Marcel jęknął przeciągle, wybudzając się z przymusowej drzemki i mrugając oczami ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie przypominał sobie, żeby był aż na tyle zmęczony, by zasnąć. Ostatnim co pamiętał był deszcz fluorescencyjnych grzybów spływający gdzieś z góry, jak to deszcze mają w zwyczaju. W dłoni nadal miał monetę, którą rzuciła mu Neth, a magiczne owale wciąż świeciły, więc za długo nie spał.
Dalej nieco rozkojarzony przyjrzał się uważniej znokautowanemu koboldowi, pokrytego święcącymi grzybami. W jednym pływało coś, co wyglądało na łuski, w drugim - chyba tkanka miękka, w trzecim... Marcel nie mógł powiedzieć, co było w trzecim, bo nagle zbladł i w chwilę później pozieleniał, zrywając się na równe nogi. Otrzepał się z pasożytów dokładnie, wykręcając się by sięgnąć tylnych partii i przeciągnął dłonią przez jasne włosy. Upewniwszy się, że nic go trawić nie będzie, przysiadł na głazie jak najdalej od fluorescencyjnej kolonii i zerknął na przekomarzających się kompanionów.
- Ładne to, to. - skomentował dzieło Danny'ego - Ale czy ma jakieś zastosowanie praktyczne?
Zanim jednak dowiedział się, czy niziołek wyznawał pogląd "sztuka dla sztuki", z korytarza wyłonił się tercet zwiadowców-ochotników. Nieco skrwawiony i jakby bardziej podkurwiony, niż przed eskapadą wgłąb tunelu. Marcel podniósł się powoli i utkwił w nich zielone spojrzenie, cierpliwie czekając na raport.
Ostatnio edytowane przez Aro : 14-03-2014 o 03:38.
|