W pierwszej chwili przez twarz Ekkilla przemknął cień niepokoju - jak gdyby przeraził się nacierających zwierzoludzi i minotaura na ich czele. Lecz sekundę później Norsmen wyszczerzył zęby w uśmiechu, jakby właśnie na tę walkę czekał od początku podróży.
- Bogowie mi dziś sprzyjają - mruknął do siebie dobywając topór i nadstawiając tarczę przeciwko nacierającym wrogom.
- Tarcze w górę, pętaki! - Warknął, widząc iż jego żołnierze stoją w przerażeniu, miast przygotowywać się do odparcia.
- Furia tej bestii to nic przy moim gniewie jeśli zawiedziecie!
Choć groźba wydawała się mieć jakiś skutek to podwładni Ekkilla i tak nie unieśli tarcz. Ale czegóż mógł się spodziewać po chłopach? Mutanty wyrżną ich co do jednego, aż w końcu na placu boju pozostanie sam Eiriksen... Lecz zanim to się stanie sprawi, że Wiedźmy Wojny zwrócą na niego swe spojrzenie!
- AGHRHRHHH! - Ryknął, kiedy cielsko jednego z rogaczy naparło na jego tarczę. Odepchnął stwora, dał krok do przodu i rozpoczął pracę swym toporkiem. A rzec trzeba, że znał się na swej robocie - ciął z precyzją zawodowego drwala (ale palców miał komplet). Tylko jego "drewno" trochę się ruszało...