Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-03-2014, 20:45   #42
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD nie powstrzymał grymasu, gdy usłyszał głos Księcia dobiegający zza pleców. Jednak prędko zapanował nad sobą, obrócił się i wielkimi oczami wpatrzył się w wampira.

- Mścisław? Czy to ty? - zapytał, pozując na równie głupiego, co naiwnego pomocnika Archonta

Ashford przeniósł wzrok na kraty… sceneria prawie jak z jego wizji. Z tym, że obecnie musiał poradzić sobie z trzema bestiami, nie tylko jedną. Schował za siebie dłoń, w której tkwiła broń. Nie zamierzał nią wymachiwać.

Spojrzał w bok na Katarinę, która wydawała się żywa niczym człowiek na tle ponurej szarości podłoża. Jej policzki rumieniły się bardziej wiarygodnie, a różowy błyszczyk na ustach lekko pobłyskiwał, dając ułudę świeżości i młodości - nie sześćsetletniej stagnacji. Jedynie ubłocona sukienka psuła obrazek, zupełnie nie pasując do całości. Ashford zastanowił się, czy Toreadorka umyślnie nie wprowadziła ich w pułapkę, po czym doszedł do wniosku, że zapewne popada w paranoję.

JD chciał zatrzymać Mścisława tak długo, jak to możliwe. Mary była gdzieś na wolności, w akcji, i jeśli opóźnią Księcia, będzie mogła zmierzyć się z hrabiną na samotności, bez udziału Ventrue. JD utkwił w pułapce i był unieruchomiony - przynajmniej jak na razie - lecz wciąż mógł pomóc swej Matce. Starał się odegnać poczucie bezsilności, w rzeczywistości miał o wiele większe pole do popisu, niż podczas ostatnich godzin, gdy leżał bez życia z kołkiem utkwionym w sercu.

- Ty gnido!

Jeśli Ashford miał wątpliwości co do Katie i jej ewentualnej współpracy z księciem, to właśnie musiały się rozwiać. Toreadorka z morderczą furią rzuciła się na kraty, najwyraźniej chcąc gołymi rękami rozszarpać gardło Mścisława.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - zawyła boleśnie, kiedy jej dłonie dotknęły metalu.

Spomiędzy palców uniósł się dym, a do nozdrzy JD doleciał zapach spalonego mięsa. Katarina odskoczyła jak oparzona i ze zdziwieniem spojrzała na poorane od poparzeń dziecięce rączki.

- Haha! - zaśmiał się książę - Wspaniałe, nieprawdaż?

- Jak ty to... - Toreadorka nie dowierzała własnym oczom. Najwyraźniej też miała problem z gojeniem ran.

- Pożyczyłem element wyposażenia pewnego łowcy wampirów - wyjaśnił z dumą Ventrue - Jak się potem dowiedziałem, te kraty wykuł bardzo pobożny kowal. Mając świadomość ich przeznaczenia kowal gasił żelazo w święconej przez samego Ojca Świętego wodzie. Robi wrażenie, prawda?

- Obyś sczezł... - Katie załkała, patrząc na swoje ropiejące rany, których nie umiała się pozbyć mocą regeneracji.

Ashford przeklął w duchu zarówno Katarinę, jak i Mścisława. Oraz kraty, przez które żaden wampir nie mógł się przedrzeć. Jaka ironia… kiedyś JD codziennie obmywał się w święconej wodzie - nawet sam ją przygotowywał, korzystając z odpowiednich rytuałów. Nie tak dawno temu była przedmiotem kultu, którym bez namysłu mógł się posłużyć. Dziś bezlitośnie wroga i to jej miał się wystrzegać. Bestia w wizji przekazała wyraźnie, że w miejscu, gdzie niegdyś wzrastała dusza Ashforda, teraz ziała pustka. JD stracił swój środek rozmowy z Bogiem, eteryczny telefon satelitarny łączący z niebiosami. Przeszłość w tej chwili nie miała znaczenia, Brujah nie wątpił, że i jego dotyk krat ukarze. Czemu miałby być traktowany inaczej od innych wampirów? Czym się różnił? Był religijny i wierzył, lecz pozostawało to bez znaczenia, gdyż przedmiot tej wiary go opuścił.

Słabe elektryczne lampy na sekundę całkiem zgasły, po czym znów zapaliły się, jakby intensywniejszym światłem. W umyśle Ashforda prędko pojawił się obraz nienaturalnej zawieruchy w weneckiej restauracji. Wizja ta mocno go przeraziła i wampir potrzebował kilka sekund, by uspokoić się i dojść do siebie.

- Katarino, co ci się stało?! - krzyknął głośno, bardziej do Mścisława, niż Toreadorki. - Wytrzymaj, wiem, że boli - dodał ciszej. - Książę, nie rozumiem, naprawdę niczego nie rozumiem! Wszędzie cię szukaliśmy, i w Elizjum i w schronieniu… Mieliśmy do przekazania ważną wiadomość; Camarilla chce zrzucić cię z tronu! Już powołała nowego Księcia z wschodu. Droga Katarina wskazała nam drogę do tej kopalni, bo twoja reakcja jest w tej sytuacji niezbędna! Myślałem, że zrobiono to bezprawnie, choć jak teraz widzę te kraty… już naprawdę nie wiem, Książę Mścisławie, co to ma znaczyć?!

JD prędko pocierał paznokieć kciuka palcem wskazującym. Gdyby jego serce funkcjonowało, dźwięk bicia odbijałby się echem od korytarzy niczym trzask kilofów - którym kopalnia niegdyś bez wątpienia tętniła. Teraz przemieniła się w ruinę, choć pieniądze Mścisława prawie w całości ten fakt zatuszowały.

- Chyba, że… Książę, ty musisz już wiedzieć o występku! I uznałeś, że przyczyniliśmy się do tego bezprawia i przyszliśmy po ciebie… mój Boże, to nieprawda! Jesteśmy dla ciebie, nie po ciebie! Co za rewolucja, kto by pomyślał, że Gregor wcale nie zginął w Wietnamie… sfingował śmierć, a teraz nakłamał Radzie w żywe oczy i śmieje się, polerując twoją koronę. Książę, to nie my powinniśmy być za tą kratą… Uwolnij nas i jedźmy prędko do Elizjum, zanim bydlak wszystkim zamydli oczy!
 
Ombrose jest offline