Bosman JCM Albert Koppig - uparty i surowy
Bosman chytrze zachachmęcił dla siebie ostatnią wartę przez co sprytnie mógł się mądrzyć pomiędzy dopiero budzącymi się podwładnymi. Tak poprawdzie był zadowolony, że plotki o nawiedzonej wiosce okazały się fałszywe i nic im się nie stało. Bez żalu więc zebrał swoich ludzi i zostawił dziwną wioskę za sobą.
Zasadzka zwierzoludziom się udała. Nie ma co. Natarli na nich jak piracki okręt wyłaniający się nagle ze mgły. Najpierw zwarli się z oddziałem La Vorte'a. Mimo początkowego zaskoczenia i wrzasku jaki czynili chyba jednak daliby radę ich odeprzeć bez większych strat bo było ich dość niewielu. Jednak oddział Norsmena z tyłu wpadł w prawdziwe tarapaty. Do samego Ekkiella Albert wielką sympatią nie pałał ale imperialnych żołnierzy było mu szkoda. Poza tym jak ich wytną to oni sami znajdą się w niewesołym położeniu. I jeszcze to wielkie bydlę co wylazło z lasu... Koppig musiał przyznać, że dwunożne krówsko robiło nieliche wrażenie... Ale nie na nim. - Na co się gapicie!? Dalej XI! Ruchy, ruchy, ruchy! Dobyć broni i przygotować się do abordażu! - wydarł się na swoich ludzi widząc, że struchleli na widok monstrum. Na zachęte trzasnął jednego czy drugiego w hełm czy ramię i po chwili mizernego oporu wpojone siłą posłuszeństwo dało wynik i XI Oddział II Regimentu z Bohsenfels był gotów do walki.
Zdołał już ogarnąć sytuację na tyle by wiedzieć, że La Vorte z resztą raczej sobie poradzą z tą gromadką co na nich wyskoczyła więc zamierzał wspomóc pechowego Norsmena i jego wojaków. - Jedenastkaaa! Za mną! - wydarł się na swoich ludziach i ruszył z wzniesionym kordelasem ku tyłom ale... Po kilku krokach zorientował się, że idzie sam... Odwrócił się rozsierdzony nie na żarty. - Co to ma znaczyć do głębi piekielnej?! Ruszać się psie krwie bo pasy każę rwać!! - darł się na nich opętańczo zawstydzony postawą własncyh ludzi. Na szczęście von Gendelhausen wspomógł rzucając krótki rozkaz. Słowo i uwaga oficera i konnego miały swoją specyficzną siłe wyrazu na niepiśmiennie uzbrojonym plebsie i oddział od razu doszedł do ładu. No ale miał też i inne plany co do jego przeznaczenia. -Aye, aye sir! - wydarł się w odpowiedzi żołnierz piechoty morskiej wierny swej marynarskiej tradycji przekladającej nad to co się obecnie dzieje. Cofnął się z powrotem do swojej Jedenastki i zabrał się za wykonywanie rozkazu. - Włócznie na sztorc! Utrzymać pozycję! Ani kroku w tył! - darł się dalej świadom dgłosów walki zaledwie parę kroków za nim. Wpatrywał się w ciemną warstwę lasu. Zmienił swój kordelas na kuszę i wycelował ją groźnie w stornę drzew. Jak ktoś tam to pewnie miał zagwostkę czy ich zauważyli czy nie. |