Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2014, 22:46   #58
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sophie Grey


Świecąc latarką Sophie rozglądała się po tym opustoszałym i olbrzymim miejscu. Mijała kolejne zasuszone zwłoki, już przywyknąwszy do ich obecności. Zabawne jak szybko można zapominać o okropnych widok, pojawiających się w świetle latarki. Sophie spieszyła się. Potrzebowała broni jak najszybciej. Nigdy nie wiadomo kiedy zostanie dogoniona przez licznych prześladowców.
Już bowiem nie tylko szaleniec z maniakalnym uśmiechem ją ścigał. Mijała więc upiorne sklepy w tym postapokaliptycznym świecie. Ze ścian odłaziła farba płatami, tynk gnił, a metal zżerała rdza. Co ułatwiało sprawę Sophie. Kopniakiem sforsowała drzwi do sklepu z bronią i amunicją w której znajdował się mały arsenał.


Począwszy od bębenkowych rewolwerów, przez pistolety i pistolety maszynowe, do śrutówek i karabinków maszynowych. No i oczywiście duży wybór strzelb myśliwskich. A nawet tak egzotyczna broń jak łuki sportowe i kusze. Było z czego wybierać, choć brak oświetlenia działającego sprawnie oświetlenia sprawiał że proces znajdowała właściwej amunicji, do wybranej przez Sophie broni był dość czasochłonny.
Ale też nie było sensu łazić z nienabitą bronią.
Nagle… wycie… wilcze wycie. W centrum handlowym? W środku miasta?
Nie zdziwiło to Sophie tak bardzo jak powinno. Była świadkiem dziwniejszych rzeczy.
Drżącymi dłońmi ładowała broń, chcą opuścić to miejsce jak najszybciej.
Odgłos biegnących bosych stóp, zbliżał się niepokojąco szybko. W drzwiach do sklepu stanął gnijący żywcem wilkołak . Sophie w panice chwyciła za wyłożoną na ladę śrutówkę i nie celując nawet strzeliła.


Z takiej bliskości nie musiała. Trafiony w bebechy i tors potwór poleciał do tyłu. A ramię Sophie przeszył ból. Broń miała mocnego kopa. Nie było sensu sprawdzać, czy ta salwa powaliła stwora. Kolejne wycia świadczyły, że pobratymcy wilkołaka zbliżają się do niej. W tym świecie nie warto było długo przebywać w jednym miejscu. Tego się już nauczyła.

Teodor Wuornoos


Serce waliło Teodorowi jak dzwon. Właściwie nie wiedział czego się spodziewać po tym telefonie. Czy Joan go jeszcze pamięta, czy miło wspomina. Jakie jej zadać pytanie.
Przygotowywał się do tej rozmowy cały dzień, co pozwoliło nieco oderwać myśli od koszmaru, który ostatnio przeżył. Joan La Sall...tyle wspomnień.
Postawiona na stoliku whiskey czekała na swą kolej. Teodor nie był pewny swego głosu, nie był pewny czy gardło nie zaciśnie mu się w najmniej stosownej chwili.
Głęboki oddech i...


… palce wystukały miarowo numer na telefonie. Przyłożył go do ucha i czekał. Włączyła się jakaś melodyjka. Grała dość długo. I połączenie zostało przerwane.
No cóż, nie należało się poddawać po pierwszym razie. Teodor wybrał numer i zadzwonił. Znowu muzyczka… znowu czas się skończył i połączenie zostało przerwane.
Kolejny raz z takim samym skutkiem.
Teodor sprawdził czy wybrał właściwy numer. Przeleciał dwa ciągi cyfr wzrokiem. Ten podany jej przez znajomą i ten wpisany do komórki. Były identyczne. Nie było mowy o pomyłce. Joan La Sall nie odebrała telefonu.
Oczywiście mogło być ku temu wiele racjonalnych powodów. Bardzo wiele. Nie było powodu do paniki.

Dłoń Teodora pochwyciła szklankę whisky. Mężczyzna upił trunku, ale nie potrafił się uwolnić od tego nieracjonalnego niepokoju.
Spojrzał na kartkę z numerem domowym. Spojrzał na adres domowy wypisany poniżej. Ocenił odległość. Niecałe pół godziny drogi od jego domu. Godzina jeśli będą korki na ulicach miasta.
Czy jednak powinien… zakłócać spokój czyjegoś domu?
Z otchłani pamięci wynurzył się jednak obraz z wczorajszego snu. Twarz Joan, zalewaną deszczem krwi.
Nie potrafił pozbyć się natrętnej myśli, że La Sall jest w niebezpieczeństwie.

Emma Durand


Przyjemność mieszała się z mrokiem. Życie Emmy nabrało nowych barw wraz ze zbliżeniem się Antona do niej. Świadomość zagrożenia czającego się, gdzieś blisko sprawiało że artystka nabrała ogromnego apetytu na życie. Chłonęła każdą chwilę całą sobą, jakby ta mogła być jej ostatnią. Bo być może była… Na razie jednak nie działo się w jej życiu nic niezwykłego.
Łatwo można więc było zapomnieć o tym co się wydarzyło w koszmarze, o śmierci Erica. Bo przecież ten który zginął teraz był całkowicie obcą jej osobą.
Obecność Susan budziła niepokój w Emmie. Świadczyła o tym, że jej przeszłość mogła być nie taka jaką pamiętała. Przyszłość budziła strach swą niepewnością, przeszłość została naznaczona śmiercią i krwią.
Nic dziwnego, że Emma kurczowo trzymała się teraźniejszości.

A na razie był koncert do którego musiała się przygotować. Ostatni koncert przed wyjazdem do Silver Ring.
Dlatego też znajdowała się wraz z Susan i Antonem w garderobie malując się przed występem.
Na załatwienie im przepustek było już za późno, więc fotograf i tłumaczka mieli pozostać właśnie w garderobie podczas przygotowań i tuż za sceną podczas występu. Emma ręczyła że się do tego dostosują.
Emma robiła się na bóstwo przy toaletce. Anton sprawdzał sprzęt którym zamierzał zrobić serię zdjęć z tego koncertu.
A Susan oglądała dla zabicia czasu telewizję, przeskakując losowo po kanałach. Aż w końcu trafiła na informacyjny.


Wydarzenia ze świata, z kraju…
- Dziś w godzinach popołudniowych para turystów znalazła w opuszczonym motelu zmasakrowane zwłoki mężczyzny. Zgodnie ze znalezionym przy nich dowodem, brutalnie zamordowaną osobą jest Jeremy Perrier, autor takich powieści jak „Pięćdziesiąt twarzy Blacka” …- słysząc te słowa Susan wyszeptała pobladłymi wargami.- O Boże…
I osunęła się nieprzytomna na podłogę.

Michael Montblanc


To było szalenie frustrujące. Michael przyspieszył. Rzucił się w kierunki Mii i.. ta zaczęła się oddalać szybciej. Gdy zwolnił i ona zwolniła. Wyglądało na to, że tempo poruszania się przez nią jest zależne od jego tempa. Im szybciej biegł, tym szybciej ona podążała w kierunku swego celu.
Im wolniej szedł, tym wolniej lewitowała. Była zawsze poza jego zasięgiem. Niczym wabik.
Niemniej gdy on próbował się oddalić, w nadziei że Mia przemieści się w jego kierunku nic takiego się wydarzało. Mia się przemieszczała ciągle wedle wytyczonej przez kogoś lub coś ścieżki… Coraz głębiej w mroczne czeluście upiornego szpitala.


Nie tylko ciemność wydawała się być coraz bardziej wszechogarniająca. Także piski były głośniejsze i liczniejsze. Powoli też wydające je stworzenia zaczęły wyłaniać z mijanych pokojów. Gryzonie… szczury...


… z braku lepszego określenia. Stwory przypominały szczury, ich pokręconą i mroczniejszą wersje. Wydłużone pyski pełne kłów, czerwone kule w miejsce oczu, ciała pokraczne i olbrzymie. Rój tych gryzoni odcinał powoli drogę ucieczki.
Mia dotarła unosząc się przed korytarz całkowicie wypełniony ciemnością. Tą ciemność nagle przebił pojedynczy punkt światła na wysokości oczu Michaela.
Ale nawet to światło nie było w stanie rozproszyć ciemności.
-Powinienem czuć się rozczarowany? Że tak łatwo dałeś się podejść. Nie za późno na sentymenty?- odezwał się męski głos z owej ciemności.- Powinienem być zawiedziony, że zamieniłeś moc na kuglarskie sztuczki?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline