Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2014, 01:01   #11
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Pierwsze sukcesy i pierwsze porażki w bataliach należały zazwyczaj do wszelkiej masy strzelców i nie inaczej było w Fortegno. Długouchy Bryce miał bardzo nieprzyjemne wspomnienia ze zmutowanymi szczurami, długi łuk i sokole oko, z którego miał zamiar skorzystać. Strzała świsnęła w powietrzu, kiedy puścił cięciwę i z zadowoleniem patrzył, jak wchodzi z mlaskiem w najbliższego futrzaka. Elf chciał poprawić, ale wycelował ciut za wysoko. Cóż, każdy miał prawo do błędów. Kolejna salwa pocisków nadeszła z nieco spóźnionych kusz. Rust wypalił od razu z grubej rury, w największego z milusińskich, który popieszczony bełtem upuścił szkatułkę i pisnął żałośnie. Katerina dotrzymywała kroku swoim towarzyszom i uszczknęła sporo krwi z kolejnego szczurowatego, ale przy drugim strzale popełniła ten sam błąd co Bryce.

Kolejna część tańca należała do piechoty. Renato wyglądał nieco absurdalnie ze skalpelem, ale dowiódł że nie liczy się ostrze, a szermierz. Jakby od niechcenia wyminął nadlatujący ku niemu miecz i szybkim ruchem nadgarstka skrwawił skaveńską skroń. Francesco był tuż za czarodziejem i uderzeniem z góry dokończył dzieła, podczas gdy jego brat bawił się w ludzki taran. Młodszy z braci Marrizano tarczą utorował sobie drogę do jednego z tych większych przeciwników, w którego wjechał z całą siłą na jaką było go stać. Sierściuch poleciał do tyłu i rąbnął o ziemię, a Niccolo szybkim sztychem zapewnił, że już się raczej nie podniesie. Panowie szlachta - della Rovere i Gaetani - którzy byli za przebojowym młodziakiem, nie mogli pochwalić się celującymi wynikami. Dostatecznymi też nie, bowiem skaveni wyślizgnęli się spod cięć eleganckich broni, a Lorenzo nawet poczuł, jak jeden z nich przejeżdża mu żelazem po nodze.

Frater Bonaventura wspierał towarzyszy moralnie, a wyćwiczony głos wzbijał się ponad odgłosy walki - ot, lata praktyki. Z wisiorkiem Myrmidii w dłoni i jej litanią na ustach dopingował nowych znajomych, którzy odciągali futrzaste niebezpieczeństwo z dala od niego. Może i spędziłby całe starcie nieniepokojony przez nikogo, spełniając obowiązki pomocy duchowej, gdyby nie to, że nadal będąc na koniu górował nad otoczeniem i przyciągał uwagę. Grupa skavenów, podobnie jak Monsignore trzymająca się z dala od frontu, popisała się trzeźwością umysłu i zamiast rzucać się na przybyłych, sięgnęła po łuki i kusze poległych. Ranald musiał czuwać nad Monsignore, bowiem strzała weń posłana chybiła zaledwie o milimetry. Katerina natomiast chycnęła za osłonę, która osłoniła ją przed ostrzałem. Nieco gorzej miał Rust z Brycem. Bełt jedynie musnął elfa, ale DeGroat oberwał w ramię i schował się za granitową zasłonę, klnąc na czym świat stoi.

Największy szczurowaty, który jeszcze chwilę temu trzymał w garści szkatułę, nacierał teraz na Niccolo z rustowym bełtem pod żebrami. Krwawił dosyć obficie, ale widać adrenalina robiła swoje bo natarł na Marrizano z furią i uderzył celnie. Celnie, boleśnie i pod niecodziennym kątem. Pod młodym rozrabiaką ugięły się kolana, ale odpłacił pięknym za nadobne, uderzając między żebra. Parę kroków z tyłu Lorenzo potężnym uderzeniem z bioder rozorał gardło skavena, a szabla zatrzymała się dopiero na kręgach szyjnych. Marco oberwał po ręce trzymającej cinquedeę, ale zaraz zripostował rapierem, wyrywając płat skóry z potylicy.

Starcie powoli dobiegało końca. Francesco doskoczył do brata i zakończył żywot dużego skavena, który musiał być jakimś hersztem czy innym dowódcą. Katerina, Rust i Bryce zdołali ustrzelić razem dwóch strzelców, a duet della Rovere-Gaetani ubił resztki szczurzej piechoty. Na placu boju została tylko łuczniczo-kusznicza banda w liczbie pięciu.

- Nie robić kłopot! - wydarł się któryś szczurowaty łamanym tileańskim - Zostawić, my iść, nie robić kłopot. Życie miłe!

Najemnicy, w większości poharatani i krwawiący, spojrzeli się krótko po sobie. Mogli puścić szczurzy kwintet żywcem, oszczędzić sobie roboty. Tak ładnie prosili o darowanie życia, żal byłoby odmówić.

Tylko adrenalina buzująca w żyłach i gorący tileański temperament protestowały.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 04-04-2014 o 05:29.
Aro jest offline