Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2014, 17:03   #22
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Szczurowaty, popieszczony rustowym bełtem, zakręcił się w miejscu i rąbnął w błocko, wypuszczając z dłoni kuszę, z której nie zdążył wypalić. Jego kompanioni jednak, kwicząc ze złością, mieli czas na wystrzał i to bardzo celny, na nieszczęście najemników. Renato, zmierzający ku osłonie, był pierwszym z nieszczęśników i syknął przeciągle, kiedy bełt przejechał mu po ramieniu. W chwilę później zaklął Francesco, wyrywając pocisk z biodra i Lorenzo, ściskając przejechany grotem bok. Jedyny powód do radości miał Marco, którego fortel zadziałał i jego kapelusz wzbogacił się właśnie o dziurę.

Najemnicy odpowiedzieli równie skuteczną, co śmiertelną salwą. Przerośnięte szczury czmychnęły między ruinami, ale niektórym nie było dane dotrzeć w bezpieczne miejsce na czas. Rust i Katerina wypalili z kusz w tym samym momencie, w tego samego futrzaka który momentalnie zginął, z jednym pociskiem w czaszce i drugim pod żebrami. Jasnowłosa najemniczka zaraz zarepetowała i strzeliła po raz kolejny, tym razem o wiele celniej. Bełt wkręcił się między nerki, wchodząc aż po lotki i dewastując niższe partie kręgosłupa. Skaven rąbnął o ziemię, wierzgnął raz, drugi i znieruchomiał. Bryce wystrzelił z łuku dwa razy, jeden po drugim i dwa razy celnie. Strzały przeszły jednak przez tkankę miękką i szczur zdołał skoczyć za zasłonę zanim elf zdołał dokończyć, co zaczął.

Niccolo skoczył ku drugiemu futrzakowi, wznosząc wysoko tarczę w nadziei, że ta ochroni go przed latającymi w powietrzu pociskami, ale widać Fortuna chwilowo odwróciła wzrok. Marrizano zaklął, czując jak krew zalewa mu lewą stronę głowy i z rykiem doskoczył do strzelca. Ciął szeroko, na odlew i uśmiechnął się, słysząc żałosny pisk bólu. Chciał poprawić cięciem z drugiej strony, ale szczurowaty mutant nie był głupi i skoczył na lewo od młodego Marrizano, tam pole widzenia przesłaniała krew. Pewnie odgryzłby się jakąś ripostą, gdyby nie Francesco, który był tuż za bratem i uderzył z bioder. Szkarłat buchnął we wszystkie strony z bezgłowego korpusu.

Ostatni ze skavenów wypalił z kuszy i bełt wszedł starszemu Marrizano pod żebra, posyłając go na resztki poczerniałej ściany. Futrzasty pokurcz widząc, że pozostał sam na placu boju, nie zamierzał bohatersko stawiać czoła przeważającym siłom i zrobił to, co zrobiłby każdy inny na jego miejscu - zrejterował. Popiskując przemykał między szkieletami budynków, za szybko jak dla najemników. Nawet Bryce, ze swoją elfią gracją i prędkością nie zdołałby go dogonić. Skaven zapiszczał tryumfalnie, będąc pewnym swego szczęścia, ale nie przewidział jednego - Marco mianowicie. Della Rovere zdołał okrążyć całe zamieszanie, klucząc alejkami i okrążył pole walki, zaszedł od flanki.

- Buongiorno. - powitał futrzaka z uśmiechem, zastępując mu drogę.

Skaven pisnął żałośnie, zdając sobie sprawę że to już koniec i żadne siły na świecie go nie uratują. Nie próbował nawet uciekać, tylko w ostatnim geście desperacji rzucił się na Marco. Machnął łapą zwieńczoną pazurami, rozrywając materiał i skórę jednakowo, ale to było wszystko co zdołał zrobić. W chwilę później wykrwawiał się na ziemię.

* * *


- Da się któregoś przesłuchać? - Rust słynął z pragmatyzmu.

- W tym coś jeszcze szumi. - oznajmił Renato, pochylając się nad jednym z futrzastych trucheł - A nie, już nie.

Najemnicy rzeczywiście byli bardzo dokładni w swych działaniach i nie ostał się ani jeden futrzak, z którym można by przeprowadzić kulturalną dyskusję i nauczyć, jak dyplomacja wygląda w cywilizowanych społecznościach. Nie, żeby mogli sobie pozwolić na łagodność. Skaveni nie należeli do najniebezpieczniejszych stworzeń pod słońcem, ale zdołali skrwawić najemniczą ekipę całkiem obficie. Co niektórzy byli o wiele bledsi niż przed początkiem starcia i poruszali się chwiejnie jak po kilku głębszych. Niektórzy wywinęli się minimalnymi uszczerbkami na zdrowiu - ot, zadrapanie tu, cięcie tam. Jeszcze inni natomiast wyszli bez szwanku, jak choćby Katerina i Monsignore.

- I to jest ta przesyłka? - spytał nieco sceptycznie Lorenzo, wpatrując się w skrzynkę trzymaną przez Renato.

Szkatułka zrobiona była z jakiegoś ciemnego materiału, lekko lśniącego w słońcu. Mimo pokaźnych rozmiarów była zadziwiająco lekka, co mógł poświadczyć Santori. Mężczyzna potrząsnął nią eksperymentalnie, ale nie usłyszał nic, co mogłoby pomóc w identyfikacji zawartości pudełka. Brakowało również zamka lub jakiegokolwiek mechanizmu otwierającego, co było co najmniej dziwne.

- Elfia robota. - mruknął Bryce.

- Co? - Monsignore momentalne zastrzygł uszami, węsząc okazję - Skąd wiesz?

- Runy. - elf pokazał palcem ledwo co widoczne, niewiele jaśniejsze od reszty szkatuły znaki. - Eltharin. Lub raczej jakiś stary, dziwny odłam Eltharinu, naszego języka.

- Ciekawe.

I to bardzo. Teraz fakt, że przesyłka czekała w Fortegno z dala od nieproszonych obserwatorów, był o wiele bardziej zrozumiały. Takie szkatułki były niezwykle cenne, a kto wie czy jej zawartość nie była jeszcze cenniejsza.

* * *


Do Tracitty, w której zatrzymali się poprzedniego dnia, zajechali krótko po zachodzie słońca. Fortegno zostawili daleko za sobą i urządzili przymusowy postój dopiero kilka dobrych lig od zgliszczy, niedaleko traktu. Co niektórzy oprotestowali podróż tą samą drogą z wrodzonej paranoi i nieufności, ale przeważyły głosy za. Zatrzymali się dosłownie na chwilę, by obandażować rany i odetchnąć przed dalszą jazdą, co skutkowało w dość późnym przybyciu do Tracitty. Szczęśliwie znalazły się dla nich pokoje w tym samym zajeździe i ciepła kolacja oraz wizja noclegu w łóżkach, z dachem nad głową poprawiła morale.

Nie było im jednak dane spędzić nocy spokojnie. Sen powoli zaczął ich morzyć i zaczęli przysypiać kiedy gdzieś z dołu, od strony głównej sali, dobiegł ich huk. Wylecieli ze swoich pokojów ile sił w nogach, a Renato uprzednio upewnił się czy szkatułka dalej spoczywa bezpiecznie pod poduchą. Na balkonie biegnącym wzdłuż trzech ścian przybytku dopadli do balustrady i wychylili się, chcąc dostrzec źródła zamieszania.

W głównej sali była jedynie garstka klientów, zbyt wstawiona by przejmować się takimi błahostkami jak za głośne hałasy. W drzwiach natomiast stali sprawcy łomotu. Chociaż nie, nie w drzwiach - te leżały wyrwane z zawiasów na podłodze. Jeden z grupy momentalnie przyciągnął uwagę najemników - napompowany, wysoki i szeroki jak szafa dwudrzwiowa drab niewątpliwie wjechał do zajazdu pierwszy, razem z wejściem i kawałkiem futryny. Jego towarzysze byli o wiele od niego mniejsi i niezaznajomieni z dietą, która tak człowieka powiększała. Wszyscy bez wyjątku mieli na gębach chusty.

Najemnikom przeszło przez myśl, że to po nich tak pukano i po szkatułkę w ich pieczy, ale nie, mylili się. Grupa zbirów rzuciła się ku ochroniarzom przybytku i w ruch poszły bronie wszelkiej maści, a jeden z nich - bez wątpienia herszt - krzyknął do grubego właściciela, kulącego się za kontuarem.

- Niespodzianka, kurwa! Nie chciałeś protekcji Grubego Rocco, jebany spaślaku, to teraz zapłacisz o wiele więcej.

Ot, najzwyczajniej w świecie chodziło o kasę i biznes. Najemnicy odetchnęli z ulgą i zastanawiali się przez chwilę, czy aby nie dołączyć do potańcówki w dole. Mogli przecież zrobić dobry uczynek i wspomóc biednego właściciela, z nadzieją na przychylność bogów i wdzięczność w postaci złotych monet. Mogli.

Mogli też obejrzeć przedstawienie, za które nie musieli nawet płacić. Mieli miejsca w pierwszym rzędzie.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 15-03-2014 o 17:11.
Aro jest offline