Praca wykidajły i sprzątaczki nie była jednak tym, o czym marzyłby Ernst. Fakt, że miał wikt i dach nad głową, tudzież parę groszy znaleźnego w zamian za wyrzucenie paru pijaczków, ale szorowanie stołów... To już było mniej przyjemne. Zaś łóżko, chociaż wygodne, okazało się, że miało jedną wadę - nie chroniło przed hałasami dobiegającymi z zewnątrz. A dobiegały, i to na tyle intensywnie, że nie dało się spać.
W nie najlepszym humorze Ernst wstał z łóżka i po małej porannej gimnastyce ubrał się, spakował i zszedł na dół.
Śniadanie było dobre, to trzeba było przyznać, ale mimo wszystko minusy przeważyły nad plusami i Ernst odrzucił złożoną przez karczmarza propozycję zatrudnienia się na stałe.
- Jak dotrzeć do posiadłości barona? - spytał Ernst, pijąc przy ladzie piwo.
- Kogo spytasz z tutejszych, to ci wskaże drogę - odparł karczmarz. - Ale skoro chcesz wiedzieć...
- Gdy wyjdziesz z karczmy, to musisz się skierować na północ. Za kuźnią skręcisz w prawo. - Kowal pomagał sobie gestykulacją. - Dojdziesz do opuszczonego domu i znowu skręcisz w prawo. A potem już tylko prosto i prosto i znajdziesz się przed posesją barona.
- Dzięki. - Ernst dopił piwo.
Skinął głową, po czym skierował się do wyjścia.
Przynajmniej teoretycznie - kto pierwszy, ten lepszy. Po co iść kawał drogi, by się dowiedzieć, że wszystkie miejsca są zajęte. |