Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2014, 13:11   #11
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Po dłuższej chwili rozmowa o zwierzoludziach umarła śmiercią naturalną, a karczmarz przeniósł łaskawie swą uwagę na resztę gości. Zadowolona z takiego obrotu sprawy rudowłosa szybko przeszła do interesów, wyciągając z sakiewki starannie odliczone monety. Jedzenie, pokój i kąpiel - nie miała wygórowanych żądań. Zapłaciwszy za wszystko, z kluczem w dłoni, ruszyła ku jednej z wolnych ław. Z wyraźną ulgą usiadła na wysłużonych deskach, broń kładąc na kolanach, a gdy dziewka służebna postawiła przed nią talerz pełen mięsa i butelkę wina, od razu przystąpiła do ataku. Łapczywie połykała kolejne kęsy, prawie nie żując i parząc palce.
Ostatnie tygodnie dały się jej mocno we znaki, nie chłodem i głodem, lecz zwykłym, ludzkim zmęczeniem. Podróż w pojedynkę miała sporo minusów. Wszystko musiała robić sama, nie było nikogo, kto wyręczyłby ją choćby w tak błahych czynnościach jak rozpalenie ognia, czy przygotowanie posiłku. Z nikim też nie współdzieliła wart, przez co czas przeznaczony na sen kurczył się do nerwowej drzemki tuż przed świtem. W zamian za to była panią swego losu, nie musiała martwić się niczyje bezpieczeństwo i wysłuchiwać narzekania na zimno, czy niewygody. Gdy zatęskniła za ludźmi, bądź luksusami oferowanymi przez cywilizację, wędrowała do najbliższego miasteczka. Sprzedawała skóry upolowanych zwierząt, czasem zrabowane z trupów kosztowności. Wielkiej gotówki za to nie było, lecz na najpotrzebniejsze zakupy i chwilę “normalnego życia” starczało aż nadto.

Wrażenie, że ktoś ją obserwuje narastało. Z początku ignorowała je, skupiając całą uwagę na posiłku, lecz gdy miska pokazała dno, problem powrócił i z pełną premedytacją począł uwierać Zoję gdzieś w tył czaszki. Próbowała owo swędzące miejsce podrapać, bezskutecznie niestety, a im bardziej się starała, tym mocniej uczucie dyskomfortu dawało o sobie znać. Pochyliła więc głowę do przodu, przesuwając dłoń na kark. Masowała go powoli, a bladozielone oczy dyskretnie rozglądały się w tym czasie po sali, szukając źródła problemu.
Ryżego wielkoluda nie dało się nie zauważyć. Siedział parę stołów dalej i bez żadnego skrępowania obmacywał lubieżnym wzrokiem co bardziej wystające, zojowe krągłości. Robił to tak intensywnie, że prawie czuła na sobie dotyk wielgachnych łap. Odpowiedziała mu obojętnym spojrzeniem, oceniając szerokie bary i wyraźnie rysujące się pod skórą mięśnie.
Przez chwilę zastanawiała się leniwie, czy nie zaprosić go na górę i nie dać się wyłuskać z ubrania, lecz dała sobie spokój, przenosząc całą uwagę na butelkę wina. Uczyniła to z dwóch powodów. Po pierwsze była zbyt zmęczona na łóżkowe wygibasy, po drugie obawiała się o własne zdrowie. Mężczyzna wyglądał na równie wyposzczonego co ona, a biorąc pod uwagę jego gabaryty i stan upojenia, cała schadzka zakończyłaby się zapewne dość szybko. Poza tym w przypływie uniesienia mógł zrobić jej krzywdę. Niższa o dobrą głowę i dwukrotnie lżejsza, nie miałaby za bardzo możliwości obrony przed tym rozochoconym gorem. Wybrała więc towarzystwo wina, sumiennie wlewając w siebie kolejne łyki. Po alkoholu nie będzie chodziła okrakiem przez kilka następnych dni i nic sobie nie nadwyręży, a rozłożyć nogi zawsze zdąży.

Ciepłe wnętrze karczmy zapełniało się powoli. Coraz to nowe twarze pojawiały się pod krzywym dachem, skuszone wizją sytego posiłku i chwili wytchnienia od mroźnego wichru. Rudowłosa zaszczycała przelotnym spojrzeniem każdego nowo przybyłego, po czym wracała do swoich zajęć. Machnięciem ręki przywołała służkę, by ta doniosła kolejną butelkę. Zaopatrzona w nową porcję trunku, obserwowała tańczące w kominku płomienie, a ludzki gwar skutecznie odpędzał samotność. Nie musiała z nikim rozmawiać, wystarczyła jej świadomość obecności innych ludzi.

Wtem rozmowy ucichły, atmosfera zgęstniała. Kobieta zadrżała. Znów znalazła się w leśnej głuszy, na moment przed atakiem drapieżnika. Świat zamarł w nerwowym oczekiwaniu na rozwój wypadków. Z trudem, ale powstrzymała chęć sięgnięcia pod broń, wiedząc że taka reakcja nie spotkałaby się z przychylnością reszty gości. Zamiast tego spokojnie uniosła głowę, lokalizując potencjalne zagrożenie.

Zakonne psy gończe rozpoznałby nawet ślepy i głuchy. Słudzy Sigmara roztaczali wokół siebie aurę strachu, oraz wręcz namacalnej pogardy. Zoja zagryzła wargi, tłumiąc narastający wewnątrz gardła chichot. Przyzwyczaiła się do widoku i obecności drapieżników, nieważne na ilu kończynach się poruszali. Szpony, kły, ostrza, czy broń palna - wszystko mogło zabić. Siedziała więc dalej na swoim miejscu, pociągając z flaszki. Nie miała nic do ukrycia, lęk był tylko niepotrzebnym bodźcem.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline