Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2014, 14:04   #27
Izydir
 
Izydir's Avatar
 
Reputacja: 1 Izydir nie jest za bardzo znanyIzydir nie jest za bardzo znanyIzydir nie jest za bardzo znanyIzydir nie jest za bardzo znanyIzydir nie jest za bardzo znanyIzydir nie jest za bardzo znany
Wszyscy są gotowi? - rzuciła okiem na wszystkich, zawieszając na moment wzrok na Bryancie. Podeszła do niego spokojnie, po czym delikatnie złapała wodze przy łbie konia. Posłała chłopakowi delikatny uśmiech, po czym wyprowadziła delikatnie konia do pozostałych.
- Atharna, mam nadzieję, że coś zjadłaś. - rzuciła cicho do uczennicy, przechodząc obok niej. Na placyku puściła konia, po czym jeszcze sprawdziła, czy juki jej uzennicy jak i własne są dobrze zamocowane.
- gotowi? - zapytała spokojnie, po czym wsiadła na konia. Wszyscy towarzysze poczynili to samo. Ruszyła więc przodem, ku wyjazdowi ze stolicy. Kiwnęła dłonią strażnikom w bramie, po czym ruszyła bez słowa dalej.
Słońce nieśmiało wyjrzało zza chmur, delikatnie muskając poruszane wiatrem liście. Przerzedzający się z wolna las szumiał z cicha, jakby szeptem życząc im dobrej drogi. Ścieżka z czasem przeszła w zwykłą dróżkę, wyjechaną przez konie.

Izydir wzdychała zadowolona, przymykając oczy i napawając się szumem liści. Jej radość nie trwała jednak długo. wkrótce przywitała ich otwarta łąka, pełna wiosennych kwiatów, rozciągająca się gdzie tylko sięgał wzrok. Z oddali widzieli cienką wstęgę Telmy, a nawet Góry Szczytów.
Półelfka skręciła lekko w ich stronę, jednak tylko nieznacznie, odbijając od nikłego szlaku idącego wgłąb lasu, który zostawili już za sobą. Zerknęła na towarzyszy, chcąc zorientować się, czy wszyscy są, a potem uśmiechnęła się lekko i pospieszyła lekko konia.
- W najbliższej wiosce wypytamy o Korsarzy. - rzuciła spokojnie, czasami zarzucając dłonią jasne kosmyki na głowę. Rozglądała się zadowolona, napawając się widokiem wiosny.
Po kilku godzinach spokojnej jazdy dotarli do wioski, leżącej na skraju oranych właśnie przez bawoły pól. Nad wioską, na stoku góry, piętrzyły się ruiny starego zamku. Nie wiadomo dlaczego, aż dreszcze przechodziły na jego widok.

Izydir uśmiechnęła się na sielski widok pracujących jak mrówki wieśniaków i na skraju domostw zsiadła z konia, po czym skierowała się spokojnie w stronę jakiejś kobietki, która na swym podwórku pasła kury.
- Witaj, pani. - kiwnęła jej lekko głową. Ta przestała rozrzucać ziarno z koszyka i zmierzyła ich podejrzliwym wzrokiem. Nie wyglądała na zbyt rozumną, wręcz przeciwnie. Jej wzrok biegał od jednej twarzy Strażnika do drugiej. Kiwnęła lekko Izydir głową, jakby zbrakło jej języka w buzi.
- Którędy do sołtysa? - zapytała po chwili Izydir, na co wieśniaczka podrobiła chwilę w miejscu a po chwili niechętnie pokazała dłonią w kierunku rynku. Izydir nie drążyła, kiwnęła jej tylko głową w podziękowaniu i ruszyła we wskazanym kierunku. Na rynku westchnęła, rozglądając się.

Wszystkie domy wyglądały mniej więcej tak samo, znów więc została zmuszona do wypytania któregoś z mieszkańców. Stary dziadek, idący o lasce, wskazał im jeden z lepszych domów, a potem kłaniając się głęboko, czmychnął gdzieś, jakby bojąc się, że zaraz go za cokolwiek skażą. Wojowniczka pokręciła z niedowierzaniem głową, po czym z cichym westchnieniem ruszyła w stronę wskazanego budynku. Załomotała silnie do drzwi, po czym przejechała wzrokiem po twarzach towarzyszy, starając się z nich zczytać ich emocje. Zmęczenie, znudzenie, zainteresowanie, co kłębiło się pod ich czaszkami? Nie zastanowiła się jednak nad tym dłużej, gdyż drzwi otwarły się z rozmachem. Stanął w nich wesoły, uśmiechnięty łysolek, z obfitymi rumieńcami na policzkach. Ubrany w zwykłą, lnianą koszulę, która ciasno opinała jego obfity brzuszek, a do tego jeszcze luźne spodnie, przywitał ich głębokim ukłonem.
- Witaaajcie, mości Strażnicy! - zawołał wesoło, gdy tylko dostrzegł ich bransolety, po czym rozłożył ramiona w powitalnym geście, po czym wpuścił ich do środka.
Ich oczom ukazał się szeroki, krótki pokój, sięgający aż do samego dachu. Zarówno ściany, jak i sufit były obite drewnem. Na środku stało pokaźne biurko, na którym leżało kilka świstków. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, były to w większości nieaktualne listy gończe.
- Mości państwo w takiej grupie? - zdziwił się lekko, ale uśmiech nadal nie schodził z jego ust. Zaraz zaczął zbierać wszelkie krzesła dla nich. Izydir przyjrzała mu się z lekkim rozbawieniem, acz usiadła spokojnie, gdy w końcu liczba siedzisk odpowiadała obecnym gościom. Usiadła spokojnie na środku, po czym zarzuciła spokojnie nogę na nogę. Siedząc prosto jak struna, wpatrywała się w sołtysa, który rozradowany usiadł za biurkiem i spojrzał na nich, jakby dostał od losu to, czego najbardziej pragnął.
- Więc? - zapytała spokojnie Izydir. - czy potrzebujecie tu naszej pomocy?
- O taak, jak najbardziej, mili państwo! - zaczął od razu, po czym poprawił się na szerokim siedzisku. - ten zamek, no...- mruknął zakłopotany i pokazał głową w stronę okna, za którym mniej więcej znajdowały się ruiny. - tam.. no, trza sprawdzić, bo coś ludzi mi pożera. - sapnął na jednym wydechu. Izydir kiwnęła tylko spokojnie głową, po czym poprawiła się również. Ci, którzy znali ją bliżej - w tym przypadku byli to Gedan i Atharna - wiedzieli, że nagle zainteresowała się sprawą.
- co dokładniej? Kiedy się pojawia? - zapytała cicho.
Z sołtysa uleciała wszelka radość, jaką prezentował. Spojrzał na nią jak przestraszony, jednak zasapał chwilę.
- pani... to takie stwory, co... ludzi w polu koło zmierzchu atakują... Zaciągają, krzyki aż pół nocy słychać, ludzie w pole nie chcą mi iść... Trza orać pani, wiosna przyszła... - mężczyzna zaczął się jąkać.
Izydir westchnęła ciężko, a po chwili kiwnęła głową.
- dobrze, zajmiemy się tym. - kiwnęła głową, przerywając kaleczny wywód wieśniaka. - czy ktoś ma jakieś pytania? - spojrzała na swoich towarzyszy przez ramię.
 

Ostatnio edytowane przez Izydir : 16-03-2014 o 18:22.
Izydir jest offline