Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2014, 14:49   #131
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- Sramy nie szukamy. - odpowiedział rzeczowo pokurczowi - I tak kręcimy się w kółko, bez lądu i składu. Jak mają się znaleźć, to się znajdą. Jak są przyjaźni ta są, a jak nie... To aż taki problem? -

Borys wyszedłszy się, jak tyko tylko on potrafił. Na widok tego uśmiechu kobiety mdlały a mężczyźni od razu sięgali po broń. Miało się w końcu to uzębienie.

- Może tak poszedłbyś zobaczyć co z nimi, co? Ta dziura akurat jest na wielkość dla Ciebie. W razie czego krzycz, to przyjdziemy z odsieczą hehehehehe -
 
malahaj jest offline  
Stary 09-03-2014, 16:15   #132
 
Demoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Demoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodzeDemoon jest na bardzo dobrej drodze
- To nie problem, tylko pytanie czy węszymy aż tak głęboko. Można zawsze mieć to w dupie. - Mrugnął do olbrzyma.

Po komentarzu na temat dziury obejrzał ją badawczym spojrzeniem.
- No nie wiem. - Pokręcił głową. - Neth i Quinn są ode mnie dużo więksi, a weszli. Myślę, że się zmieścisz, tak jak i reszta. Ja mogę ostrzeliwać wrogów zza waszych pleców. - Skłonił się z parszywym uśmieszkiem.
 
Demoon jest offline  
Stary 09-03-2014, 18:16   #133
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
- To ty polazłeś za mną, pokurczu chędożony, na dodatek z lampą nad głową. Było jeszcze, kurwa, transparent wywiesić i w bęben napierdalać. - odciął się Quinn, ale spory o brak profesjonalizmu i niekompetencję przerwał nieproszony gość.
Łotr błyskawicznie wyciągnął oba noże i zmrużył oczy, starając się wypatrzeć w ciemności napastnika, ale kwestię rozwiązał niziołek, ponownie załatwiając gusłami oświetlenie.
- Lalka ma rację, spadajmy stąd. - warknął i powoli zaczął się wycofywać korytarzem w kierunku groty, w której została reszta.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 10-03-2014, 22:31   #134
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Neth, Quinn i Eldon

Cień pełzał wśród ścian nieokiełznany, miotany z jednego krańca groty na drugą, łamiący się wpółmrocznie na krawędziach wyczarowanych światełek. Wiecznie w ruchu i wiecznie nieuchwytny, w plamistym rozmazaniu. Bezgłośny, mimo dzikiego miotania i szarpiących spojrzenie skoków. Wyglądało to, jakby rozczapierzone łapsko wymachiwało przed padającym na ścianę płomieniem latarni, ku uciesze dziecka śląc w tło miraże i kształty. Wyglądało, jak dynamiczny teatrzyk cieni.

Osłaniający się wzajemnie zwiadowcy wiedzieli, że nie uczestniczą w przedstawieniu. Że to nie iluzja, ani pokazowy straszak. Zimno, które czuli w kościach na wspomnienie ściekającej na nich ciemności nie było sztuczką, czy autosugestywnym wrażeniem. Na ciele pozostawiało czerwień odmrożeń i piekące, mokre płaty skóry. Cofali się szybko. Szybko, szybko i coraz szybciej. Eskortowani miotającym się w półmroku płatem bezszelestnej czerni.

- „No nie wiem. Neth i Quinn są ode mnie dużo więksi, a weszli…” – Usłyszeli gdzieś z tyłu. Znajomy głos. Karzełek. Rozmawiał z kimś, głosy wibrowały w melodii rozmowy, niosły się wzmocnione panującą ciszą. Ujście z tunelu było tuż, jeszcze ledwie chwila, ledwie parę chwil drogi.

Ciemność spadła na nich jak zarzucona na głowę kapa, wyłączając zmysły i rodząc konfuzję. Wiążąc w niezręcznej nieporadności i bezsile. Mróz, buchnięcie ścinającego krew mrozu nastąpiło ułamek później. Na nowo w mroku, boleśnie kłując organizm, mimowolnie wykopując na jaw skrywane pokłady paniki.

Eldon podskoczył w przestrachu, poczuł opadający na siebie ciężar, skapujące na szyję zimno, skroplony chłód. Spróbował się wyrwać. Rozpaczliwie wychylił odsłoniętą szyję w tył, byle dalej od parującego mrozu, od kapiącej spomiędzy zębisk zimy. Kłapnięcie omiotło lodowatym podmuchem, nogi zachwiały się, zbłądziły w niepewności, zadrgały tanecznie wśród porozbijanych na piachu skał.

Ale ugryzienie nie nadeszło, trupi odór odstąpił, niziołek wykupił się od szczęk ledwie rąbnięciem. Smagnięty przez twarz zsiniał, odczołgał się okrwawiony, wymacał paluchami pozostawiony na twarzy porządek. Palce miał lepkie od krwi. W oczy, osiadając na rzęsach, skapywały ciężkie krople ciepła.

Ledwie wyczuli ruch powietrza, chrzęst kamyków pod stopami, głuche uderzenie i jęk, westchnienie niziołka, odgarniającego z czoła skrwawiony kosmyk. I potem poczuli to znów. Poczuł to Quinn.

Uderzenie. Solidne, szybkie, zwierzęco brutalne. Nie tak silne, jak się spodziewał, ale dość gwałtowne, by wybić go z równowagi, zepchnąć na Neth, zmusić dziewczynę do przymusowego cofnięcia. Kłapnięcie zębisk, metaliczny posmak krwi pluskającej z rozwartej paszczy, zionące śmiercią kęsy padliny. I obietnica gaszącego życie chłodu.

Niespełniona. Ponownie. Znów chlaśnięcie. Tym razem przez szyję, bolesne, łuskowato tnące, kaleczące skórę. Ostrzegawcze. Zostawiające ofiarę skrwawioną, naciętą i posiniaczoną. Żywą.

Zaczęli cofać się jeszcze szybciej. Wciąż przodem do obcej ciemności, plecami do wlotu korytarza. Ale to już nie miało znaczenia. Eldon znów, mgnienie oka, wyczarował gwarantujące jasność płomienie. I znów mieli przed sobą znany już dobrze korytarz. Nisko sklepiony, szeroki, nierówny, żłobiony pokracznie i przywalony kawałkami kamyków. Wolny od jakichkolwiek obcych kształtów i cieni.

Poczerwieniali, obici, ścierali z twarzy krew, gdy podziemna nitka wyprowadziła ich z powrotem przed radzących się nad braterską pomocą kompanów. Na nowo do punktu wyjścia.
 
Panicz jest offline  
Stary 13-03-2014, 19:04   #135
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Marcel jęknął przeciągle, wybudzając się z przymusowej drzemki i mrugając oczami ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Nie przypominał sobie, żeby był aż na tyle zmęczony, by zasnąć. Ostatnim co pamiętał był deszcz fluorescencyjnych grzybów spływający gdzieś z góry, jak to deszcze mają w zwyczaju. W dłoni nadal miał monetę, którą rzuciła mu Neth, a magiczne owale wciąż świeciły, więc za długo nie spał.

Dalej nieco rozkojarzony przyjrzał się uważniej znokautowanemu koboldowi, pokrytego święcącymi grzybami. W jednym pływało coś, co wyglądało na łuski, w drugim - chyba tkanka miękka, w trzecim... Marcel nie mógł powiedzieć, co było w trzecim, bo nagle zbladł i w chwilę później pozieleniał, zrywając się na równe nogi. Otrzepał się z pasożytów dokładnie, wykręcając się by sięgnąć tylnych partii i przeciągnął dłonią przez jasne włosy. Upewniwszy się, że nic go trawić nie będzie, przysiadł na głazie jak najdalej od fluorescencyjnej kolonii i zerknął na przekomarzających się kompanionów.

- Ładne to, to. - skomentował dzieło Danny'ego - Ale czy ma jakieś zastosowanie praktyczne?

Zanim jednak dowiedział się, czy niziołek wyznawał pogląd "sztuka dla sztuki", z korytarza wyłonił się tercet zwiadowców-ochotników. Nieco skrwawiony i jakby bardziej podkurwiony, niż przed eskapadą wgłąb tunelu. Marcel podniósł się powoli i utkwił w nich zielone spojrzenie, cierpliwie czekając na raport.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 14-03-2014 o 03:38.
Aro jest offline  
Stary 14-03-2014, 03:35   #136
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
- Szlag by to trafił! - skomentował Eldon widząc jak mało efektywna była walka z cienistym stworzeniem. - Nie wiem jak wy, ale ja daję dyla. - Nie czekając za reakcją reszty towarzyszy niziołek rzucił się biegiem w kierunku pozostawionej u wylotu tunelu drużyny, zgrabnie prześlizgnął się między ostrymi skałami by w końcu stanąć naprzeciw Yorna. - Pieprzyć ten cały cyrk. - powiedział zadyszany. - Nie ma co się rozdzielać... Jakaś maszkara z piekła rodem nas zaatakowała, ale grunt, że uciekinier nie zdążył nikogo więcej poinformować.
- A co z resztą? - spytał sędziwy krasnolud.
- Nie wiem, miałem ich za plecami, a jeśli tam zostali to są w gorszej sytuacji, bo właśnie moje zaklęcia przestały działać. - Bard przetarł czoło, po czym usiadł obok opierając się plecami o ścianę. Grzebiąc przez kilka dłuższych chwil w swoim plecaku wyciągnął zakorkowany bukłak zimnej wody, którą następnie niemalże opróżnił jednym łykiem, a resztką polał sobie spoconą głowę. - Ciekaw jestem o którym tunelu ta pokraka z jaskini mówiła. - powiedział ochłonąwszy.
 
Warlock jest offline  
Stary 19-03-2014, 17:10   #137
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Ciemna, ziejąca w wybrzuszonej skalistości jama w końcu wypluła swą zawartość. W bólach, z hukiem i chrzęstem grzmocących pod butami kamieni, zwiadowcy wypadli na wolność. W ramiona stęsknionych towarzyszy, którym czekanie zbrzydło do tego stopnia, że wyszli przepatrywaczom w komitecie powitalnym całą szóstką. Cuchnąc gorzałką, potem i krwią. Poznaczeni czerwonymi, piekącymi plamami, które nie dawały o siebie zapomnieć i nawet w półmroku, przy tym ponurym deficycie światła, zdawały się promieniować krwiście.

- „O tamtym.” – Colbert nie wahał się z odpowiedzią, pielęgnując w pamięci wytyczony kościstym paluchem kierunek. Wbity między wytworne stalagnaty korytarzyk kręcił się wężowato, zawijał wstążkami zakrętasów i dalej wił, niknąc wśród cieni. Ażurowa konstrukcja ścian, wysiłki Matuli Natury ziszczone w podziurawionych gęsto, naciekowych formach, odsłaniały ścieżkę jako względnie solidną, szeroką i równą.

- „Może…”

- „Nie.” – Pokręciła głową Neth, skreślając domniemania krasnoludzkiego koleżki. – ”Wąsko, ciemno, jakieś cholerstwo nie do zatrzymania. Mamy iść dalej, idźmy. Tą drogą, albo jakąkolwiek inną”.

- „A może jeszcze raz, by rzucić okiem na ten malunek, co Danny? Pokaż no…” – Yorn nie miał przekonania do pełzania w ciemnościach po omacku, więc nie czekając reszty skierował kroki z powrotem na pobojowisko. Przywódcza poza pociągnęła resztę, jak wiedzione odruchem lemingi.,

- „O wa!” – Borys zakrztusił się i zasłonił twarz szmatką, cofając się w głąb ścieżki, którą przyszli. Reszta dała się już dość oklepać gatunkowym przyjemnościom podziemnych wędrówek, by nie ryzykować eksperymentowania na sobie z kolejnym przejawem górskiej gościnności.

Zielone, fluoroscencyjne zarodniki schmurzyły się w grocie w trwałą, wiszącą w powietrzu tkankę. Zielona, zbita twardo materia lewitowała w powietrzu, prósząc w piach świecącymi cząstkami, mgląc się w krańcach oparu, dając się zwiewać dalej i dalej. Ciał koboldów i jaszczurek nie było już widać. Ale dało się dociec, gdzie leżały, bo w wybrzuszonych humanoidalnie punktach grzybiczne procesy zachodziły z drapieżną prędkością. Wysunięty na szpicę Yorn poczuł, że natężenie toksyczności przerosło już niegroźny, relaksacyjny właściwie poziom z ich pobitewnej drzemki, przechodząc w etap kilkusekundowego wypalania skóry do kości. Płuca zapiekły boleśnie, jak przy topielcowym hauście grudniowej toni, oczy załzawiły się błyskawicznie. Huzhrung obrócił kierunek marszu niemal momentalnie. Reszcie, na którą również pospadały, pojedyncze póki co, puszki podziemnej wegetacji, ból i pieczenie skóry podpowiedziały, że odwrót jest tą zdrowszą alternatywą.

- „Wygląda na to, że kierunek sam nam się wybrał” – zdecydował półgębkiem Danny. Coraz mniej pewien, czy coś jeszcze rzeczywiście działo się tutaj samo, czy może – zgodnie z odpychaną obsesyjnie wizją – wybory dokonały się dużo wcześniej. Nim jeszcze Buhnburg otworzył przed drużyną swe niegościnne podwoje.

* * *


Szturchnięta sylwetka kiwnęła się potwierdzająco, w grobowej ciszy kontynuując komunikacyjny ciąg gestów i znaków. Przyczajeni, zapadli między skalnymi wykwitami i za zasłoną ponadkruszanych głazów, byli nie do wypatrzenia. Nawet ten największy, reprezentujący wzrostowo-wagową ligę orków, przycupnął w kamienistości nieruchomo, jakby rzeczywiście strupiał, wlepiony między geologiczną martwotę, jak kolejna porcja minerałów. Obserwowali. Bez dźwięku, bez ruchu, spokojni.

W końcu Shmuel wychynął z zasłony kamuflażu, spluwając w sadzawkę skapujących z sufitu kropel.

- ”Poszli dalej. Widać zdążyli, zanim się to zielone dymienie zjawiło. Te tam, o… To nie oni. Da się jeszcze poznać z kształtów.” – Tropiciel miał oko bystre, mimo, że bielutki był już jak gołąbek. Może to od roboty. Wiadomo, zdarzają się stresy. – ”Czekamy, aż ta chmura przejdzie. Albo szukamy innej drogi”.

- „Chuj wie, ile to się zejdzie.” – Srebrne guzy na kurcie pobłyskiwały refleksami, rozjaśnione zieloniutko pierzącą się zarodnikami chmurą w oddali. Mord przetarł metal bandażem i wyszczerzył zęby do własnego odbicia. – ”A to co tutaj wyrysowali, e? Krasnoludzkie, świeże. Węgielek jeszcze leży”.

- „Były z nimi karzełki, też prawda.” – Brent prześledził malunek Księcia z najwyższą starannością, muzealny kustosz raczący się frajdą wnikania w zakamarki tajemnic najnowszego nabytku. – ”Tamta odnoga po lewej… Mówiłeś, że to krasnoludzka robota, Reid. Prawda?”

- „Bankowo. Zbudować sekretne przejście w litej skale, tak, żeby jeszcze ślad nie został… No skarbnik, skrzaty, ani rusałki tego nie zbudowały” – potwierdził największy z bandy, widać spec w sprawach budowlano-inżynieryjnych. – ”Zatem nie po dupę tu przyszli, nie babie na ratunek tylko złota szukać, ha. No proszę. Wiedział który, że tu wcześniej mieszkały pokurcze?”

- „Kto miał wiedzieć, kogo ten wypizdów obchodził kiedy? Chłop z parą prosiaków i byle krasulą, to zaraz tu pasowany. Bieda, syf i pizdy zarośnięte.” – Kurt ściął kawałek stalagmitowej figurki we właściwym sobie przypływie destrukcyjnych tendencji. – ”Ale jak karzełki były, fart mamy. Się upiecze dwa za jeden. Dobre chłopaki, ten Quinn i Borys. Pożyteczni”.

- „Ano.” – Potwierdził Roy. – ”Nie ma się zatem, co z nimi spieszyć. Nadgonimy ich, ale niech sobie spacerują dalej. Doprowadzą nas do skarbczyka, a wtedy cap. I kurka, i jajko”.

* * *


Ścieżka szarpała się na wszystkie strony, niby wzięty na smycz szczeniak, któremu prędko do zabawy, cokolwiek dojrzeć pod okiem. Zwężenia i zawijasy, kręcące się bez celu zakrętki i zawijki zbijały z pantałyku, wybijały z głowy podejrzenia o celowości korytarza. Zresztą, to widać było od razu, odnoga naturalnej jaskini była równie, co sama grota naturalna i pamięć o wybijanych z trudem korytarzach kopalni znikała za każdym kolejnym załomem ścieżki. Pozostawionych za sobą odnóg, niesprawdzonych i ledwie uszczkniętych musiało być kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt, a kto wie, co dałoby się wywróżyć, gdyby dokładniej obmacać przejścia i pomieszczenia.

Ale w ciągłym biegu, między jedną walką a drugą, między ucieczką a ewakuacją, na kartografię nie było czasu. Kopalnia z jej korytarzami została gdzieś z tyłu, za bogowie raczyli wiedzieć iloma zakrętami, a tu była ziemia. Ziemia, nie w powierzchniowej, ocieplonej słonkiem perspektywie, a w brutalności swych trzewi. Nie obrobiona, oswojona dłutem i młotem, a poskręcana dziwacznie, przeryta procesami krasowymi. Wiodąca chuj wie gdzie, ale z pewnością nie tam, gdzie ekipa ratownicza sobie zamarzyła.

- „Iiiiiiiiiii chuuuj” – Quinn przetrzepał czuprynę, w którą przed momentem skapnęły spadające z sufitu krople. Dość mokro było w zrytym zaciekami korytarzu, ale tu sprawa przybierała poważnie przejebany już wymiar. Ciągnący awanturników jak po sznurku korytarz, skończył się. Szerokim, wysoko stropionym ujściem w serce potężnej, ciągnącej się, na ile wzrok pozwalał dojrzeć, jaskini. Całej, pod strop niemal, skrytej pod taflą podziemnego jeziora.

- „Koniec wycieczki.” – Neth przejechała palcami po włosach i zmęczona, przysiadła na skraju skały, która załamywała się nad czarną gagatową taflą. – ”Odróżniasz lewą od prawej Marcel? No chyba, że to gadzik ci źle pokazał, ale teraz najlepiej ci zwalić na niego”.

- „Tak czy siak, dalej nie pójdziesz.” – Borys pochylił się nad stałą jak szkło, niewzruszoną niby wyszlifowany metal powierzchnią jeziora. I splunął. Tej przyjemności nie mógł sobie odmówić.

- „Widzisz to?” – Duda nie włączył się do chóru narzekaczy i defetystów.

- „A niech mnie czart porwie…” – Yorn wychylił się nad skraj mini-klifu i wytężył spojrzenie. – ”Widzę, widzę”.

- „Te światełka twoje… Podeślij je tam, co?” – Neth zagadnęła barda o kolejną sztuczkę, przyzwyczajona już do jego tańczących ogników, które oświetlały jamę łuskowatego stwora.

Wyszarpnięte z eteru płomyki zawirowały w powietrzu, poderwały się pod sufit i chyżo, tańcząc pod zawilgotniałym stropem, pomknęły przed siebie. To była chwila, krótki impuls, a moment potem świetliki były już dobre sto stóp dalej, a Eldon wysilał się, by przepchnąć je jeszcze o krok, jeszcze kapkę, jeszcze kawałek, choć o łokieć czy stopę. Wychylony nad wodę, balansując na krawędzi skały, wysilał umysł i ciało w umysłowo-fizycznej akrobatyce, byle przepchnąć ogniki o metr czy dwa dalej.

Nie było rady. Umysł ustąpił pierwszy, a ciało sekundę później, wyratowane przed spadkiem w toń szybką interwencją Marcela. Schwytany za rękaw niziołek dał się wciągnąć na solidny grunt, a wyzwolone spod władzy płomyki, miast zniknąć, poderwały się w pędzie przed siebie i wyrwały w mrok. Przez chwilę szybowały swym błyskawicznym tempem, śląc na czerń tafli połyskliwe refleksy, ale w końcu wyzwolona spod kontroli magia ucichła, a ogień wygasł.

Ale ta chwila wystarczyła. Wystarczyła wszystkim. Nawet powierzchniowym gatunkom, które nie nawykły do brodzenia w półmroku. W odległym krańcu potężnej jaskini, sto, może dwieście metrów dalej, czekał kamień. Ledwie fragment, ale fragment wystarczył. Fragment pod sklepieniem, półokrągły, niemal owalny. Poznaczony runami i reliefami. Rozchylony równiutką jak miedza rysą.

W końcu jaskini, zalane wodą prawie po kraniec, otwierały się krasnoludzkiej roboty wrota. A biorąc pod uwagę szacunki, rachując po zobaczonym kształcie, co może być na powierzchni, a co pod, nie były to drzwi od kuchni. Znad wody wystawał ledwie kawałek, ale sądząc po skali, pod kryło się dobrze ponad ćwierć setki łokci rzeźbionego, zdobionego złotem i kamykami kamienia. Mówiło to o tym, z jak wielką jaskinią przyszło się grotołazom mierzyć. Mówiło, jakim przepychem popisywali się mieszkańcy twierdzy. I mówiło, jak głębokie mogą być czarne, niezmącone wody podziemnej toni przed nimi.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 19-03-2014 o 17:19.
Panicz jest offline  
Stary 20-03-2014, 11:45   #138
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Ja nie umiem pływać - oznajmiła Neth i rozsiadła się w pobliżu wody sięgając do plecaka po porcję sucharów. - Ale dobrze by było gdyby ktoś kto umie rzucił na to okiem... Mogą tam jakie skarby być.

Dziewka czuła zmęczenie po tym całym ganianiu pod ziemią. Kiedy oni szli na zwiad pozostali mogli chociaż trochę wypocząć, nawet jeśli w pogrzybowych majakach to sen jest jednak sen.
Teraz można było równie dobrze tą stratę nadrobić. Przeżuła suchara, sięgnęła po derkę i okryła się pod samą brodę przymknąwszy oczy.

- Kimnę się moment. Obudźcie jak coś postanowicie.

Znając chłopów i ich zdecydowanie to zdąży się nieźle wyspać nim coś się ruszy w temacie.
 
liliel jest offline  
Stary 20-03-2014, 18:23   #139
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zetknięcie się z Tworem krasnoludzkich konstruktorów przywołało głęboki zachwyt. W trakcie podróży nie miał styczności z kopalniami i twierdzami swoich pobratymców. Samych krasnoludów nie spotykał zbyt często. Yorn przyjrzał się dokładnie znalezisku. Choć zalana po części w wodzie, brama zapierała dech w piersiach w swojej okazałości. Uchylone wrota zionęły nieprzeniknionym mrokiem niezbadanych dotychczas korytarzy.

- Można by tratwę zbudować, gdyby były surowce. A tak dupa, trzeba będzie wpław popłynąć i zobaczyć co jest po drugiej stronie – rzekł Yorn jakby niezbyt zadowolony z istniejącej sytuacji. Zdjął plecak przy pobliskim kamieniu, tarczę ulokował na plecaku. Dłuższą chwilę zajęło mu zdjęcie zbroi – by poszło szybciej poprosił Eldona o pomoc. Chwilę później stał tylko w spodniach, z toporkiem zwisającym przy trochę luźnym pasie. Dość niepewnie wskoczył do wody. Zimno jakie uderzyło w niego z początku nieprzyjemne, po chwili zaczęło przyjemnie ochładzać oparzenia jakie pozostawiły po sobie zielone galarety. Dopiero teraz mógł się też z nich dokładnie obmyć.
- Eldon, popilnuj ekwipunku – zwrócił się do niziołka. - Żeby mi tam nikt rumu nie spijał. A Ty Quinn naciągnij kuszę i ubezpieczaj, jeno co mi tu się wynurzy z wody i zjeść mnie chciało będzie to strzelaj. I rozbijcie obóz.
Rzekłszy to, krasnolud powoli zaczął płynąc w kierunku uchylonych wrót.
 
Tiras Marekul jest offline  
Stary 20-03-2014, 21:22   #140
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Widząc powrót zakrwawionego i obitego Quinna i rozczochranej Neth ze „zwiadu” popatrzył tylko na kompana z politowaniem.

- Ty się chyba nigdy, kurwa, nie nauczysz. – zaczął swój wykład i kontynuował tym samym mentorski, łajającym tonem. - A mówiłem. Prosiłem. Tłumaczyłem. Tyle razy powtarzałem. Nie bierz się za to sam! Najpierw mnie zawołaj, bo nie każdej sam dasz rade! Chyba, że jak ją z zaskoczenia weźmiesz, to jeszcze jako tako, ale wtedy, to co to za zabawa? A tak, we dwóch, to jak nie z jednej, to drugiej strony, ale coś się zawsze uradzi. Tak, tak ,wiem co lubisz, ale przecież zawsze możemy się potem zmienić, prawda? Jak w tej świątyni, czy wtedy w domu kowala. Można? No pewnie, że można! Tylko trzeba słuchać, co mądrzejsi od Ciebie mówią! -

Pokręcił jeszcze głową z dezaprobatą nad niemądrym i samolubnym kompanem, po czym zwrócił się do dziewczyny. W końcu nie wiedział jak to się wszystko między nimi ułoży, więc szkoda sobie było psuć relacje, z kimś w rodzaju potencjalnej bratowej.

- Nie martw się. On bywa trudny, ale wierze, że się wam jeszcze ułoży. -

Kontent ze spełnienia swego mentorskiego i przyjacielskiego obowiązku, odszedł zadowolony, pozwalając parce zacząć od nowa. Ot, jeszcze jeden dobry uczynek na jego koncie. Wprost nie mógł uwierzyć, ze byli tacy, którzy mieli czelność nazywać go podłym, złym czy wręcz niegodziwym człowiekiem. Cóż, ludzie to jednak skurwysyny. Bez wyjątków.


Po jakimś czasie znaleźli grotę a w niej jeziorko. Pełne wody. Borys nie lubił wody. Wiedział to każdy, kto przebywał w promieniu kilkunastu metrów od niego.

- No dobra, przyznać się od razu, który zabrał ze sobą łódkę, hę? – zagadną do kompanów z krzywym uśmiechem, po czym spojrzał przeciągle na niziołka. - Albo chociaż wędkę… -

Sam moczyć się nie zamierzał. Kąpał się jakoś w zeszłym miesiącu i nie miał zamiaru ryzykować zdrowiem, robiąc to drugi raz, w tak krótkim odstępie czasu. Zresztą w tym bajorze na pewno jest coś, co zechce zażreć potencjalnych pływaków. Dlatego przysiadł tylko na jakimś głazie i obserwował rozwój wypadków. Sam też miał kusze i to całkiem sporą, więc załadował ją teraz i czekał na pierwsze delikwenta do odstrzału.

W między czasie dostrzegł Neth układającą się do snu, pod kocem. Od razu szturchnął Quinna w ramię, wskazując głową na dziewczynę.

- Masz drugą szansę, stary. No dalej, trzymam za Ciebie kciuki. -

Pozytywnym gestem zachęcał kompana do działania, bo znowu robiło się nudno…
 
malahaj jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172