Walka była szybka i brutalna - czyli taka, jak powinna być. Katerina rzadko miała okazję walczyć poza granicami miasta; zwykle spacerowała z Lucianą w roli przyzwoitki i obstawy, lub podróżowała z całą rodziną w grupie zaprawionych i zgranych ochroniarzy (którzy zresztą trenowali i ją samą). Tym bardziej nigdy nie widziała skavenów i teraz z zainteresowaniem pomieszanym z obrzydzeniem obserwowała coś, co wyglądało jej na krzyżówkę psa i szczura. Do tego gadającą. Nie miała jednak czasu ani na kontemplację, ani na dialog. Kusznik o fizjonomii zgniłej rzepy się nie certolił; świsnął bełt i walka rozgorzała na nowo. By ostrzegł chociaż, sapnęła zirytowana, chowając się za węgłem. Jak który trafi Lu to osobiście temu durniowi jaja urżnę, odgrażała się w myślach z troski o swoją ulubioną klaczkę. Czyli tą, na której najczęściej jeździła; oczywiście należącą stajni Falco. |