Salim spojrzał na wysiłki wojowniczej gromadki spode łba. Miecze, sznury, żelazne łańcuchy. Komunikacja głosowa ciągle ustępowała pod urokiem widowiskowych gadżetów.
Klecha pokiwał głową w skrytym samopotwierdzeniu i zabrał się za kolejną dziesiątkę różańca. Pniak na poboczu zachęcał, by przysiąść na chwilkę religijnej zadumy, więc pobożny pasterz ludu Bissel nie mógł sobie takiego mistycznego momentu odmówić.
A problemem muzyków niepokornych i klasowych konfliktów niech martwią się trybunalscy urzędnicy. Ich praca, ich trzos. |