- Dziwne - powiedziała do siebie, podnosząc medalion.
W pierwszej chwili, pomyślała, że te złotko jest sporo warte i starczy jej zapewne na kilka działek. Jakich innych myśli, można było spodziewać się po kimś takim? Tylko czemu ten medalik był taki zimny? - Cześć Lili - powiedziała do dziewczynki uśmiechającej się ze zdjęcia - schowam cię głęboko w kieszeni, bo znowu pomyślą, że cię ukradłam.
Tak też zrobiła. Wetknęła złoty medalik najgłębiej w całą kieszeń spodni jak tylko potrafiła i poszła nerwowo się rozglądając do kramika z kanapkami. - Cześć Mirc! - powiedziała radośnie - Masz kanapkę jakąś? Dziś jeszcze nic nie jadłam. Piepszone słońce we łbie mi się już miesza od tego słońca, cholera.
Po tym jak Mirc poczęstował ją bułką z małą ilością nadzienia, zwaną kanapką, Bożenka udała się wolnym krokiem w kierunku dzielnicy położonej zaraz za dworcem. Tam właśnie na ostatnim piętrze, bardzo zaniedbanej kamienicy znajdywała się melina. - Hej Peter - krzyknęła trochę zziajana gdy tylko przestąpiła przez próg wiecznie otwartych drzwi - O, cześć Marzena. Gruby jak się czujesz w tym upale? - przywitała się ze wszystkimi, którzy tam dniowali i nocowali, wiecznie na haju. - Peter mam coś dla ciebie - uśmiechnęła się do wychudzonego chłopaka palącego właśnie papierosa. Sięgnęła do kieszeni i wyjęła medalik - Zobacz, jakie cudeńko znalazłam. Tak, znalazłam, możesz nie wierzyć, ale leżał sobie na ziemi, ot tak, podniosłam więc i jestem u ciebie. Ile za to będzie?
Po dwudziestu minutach Bożenka miała już wszystko co jej do życia wystarczało. Nie wytrzymałaby z dojściem na dworzec, więc od razu w melinie uraczyła się towarem. Lekko zamroczona wyszła z mieszkania zwiedzając wnętrze tak bardzo przecież znajomej jej kamienicy. Po drodze usnęła na 1 piętrze. Już nic ją nie obchodziło, ból głowy przeszedł, znikło wszystko, była sama i ta dziwna dziewczynka z medaliku, śniąca się wciąż... - Wypierdalaj stad! I to już! - poczuła nagle sowity kop w plecy, nie bolało ją ale wybudziła się na chwile i ruszyła z miejsca. - Wynocha! Nie ma tu miejsca na zaćpane mordy, takie jak ty!
Słońce wciąż prażyło, a ona teraz była na zewnątrz. Z ledwością, opierając się o budynki, powoli wracała "do domu", na dworzec, do Filipka. |