Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-03-2014, 21:16   #218
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Pęknięta szklana kula wypluwała z siebie gaz, który momentalnie podpalił się od pochodni czyniąc z kuli pocisk. Ta poszybowała gdzieś w dal pozostawiając Thorina z ponownie spalonymi brwiami. Zaczynał już się przyzwyczajać do efektów jakie wywołuje płomień, niemniej każdorazowo kosztowało go to kupę strachu. Wiedział już dobrze jak boli popalona skóra. Większym problemem był w danej chwili abordaż skaveńskich pomiotów.
Thorin wiedział, że droga w górę jest już praktycznie odcięta, byli tam wcześniej i żadnych normalnych wyjść z młyna nie było. Sama nawet wspinaczka wydawała się czynem przekraczającym możliwości kogokolwiek z oddziału, no może poza Khaidar, ale zapewne i ona miałaby problem ze skręconym czy złamanym nadgarstkiem.

Sięgnął pośpiesznie do torby wyciągając buteleczkę z spirytusem. „Miało być na rany” pomyślał wlewając zawartość do gęby a następnie spryskując górną część liny zawartością ust. Resztę skwapliwie wypił „Będzie na wewnętrzne...” , podkładając płonąca pochodnie pod świeżo spryskaną część liny.

Ogień niestety nie zajął liny tak jak życzyłby sobie tego Thorin a sylwetki wroga były coraz niżej. Kronikarz jednak szybko przypomniał sobie ile sam miał kłopotów ze schodzeniem i postanowił utrudnić tą czynność przeciwnikom.

-Razem bracia khazaldzi, razem! – bojowe niemal zawołanie zagrzewające kamratów do wspólnego wysiłku, nie odniosło chwilowo sukcesu.
Thorin sam pociągnął za końcówkę liny wierząc, że z pomocą pozostałej trójki kamratów i wliczając obciążenie schodzących przeciwników uda się ją zerwać i powstrzymać wiszące nad nimi zagrożenie.

Efekt pociągnięcia zaskoczył kronikarza, ale chyba bardziej zaskoczył skavena który oderwawszy się od liny spadł na ziemie łamiąc sobie kark. Drugi skavem miał więcej szczęścia , lub po prostu szybciej zareagował na działania Thorina i po lepszym lądowaniu rzucił się na Detlefa.

Nikt nie miał złudzeń kto z tej walki wyjdzie zwycięsko i chyba tylko dlatego oraz na widok efektów wywołanych szarpaniem liny do pomocy Thorinowi przyłączyli się Dorrin z Galebem. Pomimo początkowych trudności w ustaleniu czy linę należy szarpać czy przesuwać z góry zaczęły spadać kolejne skaveny wywołując tym samym dawno nie widziany uśmiech na twarzy kronikarza i prowokując go do radosnych przyśpiewek. - A z tej liny , zamiast liści, będą spadać … skaveniści - nucił pod nosem ciągnąc linę po okręgu z kamratami i dobijając rannego skavena. Wytrzeszczone oczy szczura były kwintesencją bólu wywołango licznymi złamaniami, oraz strachu na widok lecącego nań młota Thorina. Porządne klepnięcie zrobiło swoje, z góry jednak posypało się całe mrowie przeciwników. Były to najlichsze z grup skaveńskich, najsłabsze choć najbardziej liczne. Ich pozycje w klanie dośc wyraźnie wskazywało uzbrojenie a właściwie jego brak. Ta słabość nadrabiały jednak liczebnością.


Większość oblazła Dorrina i to jemu z pomocą ruszył kronikarz waląc młotem w plecy skavena. Gruchnęło solidnie, ale dopiero po poprawce szczur skonał wypróżniając z siebie jednocześnie odchody. Nie robiło to większej różnicy gdyż cały teren nafaszerowany był fekaliami , flakami , krwią i wymiocinami. Może dlatego iż było to istne pole bitwy skaveny tym razem nie zareagowały na okrzyk Thorina. Nim się jednak obejrzał było już po walce. Nie wiedzieć czemu kamraci zastanawiali się nad losem rannego skavena , choć ich ukradkowe spojrzenia co rusz spoczywały na Thorinie, jak gdyby myśleli że ten zacznie kolekcjonować szczurzy pomiot.
Uderzenie młota wykonane przez kronikarza roztrzaskało tego typu domysły wraz z czaszką znienawidzonego przeciwnika. Targanie w takim miejscu skaveńskiego jeńca nie wchodziło w rachubę, a nawet gdyby to nie zamierzał tworzyć szczurzego więzienia. Nie zdążył jeszcze przesłuchać jednego jeńca a miałby zwalać sobie na głowę kolejnych...

Szybko przeszukał zwłoki dwóch pierwszych desantowców licząc że znajdzie więcej buteleczek z gazem, które z pewnością oddał by do badań. Wiedział, że skaveński almanach nie stworzy się sam i że potrzebuje możliwie dużo wiedzy z różnych dziedzin, aby był on przydatny dla innych. Przy okazji wyłupał kolejnych kilka siekaczy z wrogów których własnoręcznie utłukł. Nie mogąc się doszukac w stosie ciał jednego z nich zastępczo wybił siekacze innemu. "Byle liczba się zgadzała" - pocieszał sam siebie nie zamierzając wszak odwalać smierdzące truchła byle tylko dokopać się do "swoich".

Garstka khazaldów wkrótce po walce się rozdzieliła. Dorrin i Galeb ruszyli na poszukiwania Grundiego i Ergana , podczas gdy Thorin z utykającym Detlefem ruszyli w kierunku w którym poszedł sierżant a z której usłyszeli huk broni palnej. Drogi nie zmienili nawet gdy za sobą usłyszeli bojowe zawołanie skavenów , świadczące o dziesiątkach gardeł z których dobiegało zawołanie. Właściwie to przyśpieszyli kroku, wiedząc dobrze, że we dwójkę nie będą stanowić żadnego wsparcia, co najwyżej przekąskę dla szczurów. Prowizoryczna pochodnia dogasała , a w jej wątłym świetle Detlef dostrzegł smutny wyraz twarzy Thorina

Przebijmy się do dowódcy, w gromadzie można zorganizować odsiecz jeśli będzie taka potrzeba. We dójkę, ranni , niewiele pomożemy , a gdy przyjdzie się wycofać to zwyczajnie nie zdążymy - Thorin stwierdził ponuro wskazując na nogę Detlefa i nie przerywając przyśpieszonego marszu w głąb korytarza. - Zresztą tam słychać było strzały, mogą też być w potrzebie. - dodał nieco przygnębiony.

Słuszna decyzja nie umniejszała jego wyrzutów sumienia i świadomości, ze być może pozostawia kamratów na pewną śmierć. Z drugiej strony jeśli faktycznie była taka pewna, to sam na ich miejscu nie chciałby samobójczej śmierci kamratów śpieszących na beznadziejną odsiecz. Jeśli mieli wrócić to z konkretnymi posiłkami. Myśl, że właśnie udanie się po pomoc może być teraz najlepszym co mogli zrobić, jako jedyna dodawała otuchy zmęczonemu kronikarzowi.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 13-03-2014 o 00:42.
Eliasz jest offline