Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2014, 22:17   #6
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu

Znów brzdęknęła gitara. Spokojna melodia rozniosła się po peronie, odbiła od sklepienia i popłynęła w czerń tuneli.
Barman dopalił skręta i zniknął we wnętrzu knajpy. Kilku stalkerów powlekło się w stronę namiotów, kilku wróciło do gry w kości. Ktoś stację właśnie opuszczał, zarzucając plecaki na przygarbione plecy.
Chwilowo, siedzący przy osłoniętym cegłami ognisku ludzie przestali być główna atrakcją wieczoru. Mogli więc zjeść posiłek w spokoju.

***
Taran dopijał herbatę z suszonych grzybów i mierzył wzrokiem oddalającego się Geoffreya. Gdy młodzik zniknął za żałosną namiastką knajpy jaką wybudował na peronie Wrona, stary komandos wyciągnął spod biurka krótkofalówkę, pstryknął włącznikiem i nadał wiadomość:
- Tu Papa Orzeł, Pisklaki jesteście tam. Odbiór?
- Tu Pisklaki - mów Papo.
- Husar wyszedł. Broda i Psiarczyk pod opieką Niani. Wszystko pod kontrolą. Lećcie do gniazda. Odbiór.
-10-4. Over and out!
szczeknął służbiście głos zniekształcony przez radio.
Stary Stalker spojrzał na zasuszoną staruszkę wychodzącą z pomieszczenia obok i westchnął wyłączając radio.
- Jestem już na to za stary Mary.
- Oj daj spokój Jack, mnie nie okłamiesz, przecież widzę jak Ci się micha cieszy, jakie kurwiki w oczach Ci płoną...
- prychnęła kobiecina.
- No dobra siostrzyczko, masz racje. Ale i tak to wszystko mnie już męczy. Dam znać Jenny, że zaraz ruszają i idę się przekimać.
- Chcesz koniaczku na lepszy sen?
- Co ja bym bez Ciebie zrobił M?
- Spałbyś w dziurawych kalesonach Jack....-
rzuciła staruszka i zamknęła za sobą drzwi.

***
-Plan wygląda tak, hammmpfffff- gadał kurier napychając się gulaszem - idziemy sobie kulturalnie do Harbour FWY i tam wbijamy w Srebrną czy tam Szarą - zwał jak chciał - nitkę. Po drodze zahaczymy tylko na Crenshaw po jednego typka - Agrafkę - który zgłosił się do naszej wycieczki. To Monter i samozwańczy stalker, który trochę poróżnił się z chłopakami z Aviation i działa na własną rękę mmmppfff.... kurwaaaaa maać! - młodzik odepchnął od siebie miskę i ręką próbował zetrzeć plamę gulaszu z śnieżnobiałych spodni. Efekt był marny - kilka kropek - rozmazanych paluchami zmieniło się w nieregularną brunatna plamę na jego kroczu.
- No i jak ja się teraz kurwa ludziom na oczy pokarze, nożeszkurwajapierdole zapiszczał kopiąc michę czubkiem buta.
- Dobra, kurna, nieważne - gdzie to ja byłem. Aha. W Harbour odbijamy na Szarą i walimy na Manchester - żyje tam zgraja techników którzy żerują na pociągu stojącym przed śluzą bezpieczeństwa w Slauson. Przerabiali tam jego bebechy, mają jakąś prądnice i ponoć nawet uruchomili komputer, ale to nie ważne.
Interesuje nas Manchester - szukamy tam gościa imieniem Szynka. On przeprowadzi nas korytarzami technicznymi, POD Szarą nitką, która jak dobrze wiecie wychodzi za Slauson na powierzchnie.
Swoją droga dziwie się, że nikt z Was się nie pytał:
- złapał się pod boki i kiwając się raz w prawo, raz w lewo zaczął mówić udawanym basem:- jak to Szarą chcesz iść? przez powierzchnie? odbiło Ci? hu hu? - nabrał tchu i wrócił do normalnego tonu głosu.
- Widać, że twarde z Was ziomki, nie to co większość tych szczurów z metra. W sumie to poszedł bym z Wami, ale wiecie jak jest - Stolica się sama nie kręci, dużo roboty z tym całym rządzeniem hehe.... eee taaaak-Spojrzał gdzieś ponad ramionami siedzących przy ognisku widząc ich znudzone miny.
- No i w sumie tyle - tamtędy to już walimy prościutko do Pico i jesteśmy w Polis. Ludzie Szeryfa powiedzą Wam co dalej. dokończył spoglądając smutno na pustą miskę, która stała za podstępnym atakiem na jego krocze.

Dokończyli jeść.
Mała poszła po swoje bety.
Kiedy wróciła wyglądała jak kosmita. W gumowym skafandrze przetykanym płytkami stali wszytymi w kombinezon w miejscu witalnych organów; z maską gazową zarzuconą luźno pod szyją i wielkim plecorem na grzbiecie - widać było, że jest stalkerem. I wiedzieli już że "dzieci" Tarana albo są paranoikami, albo faktycznie są profesjonalistami przygotowanymi na wszystko.

Już mieli ruszać. Zalali ogień, zebrali manele - gdy od strony niższych stacji dobiegło do nich trzech gości, krzycząc:
- Kurierze, kurierze! Czekajcie! My z Redondo! Chcemy dołączyć! -
Dowodził nimi gość koło trzydziestki, w wysłużonym mundurze, z kamizelką kuloodporną i całkiem zadbanym M14. Jego młodsi towarzysze w podobnych strojach, mieli przerzucone przez plecy nowsze eMki w dobrym stanie. Każdy nosił spory tobołek na plecach i śpiwór zwinięty pod bagażem.
-Jestem Adam, a to Joe i Mitch, przysyła nas Tyries Grybiarz-
- Aaaaa... no tak, tak. Czyli jednak się zdecydowaliście iść z nami -
mruknął młodzik. - A macie papiery?
- Tak
- najstarszy mężczyzna wydobył z kieszeni prosty kartonik Paszportu Polis wydawanego każdemu obywatelowi Zjednoczonego Metra.
Młody obejrzał go z miną znawcy po czym oddał przybyszowi.
- Ok wszystko gra. Witamy na pokładzie - to zapraszam przodem. Już nie możemy czekać.

Gdy ruszali, chłopak zbliżył się do Williamsa i szepnął mu na ucho
-Miej na nich oko. Papiery są ok, ale... wiesz jak jest.


Z Aviation do Hawthorne było raptem dwa kilometry, jednak droga się dłużyła. Chociaż Jana wspominała, że kojarzy tego Adama bo przychodził z karawaną od Grzybiarzy, to jednak wszyscy obserwowali spóźnialskich z uwagą.
Po trójce przybyszy było natomiast widać zgranie i wojskowy dryg.
Chociaż ta część tuneli była bezpieczna, trójka mężczyzn idąca na szpicy zachowywała czujność. Omiatali latarkami załomy tubingów i osłaniali siebie nawzajem. Nie gadali też zbytnio, komunikując się jeśli trzeba gestami lub mignięciami latarek.
Drużyna czuła się przy nich lekko nieswojo - goście byli zgrana, widać że razem walczyli i sobie ufali. Nie można było tego powiedzieć o Jonesie, Rothmanie, Janie i Williamsie.
Kuriera mimochodem wszyscy uznali za balast, albo gapiowatą maskotkę, która ciągnęła się za nimi, jak ten pies, któremu rzuci się jakiś ochłap, a ten przyczepi się do człowieka i już nie chce Ci odpuścić.
Młody zresztą sam zaczynał czuć się jak kula u nogi. Zgarbiony szedł w środku, co chwila machinalnie przecierając plamę na spodniach i mamrocząc coś pod nosem.
Gdy dotarli do Hawthorne - wszyscy mieli ochotę go tam zostawić...

Zresztą nadawał by się tu jak swój...

Śmierdzący wódą i szczynami mężczyźni i kobiety leżeli pokotem na peronie. Część z nich chrapała nieludzko, przykryta jakimiś szmatami albo gazetami. Inni bełkotali coś zajadając z prostych misek lekko świecącą papkę o zapachu grzyba.
Zauważyli, też paru snujących się od ściany do ściany w migotliwym blasku pochodni. Jeden z nich właśnie potknął się o leżące na podłodze ciało i runął na ziemie. Zamarł i tak został.

Postanowili nawet nie wchodzić na peron.
Przeszli szybko torami odprowadzani mętnym wzrokiem ćpunów, żebraków i odpadów już i tak wyniszczonego społeczeństwa.

Na posterunku dziesiątego metra stacji, wśród walających się worków z piaskiem, para degeneratów oddawała się zwierzęcemu stosunkowi. Ona jęczała i kwiczała jak prosie, gdy on zdzierał z niej portki. Gdy wreszcie pozbył się części jej garderoby, rzucił się na nią z rykiem i wczepił jak pies w sukę. Oboje zaczęli wyć...

Runęli naprzód prawie zapominając o ostrożności, ścigani odorem stacji Hawthorne/Lennox i ludzkimi jękami.

***

Do Crenshaw dotarli w rekordowym czasie i choć nie natchnęli się wcześniej na żadne posterunki, to jednak stacja była bardzo dobrze widoczna już z daleka - coś pod sufitem wesoło świeciło.

Gdy dotarli wreszcie do peronu - stanęli jak wryci - Crenshaw miała prąd!
Pod sufitem dyndała jarząca się mocnym światłem, pojedyncza żarówka.


-Co do chuja? - Zaklął Adam - Skąd złomiarze mają prąd? przecież ostatnio jak tu byłem, to te gnojki świeciły sobie lampkami naftowymi!

Równie zdziwiony kurier z Polis rozdziawił tylko gębę i nawet nie zareagował, gdy do drużyny zbliżyło się dwóch ludzi w czapkach uchatkach z Kałachami i kulturalnie spytało o cel wizyty na ich pięknej stacji.

Patrząc na ogłupionego młodzika, zdali sobie sprawę, że ktoś inny będzie musiał robić za twarz ekipy w tej podróży...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 09-03-2014 o 22:31.
Nightcrawler jest offline