Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2014, 13:02   #59
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Ostatnio miewał zbyt wiele przeczuć, które ignorował. Zbyt wiele dziwacznych rzeczy działo się z jego życiem, by mógł tak po prostu zepchnąć swoje obawy gdzieś w głębiny podświadomości i powrócić do swoich zajęć: picia i pisania. W różnej kolejności. Nie tym razem. Nie w przypadku Joan.

Pierwsze, co zrobił, to wykonał telefon na Uniwersytet w Chicago i bez większego trudu otrzymał numer bezpośrednio do Joan. Zadzwonił, lecz dopiero po kilku próbach połączono Theodora z jej asystentką, a ta przekazała pisarzowi, że Jean nie ma, że wzięła niespodziewany i bezterminowy urlop zdrowotny. Niewiele, ale z głosu asystentka Joan sprawiała wrażenie komunikatywnej dopiero przy bezpośrednim poznaniu.

Theodor uśmiechnął się do swoich myśli. Wziął prysznic, ogolił, nałożył dobre ubranie i tak przygotowany podjechał an uczelnię, zahaczając po drodze do pobliskiego sklepu, gdzie zaopatrzył się w czekoladki wyjątkowo uznanej firmy i mały bukiecik kwiatów sezonowych.


* * *


Uniwersytet był uczelnią zlokalizowaną w szacownym, trącającym tradycjami budynku. Teodor znał uczelnię dość dobrze, nie na tyle, by nie zgubić się w wydziałach i ich rozmieszczeniu, lecz na tyle dobrze, by bez trudu trafić tam, gdzie powinien.

Gina – bo tak nazywała się asystentka Joan – okazała się być sympatyczną, aczkolwiek chyba przepracowaną młodą kobietą.



- Dzień dobry – Teodor zapukał do drzwi i wszedł dopiero, gdy został poproszony. – Nazywam się Theodor Wuoornos i jestem przyjacielem z dzieciństwa doktor. Wiem, że nie ma jej na uczelni, ale czy mógłbym zająć pani chwilę, panno ... ?.

Gina spojrzała na niego i przytaknęła.

- Proszę bardzo – zaprosiła go z uśmiechem - Gina. Gina Davies.

- Dużo podróżuję, taki typ pracy – Teodor uśmiechnął się przepraszająco. – Piszę. Zbierałem materiały do nowej książki, gdy natrafiłem na informację o tym, że Joan tutaj pracuje. Wiesz Gino, mogę ci mówić po imieniu.

Byli w końcu w Stanach Zjednoczonych, gdzie taka „familiarność” była niemal wpisana w tradycje narodowe.

- Proszę bardzo.

- Więc ty mów mi Theo, dobrze – wszedł na ton lekkiego flirtu, co wyraźnie spodobało się dziewczynie.

- Dobrze.

- Wiem, że Joan ma jakieś kłopoty ze zdrowiem, możesz mi powiedzieć coś więcej, Gino. Może mógłbym jakoś jej pomóc?

- Niewiele wiem – powiedziała ze szczerością w głosie. – A nawet jakbym cos wiedziała, to ni mogłabym nic powiedzieć. Rozumie pan.

- Theo. I tak, tak, jasne, rozumiem. Tylko wiesz, widzisz, dawno jej nie widziałem, wiesz jak to jest. Praca, zrywa się stare przyjaźnie, potem w człowieku narasta sentyment, chciałby się spotkać, zbiera w sobie odwagę, szuka okazji, lecz to nie wychodzi. Eh. Szkoda.

Zawahał się przez chwilę, sięgnął do torby, w której trzymał bukiecik i czekoladki.

- Chciałem dać je Joan, ale zmarnują się. Proszę, to dla ciebie, Gina. Piękne dziewczyny powinny otrzymywać prezenty. Proszę.

Podał jej upominek. Gina zarumieniła się, zawahała.

- Nie mogę tego przyjąć. To dla doktor La Salle.

- Jej tutaj, niestety nie ma. Jak się z nią spotkam za jakiś czas, wtedy przywiozę jej drugie. A tobie, Gina, w ten sposób chciałbym podziękować za pomoc. Proszę, weź je. Będę zaszczycony.

Widać było, że komplementy i kwiaty podbudowały samoocenę Giny.

- Będą pasowały do koloru twoich oczu, Gina.

Opuściła głowę, zmieszana.

- Przepraszam. Taki już jestem. Bezpośredni. Nauczyłem się tego w wojsku, wiesz. Kiedy rani cię pocisk wroga i ocierasz się o śmierć, zdajesz sobie dopiero sprawę z tego, jak wiele drobnych rzeczy cieszy się w życiu. Mam nadzieję, że ta błahostka ucieszyła ciebie, Gino.

- Mówił pan, że jest pan pisarzem – widać było, że wzmianka o wojsku trąciła strunę podejrzliwości Giny.

- Tak. Piszę pod pseudonimem.

- Jakim?

- Edgar Ricks.

- Mój eks czytał pana powieści – wyraźnie się ucieszyła. – Ja nie lubię sensacji. Ale ponoć są dobre.

- Tak mówią – Theodor wzruszył ramionami. – Może i tak jest.

Pisarz wzruszył ramionami i sięgnął do kłami.

- Joan, znaczy pani doktor, załatwiła sobie to zwolnienie od dawnego chłopaka - powiedziała niespodziewanie Gina, nim Theo wyszedł. - Studiował psychologię, więc jej pomógł. Ostatnio zaczęła zachowywać się. No nie wiem. Irracjonalnie. Jakby czegoś się bała, jakby ktoś jej groził. Nawet kupiła sobie pistolet. Pani doktor! Przecież to spokojna kobieta, nikomu nie zrobiłaby krzywdy.

Theo zatrzymał się w drodze do drzwi.

- Wiesz, co mogło tak wzburzyć Joan, Gino?

- Nie wiem. Ale wyraźnie się czegoś bała. Strasznie bała. Lub kogoś.

- Jakieś problemy z facetami?

- Nie. To raczej nie to. Pani doktor obracała się w takim kulturalnym towarzystwie. Gentlemani, naukowcy, sami porządni mężczyźni. Miała idealne życie i świetnych partnerów, chociaż chyba nie miała szczęścia w związkach.

- Różnie z tym bywa, Gino. Tacy mogą być czasami gorsi niż typki na motorach pędzący kolumną przez autostrady w swoich kurtkach ze skóry z naszywkami klubów, czy też raczej gangów.

Uśmiechnął się łagodząc lekko szorstkość swojego stwierdzenia.

- Wiesz, gdzie może być teraz Joan, Gino? - zapytał.

- Myślę, że u siebie w domu.

- Masz adres?

- Jasne. Dać panu?

- Theo, Gino, proszę. I tak, oczywiście, poproszę. Zostawię ci też mój numer telefonu, dobrze. Dzwoń, gdybyś dowiedziała czegoś o Joan. Albo po prostu chciała pogadać.

Wręczył jej wizytówkę i poczekał, aż dziewczyna zapisze adres Joan.
Potem pożegnał się z Giną i wrócił do samochodu.

Wiał wiatr, jak zawsze w Wietrznym Mieście. Chmurzyło się lekko. Zanosiło na deszcz.

Theo znał ulicę, na której mieszkała Joan. Dość niedaleko od uczelni. Stare domy, prawie rezydencje. Miejsce godne profesury nie doktorów.
Dom Joan wyglądał naprawdę godnie.




Theodor zaparkował samochód w pobliżu i ruszył powoli w stronę drzwi. Zadzwonił, czekając na reakcję.
 
Armiel jest offline