Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2014, 16:35   #128
Ajas
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Tym razem chłopak nie bawił się w subtelności. Za jego plecami smutno skrzypiała wyłamana brama, a dwóch strażników leżało obok niej bez życia. Ich głowy wykręcone były niemal o sto osiemdziesiąt stopni, zaś ciała wysuszone jak śliwki. Po co dobre tkanki miały się marnować? Apetyt komara musiał być zaspokajany.
- Chatę to ma niezłą. –przyznał Rusek sam do siebie obserwując rezydencję która wznosiła się przed nim. Zadanie miało dotyczyć uśmiercenia jakiegoś ważnego handlarza koką. Zapewne zlecił je inny boss narkotykowy, albo ktoś komu ten naprawdę zalazł za skórę. Rusek nie wnikał – tutaj chodziło o zapłatę a nie poglądy.
Nie było jednak wiele czasu na podziwianie widoczków, oto bowiem nadciągali zaalarmowani ochroniarze. Kilka pocisków pofrunęło w stronę Borysa, a niebo przeciął też z cichym świstem granat.
Widać w tych czasach się niepatyczkowano.

Pocisk wybuchnął u stóp ruska, a jego sylwetkę pochłonął dym i pył. Pionki na usługach bosa mafii czekały z bronią w gotowości. Chociaż mało kto spodziewał się ujrzeć, stwora który wyłonił się z dymu po granacie.


Pokryty swoją ukochaną diamentową zbroją, powstałą w procesie szybkiej przemiany węgla mutant kroczył powoli i z gracją. Musiał przyznać, że mimo lat cierpienia w laboratorium, siła i wytrzymałość Tasmańskiej Króla były wielką pomocą.

Pociski odbijały się od niego, rykoszety zrobiły więcej szkód strzelającym niż samemu Ruskowi. Nawet gdy jakiś trafił w oko, czy też otwarte usta Ruska, moc książąt niepozwalana mu umrzeć.
W przeciwieństwie do ochroniarzy.
Oderwana głowa, nie miała zamiaru odrosnąć, a przebite na wylot ciało, nie powstawało po chwili z ziemi. Jankovic urządził pod rezydencja prawdziwą rzeź. Wyłapał każdego ze strzelców, szybko pozbawiając życia, a następnie życiodajnych płynów.
- Ta robota jest zbyt prosta… –prychnął, odrzucając za siebie ostatnie truchło. Główne drzwi były tuż przed nim… ale przebijanie się przez całą rezydencje było by męczące. A on nazbierał tyle genów, że mógł ułatwić sobie drogę.

Zbroja odpadła z jego ciała, zaś nogi zabulgotały lekko, przyjmując nową formę. Mięśnie splotły się, tworząc potężniejsze struktury, uda pokrył nowy pancerz a Rusek kucnął nisko przy ziemi.
Konik polny, w teorii przy rozmiarach człowieka mógłby przeskakiwać wieżowce. Borys zaś miał teraz jego nogi.
Bokser odbił się od ziemi, a jego sylwetka uniosła się wysoko ponad rezydencję. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Jankovia, który znowu zmienił się w bryłą twardego jak diament węgla.
Pocisk powietrze-ziemia marki Rosyjski wilk uderzył w dach posiadłości, przebijając się do środka. To gdzieś tu powinna być kwatera narkotykowego bossa całej tej szajki.

Gdy Borys z trudem wstawał z ziemi, zobaczył kawałek szlafroka uciekającego mężczyzny- cóż za łut szczęścia! Wpadł do sypialni swego celu. Rusek biegiem ruszył za ofiarą, a diamentowy pancerz odpadał z jego ciała, sprawiając że z każdą sekundą przyspieszał.

- Zatrzymaj go, zatrzymaj! –przerażony głos, uciekiniera, dobiegał z prawego korytarza, w który wpadł Rusek. Zamiast mężczyzny w nocnym szlafroku wpadł jednak na…


… młodego faceta wcinającego kanapkę. Ubrany w stylowy czarny garnitur, z okularami na nosi i potarganymi włosami. Okruszki z napakowanego wszystkim co się dało sandwicza opadały na ziemię, gdy ten przyglądał się Borysowi.
- Gry… –zaczął mówić, lecz wtedy pięść boksera gruchnęła o jego twarz, sprawiając że łepetyna ochroniarza wbiła się w ścianę niczym kula armatnia. Wygięty do tyłu z palcami dalej zaciśniętymi na kanapce, osunął się na ziemię, zaś tynk opadł na jego garnitur.

- Gdzie polazł ten zasrany mafiozo… –mruknął Borys, mijając powalonego „przeciwnika” i rozglądając się w poszukiwaniu niedomkniętych drzwi lub okna. Faktycznie, przejście do salonu było otwarte, zaś w kącie kulił się łysy i podstarzały już facet. Jego ręce drżały, zaciśnięte na pięknie wykonanym kolcie – broni która Borysa co najwyżej mogła połaskotać.
Jankovic złapał za klamkę, gdy poczuł dotyk czyjejś dłoni na ramieniu.
-…za? –dokończył facet w garniturze, podsuwając Bokserowi swoją pokrytą kawałkami ściany kanapkę.

Mutant odskoczył do tyłu, od razu przyjmując pozycję typową dla walk w ringu. Pogruchotane okulary zwisały z ucha ochroniarza, ale twarz po ciosie Jankovica była ledwo zaczerwieniona. Chłopak odrzucił po chwili niepotrzebne szkła, i kilkoma ruchami głowy wytrzepał z włosów kawałki tynku.
- Niezły cios. –pochwalił Borysa, wpychając resztę przekąski do ust. – Pfefnie spforno trnfujesz cfo? –zagadnął z pełnymi ustami.

Borys nie miał zamiaru odpowiadać, skacząc z lewej na prawa nogę, zmniejszył dystans, a jego prawy sierpowy został skierowany w brodę mężczyzny. Mięśnie krewetki napięły się do granic, a cios poderwał wroga z ziemi. Jego głowa tym razem wbiła się w sufit, aż po ramiona. Ręce faceta w garniturze, zbadały przestrzeń dookoła, by po chwili odepchnąć się od stropu i pozwolić mu opaść na ziemię.
- Aleś ty nerwowy, teraz moja kolej co? – westchnął poprawiając krawat. Twarz Borys przedstawiała czyste zdziwienie, nawet w momencie gdy elegancki but przeciwnika gruchnął go w nos.
Rusek przeleciał przez korytarz, robiąc przy tym kilka fikołków, zatrzymując się dopiero na ścianie.
- Pokaż mu Tobias! –głos bosa mafii rozległ się z salonu. – Potroję Ci pensje tylko zabij to dziwactwo!

Borys jęknął cicho, złamany nos powoli się regenerował. Bolało go jednak co innego – niewiedza. Kim był ten zasrany ochroniarz, oraz czemu był taki silny.
Rusek dźwignął się z ziemi, zerkając na oponenta, który właśnie wyciskał sobie mleko w tubce prosto do ust.
- Czekoladowe, całkiem niezłe. –mruknął łapiąc dysze w usta i strzelając palcami. – Jesteś jakimś pokręconym mutantem ,nie? Normalnie powinieneś już nie żyć. – zauważył w stronę Borysa, który dmuchnął krwią z nosa na ziemię.

- A ty jesteś pieprzonym Niemcem, więc jesteśmy kwita. –warknął Jankovic, łapiąc za duży świecznik stojący obok niego. Cisnął nim niczym włócznią, w stronę Tobiasa, który nawet nie drgnął. Metalowy pocisk uderzył w jego czoło, lecz zamiast pogruchotać czaszkę, zgiął się niczym papier. Z pięknego świecznika, pozostała tylko pogięta metalowa rura, która przeciwnik odtrącił ruchem stopy.
- Wybacz chłopie, ale to na nic. Jestem całkiem niezły jeżeli chodzi o używanie Psi w celu wzmocnienia ciała. Nieskormnie mówiąc, to najlepszy w całych Niemczech. – dodał idąc powoli w stronę Borysa. Pięść Tobiasa zaś delikatnie błysnęła od kondensującego się na niej Psi.

Borys uśmiechnął się lekko. W sumie w końcu z tych wszystkich dziwaków, trafił na kogoś kto po prostu był silny. Nie bawił się grawitacją, czy nie miał jakichś pół energetycznych. Ot ktoś kto zamiast mięśni używał Psi.
- Czyli po prostu musze uderzać mocniej niż twoje Psi, co nie? –zaśmiał się Borys podchodząc do Niemca i równając się z nim. Chwile patrzyli sobie w oczy, mierzyli się nazwa zjem czekając na to kto pierwszy zaatakuje.

Inicjatywę przejął ochroniarz, jego pięść śmignęła w miejscu gdzie przed chwilą była twarz Borysa. Szybki unik jednak pozwolił Ruskowi odsunąć głowę w tył. Jego pięść uderzyła w bok głowy Tobiasa, jednak to nie sprawiło nawet by ten się poruszył.
W tej samej chwili zaciśnięta dłoń ochroniarza, trafiła w pierś Borysa… z siłą normalnego człowieka. Jankovic uniósł brew, lecz jego mózg wysilił się i po chwili krzyknął triumfalnie wyciągając wnioski. Przeciwnik nie mógł na raz używać Psi ofensywnie defensywnie.

- To ułatwia sprawę. –zaśmiał się Rusek odskakując w tył, a jego skóra zabulgotała pokrywając się p oraz kolejny tego wieczoru diamentem. – Zobaczymy czy teraz dasz radę mi coś zrobić. – uśmiech pojawił się na twarzy Jankovica. Wystarczy, że przeciwnik zaatakuje, a on wykorzysta to iż pancerz zaabsorbuje uderzenie, na rzecz kontrataku.

Tobias spojrzał na prowokującego go Ruska, i mocno naciskając na tubkę z mlekiem umieścił całą jej zawartość w ustach.
- Zobaczmy więc. – stwierdził uginając rozstawione szeroko nogi i nabierając powietrza w płuca.
Borys nie stał oczywiście jak słup soli, pochylił się lekko przyjmując defensywną gardę, mim oto był pewny swojej krabiej defensywy.

Tobias cofnął rękę, jego ciało skręciło się a ziemia pod stopami popękała delikatnie, gdy przyjął pozycje charakterystyczną dla jakiejś nieznanej ruskowi sztuki walki.
- Blitzkrieg! – emocje wypłynęły z ust Niemca w postaci okrzyku, gdy jego pięść gruchnęła w złożone ze sobą ramiona Borysa.
Popękały ściany, diamentowy pancerz rozpadł się na kawałki a pięść bez problemu przedarła się przez defensywę Borysa, który znowu frunął przez korytarz. Tym razem ściana jednak go nie zatrzymała, Jankovic przebił sie na zewnątrz rezydencji. Dopiero mur ją otaczający był wstanie wyhamować pęd ciała boksera.

Na jego piersi widniał widoczny odcisk pięści przeciwnika, zaś krew wypłynęła mu z ust.
„- On używa Psi idioto, może cie zabić!” – Nuu skarciła Jankovica głośnym mentalnym krzykiem .
Borys dobrze to wiedział, czuł że przynajmniej dwa żebra zostały połamane, gdyby nie wytrzymałość króla Tasmani już byłby martwy. Mimo to uśmiechał się, na jego szponiastych łapach, widniał bowiem kawałek materiału garnituru.
Był za wolny, w tej formie zdołał tylko naderwać marynarkę wroga, nim atak go odrzucił. Borys dźwignął się z ziemi, w momencie gdy Tobias lądował na ziemi, wyskakując przez dziurę w ścianie.
- Jesteś żywotny jak karaluch! –krzyknął wesoło w stronę Jankovica. – Chyba pierwszy raz widzę kogoś, kogo w ogóle da się zidentyfikować po tym ataku. Powinszować! –zawołał wesoło, wsypując sobie do ust cała paczkę M&Msów

- To zaraz zobaczysz też, kogo kto skopie Ci dupę. –odparł wesoło Rosyjski wilk. Dawno tka dobrze nie bawił się w czasie walki – przypominało mu to czasy spędzone na ringu.
- Jeszcze raz. –stwierdził, pozbywając się pancerza i stając przy Tobiasie.

Niemiec wyraźnie się zdziwił, ale przyjął wyzwanie. Ponownie przyjął postawę, która miała przynieść wojnę błyskawiczną.
„- Debilu zginiesz jak Cie trafi! Nie mam zamiaru Cie zbierać z ziemi. Wstrząs mózgu masz czy co!” –Nuu wydzierała się w jego głowie, ale Borys nie zwracał uwagi na słowa swej duszy.
Ugiął nogi, nie kłopotał się nawet defensywą prawa rękę zgiął w gotowości do typowego prostego.

Powietrze opuściło usta Tobiasza gdy po raz kolejny wypłynęły z nich słowa –Blitzkrieg!
Pięść Niemca ruszyła w stronę serca boksera, który myślał teraz tylko o znokautowaniu przeciwnika. Niczym w dawnych walkach na ringu, gdy jeszcze był zwykłym licealistą. Moment w którym liczyć się miało zwycięstwo oraz wywołanie uśmiechu dumy na ustach ojca.

Borys wykręcił się cały, pozwalając pięści uderzyć w powietrze, co stworzyło pokaźną fale uderzeniową. Nim Tobiasz zdążył znowu się utwardzić pięść Borysa, trafiła prosto w jego twarz. Rusek usłyszał dźwięk pękających kości, a ciepła krew trysnęła z nosa wroga na jego dłoń.
Jankovic nie odpuszczał, od razu dołączyła lewa uderzając w brzuch i posyłając wroga parę metrów dalej.
Niemiec opadł rozciągnięty na ziemi, a Borys uniósł pięść w geście zwycięstwa. Odliczył cicho pod nosem do dziesięciu, po czym z krzykiem oświadczył – Wilk wygrywa poprzez nokaut! – w jego głosie słychać było czysta radość ze zwycięstwa.

Tobias jęknął coś cicho, nieudolnie starając dźwignąć się na równe nogi.
- Ty leż i lepiej czekaj na pogotowie. –zaśmiał się Borys, po czym rzucił w stronę Tobiasa karteczkę ze swoim numerem telefonu. – Zadzwoń kiedyś, fajnie się walczyło. Musimy to powtórzyć. – dodał, ruszając by dokończyć swoja pracę.

~*~


Borys niczym pies otrząsnął włosy z cieczy, po czym wytarł twarz podanym mu ręcznikiem. Jego potężne muskuły pracowały wyraźnie, gdy rozciągał się, niezbyt przejęty nagością swej osoby.
- ILE!? Coś ty mi przez tydzień tu robił! -ryknął zdziwiony, gdy dotarła do niego informacja.
- Wprowadzał geny. - odparł dwoma słowami - Dokładnie to co chciałeś.
- Trochę to trwało… a co ty taki niemrawy? nie cieszysz się z udanego eksperymentu? -zagadnął Jankovic.
- Cóż...Aurora prawie u bram. Gdybyś miał w domu wojnę, też byś się pewnie przejmował. - wzruszył ramionami kozioł. - Na pewno nie chcesz zostać z nami? Pomógłbyś nieco. Jakoś bym się w końcu odwdzięczył.
- Nikt nie powiedział, że wam nie pomogę. Ale lepiej zamknąć ze sobą broń o której nie wie przeciwnik, czy wypuścić ją za jego plecy? -zapytał filozoficznie Borys.
- Nie musisz ze mną dyskutować strategii. Ten las nie jest zbyt łatwy do opanowania, a moja armia nawet cię nie zna. Mogę powiedzieć ludziom do czego nie strzelać, ale nawet niebyłbym w stanie przygotować cię do poprawnej walki na tym terenie. - po głosie kozła, łatwo można było stwierdzić, że nie jest on z tego zbyt zadowolony. - Pomóż nam jakkolwiek, a postaram się ci odpłacić.
- Nie ma sprawy, ale zrobię to po swojemu. Aczkolwiek będę do tego potrzebował kilku genów z twojego składu. Byle jakich. Musze uzupełnić zapasy. -stwierdził, owijając się w pasie ręcznikiem. - Ile mamy mniej więcej czasu do natarcia Aurory?
- Dwa dni. - odparł krótko - co masz na myśli, mówiąc o genach?
- A niby taki mądry… -mruknął Borys zaglądając do pojemnika z którego wyszedł. - Coś takiego… -stwierdził, gdy ponownie ssawka komara zagościła na jego twarzy, a on wciągnął trochę podtrzymującej życie. - Potrzebuje genotypów by pokazać swój pełen potencjał. -dodał, głosem jak gdyby miał mocno zatkany nos.
- To będzie problem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ilu żołnierzy mogę wynająć za koszt jednego genotypu. Zresztą, dopiero co zrobiliśmy z ciebie dinozaura. Dasz radę.
- Ehhh… pieniądze zawsze będą żądzić światem, co? -westchnął Rusek, gdy jego twarz wracała do normy. - Rozumiem że gdy zacznie się atak, zostaniecie tu zamknięci? Nie będzie wyjścia po za dżungle?
- Już dawno zamknęliśmy bramę. - przytaknął Arnold. - Oczywiście nikt ci nie zabroni wyjść.
- Tak, chce stąd wyjść. Powiedz mi tylko, jest jakieś przejście którym będę mógł wrócić, czy jedynym sposobem na powrót będzie desant, w serce armii wroga. -zapytał Ruske, po czym po chwili namysłu dodał. - Masz zamiar bronić się ile wlezie, czy jakoś wygrać tą walkę?
- Upadnie Aurora, upadnie CyberCore. Może wygramy. - zdecydował Kozioł. - W górach jest ukryte przejście. Prowadzi prosto na lotnisko. Jednak droga na piechotę to około dnia.
- Dobra ostatnia sprawa i podejmę swoją decyzję… macie tu jakieś wybuchowe tałatajstwo?- zagadnął Jankovic, odbierając ubrania od personelu i w końcu zasłaniając swoje ciało.
- Cóż, kilka z instalacji podziemnych może wybuchnąć podczas bitwy. Jakby nie było korzystamy z gazu i ciężkiej elektroniki. Kilka łatwopalnych specyfików do badań też się znajdzie...co masz na myśli pod słowem “tałałajstwo”? - spytał, unosząc lekko brew.
- Bardziej chodziło mi o to, czy macie tu jakieś rakiety. Wiesz będziesz walczył z wojskiem, ciężkiego sprzętu pewnie maja od cholery.
Arnold zaśmiał się lekko. - Przy tylu mutacjach powinieneś wiedzieć co jest w stanie zrobić zwierzokształtny. Tym bardziej w desperacji. Mamy narkotyki na pobudzenie dna. Ogłupiają, ale nawet najprostsza małpa powinna być w stanie upleść lufę czołgu w kokardkę.
Tego Jankovic się nie spodziewał. Podrapał się po głowie, wskazując po chwili palcem na swoją twarz. - Na mnie też by to tak działało, czy przez te zmiany w moich komórkach coś by poszło inaczej?
- Jak mówiłem, otępia. Nie wiem czy byłbyś wtedy w stanie zmienić formę. Przynajmniej póki z ciebie nie zejdzie.
- Ciekawe, na zwykłe zwierzaki też tak działa? -bokser wyraźnie zainteresował się tematem.- Da się to przedawkować? I jak działa na zwykłych ludzi?
- Na zwykłych ludzi działa jak przyśpieszony kurs poboru sterydów. Zwierzęta wpadają w szał a potem umierają na zawał serca albo wylew w mózgu. Przedawkować można. Efektem jest zgon na miejscu. - ostrzegł kozioł. - Rozumiem, że chcesz kilka sztuk?
- Dają to brać, biją to oddawać...byle mocniej. - zaśmiał się Rusek po czym dodał. - Daj mi motor, pokaż to podziemne przejście a wygram Ci te wojnę Arni. -dodał wesoło Borys.
- Nie mamy pojazdów na terenie kompleksu. Przynajmniej nie zbytecznych, i wszystkie na energię słoneczną. - wypowiedź kozła nie była zbyt zadziwiająca. - Możesz dostać...bo ja wiem...czy ktoś przypadkiem nie miał roweru? - Arnold rozejrzał się po naukowcach.
- Dwóch pedałów na pewno tu znajdziesz… -mruknał cicho pod nosem Borys, tak by nikt go nie usłyszał, po czym szybko dodał głośniej. - Rower też będzie dobry, przynajmniej to jakiś trening.
- Na pewno znajdziesz jakiś pod budynkiem. - wywnioskował Kozioł. - A teraz może odpoczniesz? Posiedź, zregeneruj się, wybij herbatę. Dopiero skończyłeś operację. - zasugerował.
- Chciałbym...ale goni mnie czas. -westchnął Borys. - Nie zapominaj, że jeżeli chodzi o regeneracje, to akurat ja nie mam problemów. -zaśmiał się Borys. - Daj mi pare fiolek z tym lekiem a potem trzymaj kciuki za mój sukces. -stwierdził, uderzając w plecy kozła po przyjacielsku.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline