Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2014, 15:06   #7
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wędrówka tunelami nie była dla Jany ani nowością, ani zbytnim wysiłkiem, mimo że dźwigała na plecach praktycznie cały swój dobytek. Ani się to umywało do przechadzek na górze, lecz mimo to z zadowoleniem obserwowała zgrany tercet grzybiarzy penetrujący mrok korytarzy. Dobrze, że dołączyli - im mniej z nimi psów z Polis tym lepiej. Taran powiadomił ją o swojej umowie z Geoffreyem, ale - póki gość nie sprawdzi się w terenie - Janie nie robiło to większej różnicy. Dopiero na górze okaże się, kto kogo będzie chronił.

Prąd na Crenshaw zaskoczył ją tak jak i pozostałych. Oczekiwała, że wysłannik Polis zagada, ale widać nie bez powodu podróżował z "obstawą" w postaci JC. Nic dziwnego, że udało im się zrekrutować marne kilka osób.

Geoffrey rzucił krótkie spojrzenie na garniaka. Chyba naturalne było, że to on przedstawia grupę i rozmawia ze wszystkimi. Wystąpił krok do przodu.
- Chcemy na chwilę się zatrzymać i odpocząć w podróży. Po Waszych sąsiadach z chęcią witamy cywilizację. Będziemy respektować miejscowe zasady i nie robić problemów. Papieroska? Wiem jak warta potrafi się dłużyć.
Rewolwerowiec wyciągnął spokojnym gestem trzy fajki i skierował je w stronę wartowników.
Strażnikom oczka zaświeciły się na widok fajek. Sięgnęli prawie symultanicznie do paczki i wyciągnęli po skręcie
- No jak tak podchodzicie do sprawy... - wyszczerzył się gość stojący po lewej. - ...to zapraszam. Jebnijcie się gdzie chcecie, byle nie przy wejściu. Nie machajcie gnatami ani maczetami nikomu przed nosem i będzie git.
Odwiesił karabin na ramie i z lubością niuchnął papierosa. Z błogim uśmiechem włożył go w zęby i zapytał o ogień.
- Oczywiście. My nie z tych co sprawiają problemy. Z ogniem u mnie krucho, liczyłem, że Wy będziecie mieli…
Geoffrey rozejrzał się po swoich towarzyszach.
- Ma ktoś z Was zapalniczkę albo zapałki?
- Ja - Adam Grzybiarz wyciągnął srebrne Zippo z jednej z kieszeni spodni. Podał ogień strażnikowi, a ten odpalił i zaciągnął się z błogim uśmiechem
- Dobry towar, z po wierzchni?
Rothman sam zaciągnął się swoim szlugiem.
- Dzięki. Tak, z Teksasu. Najlepsze papierosy, alkohol i najładniejsze kobiety są stamtąd. Ale ludzie to straszne buraki. Niezłe automaty - Geoffrey wskazał na ich kałasze. - Droga sprawa ale niezawodne jak mało co. Często macie tu problemy?
- Nie - raczej luz, ale czasem coś przyłazi z zewnątrz jak któryś z chłopaków wychodzi. To się kałachy przydają - puścił dymka
- Rozumiem. A jak życie? Naczelnik mocno daje w kość? Jakiś bar jest?
- Baru nie ma, ale Pool to dobry gość. Chociaż to właściwie nie naczelnik. Po prostu on i Agrafka trzymają nas w kupie - nie dają się nam stoczyć, nie chcą byśmy skończyli tak jak ci z Hawthorne. I tyle - wyłazimy na zewnątrz, zbieramy fanty, handlujemy i jakoś wiążemy koniec z końcem. Szkoda że Agrafka postanowił iść szukać tego pieprzonego statku…
- Jak to iść? - wrzasnął nagle kurier z Polis - jak to kurwa iść? miał na mnie czekać!
- Ale poszedł. Powiedział, że chce jeszcze coś załatwić na Niebieskiej, więc spakował się zaraz jak Wy poszliście dalej i ruszył na Niebieską. Powiedział, że dotrze do Stolicy na czas. Chcecie to gadajcie z Poolem. Siedzi w namiocie przy schodach - strażnik wskazał czerwony brezent rozwieszony na linach przy nieruchomych od dawna automatycznych schodach.
- Poszedł to poszedł - wzruszyła ramionami Jana. - Ruszajmy w takim razie; godzina marszu a wy chcecie odpoczywać?
Geoffrey wzruszył ramionami i zaciągnął się papierosem.
- Dajcie mi chwilę. Pogadam z Poolem i można iść dalej. - powiedział Daniel ruszając w kierunku czerwieni brezentu.
- Za dziesięć minut wymarsz - rzucił John w stronę odchodzącego najemnika - Nie zagaduj się. Kiedy ten Agrafka wyruszył? Może go dogonimy? - zapytał strażników.
- Przecież powiedzieli, że zaraz po waszym odejściu stąd - kpiąco odparła zamiast nich Jana. Widać czyściutki glina lubił się rządzić, ale z mózgownicą już u niego było nietęgo.
Powierzchniowiec z wyraźną ciekawością najpierw spojrzał na policjanta a potem na stalkerkę. Zaraz jednak skupił się na papierosie i mroku tunelów za nimi. Jana wzruszyła ramionami, usiadła pod ścianą i przymknęła oczy.
 
Sayane jest offline