Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2014, 07:02   #39
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Każdy schodził po krętych schodkach wieży w milczeniu rozważając to co za chwilę miało się stać. Chyba najbardziej przejęty i całkiem zrozumiale, był Wiktor Schlussel. Arno w ogóle się nie odzywał do nikogo i ciężko było powiedzieć czy krasnolud przypadkiem nie wybuchnie przed wysoko urodzonym von Steinhopperem, jako to miejsce miało przy Dutchfeltach i Crutzenbachach. Tutaj na dodatek miał powód, bo to jego o jego czerep rozbił się kapuściany łeb.

Na rynku zebrał się jeszcze większy tłum. Jakby nie było szykowało sie widowisko a może nawet pojedynek. Takich gratek w Diesdorfie nikt nie chciał przeoczyć. Niecodziennie takie atrakcje trafiały sie w małej mieścinie podlegającej bezpośrednio Karlowi Franzowi, a którego przedstawicielem tutejszym była Miejska Rada. Jej prace nadzorował objazdowy przedstawiciel z Altdorfu, jednak nawet on rzadko przyjeżdżał osobiście polegając na raportach oraz delegowanych w razie potrzeby asystentów.

- No więc? – stary szlachcic żądał wyjaśnień.

- Wielce szanowny Herr von Steinhopper. – Bert zaczął donośnie, z łatwością wzbijając głos ponad gwar mieszczańskiej gawiedzi. – Pomyłka zaszła warta wyjaśnienia, gdyż honor córki pańskiej nieskalanym jest przez kartografa a jego krew przelana byłaby na marne, co samo w sobie honorowym nie jest.

- Co ty mi tu młody siurku łżesz! Przeciem widział szkiełko na sypialnię dziewicy spozierające!

- O nie, nie, nie, nie. – pokiwał Winkel palcem dłoni wstającej z podróżnej, lecz i tak elegantszej szaty niźli niemal każdego zgromadzonego na placu mieszczana, prócz samego szlachcica rzecz jasna. – Herr Schlussel wyglądał na las, którego widok z wieży przecina kruczym lotem pańską posesję. Zatem widzieć pan raczył lunetę kartografa na las spozierającą. Obserwował nadrzeczny teren w blasku Manslieba, jakoby Bestia z Reiku miała wedle wieści na traktach głoszonych atakować nocą również na lądzie. Tam ja widział doprawdy tej nocy! – krzyknął stając na skrzynce, żeby wszyscy nie tylko słyszeli, lec zi go mogli widzieć. Tłum zafalował podniecony taką rewelacją. - Wspólnego ma to z sypialnią szlachcianki tyle tylko, że okno zwrócone jest ku balkonowi dzwonnicy. Służbę całemu Diesdorfowi pełni Herr Wiktor nocną straż pełniąc na posterunku wieży gotowym w dzwon bić na alarm przed niebezpieczeństwem jakie spaść na śpiące dziatki wasze w czarna godzinę nocy mogło! – Bert gestykulował między wieżą, lasem a domniemanym bohaterem. Ręką wskazywał na smarkate pociechy na rękach matek trzymane, które z otwartymi buziami słuchały gawędziarza jak urzeczone tak samo zresztą jak co druga panna.

- Dobrze mówi!

- Wiktor Bestii wygląda! – zapiszczała altem mieszczanka.

- A nie rzyci starej panny! – anonimowy Diesdorfianin krzyknął w kułak stłumionym głosem na tyle cicho, że umknęło to chyba uwadze pana starszego, lecz wywołało rubaszny śmiech wielu zgromadzonych.

- Wara od naszego kartografa! – rzucił ktoś odważniejszy.

- Obrońca nasz! – krzyknęła gruba kobiecina.

Steinhopper ze złością spojrzał na Winkela. Cofnąl się jednak pół kroku bliżej rosłego ochroniarza, przed poruszonym tłumem.

- Ludzie, przecież Bestia z Reiku jest a nie z Reiklandzkiego Lasu! – szlachcic podniósł władczo głos. – Ja Kacper von Steinhopper dowodów żądam a nie gładkiej mowy obcego podżegacza! Dowód miał być dostarczonym lub też honor córki mej zmyć ma krew Schlussela. – skinął ręką a ochroniarz wystąpił z ponura miną stając przed Arno, Jostem, Bertem i Erykiem za którymi zbladł kartograf.

- Niechaj go Herr zostawi, toć niewinny jest Herr Wiktor! – krzyknął Jost.

- Czempiona masz Schlussel czy dowody niewinności? – szlachcic zignorował zupełnie Schlachtera.

Osiłek popatrzył z góry beznamiętnym wzrokiem po Chłopcach z Biberhof.

- Który? – bąknął osiłek.

- Najpierw sprawdzimy skraj tego lasu, co go Schlussel obserwował, i gdzie cuś podejrzanego widział. Do tego czasu winy mu przypisać nie można, i jeśliś go Herr tkniesz, ty lub ktokolwiek, będzie to napaść na bezbronnego obywatela Imperium. Ty mu Herr nie wierzysz, twoje prawo. Ale że to może być prawdą szczerą, to my to musimy sprawdzić. – Eryk wystąpił odważnie.

Szlachcic spojrzał na łowcę. Potem na las. Znowu na Bauera.

- Któż jak nie łowca dowieźć może prawdy, którą mącić może złotousty krasomowca. – szlachcic skinął na zgodę. – Schlussela przypilnuję, żeby wieży nie opuścił. Herr Kleinlich pójdzie z wami jako świadek. – wskazał na ochroniarza.











Po trzech godzinach wałęsania się po lesie w dorzeczu Reiku Chłopcy z Biberhof dobrze wiedzieli, że im dłużej zwodzą, tym mniejsza cierpliwość była chodzącego z nimi osiłka, delegowanego na ochotnika straganiarza, którego warzywami szlachcic bombardował rynek.

- A to co? – Bert zawołał do Josta i Bauera, bo Arno marudząc o ciepłym posiłku z kuflu piwa, kopał tylko mech przegryzając jagody gdy włóczył się miedzy drzewami.

Schlachter podrapał się po nosie mrużąc oko.

- Jeleń?

Spojrzał na Eryka.

- Kopyta. – Bauer przyłożył rękę do ziemi odgarniając trawę tu i tam. – Jeleń. Przeciął szlak. – skinął ręka przed siebie nie dopowiadając, że miało to miejsce co najmniej kilka dni temu.

Byli przy trakcie, którym już wcześniej podążali. Wiódł wzdłuż Reiku do Strassenburga, ku któremu Winkel wyglądał żywo i z niecierpliwością, choć i tak widział przed sobą znajomy juz zakręt leśnej drogi.

- Może Bestia na druga stronę przeszła? Może jeleń czmychał przed zagrożeniem? – podchwycił Bert.

- Tak, tak. Może. – zgodził się grający na czas Eryk, który planował jak najdłużej odwlec egzekucję na kartografie, gdyż tym w jego mniemaniu dokładnie byłby pojedynek.










Minęła kolejna godzina przeczesywania lasu, gdy Winkiel zawołał wszystkich na małą polankę.

- Ktoś tu obozował. – stwierdził Jost.

- Jeleń? – zdumiał się Eryk oglądając ślady.

- Jeleń pożerający ryby? – Jost poniósł nabitą przy węgłach wypalonego ogniska srebrną łuskę.

- Bestia! – Winkel wypalił. – Oto dowód, Bestii łuska.

- Pokaż! – ochroniarz Steinhoppera podbiegł żywo.

Obejrzał obejrzał dokładnie łuskę obracając w wielkich, grubych palcach.

- Jaka duża! – zdumiał się. - I twarda jaka! Z żadnej ryby mi znanej a ojce rybakami som z pokolenia na pokolenie.

- Świnki kochane, wracajmy już! – ponaglił straganiarz rozglądając się nerwowo na boki. – Jak nie rybia łuska z ryby to rację miał herr Schlussel i przeprosiny mu sie nawet należą.

Jost kiedy zbadał całe obozowisko wiedział tyle co i Eryk. W tym miejscu około tygodnia temu nocowało wiele osób. Co najmniej dwa tuziny. Prócz ledwie widocznych odcisków kamaszy rzucały sie jednak również lepiej odciśnięte kopytne. Dopiero tam widać było, że kopytny zwierz nie był czworonogiem. Sierść przy ognisku ani do koni, ani psów tez nie należała. Prędzej dzika lub wołu. Ślady prowadziły z zachowaniem dystansu wzdłuż traktu. Główna gromada trzymała się głębi lasu, zaś kilka śladów wiodło całkiem blisko leśnej drogi czasami ją przecinając i niknąc po drugiej stronie.

- Racja. Wracajmy. – Kleinlich zgodził sie wciąż z zaintrygowanym niedowierzaniem obracając pod prześwitujące między koronami drzew, słoneczne smugi promieni dużą, pokrytą wciaż cienką warstwą wymieszanego z rosą śluzu, zielonkawą rogowaciną rybiego pancerza.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 15-03-2014 o 07:06.
Campo Viejo jest offline