Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-03-2014, 10:25   #41
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Szli powoli, starając się czynić jak najmniej hałasu i trzymając latarki, przy ziemi, by światło nie zdradziło ich zbyt wcześnie… Nie zdradziło przed czym? Przed wiekową, wygłodniałą wampirzycą?

JD z ironią pomyślał, że zarówno sytuacja jak i sceneria przywodzą na myśl horror klasy B. W takich filmach bohaterowie, nie wiedzieć czemu, czuli potrzebę poznania tego, co czaiło się w największym mroku pustych, obskurnych korytarzy opuszczonego zamku czy jakiegoś laboratorium. Tutaj mieli to samo w pozostałościach kopalni i co gorsza – to samo robili. Szli dalej, choć zaraz, tuż za rogiem, coś mogło na nich wyskoczyć i urwać im głowy.

Katarina musiała mieć podobne przemyślenia, bo znów chwyciła JD za rękę, a po chwili szepnęła.

- Twoja Matka by się nam teraz mogła przydać…
Kolejny krwawy ślad na ścianie prowadził przez metalową bramkę do wnętrza kopalni. Tu korytarz zanikał, a otoczenie nabrało surowego charakteru.


- Czuję czyjąś obecność za nami – powiedziała cichutko dziewczynka i pociągnęła Ashforda do przodu, by schować się za jednym z kamiennych słupów.

Miała rację. Nie byli już sami. Wampirzyca nie wzięła jednak pod uwagę, że wchodząc do groty, zrobili dokładnie to, czego po nich oczekiwano.

Usłyszeli zgrzyt i schowana dotychczas ciężka, metalowa krata wewnątrz bramki opadła, odgradzając Brujaha i Toreadorkę od drogi, którą tu przybyli.

- Patrzcie państwo, jakie dwie wścibskie myszki złapały się w moją pułapkę… - usłyszeli znajomy głos, a po chwili zobaczyli za kratą Mścisława.


Książę był jak zwykle elegancki, w ręku zaś trzymał laskę ze zdobioną, złotą gałką.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 10-03-2014, 20:45   #42
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD nie powstrzymał grymasu, gdy usłyszał głos Księcia dobiegający zza pleców. Jednak prędko zapanował nad sobą, obrócił się i wielkimi oczami wpatrzył się w wampira.

- Mścisław? Czy to ty? - zapytał, pozując na równie głupiego, co naiwnego pomocnika Archonta

Ashford przeniósł wzrok na kraty… sceneria prawie jak z jego wizji. Z tym, że obecnie musiał poradzić sobie z trzema bestiami, nie tylko jedną. Schował za siebie dłoń, w której tkwiła broń. Nie zamierzał nią wymachiwać.

Spojrzał w bok na Katarinę, która wydawała się żywa niczym człowiek na tle ponurej szarości podłoża. Jej policzki rumieniły się bardziej wiarygodnie, a różowy błyszczyk na ustach lekko pobłyskiwał, dając ułudę świeżości i młodości - nie sześćsetletniej stagnacji. Jedynie ubłocona sukienka psuła obrazek, zupełnie nie pasując do całości. Ashford zastanowił się, czy Toreadorka umyślnie nie wprowadziła ich w pułapkę, po czym doszedł do wniosku, że zapewne popada w paranoję.

JD chciał zatrzymać Mścisława tak długo, jak to możliwe. Mary była gdzieś na wolności, w akcji, i jeśli opóźnią Księcia, będzie mogła zmierzyć się z hrabiną na samotności, bez udziału Ventrue. JD utkwił w pułapce i był unieruchomiony - przynajmniej jak na razie - lecz wciąż mógł pomóc swej Matce. Starał się odegnać poczucie bezsilności, w rzeczywistości miał o wiele większe pole do popisu, niż podczas ostatnich godzin, gdy leżał bez życia z kołkiem utkwionym w sercu.

- Ty gnido!

Jeśli Ashford miał wątpliwości co do Katie i jej ewentualnej współpracy z księciem, to właśnie musiały się rozwiać. Toreadorka z morderczą furią rzuciła się na kraty, najwyraźniej chcąc gołymi rękami rozszarpać gardło Mścisława.

- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - zawyła boleśnie, kiedy jej dłonie dotknęły metalu.

Spomiędzy palców uniósł się dym, a do nozdrzy JD doleciał zapach spalonego mięsa. Katarina odskoczyła jak oparzona i ze zdziwieniem spojrzała na poorane od poparzeń dziecięce rączki.

- Haha! - zaśmiał się książę - Wspaniałe, nieprawdaż?

- Jak ty to... - Toreadorka nie dowierzała własnym oczom. Najwyraźniej też miała problem z gojeniem ran.

- Pożyczyłem element wyposażenia pewnego łowcy wampirów - wyjaśnił z dumą Ventrue - Jak się potem dowiedziałem, te kraty wykuł bardzo pobożny kowal. Mając świadomość ich przeznaczenia kowal gasił żelazo w święconej przez samego Ojca Świętego wodzie. Robi wrażenie, prawda?

- Obyś sczezł... - Katie załkała, patrząc na swoje ropiejące rany, których nie umiała się pozbyć mocą regeneracji.

Ashford przeklął w duchu zarówno Katarinę, jak i Mścisława. Oraz kraty, przez które żaden wampir nie mógł się przedrzeć. Jaka ironia… kiedyś JD codziennie obmywał się w święconej wodzie - nawet sam ją przygotowywał, korzystając z odpowiednich rytuałów. Nie tak dawno temu była przedmiotem kultu, którym bez namysłu mógł się posłużyć. Dziś bezlitośnie wroga i to jej miał się wystrzegać. Bestia w wizji przekazała wyraźnie, że w miejscu, gdzie niegdyś wzrastała dusza Ashforda, teraz ziała pustka. JD stracił swój środek rozmowy z Bogiem, eteryczny telefon satelitarny łączący z niebiosami. Przeszłość w tej chwili nie miała znaczenia, Brujah nie wątpił, że i jego dotyk krat ukarze. Czemu miałby być traktowany inaczej od innych wampirów? Czym się różnił? Był religijny i wierzył, lecz pozostawało to bez znaczenia, gdyż przedmiot tej wiary go opuścił.

Słabe elektryczne lampy na sekundę całkiem zgasły, po czym znów zapaliły się, jakby intensywniejszym światłem. W umyśle Ashforda prędko pojawił się obraz nienaturalnej zawieruchy w weneckiej restauracji. Wizja ta mocno go przeraziła i wampir potrzebował kilka sekund, by uspokoić się i dojść do siebie.

- Katarino, co ci się stało?! - krzyknął głośno, bardziej do Mścisława, niż Toreadorki. - Wytrzymaj, wiem, że boli - dodał ciszej. - Książę, nie rozumiem, naprawdę niczego nie rozumiem! Wszędzie cię szukaliśmy, i w Elizjum i w schronieniu… Mieliśmy do przekazania ważną wiadomość; Camarilla chce zrzucić cię z tronu! Już powołała nowego Księcia z wschodu. Droga Katarina wskazała nam drogę do tej kopalni, bo twoja reakcja jest w tej sytuacji niezbędna! Myślałem, że zrobiono to bezprawnie, choć jak teraz widzę te kraty… już naprawdę nie wiem, Książę Mścisławie, co to ma znaczyć?!

JD prędko pocierał paznokieć kciuka palcem wskazującym. Gdyby jego serce funkcjonowało, dźwięk bicia odbijałby się echem od korytarzy niczym trzask kilofów - którym kopalnia niegdyś bez wątpienia tętniła. Teraz przemieniła się w ruinę, choć pieniądze Mścisława prawie w całości ten fakt zatuszowały.

- Chyba, że… Książę, ty musisz już wiedzieć o występku! I uznałeś, że przyczyniliśmy się do tego bezprawia i przyszliśmy po ciebie… mój Boże, to nieprawda! Jesteśmy dla ciebie, nie po ciebie! Co za rewolucja, kto by pomyślał, że Gregor wcale nie zginął w Wietnamie… sfingował śmierć, a teraz nakłamał Radzie w żywe oczy i śmieje się, polerując twoją koronę. Książę, to nie my powinniśmy być za tą kratą… Uwolnij nas i jedźmy prędko do Elizjum, zanim bydlak wszystkim zamydli oczy!
 
Ombrose jest offline  
Stary 10-03-2014, 21:33   #43
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Książę wysłuchał JD z rosnącą uwagę. Czy mu uwierzył? Tego Kainita miał się nigdy nie dowiedzieć, bowiem, korzystając ze skupienia uwagi Mścisława, Krwawa Mary wpadła z nadludzką prędkością do pomieszczenia. Wbijając osikowy kołek w samo serce, pchnęła wampira prosto na kraty. Zasyczała palona skóra.

Ashford patrzył w przerażone, niczego nie rozumiejące oczy, gdy ciało księcia bezwładnie zsunęło się na ziemię i upadło nieopodal krat, a jego laska ze szczekiem uderzyła o ich zimną powierzchnię.

- Pogratulować, synek. – pochwaliła potomka Mary, po czym zaczęła oglądać mocowania, z których przegroda się wysunęła. – Nie rozwalę tego. Muszę znaleźć włącznik. Mścisia nie było tutaj, gdy krata spadła, co nie?

JD potwierdził skinieniem głowy. Już prawie zapomniał, że towarzyszy mu Toreadorka. Spojrzał na nią, lecz kątem oka wychwycił też inny, odleglejszy ruch.

- Katarina? Ashford usłyszał kobiecy szept w swojej głowie.

Wszyscy go usłyszeli i spojrzeli na dziwną postać, która wyłoniła się z wnętrza jaskiń.



- O kurwa…
- powiedziała na głos Mary. – Zaraz was wyciągnę. Poszukam dźwigni.

I zniknęła równie szybko, co się pojawiła. Tymczasem Katie i JD zostali sami z czymś, co… było potwornie stare i miało tak wielką moc, że ledwo przypominało człowieka.

- Matko? – zdziwiła się Toreadorka – To Ty?

- Katarina!
– głos ponownie zabrzmiał w ich głowach, a postać ruszyła wolnym krokiem w ich stronę – Wreszcie mnie odnalazłaś, kochanie! Kim jest twój przyjaciel?

Pionowe źrenice zwróciły się w stronę Brujaha.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-03-2014, 11:33   #44
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Trzeba było poczekać… zaraz by nas wypuścił - prychnął JD do Mary, która zdawała się tego nie słyszeć. Nic dziwnego, zważywszy na to, kto pojawił się w polu widzenia. Potomek ujrzał prastarą wampirzycę dopiero po chwili i zaniemówił.

Wcześniej - z jakiegoś powodu - wyobrażał sobie hrabinę Aldonę jako podstarzałą staruszkę z trwałą i niepokojącym pociągiem do młodszych dziewczątek. Powinien zaktualizować ten pogląd, gdy zauważył ślady pazurów, lecz nawet wtedy nie przyszłoby mu do głowy, z kim naprawdę mają do czynienia. Istota z pozoru wydawała się przyjazna, lecz kontrast zachowania z wyglądem jedynie potęgował poczucie grozy i szkaradnej obrzydliwości. Ashford nie wierzył, że ma przed sobą wampirzycę klanu Toreador - wydawała się raczej pochodzić z piekła, jego najgłębszych czeluści. Zielona, niby płazia skóra, ciało o przeklęcie kuszących kształtach, dziwne kolce wydające się być szkieletem rybiego ogona… oraz skręcone, czarne rogi. Czy Aldona naprawdę mogła być kiedyś człowiekiem? Jeśli tak, to bardzo dawno temu. Być może w erze hadejskiej, zwanej także hadeikiem.

Brujah uznał, że kolejny raz przyjdzie mu wesoło trajkotać. Od czasu wizyty w domu Mullerów trenował zdolności oratorskie, jakby przygotowywał się na swoistą olimpiadę.

- O jaka ona piękna! - krzyknął bez namysłu. Miał nadzieję, że Mary szybko podniesie kraty, by mógł uciec od Toreadorki, od której nic go nie odgradzało. - Droga Katarino, czemu nie wspomniałaś o uroku swojej matki? Jestem panią prawdziwie oczarowany, proszę coś o sobie powiedzieć! Takie niezwykłe stworzenie, pełne uroku, zgrabności, czaru, inspiracji…! Kocham panią i przepuścić w stanie nie jestem, kim pani jest? Proszę o sobie opowiedzieć. Czekam i wytrzymać nie mogę!

W głowie JD rozległ się dziewczęcy chichot, po czym rozległy się słowa: “Kochanie, Twój znajomy jest zabawny. Przedstaw nas, proszę”. Katarina spojrzała oniemiała na Brujaha. Potem na matkę. I znów na Brujaha. Zrozumiała. Podniosła się z klęczek i zapominając o poranionych dłoniach, z promiennym uśmiechem na twarzy zaczęła gestykulować.

- Mamma, poznaj mojego znajomego i organizatora przyjęcia urodzinowego, barona Ashforda z dalekiej Anglii.

Starożytna wampirzyca w dziwnej, kolczastej zbroi, która zdawała się być częścią jej ciała, podchodziła coraz bliżej. Jej krok był spokojny, żaden gest nie zwiastował złych zamiarów. Może się pomylili?

- Baronie, oto najpiękniejsza kobieta Środkowej i Zachodniej Europy- hrabina Aldona ze znakomitego rodu Habsburgów - głos Katariny na chwilę się załamał, lecz szybko odzyskała rezon. - Z dumą mogę również dodać, że to moja matka.

Potwora podeszła do JD. Górowała nad nim dobre pół metra. Jej twarz wciąż nie wyrażała żadnych emocji, była niczym zastygła maska. Wampirzyca wyciągnęła w kierunku Brujaha szponiastą łapę. Ashford bez większego zastanowienia pochylił się, pochwycił dłoń, która zdawała się być zimniejsza od lodu, po czym pocałował. Miał nadzieję, że Aldona nie zauważy żadnych oznak wahania, czy niepewności.

- Co taka wspaniałość robi wewnątrz tych prawdziwie zatrważających, obskurnych lochów? - zapytał. - Ja widzę panią na salonach, w otoczeniu diamentowych żyrandolów, czerwonych dywanów, ekskluzywnych boazerii… oraz samej śmietanki towarzystwa. Nie wątpię, że trudno byłoby pani opędzić się od adoratorów… ta cera, te usta, to spojrzenie! Ja panią błagam, na kolanach proszę i apeluję - proszę się dać namalować! I gdybym tylko mógł zatrzymać kopię, chyba aż po kres czasu przyglądałbym się tym rysom twarzy, perfekcyjnej figurze, niebagatelnej aurze… Pani ósmym cudem świata, swą wyjątkowością przyćmiewającym pozostałych siedem! Piramida Cheopsa banalna, wiszące ogrody Semiramidy trywialne, świątynia Artemidy w Efezie pospolita… Bóg mi świadkiem, pani sama powinna posiadać własną świątynię! A ja byłbym pierwszym z wyznawców, gdyż hrabina Aldona z Habsburgów swym nieprzeciętnym urokiem mnie zachwyciła, rozkochała i na granicę rozkosznego szaleństwa doprowadziła.

Potwora przyglądała się chwilę JD, słuchając jego słów, po czym zwróciła głowę w kierunku Katariny.

- Twój znajomy zawsze tak się zachowuje, kochanie? - głos znów rozległ się w ich myślach.

- Ma skłonność do wyolbrzymiania - przyznała słabym głosem dziewczynka.

- Ciebie pewnie też tak chwalił - odparła matka. - Nic jednak dziwnego, jesteś taka piękna, taka...

Po raz pierwszy twarz starożytnej wampirzycy poruszyła się. Jej paszcza rozwarła sie ukazując ostre zębiska. Sycząc niby żmija, Aldona w oka mgnieniu doskoczyła do córki i wgryzła się jej w szyję. Katie krzyknęła. Próbowała odepchnąć bestię, ale ta ani drgnęła, ciężarem ciała przygniatając ofiarę do ziemi.

"Kurwa", przeklął w myślach JD. Nie zdołał zająć Aldony do czasu, aż Mary znajdzie przełącznik. Ruszył więc przed siebie z maksymalną prędkością, by wymierzyć broń w kłykcie potyliczne i strzelić. Tyle razy, ile to tylko możliwe.
 
Ombrose jest offline  
Stary 16-03-2014, 22:45   #45
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Strzelił. Raz… drugi… trzeci… Wszystko działo się w ułamku sekundy, lecz JD widział to jak w filmie ze spowolnionym tempem. Po pierwszym strzale potwora znieruchomiała i zaczęła się obracać. Drugi pocisk dosięgnął skroni, wtedy też kątem oka wampir wychwycił ruch ramienia. Trzeci zaś trafił dokładnie w środek płata czołowego. Potem pistolet został wytrącony z dłoni Brujaha, a wielka, pazurzasta łapa siekła jego tors, odrzucając samą tylko siłą zamachu na kilka metrów.

Ból był potworny – ból rany, a potem ból upadku na twarde, skaliste podłoże. Mimo to JD wyłapał jeszcze jedną rzecz – twarz Aldony posiadała mimikę. Szkaradny uśmiech okrucieństwa wypłynął na bladoniebieskie wargi, gdy wampirzyca trafiła cel.

Przycisk play przyspieszył znów akcję do zwykłego tempa. JD z trudem próbował się podnieść. Rana była płytka, ale rozdarta na piersi skóra piekła żywym ogniem. Było mu niedobrze.

W pewnym sensie Ashford osiągnął cel – drapieżnik stracił chwilowo zainteresowanie nieprzytomną Katariną i skupił się na nowym celu. Tylko co teraz miał robić młody wampir?

Potwora widziała jego strach, wiedziała, że nie musi się spieszyć (tutaj JD miał nadzieję, że się myli i wciąż wierzył w swoją matkę). Na jej głowie nie było już nawet śladu po kulach. Delektując się smakiem gorącej posoki, powoli, niemal zmysłowo oblizała szpony, które zraniły Brujaha.

- Mmmm znam ten smak – tym razem mówiła, poruszając wargami - Taaak. Jesteś potomkiem Posłańca. I to młodym. Ona już dawno ze mną nie rozmawiała, ale tylko z uwagi na Nią nie pożrę teraz Twojego smakowitego mięska. No i wolę dziewczynki. Dlatego bądź grzeczny i mi nie przeszkadzaj…

To rzekłszy, Aldona odwróciła głowę i mrucząc z lubością, wgryzła się ponownie w szyję nieprzytomnej Toreadorki.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-03-2014, 11:44   #46
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD przez chwilę był otępiały od uderzenia. Nie miał szans w starciu z hrabiną? Co mógł zrobić? Powoli umysł odzyskiwał jasność. Brujah dopadł do krat korzystając z mocy Akceleracji i uważając, by nie dotknąć prętów zaczął przeszukiwać nieprzytomnego księcia. Niestety, zakres jego ruchów był ograniczony i Ashford mógł sprawdzić jedynie górne kieszenie marynarki oraz kieszeń koszuli. Znalazł kluczyki z breloczkiem Jaguara (fajnie, oby mogły się jeszcze przydać), długopis oraz zapasową spinkę do mankietu. Nie było to jednak nic, co by pomogło w obecnej sytuacji.

Wzrok JD spoczął na leżącej obok kraty lasce. Nie widział jej wcześniej u Mścisława. A jeśli była czymś więcej niż stylowym dodatkiem? Mężczyzna sięgnął po przedmiot i dokładnie go obejrzał. Bez trudu odnalazł niewielkie zagłębienie u spodu pozłacanej gałki. Gdy je nacisnął, błyszcząca pokrywa odskoczyła, ukazując na zakończeniu drążka mini-panel sterujący z pięcioma przyciskami bez oznaczeń.

JD przegryzł wargę, zastanawiając się nad następnym krokiem. Mógł wciskać każdy klawisz po kolei - któryś zapewne odblokowałby kraty. Z drugiej strony nie było to najbezpieczniejsze. Mścisław wydawał się na tyle szalony, by umieścić w kopalni zdalnie detonowane materiały wybuchowe, aby w razie największego niebezpieczeństwa wysadzić wszystko - pomieszczenia, sekrety, wrogów - w powietrze. Niczym nie poparta teoria, lecz wampirowi nie pozostawało nic innego, prócz fantazji i domysłów. Spekulacje o dynamicie mogły być nieco na wyrost - przyciski najprawdopodobniej aktywowały jakieś znacznie łagodniejsze mechanizmy obronne. Jednak i tak JD wolał ich nie wypróbowywać, a na pewno nie na oślep.

Lecz nie miał innego wyjścia. Mógł wyminąć Toreadorkę i zniknąć w przeraźliwie ciemnych oraz niezbadanych korytarzach jaskini, z której przybyła. Druga opcja - zaatakować ponownie. JD nie rozważał tego ani przez sekundę, wiedział, że nie ma szans. Wysoka postać wampirzycy ucieleśniała najgorszy koszmar tego świata, zarazem niepokonany, jak i niezniszczalny. Myśli Ashforda podryfowały gdzieś dalej i zastanowił się, który potwór zwyciężyłyby w otwartej walce - Aldona, czy Sascha Vykos. Prędko pokręcił głową, by odegnać absurdalną kwestię i skupić się na sytuacji. Choć hrabina wydawała się całkowicie pochłonięta masakrowaniem drobnej Katariny, Brujah odnosił nieprzyjemne wrażenie, że w rzeczywistości lustruje go przeszywającym grotem nieludzkich ślepi i nic jej nie umknie. Żaden atak, żaden krok.

W końcu uznał, że przesadza - Aldona nie była bogiem, przecież zdołał ją trafić. I to trzy razy. Po prostu zwyczajna broń jej nie groziła. Gdyby tylko zdołał jakoś oszołomić wampirzycę… wtedy być może zdołałby wyssać Vitae, którą dysponowała. I staremu, i młodemu wampirowi trudno leczyć się, gdy żyły puste. Ashford jednak nie miał jak dopuścić się diablerii, gdyż zwykły, choć nawet celny rzut kamieniem w czerep przecież nie wystarczyłby, by zaskoczyć i okiełznać monstrum. Ponownie spojrzał na panel skryty w lasce Mścisława. Jako, że nie istniało kryterium, którym mógłby się kierować, nacisnął pierwszy z brzegu przycisk. Prócz strachu, czuł lekką ekscytację, gdyż efekt działania był prawdziwie nieprzewidywalny. Jednak nic się nie stało, lub też - nic w zasięgu wzroku. Przesunął kciuk nad następny klawisz.

Wnet usłyszał upragniony zgrzyt, a ciężka, magiczna krata podniosła się. Nie myśląc wiele, wybiegł z pułapki, znów naciskając guzik i słysząc ponowne rzężenie mechanizmu. Biegł przed siebie - musiał znaleźć Mary.

Jeszcze tylko obejrzał się, spoglądając na matkę i córkę tkwiące w obrzydliwym, szkaradnym obrazku. Drobna postać Katariny zdawała się jeszcze bardziej filigranowa przy ogromnych rozmiarach drugiej wampirzycy.

„Lepiej ty zgiń, niż ja”, pomyślał, po czym ruszył ile sił w nogach.
 
Ombrose jest offline  
Stary 29-03-2014, 13:22   #47
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
JD nie odbiegł daleko, gdy wyczuł w jednym z korytarzy obecność swojej matki. Po chwili wahania, wszedł do niewielkiego pomieszczenia, które kiedyś musiało być centralą monitoringu. Na dwóch działających monitorach Mary obserwowała wydarzenia, rozgrywające się w jaskini. Gdy Brujah również spojrzał, poczuł, że jest mu niedobrze. Głowa Katie odpadła, leżąc obok jej niewielkich stópek. Tymczasem Aldona wciąż z pasją wysysała ciało małej wampirzycy, korzystając z rdzenia kręgowego jak z rurki.


- Dobrze, że uciekłeś. Nie mamy z tą harpią szans - pochwaliła Matka, po czym wskazała laskę w ręku JD. - To nam się przyda. Odkryłam plany, z których wynika, że książę jednak nie do końca ufał hrabinie. Pod cały kompleks podłożono materiały wybuchowe i można je wysadzić prostą sekwencją 1415. Jak data spalenia Husa. To nie zabije suki, ale ją opóźni na tyle, by przybyli egzekutorzy i się z nią uporali. Niestety, moim obowiązkiem jako Archonta jest zabezpieczyć świadka. Muszę wrócić po tego Mścimorda, dlatego będę Cię potrzebować. Materiały mają pół minuty na aktywację od wklepania kodu. Zostań tutaj i patrz na monitor. jak zauważysz, że trzymam księcia. Wciskaj po kolei 1-4-1-5 i wiej. Wiej nie oglądając się za siebie, najszybciej jak możesz. Zatrzymaj się dopiero przy samochodzie. Rozumiesz?


- Jesteś pewna, że zdołasz w pół minuty uciec, i to z bagażem? - odparł JD. - Właściwie skąd wiesz, że mamy akurat tyle czasu? - dodał, rozglądając się, jakby nieopodal leżała książeczka zawierająca instrukcję obsługi. - Nie obchodzą mnie twoje obowiązki, jako Archonta. Nie chcę, abyś zginęła.


Wampir ponownie spojrzał na truchło Katariny. Śmierć w tej cholernej kopalni zdawała się jeszcze bardziej realna, niż przedtem i po prostu nie chciał poświęcać Matki. Bez niej w tym nowym, nocnym świecie byłby… zupełnie sam. Ona jednak zbyła jego troskę, parsknięciem.


- Nie próżnowałam, nawet jeśli nie znalazłam przycisku teraz - wyjaśniła ogólnikowo. - Zrób to, o co cię proszę, a wszystko dobrze się skończy.


Krwawa Mary podeszła do potomka. Delikatnie przeczesała jego włosy palcami, po czym przybliżyła twarz do jego twarzy. Pocałunek Matki był przyjemnie chłodny, orzeźwiający niemal. Dotyk jej warg przywodził na myśl aksamit.




- Wszystko będzie dobrze - szepnęła - Tylko musimy to zrobić już. Zanim Aldona oderwie się od ciała. Inaczej na pewno będzie nas ścigać albo ucieknie i znów zabije jakieś dziecko... albo i więcej nim ją wytropimy.


- Więc lepiej się pospiesz - JD skinął głową, nie patrząc w kierunku matki. Podszedł bliżej konsoli, upewnił się, że zapamiętał sekwencję, po czym dotknął plastikowego guzika, którego miał wkrótce nacisnąć jako pierwszego. - Jestem gotowy. Biegnij.


Nie musiał jej tego dwa razy powtarzać. Mary znikneła, korzystając z mocy Akceleracji. Wkrótce ujrzał ją na obrazie jednego z monitorów. Kobieta podniosła Mścisława i zarzuciwszy sobie jego ramię na szyję, objęła mężczyznę w pasie. JD już miał wystukać kod samodestrukcji obiektu, gdy nagle jeden z kolców zbroi Aldony wystrzelił w kierunku Archontki. Ostry szpikulec przebił na wylot udo i zaczepiwszy się, pociągnął kobietę. Ta upadła wraz z księciem. Nim kolec pociągnął ją dalej w kierunku triumfująco uśmiechniętej Aldony, Mary popatrzyła w kamerę, a jej usta ułożyły się w nieme: W-Ł-Ą-C-Z-A-J.


JD zacisnął mocniej obie pięści, aż paznokcie wbiły się w skórę. Nie tak miało się ułożyć. Najgorsze, że przewidział komplikacje, lecz… nie miało to znaczenia, gdyż nie powstrzymał Matki. Potrzebowała świadka, tak…? I wciąż go potrzebuje? Wszystkie znaki mówiły, że teraz już nic jej nie trzeba, może prócz wybawienia.


Ashford naprawdę chciał wystukać kombinację i wiać ile sił w nogach, krzycząc wszem i wobec „a nie mówiłem”. Jednak dość prędko doszedł do wniosku, że żałowałby tej decyzji. Wróci, by uwolnić Mary, nie bacząc, że Aldona może przy okazji uciec. Przecież zawsze mogą ją później znaleźć. Naprawdę nic się nie stanie, jeśli drobna plamka wykwitnie na portfolio Archontki. Lepiej żyć, niż umierać, zachowując stuprocentową skuteczność.

JD wybiegł z centrali monitoringu, kierując się z powrotem do piekła. Miał nadzieję, że Mary nie zgubiła po drodze karabeli, która stanowiła najlepsze narzędzie, by odciąć przyczepiony kolec. Z drugiej strony sam musiał podwójnie uważać, by nie zostać ugodzonym przez Aldonę. To by ich obojga ostatecznie pogrążyło.

Nie wiedział, co zobaczy, gdy znów wbiegnie do jaskini. Modlił się tylko w duchu, by nie było za późno, by nie zobaczyć szczątków swojej Matki. To co, na niego czekało… było jednak zadziwiające.

Aldona wciąż stała nad bezgłowym, wyssanym do ostatniej kropli krwi korpusem własnej córki. Naprzeciwko niej stała zaś Mary – nieskrępowana i całkiem zdrowa. Podpierając się rękami na biodrach, kłóciła się z hrabiną w języku, którego JD nie znał.

- Ekhele, doratte ne tepe! – warczała – Igho Lilitum temere pe sectus.
- Me hette.
– odparła hrabina – Me hette, me deratte. Idiego te pasqelle? Ne?
- Tummago. Ascutio pro…


Krwawa Mary urwała, spostrzegłszy Ashforda. Jej oczy zrobiły się okrągłe ze strachu. JD szybko zrozumiał czemu.

- On nie ma piętna – wysyczała Aldona, a ostrze z jej dziwnej zbroi pomknęło w kierunku młodego Brujaha. Nim się zorientował, w jego brzuchu tkwił potworny kolec.

- Aaaaa! – krzyknął.

Dlaczego Matka mu nie pomaga? Kolec wbijał się coraz głębiej. Usłyszał jakby z daleka słowa Mary…

- Sit tibi malum haeream dormientibus. – mówiła w jeszcze innym języku, który wykształcony potomek rozpoznał jako łacinę.

Kolejny kolec przebił bok JD. Zagryzł wargi. Musi wytrwać…. Musi wytrwać w wierze… musi…

- Mater vult! – głos Matki zadrżał, lecz nie przerwała inkantacji - Sit veram redit. Mater transformat verum in voluntate et potestate voluntatis actus. Vade, et dormi: vagus. Donec eris revocabitur. Somnum!

Po tych słowach oblicze hrabiny zmieniło się. Cała mimika zniknęła. Twarz potwornej lalki nie zdradzała żadnych emocji, choć oczy wpatrywały się ze zdziwieniem w Ashforda.

- Zobacz, co zrobiłaś, Aldono! – krzyknęła Mary – Zabiłaś własną córkę! Nie odbieraj mi syna, błagam!

„Zabiłam… córkę?”
– głos odezwał się w ich głowach. Oczy potwory skierowały się na bezgłowe ciało Katariny.

„Kat… Katie... Katiuszka???”

Kolce wróciły do właścicielki, porzucając ofiarę. Ciało ledwo przytomnego Ashforda upadło na ziemię. Hrabina opadła na kolana, gorączkowo obmacując martwą córkę.

Mary
nie zamierzała jednak tracić czas na oglądanie tej rozdzierającej piersi sceny. Błyskawicznie znalazła się przy JD.

- Mówiłam, żebyś włączał – szepnęła z wyrzutem, po czym dodała łagodniej – Wytrzymaj jeszcze chwilę.

Wyciągnęła karabelę i szybkim, bezlitosnym cięciem pozbawiła Mścisława głowy. Dlaczego to zrobiła, skoro chciała go ratować?

- Nie udźwignę was obu – rzekła Matka jakby czytając w myślach JD.

Szybko wystukała kod aktywujący samodestrukcję kompleksu kopalni, po czym zarzuciła sobie ramię JD przez szyję i podtrzymując go za zdrowy bok, uniosła odrobinę ponad ziemią. Po raz pierwszy młody Brujah miał możliwość poczuć prędkość, którą jest w stanie rozwinąć Archontka, korzystając z mocy Akceleracji. Dopiero teraz zrozumiał jak wolny on sam był, jak wiele jeszcze musi się nauczyć o mocy prędkości, bowiem teraz ledwo ogarniał przestrzeń, w której kobieta poruszała się niby wystrzelona strzała. Nie czekali na nikogo. Wypadłszy z kopalni, Krwawa pomknęładalej w las.

Zatrzymali się dopiero po 2-3 kilometrach. Tutaj też ich uszu dobiegł odgłos potwornego wybuchu. Książę nie żałował materiałów. Eksplozja była tak potężna, że spowodowała również zapadnięcie ziemi w promieniu kilkuset metrów. Drgania były odczuwalne nawet w miejscu, gdzie para Brujahów znajdowała się teraz.

Matka położyła swojego niesfornego potomka na mokrej od rosy trawie i spojrzała nań prawie czule.

- Dasz radę zabliźnić rany? Nie są zatrute. Ja swoją wygoiłam. Wiem, że nie chcesz mojej krwi, mogę Ci coś upolować, jeśli jesteś zbyt słaby…
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 29-03-2014 o 13:27.
Mira jest offline  
Stary 08-04-2014, 18:06   #48
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
JD czuł się niezręcznie, będąc wynoszonym na ramieniu przez matkę, lecz inaczej nie opuściłby kopalni. W trakcie ucieczki rozglądał się jeszcze za pomocnikiem Katariny. Miał nadzieję, że Mandark hermafrodyta nie powróci z błyskiem vendetty w oczach i żądzą mordu za to, że pozwolili Toreadorce zginąć. Jednak Ashford nie dostrzegł go i w końcu, gdy rozbrzmiał wybuch, zupełnie o nim zapomniał.

Pył, kurz, piasek, kamienie… Choć podświadomie spodziewał się dostrzec grzyba atomowego i słupów ognia, nic takiego dzięki Bogu nie zaistniało. Jedynie spłoszona leśna zwierzyna uciekała zdezorientowana. Para jeleni, wiewiórki u szczytu drzew oraz grupa ptaków, która wbiła się w przestworza i prędko pomknęła w dal. Jasny księżyc oświetlał całe zdarzenie, więc JD zdołał wszystko ułowić wzrokiem.

- Nie trzeba, dam radę - w końcu odparł, choć właściwie nie mógł uwierzyć, że odmawia krwi. - Jesteśmy bezpieczni? - zdołał dopytać, rozglądając się dookoła. Znajdowali się w lesie, a to mogło oznaczać wilkołaki. Kolejne zagrożenie, choć chyba jednak mniejsze niż to, z czym przed chwilą się zmagali.

- Nie licząc raczej żywej i raczej wkurzonej hrabiny pod tym gruzowiskiem, sługusa Katie, który gdzieś tu się pęta, bandy wilkołaków i jakichś ewentualnych przydupasów Mścisława... jesteśmy całkiem bezpieczni.

Mary zachichotała raczej głupawo. Chyba był to jej sposób na odreagowanie stresu.

- Musimy znikać jak najszybciej - rzekła już poważniej - Wsiadamy do auta i jedziemy jak najdalej... gdziekolwiek. Będziemy jechać aż do świtu. W trakcie zdam raport Cookowi. I tak miał tu wysłać jutro egzekutora, więc nie będzie zdziwiony. Będę miała tylko jedną prośbę do Ciebie, JD...

- Wcześniej chciałbym z tobą porozmawiać - potomek zmienił temat. - Mam wiele pytań, choć oczywiście na razie to musi poczekać - spojrzał krzywo na dzicz, w której wszystko mogło się czaić. Podparł się o Mary i z bólem wstał. Zdołał częściowo zabliźnić ranę, lecz wciąż daleko było do pełnego zdrowia. - To są kluczyki Mścisława, ale jego samochód prawdopodobnie jest o gdzieś tam - przekazał wampirzycy zdobycz, po czym wskazał w kierunku ruin kopalni. - Do którego auta chcesz wsiąść i jechać aż do świtu?

- Do tego, które znajdziemy najpierw - odparła lakonicznie Mary.

O dziwo, pierwszym samochodem, jaki zobaczyli w pobliżu był właśnie sportowy jaguar księcia, zaopatrzony w przyciemniane, kuloodporne - według oceny Matki - szyby. Jak się okazało, luksusowy pojazd miał też luksusowe wyposażenie, w skład którego wchodziła między innymi miniaturowa lodówka z dwiema saszetkami ludzkiej krwi. To pomogło Ashfordowi całkowicie zregenerować siły.

- Podzielimy się - zarządziła Mary - Do świtu zostały jakieś 4 godziny. Dwie prowadzę ja, dwie ty.. Póki prowadzę, możesz mnie pytać o wszystko, a ja na wszystko Ci odpowiem. Sama zresztą chciała wrócić do sprawy twojej dziewczyny... byłej dziewczyny. Potem, gdy siądziesz za kółkiem, zadzwonię do Cooka... a Ty będziesz grzecznie potwierdzał wszystko, co powiem. Umowa?

- Umowa - JD skinął głową. Wzmianka o Cassie w całości go zelektryzowała.

Siedzenia wykonane z ciemnej, brązowej skóry, złote kostki do gry zawieszone pod lusterkiem, a na tylnym siedzeniu dostęp do cieniutkiego telewizora i anteny satelitarnej odbierającej sygnał z dalekiego kosmosu. Może wstyd przyznać, ale Ashford posiadał podobne cudo u siebie w domu i właśnie do takich pojazdów był przyzwyczajony. Tylko, że teraz - umorusany i ze śladami skrzepłej krwi pod piersią - zupełnie nie pasował do wystroju.

- Aldona nazwała mnie potomkiem Posłańca. To jakaś starodawne miano Archonta? - zaczął.

Mary wpatrywała się w drogę przed nimi. Wyglądała wyjątkowo krucho - brudna i zmęczona po akcji, która nawet ją okazała sie trochę przerosnąć. Na liczniku wskaźnik sięgnął 160km/h, mimo iż wjechali w obszar miejski.

- Sabath lubi świętobliwe nazwy. U nich odpowiednik księcia to biskup. Nazywają nas Posłańcami Śmierci. Egzekutorów - Aniołami Apokalipsy. Takie tam pierdoły... - po chwili dodała. - Cassie współpracowała z Sabathem. To dlatego tak długo nie potrafiliśmy rozszyfrować kodu zabezpieczenia pendrive’a. To była wyższa półka. Nie stworzyła tego ani Twoja była, ani jej ojciec. Oboje natomiast pracowali dla Sabathu. Choć dziewczyna, myślę, że może nieświadomie.

- “Nie potrafiliśmy”? - powtórzył JD. - Z kim pracowałaś przy łamaniu kodu?

Matka uśmiechnęła się.

- To miłe. Chyba uważasz, że znam się na wszystkim, ale niestety nie jest tak. Ja potrafię najwyżej odpalić pasjansa. Zajął się tym Edgar, główny informatyk Camarilli - chyba tak można najlepiej określić jego funkcję. Facet ma pod sobą cały zespół od zadań... wirtualnych. Zaćmienie monitoringu, podmiana obrazu, znikanie informacji, które mogłyby wskazywać na istnienie naszego gatunku... To ich chleb powszedni - po chwili dodała - Uff. Rostock za nami.

Ashford odruchowo spojrzał w okno. Faktycznie, właśnie minęli ostatnie budynki i wjechali w las, gdzie tylko co jakiś czas krajobraz urozmaicały mniejsze i większe wioski. Za granicami miasta życie o tej godzinie nie istniało. Światło nie paliło się nawet w okazjonalnych domkach, wszystkie zwierzęta już dawno spoczywały w stodole, niekiedy tylko pojedyncza staruszka wracała z wygódki. Brujah nie mógł uwierzyć, że to ta sama planeta.

- Taki Edgar to skarb - odparł, po czym zamilknął. Odczekał chwilę, lecz jednak nie mógł wytrzymać. - I czego się dowiedzieliście? Co jest na tym pendrivie?

Z jakiegoś powodu telewizor na tylnym siedzeniu nagle się włączył i upiornie wysoki głos zaskrzeczał: „Czas karmienia! Czas karmienia-hahahaha!”. JD przeklął szpetnie, po czym błyskawicznie obrócił się i uderzył dłonią o obudowę. Urządzenie jednak się nie wyłączyło, tylko przekrzywiło. Brujah dojrzał w odbiciu tylnej szyby, że na monitorze w kółko wyświetla się ta sama animacja - rysunkowy Dracula podbiegający do lodówki, chłepczący krew z butelki po mleku, oblizujący się i klepiący po brzuchu. Jakim palantem musiał być Mścisław.

Zapewne wystarczyło nacisnąć jakiś uspokajający aparaturę guzik, lecz JD ani myślał go teraz szukać. Uderzył drugi raz - mocniej - telewizor obrócił się pod jeszcze większym kątem, zaszeleściło, po czym obraz zgasł.

- Więc co jest na tym pendrivie? - wrócił na siedzenie i z powrotem zapiął pasy. Miał nadzieję, że w tym samochodzie już nic ich nie zaskoczy.

- Robisz się wybuchowy, chłopcze - rzekła Mary z kamiennym spokojem, po czym wróciła do tematu - Twoja ukochana zanim została przemieniona była ghulem, niewolnicą krwi wampira. Pomagała Asmodeuszowi w jego badaniach nad artefaktami. Artefaktami, które mają sprowadzić Gehennę. Słyszałeś o tym chyba, prawda? Wielka zagłada nadnaturalnych bla bla bla - machnęła ręką, jakby odganiała upierdliwą muchę. - Do rzeczy. Cassie zajmowała się “dziennym” szukaniem śladów artefaktów, czyli przeczesywała muzea, zapiski wypraw archeologicznych, rejestry policji i tym podobne. Badała wiedzę ludzką, więc dla nas nie ma tam nic nowego. Jednakże po rodzaju zapisywanych na pendrivie danych i... lokalizacji mogliśmy się co nieco więcej dowiedzieć o kierunku badań Asmodeusza. Oczywiście, to stare informacje, ale dodałam dwa do dwóch z tego, co zaobserwował nasz wywiad i... chyba wiem, gdzie szukać tatuśka Cassie. Pytanie brzmi, czy chcesz zająć się tą sprawą? Czy pozwolisz wreszcie starej łajbie zatonąć?

Ashford westchnął. Tyle informacji. Wahał się tylko chwilę.

- Nie mogę odpuścić. Po prostu… nie mogę - odparł. - A słyszałaś coś o Jamesie Milesie? To detektyw, którego zatrudniłem i który przesłał mi ten pendrive, po czym zniknął. Pewnie został po prostu zamordowany… ale jak go zdobył? - zająknął się. - Wiesz, chyba jednak… zmieniłem zdanie. Znaczy, myślisz, że jest sens zajmować się tym? Nie stracę zbędnie czasu? Mojego, jako mojego i mojego, jako pomocnika Archonta. Właściwie wydaje mi się, że to, co wiem, po prostu wystarcza. A co ty myślisz…?

- O człowieku nic nie wiem. Co do sprawy, cóż, chodzi o trzy główne artefakty, które mają sprowadzić Gehennę, więc czemu nie? Mogę być zainteresowana. To zależy, czy Cook będzie miał coś dla nas, czy zgłosimy się jako wolontariusze - tutaj Matka mrugnęła porozumiewawczo. - Boże... ale jestem głodna!

- “Czas karmienia! Czas karmienia!” - powtórzył za nieznośnie wysokim głosem z animacji, po czym parsknął tym samym szaleńczym śmiechem, co kreskówkowa Dracula. - Boże, nie… naprawdę, cały czas słyszę to w głowie… utkwiło, jak nieznośna melodia.

- Ja słyszę tylko burczenie w brzuchu - odparła marudnie Krwawa Mary. - Na następnej stacji z prysznicami zrobimy postój. Ogarniemy się, a ja przekąszę jakiegoś tirowca.

- Tak zrobimy - zgodził się JD. - Właściwie dokąd chcemy dojechać? Kiedy będziesz wiedziała, że to już tu? Poza tym… przed czym uciekamy? Aldona leży pogrzebana pod ziemią, nawet jak się wydostanie, to nas nie wyśledzi - dodał, po czym zawahał się. - Wyśledzi?

- Nie uciekamy, tylko unikamy kłopotów - poprawiła Matka - Myślisz, że by nas tam przyjęli radośnie po zabiciu księcia? Zadanie wykonane. Ustaliliśmy zabójcę, nie mamy tam nic do roboty. Porozmawiam teraz z Cookiem i dowiem się czy zgodzi się na nasza wycieczkę, czy nas gdzieś znów rzuci. Tylko jedna prośba, o której wspominałam, zabiłam Mścisława, bo chciał Cię zabić. To on cię zranił, nie hrabina. Rozumiesz?

- Pewnie, że tak. W końcu tak to było - uśmiechnął się. - Ach ten Mścisław. Brutal i huncwot.

Na horyzoncie zaczęły nieśmiało migotać jaskrawe neony stacji benzynowej.

- Zanim zjedziemy się posilić… o czym rozmawiałaś z Aldoną? Co to był za język? Jak zmusiłaś ją, by cię uwolniła? W ogóle… co tam się wydarzyło? - przypomniał sobie. - Tyle pytań.

- Nie masz litości dla starej matki - westchnęła Mary - To była tak zwana mroczna mowa - wampirzy język sprzed czasów Camarilli. Bardzo... niemile dziś słyszana. Liczyłam jednak na pewien sentyment ze strony Aldony i... mi się udało. Oooo patrz ile tu mają ciężarówek. Może nawet jakiś domyty tirowiec się znajdzie... W każdym razie nie zmusiłam jej do niczego, odwołałam się do jej rozdwojenia jaźni. Powiedzmy, że... miałam pojęcie co działa, na którą osobowość i to wykorzystywałam. Aldona jest szalona, ale też jest matką. Nie zrozumiesz tragedii, jaką sama sobie zgotowała... Ja sama... dopiero zaczynam to rozumieć. Dobra, skręcamy. Przerwa na siusiu, mycie rączek i jedzooonko!

Ashford nie odpowiedział, trawiąc słowa wypowiedziane przez Matkę. Jego rozważania przerwało zajechanie na parking. Wyszedł z pojazdu, rozprostował nogi i przeciągnął się rozkosznie, chłonąc chłodne nocne powietrze. Rostock pozostał daleko w tyle wraz ze sprawą doprowadzoną prawie do końca - do momentu, w którym musieli przekazać zadanie. JD miał pełne prawo, by być z siebie zadowolonym.

Jeszcze więcej przed nim czekało. Dowiedzenie się prawdy o Cassie - zupełnie obcej osobie, jak się okazało. W którym momencie została ghoulem? A może była nim od początku znajomości? JD przeczuwał, że nawet nie zna pytań, które powinien zadać.
 
Ombrose jest offline  
Stary 12-04-2014, 00:26   #49
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Rozdział 3 – Stara miłość

Góry Hindu Kush, 158km od Kabulu - stolicy Afganistanu




Młody, ciemnowłosy mężczyzna o arabskich rysach twarzy siedział na grani, wpatrując się w nocne niebo. Czekał. Czekał tak już kilka godzin. Nie okazywał jednak zniecierpliwienia. Kilkaset metrów dalej, u podnóża góry znajdował się zaparkowany Jeep. samochód również czekał. Na mężczyznę i jego gości.

Około północy, gdy Księżyc górował nad światem, mężczyzna wreszcie coś zobaczył. Choć jego uszy nie dosłyszały żadnego dźwięku, oczy wypatrzyły na tle gwieździstego nieba dwa, opadające powoli punkty.

Spadochroniarze trzymali się blisko siebie. Podczas gdy jeden opadał płynnie, drugi zachowywał się coraz bardziej nerwowo, gdy przybliżali się do ziemi. Kiedy byli już na tyle blisko, by określić mniej więcej miejsce ich lądowania, mężczyzna zerwał się ze swojego miejsca i biegiem ruszył wzdłuż grzbietu górskiego na powitanie gości. Mimo że (a raczej właśnie dlatego) spędził w Hindu Kush niemal całe życie, poruszał się ostrożnie. Dotarł do przybyszy dopiero po kilkunastu minutach, gdy kobieta kończyła pakować spadochron, a jej towarzysz akurat wyplątał się z wszystkich linek.

- Witajcie, czy wasze serca śpiewają? – zapytał łamanym angielskim.
- W noc taką jak ta, zawsze – odparła kobieta, rozczesując palcami zwichrzone włosy koloru ognia.

Mężczyzna uśmiechnął się, rozpoznając kod. Ukłonił się z szacunkiem.

- Jestem Abdul Ali. Mam zaszczyt być waszym przewodnikiem i dziennym opiekunem, nieśmiertelni.
- Świetnie, Abdul
– odrzekła kobieta, skupiając bardziej uwagę na swoim towarzyszu, który wyraźnie nie radził sobie ze złożeniem spadochronu – Tylko bez tytułowania, dobra? Jestem Mary. Jesteśmy tylko turystami. Pomóż JD pozwijać graty i prowadź na pokoje. Jestem padnięta…


***

Siedzieli w małej, niepozornej chatce Abdula, który zaraz po ugoszczeniu ich, poszedł spać, by od rana móc pełnić dzienna wartę. Ogień wesoło trzaskał na palenisku. Gdyby nie ogólny rozgardiasz i skrzynie - pełniące rolę krzeseł – miejsce mogłoby uchodzić za całkiem przytulne.

Na szczęście wszechobecna bieda nie dotyczyła schronienia wampirów – betonowego bunkra, ukrytego pod podłogą chatynki, którego wejście zostało zabezpieczone pancerną płytą, zaopatrzoną w elektroniczny zamek. Widać nie byli pierwszymi kainitami, którzy podróżowali po świecie.

Krwawa Mary opatuliła się szczelniej kocem, z fascynacją wpatrując kocimi oczami w języki płomieni. W tej chwili wyglądała bardziej jak czarownica niż żywa truposzka.

- No i jesteśmy. Kolejna przygoda przed nami – szepnęła, uśmiechając się do JD szeroko – Jesteśmy jakieś 41km od lokacji zaznaczonej na pendrivie Twojej ex. To tutaj w lutym 1945 roku niejaki Hainrich Glauber prowadził wykopaliska archeologiczne dal Hitlera. Jak wiemy, to nie był dobry rok dla Führera, więc nawet gdy w jednej z jaskiń górskich znaleziono niezwykły skarb – złoty kielich, do którego nikt nie potrafił się dostać (nie wiadomo z zapisek czemu), Glauber został zmuszony do ponownego zasypania relikwii, którą sam nazwał Świętym Grallem. Stary Niemiec pewnie marzył, że po burzliwym okresie wróci, by wznowić badania, niestety, zmarło mu się kilka miesięcy później na gruźlicę. Skarb został zapomniany do czasu aż Asmodeusz – tatuś twojej byłej – skojarzył kilka faktów i uznał, że prawdopodobnie mamy do czynienia z jedną z trzech wampirzych relikwii, które według proroka Malkavian - Anatola, winny doprowadzić do Gehenny. Gościu, Asmodeuś w sensie, ma jednak pecha, bo Camarilla od dawna depcze mu po piętach i przeszkadza w poszukiwaniach. Podobno jest tutaj teraz z wyprawą, nie zdziw się więc, jeśli nasza wycieczka zmieni się w kolejną, tym razem prawdziwą, Wenecję. Na pocieszenie dodam tylko, że my tu faktycznie jesteśmy rekreacyjnie. Pilnowanie Asmodeusza i sabatowców to zadanie innego Archonta. Może więc prześlizgniemy się obok i nikt się nie będzie czepiał o brak działań. Fajnie, że choć raz to nie my jesteśmy od brudnej roboty, nie?

Matka zachichotała i dorzuciła drewna.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-05-2014, 11:19   #50
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Z chwilą, gdy Mary dorzuciła drewna do paleniska, wzrok Ashforda spoczął na ogniu. Jaskrawym, chaotycznym żywiole, który nie trwonił czasu i już zajął się obrabianiem nowej zdobyczy. W odizolowanym schronieniu wampirów, bez dostępu do innych źródeł światła, mógł popisać się całą gamą różnorakich odcieni czerwieni - od karmazynu, przez szkarłat, aż po cynober. Kolor pełen życia, kolor krwi. Równocześnie kolor Czerwonego Lęku, wielkiego Rotschrecku. Czy Mary testowała odwagę swojego potomka? Raczej nie miała ku temu powodu, biorąc pod uwagę zdarzenia, jakie miały miejsce w rostockiej kopalni.

JD oderwał wzrok od tańczących płomieni, wstał i przeciągnął się. Niby niewielka rzecz, lecz przynosiła prawdziwe ukojenie po kilku godzinach niebezpiecznego, wytężającego mięśnie lotu. Brujah uznał, że jeżeli w tym samym tempie będzie zbierał nowe doświadczenia, to już po kilku miesiącach zostanie przygotowany na wszystko.

- Fajnie - zgodził się. - Ale ty mówisz o brudnej robocie, a ja sam jestem… brudny - uśmiechnął się lekko, po czym zaczął rozpinać guziki koszuli. Uznał, że nie będzie dawał występu i wnet odwrócił się bokiem do Mary. - Na mieście mówią o tobie prawdę, jesteś pracoholiczką. Cała noc w podróży, nie męcz mnie już dzisiaj więcej… - żartobliwie zakończył wypowiedź, posyłając kolejny uśmiech, aby wampirzyca nie wzięła go za niewdzięcznego, lub przesadnie smarkatego. - Zagrajmy w coś. Koniec świata może poczekać.

Podszedł do balii, którą rozsądnie przygotował Abdul. Ujął w dłonie nieco wody, po czym obmył twarz. Następnie szyję, na końcu ramiona. Niedaleko trzaskał ogień, który teraz był już nieco mniej straszny.

- Lubię skrable, ale tej gry nie mamy… Kart też nie… Nawet jeśli znalazłby się papier i długopis, to przecież kółko i krzyżyk jest nudne - udał, że się zastanawia, przenosząc wzrok z naczynia na nieco upiorne oblicze Mary. - No to zostaje chyba tylko „prawda, lub wyzwanie”?

„Oraz rozbierany poker. Taki bez pokera”, dodał w myślach. Tego jednak, dla własnego dobra, nie zamierzał wypowiadać na głos.

Krwawa przyglądała się przez chwilę potomkowi. W jej oczach odbijały się języki ognia, przez co spojrzenie wydawało się niemal złowrogie. Przez chwilę JD miał nawet wrażenie, że zobaczył bestię swojej matki. Jeszcze straszliwszego potwora niż jego własny.

- Nie znam się na grach, ale możemy spróbować - powiedziała po chwili Mary. - Domyślam się, że Ty zaczynasz?

- Czemu nie? - wzruszył ramionami. - Jeśli nie masz nic przeciwko. Prawda, czy wyzwanie?

Wampirzyca przeciągnęła się leniwie.

- Wyzwanie.

JD przez chwilę myślał nad odpowiednim poleceniem, po czym opanował się, by nie zdradzić wesołości.

- Zadzwoń do Cooka, udaj płacz i powiedz, że nie masz do kogo innego zwrócić się z tym, że nie radzisz sobie psychicznie. Dodaj, że niedokończona misja w Rostocku była dla ciebie kompletną porażką, która przelała czarę goryczy, drastycznie spadła ci samoocena i prosisz o duchowe wsparcie - rzekł JD, obmywając dłonie w balii. - Możesz też wybrać "prawdę" zamiast "wyzwania" - dodał po sekundzie, gdy uznał, że być może nieco przesadził. Nie mógł wyobrazić sobie zadania, które byłoby bardziej sprzeczne z naturą wampirzycy i właściwie nie sądził, aby Mary je wykonała. Spoglądając na wodę, pozwolił sobie w końcu na uśmiech. Bardzo szeroki.

Matka słuchała w milczeniu polecenia, a następnie wyjęła telefon z kieszeni kurtki.

- Mogę to zrobić - zaczęła lekkim tonem. - Ale... czy pomyślałeś, do czego to doprowadzi? Jeśli ktoś szuka nas lub Brzydala, to podamy się mu jak na tacy. Sygnał satelitarny bardzo łatwo wychwycić, dlatego zazwyczaj nie paplamy na misjach, jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś. Po odebraniu telefonu ode mnie, nieważne jakiej treści, Cook i my jesteśmy zobowiązani do natychmiastowej zmiany miejsca pobytu. Inaczej możemy zostać namierzeni i wpaść w zasadzkę. A skoro w promieniu 100 mil niemal na pewno znajdują sie wysłannicy Sabatu... cóż, raczej nie wypoczniemy tego wieczora, a już na pewno nasza pobudka kolejnego dnia stoi pod znakiem zapytania. Więc... mam dzwonić?

Teraz ona się uśmiechnęła - irytująco radośnie.

- To, czy masz dzwonić, powinnaś rozważyć we własnym sumieniu. Pamiętaj, że zawsze masz wybór. Prawda, lub wyzwanie. Jeżeli mimo wszystko wybierzesz to drugie, to będzie znaczyło tyle, że masz przede mną takie sekrety, że już wolisz ściągnąć nam na głowę Sabat, niż się trochę… otworzyć - odparł Ashford. - Widzisz, niby głupia gra, a jednak może powiedzieć wiele o naszym wzajemnym zaufaniu.

JD pozostawił naczynie z wodą, po czym wstał i usiadł obok Mary, twarzą w twarz. Był przekonany, że wampirzyca blefowała. Nie mógł uwierzyć, że nosiłaby przy sobie urządzenie, które tak łatwo byłoby namierzyć. Znaczyłoby to, że albo Archonci rozpaczliwie potrzebują nowego speca od elektroniki, albo że w kiosku skończyły się telefony z kartami pre-paid.

- A więc? - zapytał.

Krwawa zagryzła lekko wargi, jej brwi ściągnęły się. Wyglądała na zdumioną i wściekłą zarazem. Przez ułamek sekundy Ashford zaczął się nawet zastanawiać nad tym czy dobrze zrobił siadając tak blisko matki.

- Nieładnie - odezwała się wreszcie. - Od początku chciałeś użyć gry do własnych celów. Tylko co w momencie gdy zabawa przestaje być zabawna dla jednej ze stron? Za bardzo liczysz na moje poczucie dumy. Liczysz, że nie zechcę się zbłaźnić się przed przełożonym, liczysz na to, że nie przerwę tej gry, by nie stracić twarzy. Mylisz się, JD. Jako Archont działam dla wyższego dobra i nie mam prawa do dumy. Muszę myśleć o powodzeniu misji, o Cooku, który nie ma w zwyczaju siedzieć w fotelu i się opierdalać. Muszę w końcu myśleć o twoim bezpieczeństwie, jako że jesteś moim potomkiem. Tak, JD, wielu rzeczy jeszcze nie wiesz, a części nie mówię Ci celowo. Naprawdę uważasz, ze twój brak zaufania coś znaczy? Jesteś słaby, więc jesteś łatwym celem dla wroga. Nie wiesz co to prawdziwe tortury, więc muszę założyć, że w razie czego wypaplasz wszystko, co wiesz - podniosła rękę - Nie zaprzeczaj. To, czego doświadczyłeś w Wenecji, to były dziecinne gierki. Wampir jest cudownym przedmiotem tortur. Wiesz dla czego? Bo nie umiera zbyt łatwo i może dostarczyć wielu godzin zabawy najbardziej perwersyjnym sukinsynom. Skoro tak bardzo zależy Ci na oglądaniu mojego upokorzenia, zobacz ten filmik.

Mary kliknęła parę razy w telefon, po czym podała urządzenie Ashfordowi. Młody Brujah zobaczył w niewielkiej rozdzielczości dwuminutowy film, na którym znajdowała się jego matka. Ledwo ją rozpoznał. Poza tym, że zalana była krwią, nie miała części włosów, nos został rozbity na miazgę, a lewe ucho zwisało w strzępach. Ktoś wydłubał jej oko oraz odciął obie ręce i lewą pierś, przypalając rany po to, by ofiara nie straciła zbyt wiele krwi. Mary na filmie coś mówiła do kamery, podczas gdy jej oprawca (było widać tylko jedną, obutą w czarną rękawiczkę dłoń) przyciskał do szyi ofiary ostrze miecza. JD nie rozpoznał języka, w jakim mówiła matka, jednak wyraz jej twarzy, przerażone i załzawione krwią zdrowe oko wyraźnie sugerowały, że błaga o litość. Widać jej oprawca tego sobie życzył. Może była zakładniczką Sabatu? Albo chodziło o jakąś wcześniejszą sprawę?

Gdy Ashford chciał zapytać, okazało się, że jest sam w pomieszczeniu. Matka musiała bezgłośnie przeźlizgnąć się do wyjścia, bowiem teraz począł stamtąd chłodny powiew nocnego powietrza.

JD prędko wyłączył nagranie, po czym przeklął. Nie był pewien, co właściwie się wydarzyło i po części był zły na siebie, a po części na… Mary. Wampirzyca wszystko skomplikowała i choć obejrzenie filmiku stanowiło makabryczne przeżycie, to jednak nie sądził, aby to cokolwiek zmieniało. Matka była archontem. Jeżeli po ukazanych torturach nie zrezygnowała ze stanowiska, to widocznie nie dały jej aż tak bardzo w kość. Ashford poczuł lekkie wyrzuty sumienia, podchodząc do sprawy w ten sposób, lecz wciąż nie widział sensu w pokazywaniu nagrania.

Brujah liczył po prostu, że matka odpowie, że wybiera prawdę, dzięki czemu mógłby dowiedzieć się kilka interesujących rzeczy, na przykład jakiej narodowości była, czy ma jakieś życie poza byciem Archontem, lub czy uważa, że jest atrakcyjny.

JD westchnął i już miał pobiec za wampirzycą, gdy… uświadomił sobie, że ma w ręku jej odblokowaną komórkę. Ile z niej mógł wyciągnąć, ile się dowiedzieć? Czyżby Mary kasowała SMSy oraz rejestr połączeń, jednocześnie pozostawiając takie filmiki, jak ten? Ashford wahał się tylko chwilę, po czym uznał, że są granice w skurwysyństwie, których nie powinien przekraczać i wyłączył urządzenie, by następnie skierować się do drzwi. Chciał odnaleźć Mary i ją trochę ułagodzić. Czuł, że bardzo jest mu jej szkoda i powinien jakoś wynagrodzić to zajście.

Gdy przekraczał próg, zastanowił się, ile jego zachowanie wynika z człowieczeństwa, a ile z Vinculum.
 
Ombrose jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172