiedź z natury i postury to najlepiej było mu przyłożyć młotem bo czego lżejszego mógł nie zauważyć. Galeb zaczynał widać bardzo dobrze swą przygodę z szarżą kaprala, tego ukryć się nie dało. Na ten czas jednak jego umysł wypełniły inne sprawy, wszak trafnie zidentyfikował kim być musiał ten którego ciało teraz leżało u stóp Galeba, przynajmniej z zawodu. To czy był to Dain Burninsson nie było pewne ale że był to kapłan Valayi nie ulegało wątpliwości. Galvinson poprosił bogów o bezpieczną drogę dla duszy martwego kapłana i na rozkaz sierżanta zaczął przygotowywać ciało do drogi. Trudne to nie było bo i z ciała wiele nie zostało, a i ze trzy razy było lżejsze po tym jak gryzonie zjadły większą część mięśni i całe wnętrzności. Okrutna śmierć kapłana i wstrętna robota dla Galeba.


Roran Ronagaldson, Khaidar Ronagaldottir, Thorgun Siggurdsson


Dowódca składu Roran nie czuł się najlepiej po tym jak wpierw stoczył mrożąca krew w żyłach walkę ze zmiennokształtnym umarłym, później spadł w rozpadlinę która choć płytka to kosztowała Rorana trzy złamane palce prawej ręki, do tego niesubordynacja Dorrina i kolejni ranni w oddziale, no wciąż brak wyjścia z tuneli. Sytuacja nie była ciekawa ale Ronagaldson nie tracił ducha. Wydał rozkazy i pod bronią ruszył w tunel, za nim podążyła jego siostra Khaidar i Thorgun. Tunel którym szli był długi i już wkrótce, po kilku lekkich zakrętach, trójka zwiadowców straciła z oczu nawet poświatę którą dawała pochodnia z jaką zostawiono grupę pod studnią. Wtedy też oczom Rorana ukazała się drewniana tama w korycie rzeki i wąski tunel biegnący po prawej stronie od owej tamy. Co było jednak o wiele dziwniejsze to odkrycie innego jeszcze tunelu. Po prawej stronie od pozycji Rorana, wydrążony był w posadzce tunel. Był jakiś dziwny, wąski i oblepiony na brzegach jakąś kleistą substancją. Tunel był zdecydowanie za mały by wszedł weń khazad, a do tego prowadził centralnie w dół, zpupełnie jak studnia którą grupa zeszła do tego tunelu.


Córa Ronagalda szła krok w krok za swym bratem a cała sytuacja jakoś chyba niespecjalnie ją martwiła. Za wszelką cenę trzeba było wyjść z tej przeklętej pułapki i dlatego Khaidar szukała wzrokiem każdego możliwego sposobu ratunku. Gdy cała trójka wyszła zza załomu i dostrzegła stara omszałą tamę w korycie rzeki oraz wąski tunel po prawej, oczy Khaidar spostrzegły coś jeszcze. Na niewielkim trójkątnym kamieniu w ścianie były jakieś znaki. Kamień był o kilka kroków od Khaidar i choć pokryty mechem i stary jak świat to być może dało się coś z niego odczytać. Gdy zaś siostra Rorana zobaczył dziwny i mroczny tunel w podłodze to poczuła jakby chłód bijący z tego otworu. To miejsce zdawało się być jakieś nienaturalne.


Zapach drewna z którego zrbiono Miruchnę był jak najlepsze piwo dla Siggurdssona. Strzelec szedł jako zamykający oddział trójki zwiadowców a swą rusznicę wciąż trzymał przy ramieniu z kolbą pod nosem i z palcem na spuście. Thorgun był gotów oddać strzał w ułamku chwili gdyby tylko było trzeba. Taka pozycja pozwalała mu na bardzo dokładne lustrowanie przedpola i w dużym zasięgu ale gorzej było z szerokością widzenia które trzeba było robić zakosami. Jak zwykle były i dobre i złe strony tego co się robiło, ale tym razem przyniosło to dobry efekt. Za zakrętem była już doskonale widoczna wszystkim tama i wąski tunel. Thorgun dostrzegł też kamień z napisami z napisami na ścianie oraz dziwną dizurę w podłodze ale to nie te rzeczy przykuły najbardziej jego wzrok. Siggurdsson był znany ze swego sokolego oka i to oko właśnie zauważyło że tama jest zaminowana. Spora beczka była usadzona w centrum tamy i to by jeszcze nie było dziwne gdyby nie fakt że od beczki ciągnął się po ścianie jakiś sznur. Nikt nie miałby szans tego dostrzec z takiej odległości, nikt poza oczami doskonałych strzelców... a im dłużej Thorgun patrzył na owy dziwny sznurek tym szybciej kojarzył fakty... to musiała być czarnoprochowa mina.


Grundi Fulgrimsson i Ergan Ergansson


Dwójka zwiadowców dotarła do zdawałoby się końca korytarza. Woda ze strumienia wpadała do dużego bajora z którego nie widać było już żadnego ujścia. Korytarz którym zaś przyszli milicjanci nie kończył się zupełnie bo w jego ścianie były wykute schody i na ich szczycie zauważyć dało się jakieś drzwi, choć czy były z drewna czy z metalu tego widać nie było, ale po kilku chwilach obaj khazadzi dowiedzieć się tego mieli po dźwięku jaki usłyszeli. Huk! rozdarł ciszę w tunelu i poniósł się echem. Drzwi były ewidentnie ze stali bo coś uderzyło w nie ale się nie przebiło. W ułamek chwili później kolejne uderzenie, a po nim następne i tak już bez przerwy. Korytarz wypełnił się hałasem do tego stopnia że nie sposób było się nawet dobrze skupić. Wtedy też zza sporej skały którą obaj khazadzi mogli wziąć za część ściany wybiegło morze gryzoni. Biegły wprost na Grundiego i Ergana, dopadły do ich butów ale ich nie kąsały, biegły dalej. Sposobu nie było by się ruszyć tak by nie zgnieść pod butem po kilka szczurów na raz, i tak krok po kroku. Gryzonie chyba przed kimś lub przed czymś uciekały... być może przed tym kto chciał sforsować drzwi? Huk! Trzask! Ten kto uderzał w żelazne drzwi nie poddawał się, a z bocznego tunelu wciąż nadciągały kolejne fale szczurów.


Detlef, Galeb Galvinsson, Thorin Alrikson, Dorrin Zarkan


Cała czwórka zbierała się do drogi. Galeb przyszykował ciało kapłana i owinął je szczelnie płaszczem. Thorin zebrał swoje narzędzia i też szykował się powoli do wymarszu. Dorrin miał pomóc nieść martwego kapłana, a Detlef po wypiciu zawartości fiolki poczuł się znacznie lepiej choć czuł i tak okrutny ból połamanych żeber i opuchniętej twarzy. Dobrze że krwawienie ustało z licznych ran i otarć a razem z robotą Thorina, wszystko to pozwalało Detlefowi na samodzielną wędrówkę. Gdy wszyscy już właściwie ruszali, wtedy...

Skowyt. Pełen smutku, żałosny wręcz dźwięk zdychającego zwierzęcia. Przeciągły i w pewnym momencie nienaturalnie jakby urwany. Dokładnie taki dźwięk dosięgnął uszu wszystkich z oddziału milicji po tym kiedy przebudził się Detlef, wszystkich poza Erganem i Grundim. Trudno było powiedzieć co było źródłem owego dźwięku ale gdyby był tu gwardzista Ergan jako jedyny nie miałby chyba wątpliowści że być to mógł przysypany i zmiażdżony przez gruzowisko pies. Jednak czemu zawył i dlaczego jego skowyt został, zdaje się, uciszony?

Po skowycie do uszu krasnoludów dobiegło echo uderzeń czegoś o stalową płytę. Źródło dźwięku musiało być gdzieś w głębi tunelu którym ruszyli Grundi i Ergan. Po pierwszym uderzeniu przyszedł czas na kolejne, tak raz za razem, nieustające dudnienie które zakamuflowało kolejne wydarzenia. Galeb i Dorrin niczego nie spostrzegli aż do końca. Jednak Detlef i Thorin mogli zareagować przytomnie, być może dlatego że stali bliżej światła studni a zarazem bliżej liny którą wszyscy zeszli na dół.


Lina poruszyła się i Deltef spojrzał w górę. Po sznurze schodziły na dół jakieś czarne kształty. Coś upadło na kamienie i stłukło się. Po chwili kolejny przedmiot spadł z góry i uderzył o kamień, ten jednak nie stłukł się a jedynie pękł i potoczył po posadzce wprost pod nogi Detlefa i Thorina. Przedmiot był obły, wykonany ze szkła, w środku była jakaś ciecz... a z pęknięcia w kuli wydobywać zaczął się zielony gaz, który spowijać począł postacie Detlefa i Thorina.

Roran Ronagaldson, Khaidar Ronagaldottir, Thorgun Siggurdsson


Trójka krasnoludów na szpicy oddziału wpierw usłyszała skowyt, a ten został zagłuszony przez uderzenie. Wszystkie dźwięki pochodziły od strony tunelu gdzie była reszta kompanii. Uderzenia powtarzały się raz za razem. Wtedy też w wąskim tunelu obok tamy śmignęła jakaś sylwetka. Ktoś przez ułamek chwili wpatrywał się w trójkę khazadów po czym rzucił się w do ucieczki w mroki tunelu. Krasnoludy nie mogły zidentyfikować kto to mógł być, odległość była zbyt duża. Co gorsza, od strony dziwnej dziury w podłożu, zaczęły dobiegać odgłosy uderzeń którym najbliższe było porównanie do pracy kilofami... wieloma na raz. Gdzieś zaś w tle, także z owej dziury, zbliżał się do khazadów odgłos tykania.

 

Ostatnio edytowane przez VIX : 15-03-2014 o 02:24.
VIX jest offline