Puste oczy wieżowców wprawiły Tomasza w zadumę. Jeszcze niedawno wszystko stało na miejscu. Ludzie biegali za swoimi sprawami, robili karierę, zarabiali pieniądze. Żeby mieć więcej, żeby żyło się lepiej. Jeszcze trochę i kupią sobie nowy zestaw TV, może nowy rower, lepszy samochód, większy dom. Więcej, więcej i więcej. W tym pośpiechu zapominali żyć. Zapominali cieszyć się życiem. Zagonieni. Z planami na przyszłość. Bo przecież robili to wszystko, żeby ta przyszłość była lepszą. I dopiero gdy przychodziła choroba, gdy kostucha stała nad nimi ostrząc kosę osełką, wtedy zdawali sobie sprawę, że całe życie przegrali. Bo byli zbyt zajęci planami i polepszaniem standardu życia, żeby po prosty ŻYĆ! Ale wtedy było już za późno.
Tomasz był szczęśliwcem. Zorientował się, że ta cała pogoń ma tylko jeden koniec. Dostrzegł to w porę i wysiadł z pędzącego pociągu. Zatrzymał to całe szaleństwo i zaczął żyć. Choć cały świat wokół niego pędził dalej, on zdołał zwolnić i zaczął kosztować każdy dzień.
Odetchnął. Głęboko wciągnął powietrze, w którym unosił się ciężki zapach spalenizny pomieszany z czymś jeszcze, ledwo uchwytnym. Czy taki był zapach śmierci? Trupy leżące na ulicy, w samochodach, na chodnikach. Przegrani.
Gdyby teraz przyszło mu rozstać się z życiem nie będzie przynajmniej żałował kilku ostatnich lat wolności.
Postrzępione szczyty budynków miały w sobie magnetyczną moc. Wisławski urzeczony tym widokiem skierował swe kroki w tamtą właśnie stronę. Na przełaj, przez spalone trawy i krzewy skweru, przez połamane nagłą falą uderzeniową drzewa. Poszedł w kierunku sterczących kikutów budynków, ziejących pustymi oczodołami. Pchany niewytłumaczalnym, nagłym impulsem z zamiarem wdrapania się na szczyt i spojrzenia na panoramę umierającego miasta.
__________________ LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |