Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-01-2014, 14:20   #121
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Borys przeczytał treść maila kilka razy. Jego brwi zbiegły się ku sobie w zamyśleniu. Ktoś chciał by umarł… nie chciał by został królem konspektu, cóż sam próbował powstrzymać Deusa wiec rozumie te pobudki. Ale o co chodziło w pierwszej części wiadomości? Jakie ukryte Ja? Co w Borysie było takiego, że było trzeba rozpisywać jakieś pieprzone filozofie?
- Nie pogardziłbym drugą taka rękawiczką. -stwierdził Borys na pytanie człowieka od zaopatrzenia, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Bokser zamyślił się na chwile. Co robić dalej? Przeciwko niemu była organizacja do której należała Tanu, Deus i jego dziadzio, Prezydent i nie wiadomo czy Geenie Corp również nie chciało go usunąć. A on nie miał broni do walki z innymi książętami… gdyby tylko mógł posługiwać się Psi.
- Dużo interesów robicie z Geenie Corp? -zagadnął rosyjski wilk do Jasona.
- Nie są specjalnie agresywni więc żadko jesteśmy potrzebni. Choć nazwę firmy może już zapamiętali. - wzruszył ramionami Eater. - W złych kontaktach nie byliśmy.
- Będę chciał się z nimi raczej spotkać…- mruknął Jaknovic, pocierając kciukami podbródek. - Ponadto potrzebujemy pieniędzy. Nie macie jakiegoś zaległego zlecenia którego się nie podjeliście czy coś?
- Mamy mnóstwo zleceń. Znaleźć coś dla ciebie czy wysłać chłopców? - spytał.
- I to i to. -stwierdził Borys. - Będziemy potrzebowali sporych funduszy, mi możesz wcisnąć te najtrudniejsze zadania. -odparł, po czym w zamyśleniu przesunął wzorkiem po sali.
Eater przytaknął i zabrał laptop aby zacząć przeglądać bazę danych zleceń. W tym momencie coś mknęło w umyśle dostawcy broni.
- Oy. Przypomniałem sobie coś. - mruknął. - Gdy skończyłem swoją karierę jako saiko-kommon...I robiłem moment dla wojska. - mężczyzna poprawił swoje okulary. - Mój stary kumpel z wojska, zniknął na kilka dni...a potem pojawił się zabrudzony i pieprzył coś co przypomina mi tą całą przepowiednię. Może nawet to było to samo. - przypomniał sobie mężczyzna. - W każdym wypadku na pewno coś podobnego.
Jego wypowiedź przerwał mu szum w głośnikach laptopa. - Geenie pytają się na kiedy chcemy umówić spotkanie. I gdzie. - wypowiedział się znajomy Borysowi głos. - Pytali też czy to na pewno na tyle ważne, że nie można się dogadać przez internet.
- Tak, musimy spotkać się osobiście. Jak najszybciej, najlepiej gdzieś tu w Korei, to dość neutralne tereny. -stwierdził Rusek, większą uwagę poświęcając wypowiedzianemu przez Yakuzę zdaniu. - Pamiętasz jak się nazywał, albo wiesz gdzie można by go teraz znaleźć?
- Nie mam pojęcia gdzie może się znajdować. - wzruszył ramionami japończyk. - Ale oczywiście że wiem, jak się nazywał. To był mój stary kumpel, Bob Smith. Ożenił się potem z taką rosjanką młodą.
Borys uniósł brew. - Nazywała się Nikita? -zapytał zaciekawiony.
- Taa...suczka od Aurory.
- Znajdzcie mi go. -stwierdził Borys nagle. - Chce z nim porozmawiać, skoro to twój stary kumpel to odśwież znajomości i umów się na kawę czy coś. -stwierdził, po czym przeniósł wzrok na Etera. - Co do spotkania… nie chce tam byle ciecia z Geenie. Chce spotkać się z Arnoldem, nawet jeżeli to oznacza że będę musiał lecieć do nich.
- Zobaczymy. - zabrzmiał głos z głośników.
- Dajcie znać gdy się z nimi ustawicie. -stwierdził Borys, po czym coś go tknęło. - Jason… kiedy pomagałeś prezydentowi. Co Ci powiedział? Znaczy, jak wytłumaczył Ci to że ejsteś potrzebny? Czy to po prostu była kolejna zwykła misja?
- Huh? - zdziwił się pytaniem najemnik. - Powiedział, że potrzebuje nas do ochrony miasta. A potem kazał nam siedzeić na dupie gdy ludzie zdychali...choć na koniec pojawił się ten popierdol, więc jakoś się przydaliśmy.
- Jaki popierdol? -Borys nawet nie krył zdumienia. - Nic mi nie mówiono, o tym że ktoś wkroczył do obozu.
- hmm? Wszyscy najemnicy go widzieli. Wymordował mi połowę składu. Miał biały kitel, śrubę w głowie, zszyte pół twarzy i coś pieprzył. Potem pokrył go jakiś smar i pociski przestały działać...jeżeli działały w ogóle. A dookoła niego jacyś rycerze z ziemi wyrastali. Dawno nie czułem takiej adrenaliny. Chyba jaki psionik. - uśmiechnął się na samo wspomnienie Eater.
Borys westchnął głośno, zakładając ręce za głowę. Chyba musiał więcej słuchać i wypytywać się o wszystko. Kto by pomyślał, że człowiek który odpowiedzialny był za rycerzy był w Korei, kiedy on uganiał się za Medium. Zupełnie w sumie zapomniał o tych czarnych puszkach, które wcześniej sprawiły mu przecież tyle problemu. Przynajmniej infekcja którą rozsiewały nie działała na niego. Z drugiej strony mieli miecze, a on nie mógł im wiele zrobić. Ale to może się zmieni, jeżeli Arnold spłaci swój dług.
- I co się stało z nim potem? Ot wszedł, pomordował i sobie poszedł?
- Dokładnie! - przytaknął zdziwiony dedukcją Borysa mężczyzna. - Przynajmniej taki miał plan, ale potem prezydent mu wpierdolił. Tłukł go aż Aurora dokrzyczała czegoś w stylu…”miałeś się nie pokazywać, pijaku” czy coś. Chyba faktycznie był schlany.
- Często bywa. -uśmiechnął się lekko Borys. - Zastanawia mnie czemu ten facet skupił się na obozie… no nie ważne. Co się stało z ciałem tego psychola? Ktoś je zabrał, czy prezydentura go złapała?
- Nie umarł...chyba. W pewnym momencie po prostu zniknął. - wzruszył ramionami Jason. - Choć mogę przysiąść, że przez sekundę widziałem kogoś za jego plecami.
- No tak, ten mały szczyl musiał być z nim. -Borys wspomagał się werbalnie w łączeniu wątków. Czyli Medium miało kilku obrońców, jednak dało mu to pewną wskazówkę. Jeżeli uda mu się zabić profesora, problem czarnych rycerzy powinien odejść w niepamięć. Rusek pociągnął łyka wody która stała w szklance, by po chwili zacmokać ustami w zamyśleniu. - Jak wygląda aktualnie stan naszego konta? No i czy mamy jakichś naukowców, którzy montują te zabawki czy wszystko kupujecie od osób niezależnych? -zainteresował się Rosyjski wilk.
- wszystko kupujemy. Choć czasami zlecamy pracę naukowcom. - odparł japończyk. - A na koncie mamy teraz 150 tysięcy. Całe gówno będąc szczerym. No i odkupienie tej rękawicy to 20 tysięcy zcięte.
- Dobra nie ma co siedzieć na dupsku w takim razie. Wyślijcie chłopców gdzie się da. Trzeba zarabiać. -stwierdził Borys lekko się uśmiechając. - A Ja idę przejrzeć dokumenty i wezmę coś na siebie, tym razem będę potrzebował tylko siebie, więc o rękawice się nie martw. -stwierdził strzelając karkiem.

~*~

Gdy późnym wieczorem Borys pojawił się pod bramą siedliska korporacji uległ nie małemu zdziwieniu. Przeszedł przez ogromne metalowe drzwi aby znaleźć się w pre-historycznej dżungli której nawet jego mutacje by się nie powstydziły.
W środku czekały na niego dwie...Geenie. Odmawiały jednak głębszej rozmowy i od razu zaprowadziły go w stronę olbrzymiego wieżowca widocznego na dobrą sprawę zza bramy. Zbliżając się do owej metalowej konstrukcji, Borys dostrzegał, że całkiem sporo mniejszych jest w okolicy. Miał jednak dziwne wrażenie, że w normalnych warunkach by ich nie dostrzegł. Coś było niepokojące na ich temat.
“Psi je ukrywa” skomentowała Nu gdy wzrok Rosjanina błądził po otoczeniu. “Może odpowiedzialny za to psionik jest osłabiony. Jakieś pomysły kto to może być?” zaśmiała się.
W środku wsadzono go do windy. Rusek pojechał niemal na sam szczyt, gdzie po wyjściu zobaczył młodą Rosjankę siedzącą na kanapie, a obok niej otwarte drzwi gdzie znajdował się Arnold rozmawiający z...Aurorą na jakimś ogromnym ekranie.
No kurwa…” - to była pierwsza myśl Rosjanina, kiedy dostrzegł twarz Aurory na ekranie. Od razu przypomniał sobie słowa zielonej duszy Rolanda. Ta stara wiedźma wiedziała o Tanu, czyli maczała palce w wywaleniu go ze śmigłowca. Czyli koziołek matołek nie był bez winy, a teraz wszystko zaczęło się komplikować. Nowe CC i Geenie razem? Czy może twórczyni Nikity od początku była tylko wtyczką. Wyjdzie w praniu.
Na razie Borys czekał przed wejściem, by nie zakłócać rozmowy i nie rzucać się w oczy. Co prawda dalej miał na sobie swój najemniczy kostium, ale po co kusić los. Chociaż co prawda nastawiał uszu by wyłapać chociaż część rozmowy Arnolda i Aurory.
- Wyglądasz na zgubionego. - uśmiechnęła się delikatnie do Borysa siedząca obok drzwi Rosjanka. Mężczyzna poczuł, że jest w niej coś nietypowego.
W tym momencie ekran w pokoju Arnolda zgasł. Mężczyzna szybo pojawił się w wejściu, spoglądając na kobietę. - Kod czerwony. Poinformuj wszystkie placówki. - kazał jej zasmuconym głosem. - Wejdź. - poprosił następnie Borysa, dłonią wskazując na wnętrze pomieszczenia. - Usiądź gdzieś.
- Czyżbyś sprzymierzył się z tymi którzy chcieli twojej głowy? -Borys opadł na pierwsze krzesło zdejmując przy okazji swoją maskę. - Witam ponownie Panie Arnoldzie.
- Będąc szczerym wolałbym aby taka była postać rzeczy. - wyżalił się wyraźnie przybity, rozkładając dłonie. - Zażądano ode mnie posłuszeństwa. Zagrożono mi wojną. - przedstawił sytuację. - Mam dziesięć dni na decyzję.
- No proszę Aurora pokazuje ząbki. -westchnął Borys rozglądając się po pomieszczeniu. - Ciekawi mnie czy wiesz czemu nie dotarłem tu wraz z helikopterem czy nie? -zagadnął uważnie przyglądając się kozłowi.
- Skąd mam wiedzieć? To o tobie ginie słuch, potem dowiaduję się od Raddle, że próbowałeś zabić Deusa. Następnie kontaktujesz się ze mną przez sieć najemniczą. Co się dzieje Borysie? - spytał. - Po czyjej jesteś stronie?
- Po jedynej która nie stara się mnie zabić...czyli po swojej. -odparł rusek. - Z twojego helikoptera wyrzucił mnie pilot. Była nim Tanu, ostatnio dowiedziałem się że zapewne działała z polecenia Aurory, ale tego nie jestem pewny. -westchnął Jankovic. - Odlecieli ze wszystkimi danymi z komputera Rolanda, dostałem tylko strzępki. Dla tego dopiero teraz się z tobą kontaktuje, nie wiedziałem z kim trzymasz… i dalej nie wiem. -dodał przechylając lekko głowę. - Wybacz za Deusa, musiałem coś robić a że trafiłem na najemników to wyszło jak wyszło. Moim zadaniem było powstrzymać wasze rozmowy.- wytłumaczył się.
- No nie wiem. Widziałem nagrania z taśmy, wyglądałeś na dość szalonego. - zauważył Arnold poprawiając okulary. - Jestem po stronie mutantów, jako rasy. I ludzi, jako osób szukających pokoju. - zaprezentował się. - Jeżeli ma powstać nowy świat, niech będzie światem perfekcyjnym. Deus nam taki zapewni, tego jestem pewien.
- Oh wiem że mogłem wyglądać na walniętego. Ale nie znam się na Psi, a wiem czym są książęta. Improwizowałem. -dodał Borys masując się po włosach. - Wiesz jak to jest gdy pracuje się w stresie. Co do Deusa… skąd ta pewność? To tylko dzieciak, nie wiadomo co mu wpadnie do głowy. -Borys na chwilę wstał i zrobił parę kroków przesuwając dłonią po blacie stołu. - Ja chcę świata, gdzie w końcu przestaną mieć mnie za idiotę… -westchnął niemal tak zmęczonym głosem jak kozioł.
- Znam Deusa. On nie chce świata w którym będzie bogiem. On chce świata, w którym każdy będzie miał swój własny. Słyszałeś kiedyś o Nirvanie? - zapytał. - To solidny koncept.
- Tak coś mi się tam obiło o uszy.- mruknął Jankovic, masując skronie. - Mogę Ci pomóc… -stwierdził w końcu. - Ale z duża dawką dystansu na początek. Wiesz dymano mnie już tyle razy, że wole działać w bezpieczny sposób. A jeżeli ja Ci pomogę to i najemnicy. -dodał chłopak.
- Również po tym co się stało żywię do ciebie nieco dystansu. Jestem wręcz skonfundowany. Nie wiem czy powinienem ci dziękować za to, że żyję, czy bać się, że mnie zdradzisz. - przyznał kozioł z ogromną szczerością. - Stać mnie na najemników. Ale ty jesteś czymś więcej niż kupną bronią.
- Jestem kimś kto może pomóc wygrać Ci wojnę. -odparł Borys, opierając dłonie na blacie. - Oboje żyjemy w przeświadczeniu i strachu, że zdradzimy się nawzajem. Ale nawet jeżeli nie zgodzisz się na moją propozycję, to dalej masz wobec mnie dług. Po to przyszedłem tutaj w pierwszej kolejności. Chciałem Cie o coś zapytać. Twoje Biocore, skąd je masz?
- Opracowałem je oczywiście. - wzruszył ramionami. - To moja najważniejsza technologia.
- Ona w jakiś sposób przechowuje energię Psi? -zainstersował się chłopak. - To takie samo Biocore jakie opracował Zolf?
- Cel jest inny ale technologia jak najbardziej psioniczna. - przytaknął kozioł. - Jednak zapomnij. Chyba nie myślisz, że dostaniesz ode mnie coś takiego?
- Ale ż skąd. - Borys machnął ręką. - Na pewno nie dostanę… ale kupno to chyba inna kwestia do dyskusji prawda? -zagadnął Jankovic, po czym jeszcze raz rozejrzał się po sali. - Czemu uważasz, że nie masz szans w wojnie z Aurorą?
- Jeżeli zaatakuje mine tutaj, mogę się z łatwością bronić. Problem w tym, że wtedy nie mogę działać. Ta wojna to najgorsza możliwość. Ani my, ani oni nie dadzą rady zadziałać na froncie przeciw matce jeżeli dojdzie do starcia. - wyjaśnił Kozioł. - A to jest trochę straszna myśl.
Arnold zamyślił się po czym westchnął. - Wracając...rdzeń nie jest czym co wręczę komukolwiek. Zwłaszcza komuś, kogo nie znam i nie rozumiem. Wybacz Borys, ale nie ma takiej opcji.
- Rozumiem… spodziewałem się takiej odpowiedzi. -westchnął Rusek, po czym zmienił temat. - Co do matki… walka z nią na otwartym froncie nic nie da. Musielibyście wiedzieć jak unieszkodliwić czarnych rycerzy, oraz jak przeciwstawić się samej mocy medium. -stwierdził drapiąc się po głowie. - Ale ja mam pomysł jak obejść to wszystko i pokonać matkę od wewnątrz.
Kozioł poprawił okulary - O czym ty w ogóle mówisz? - zapytał. - Wpierw atakujesz Deusa, nieświadom po co i jak. Teraz sugerujesz atak na matkę? - brzmiał on na przynajmniej zaskoczonego. - Powiedz mi, czy dyskutowałeś kiedyś z gargulcem?
- Z kim? -Borys zrobił idealnie wyćwiczona przez jego twarz tępą minę.
- Gargulec to istota która ma wprowadzić księcia w jego role i wytłumaczyć mu, jak ma postępować. To przewodnicy. - wyjaśnił Kozioł. - Ty chyba bardzo potrzebujesz takich instrucji.
- Ej póki co sobie radze...chyba! -oburzył się wilk. - Nie zapominaj, że zawdzięczasz mi życie, wtedy nie narzekałeś na moje metody. -dodał bokser. - Kim była to Rosjanka? -zmienił nagle temat gdy coś sobie uświadomił.
- Wiem. Nie nadużywaj mojej wdzięczności. - Kozioł zaczynał zaznaczać, że “ocalenie mu życia” nie będzie jednak walutą bezwzględną. - Moja przyjaciółka. Wychowuje Deusa.
- Dobra ale rozgadałem się, chodzi mi o pewną rzecz. Chciałem zapytać czemu właściwie wszyscy nagle uwzięli się na ten konspekt. Znaczy wiesz, to chyba zawsze funkcjonowało jakoś normalnie, co nie? A teraz nagle wszystkie największe organizacje świata, zaczęły tam włazić z buciorami.
- To bardzo oczywiste, że cokolwiek się dzieje, to swoje wytłumaczenie ma w konspekcie. Wspomniani wcześniej gargulce wyjaśniają to księcia. Pozostali próbują do tego dojść...no może oprócz Rolanda. To on zapoczątkował to szaleństwo, więc musiał od początku wiedzieć co się dzieje. - zauważył kozioł. - Najpewniej dlatego został zamordowany. Tym bardziej, że chcieli jego dokumenty.
- No i ktoś je dostał… - westchnął Rusek zakładając nogę na nogę. Skubał przy okazji paznokcie, myśląc nad czymś zawzięcie. - Wiesz nie chciałbym umrzeć tylko przez to, że wszyscy się bija o władze nad światem. -stwierdził w końcu odgarniając włosy i wyrzucając zdartą z palca skórki za siebie. - Masz jakiś plan co zrobić z Aurorą oraz matką? Czy liczysz na przysłowiowe szczęście?
- Coś pomiędzy. - westchnął Kozioł. - Nie może mnie pokonać. Broniąc się będę marnował czas, ale zrobiłem już swoje, więc głównie o to mi chodzi. O ile dobrze pójdzie Aurora po prostu zmarnuje na mnie swoje siły i nawet nie zrozumie, o co tak naprawdę chodzi.
Borys uniósł pytająco brew. - To ma związek z tymi wieżami na zewnątrz?
- Między innymi. - uśmiechnął się kozioł. - Wieże to placówki. Są na tyle porozdzielane, że nie mogą wyłączyć całej bazy jednocześnie. Choć ogółem, nie spodziewam się aby byli zbyt dobrze zorganizowani na bitwę w prehistorycznej dżungli. No i mój zasób klonów się nie skończy. - Wydawało się, że Arnold jest na wygranej pozycji. - Z drugiej strony nie mam ani jednej metody, aby zniszczyć kosmiczną bazę, więc nie będę mógł z tej żółwiej skorupy wyjść. - westchną ciężko.
- Ależ można ta bazę łatwo zniszczyć. -zaśmiał się Borys. - Tylko ktoś musi tam wejść. Jeżeli wcześniej odetniesz windy co trudne nie powinno być, oraz wyślesz do środka kogoś z silnym ładunkiem wybuchowym, to umieszczony w dobrym miejscu wywali im dziurę w ścianie. A mało kto lubi mieć wentylacje z kosmosu. -zauważył Borys.
- Wyłączyć windy rozrzucone po całym świecie. Wpuścić przez nie żołnierza do ściśle bronionej bazy. Zniszczyć kapsuły ewakuacyjne. Wszystko podczas bycia atakowanym przez armię większości narodów. - wymienił stopniowo Kozioł. - To niemal nierealne Borysie.
- Nie jeżeli twoim człowiekiem będzie ktoś z ich ludzi. -zauważył Rosyjski Wilk. - Znasz się na mutantach, prawda? Słyszałeś kiedyś o Tanu? Była wraz ze mną w tej całej akademii. Jest jakimś pokręconym mutantem który potrafi przyjmować kształt i zdolności innych osób. Z drugiej strony przed tobą siedzi prawdopodobnie jedyny żywy egzemplarz multimutanta. Trudno domyślić się do czego zmierzam?
- O widzącej? Oczywiście. To fenomen. Jej geny to efekt wielu-pokoleniowych mutacji genotypu. Jest zbyt skomplikowany aby go odtworzyć. Można by go analizować i odtwarzać, ale do tego potrzeba nosiciela. Nasza oferta dla Rolanda była kłamstwem. - przyznał się Arnold. - Nawet gdybyśmy stworzyli kameleona mielibyśmy coś najwyżej podobnego do niej, ale nie więcej efektywnego jak zwykłe holo-projektory z sił specjalnych.
- A nie mógłbyś jej zrobić jakiegoś prania mózgu? Myślałem że wy geniusze coś takiego umiecie.
- Możemy wymusić amnezję. Kończysz albo z dzieckiem albo z kimś, kto może nagle zorientować się w sytuacji.
- Lepsze to niż nic… -mruknął Borys. - Mimo to chciałbym byś pomógł mi ją znaleźć… potem nie będę już o nic więcej prosił. -przedstawił swoją ofertę Jankovic.
- Ah. Nie mam nic przeciw. W jaki sposób mogę cię wspomóc?
- Użyli waszego helikoptera… nie mógłbyś prześledzić jego trasy? -zaproponował.
- Niestety nie. Musieli wyłączyć sygnał. Nikt z nas w ogóle nie wiedział, że zniknął helikopter. Przynajmniej wieża kontrolna tego nie reportowała.
- Jesteś najlepszym biologiem i diabeł wie kim jeszcze na świecie. Nie umiałbyś no nie wiem, wytropić ich Dna? Ivana czy kogokolwiek? -zdziwił się Borys.
Arnold nie dał rady. Zaśmiał się lekko. - Wytropić czyjś ślad dna? Uczyłeś się w ogóle biologii? - kozioł wiedział, że to nieodpowiednie zachowanie i starał się doprowadzić siebie szybko do porządku. - Jestem może i zdolny ale nie mam wojsk czy służb specjalnych. Jestem przedsiębiorcą. A o najemnikach z dostępem do jakiś satelit szpiegowskich w życiu nie słyszałem, więc nie, nie jestem w stanie, “no nie wiem” wytropić kogoś.
- Rozumiem… -Borys westchnął. - To może chociaż pokażesz mi czy masz tu jakiś skład z genotypami, może zainteresuje mnie ich kupno. - zaproponował w końcu Rusek odsuwając się powoli od stołu.
Kozioł przytaknął skinieniem głowy. - Nasz bank naukowy jest ogromny. Chodź.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 29-01-2014, 12:45   #122
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Cytat:
Badanie PSI szło dużo lepiej niż myśleliśmy. Wedle naszej tezy była to jedyna energia zdolna do interakcji z czwartym wymiarem. Istotą równie niepojętą co kolory widzialne wyłącznie dla insektów, czy dźwięki jakie wpadają wyłącznie do uszu psów.
Na pierwszy rzut oka nie rozumieliśmy tej idei. Linia X oznacza masę i materię. Linia Y to ściana jaką stanowił czwarty wymiar, oddzielający nas od alternatywnej rzeczywistości ziemi w wymiarze beta.
Ufałem jednak moim snom. Ufałem kościstej twarzy demona który mówił mi, aby szedł z tą ideą, gonił za źródłem PSI. Gonił za światem którego masa i materia są zupełnie odwrotne naszym.
Giatro szybko doszedł do wniosku, że powinniśmy skupić się na punkcie zerowy masy. Jeżeli blokada między-wymiarowa miała być gdzieś niestabilna, musiał to byś punkt, w którym obydwa nasze wymiary wyglądały tak samo. Gdzie nie miały masy ani materii. Gdzie mogło coś takiego się znajdować? Odpowiedź była prosta.

Stworzyliśmy specjalny rdzeń cybernetyczny. Składał się on z odbiornika i nadawcy. Pierwszą część zamontowaliśmy do androida, którego zadaniem było przekazywać nam doznania z podróży nadawcy.
Część nadawcza poleciała w kapsule w stronę czarnej dziury. Jej lot trwał kilka lat. Nie było to potrzebne.

Miałem w końcu kolejny sen. Spotkałem tą samą postać. Oprócz niej spotkałem we śnie również odbiornik. Mój sen...to był linia graniczna. Psi samo w sobie stanowiło dość potężną energię aby dostać się do czwartego wymiaru. "Nie wielu ma taką siłę" tłumaczyła mi istota. "Choć czarna dziura to dobry trop" dodawał, spoglądając na naszego androida.

Bez głębszego zastanowienia pozbyliśmy się naszego androida. Doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy kogoś dość potężnego aby znaleźć się w czwartym wymiarze, ale zarazem kogoś powiązanego z punktem zerowym. Poszukiwania zaczęliśmy w sierocińcach.
Użyliśmy starego testu Zenera. Opracowany system gry karcianej z 1930 roku wciąż funkcjonował jak powinien. Jeżeli dziecko było w stanie odgadnąć gdzie są pary, albo przeciwnie, naumyślnie nigdy tego nie robiło, musiało mieć duży potencjał psioniczny.
Potem przychodziły testy, nauka psioniki, badania osiągnięć.

Nazywała się Charlotte. Była największym osiągnięciem psioniki jakie widzieliśmy w życiu. Potrafiła kontrolować nawet grawitację. Jej umiejętności wydawały się wychodzić poza limit uznanego standardu formy, komendy i zakrzywienia. Byliśmy wniebowzięci.
Czym prędzej zamknęliśmy ją w naszych laboratoriach, pobieraliśmy próbki, wyczytywaliśmy dane. Szukaliśmy sposobu aby zamontować w niej odbiornik. W końcu udało się nam. Stworzyliśmy pierwszego człowieka połączonego z rdzeniem cybernetycznym.
Było jednak coś czego nie przemyśleliśmy. Jak zwykle.

Powyższy schemat pokazuje to co pierwszy, jednak z małą różnicą. Uwzględnia on linię Z odpowiedzialną za...czas.
Nasze nowe medium otworzyło przejście do czwartego wymiaru, jednakże przejście, niby dziura w spodniach rwało się i poszerzało po linii czasowej, rozłamując i destabilizując wymiar graniczny. Zaczął on dzielić się na przeszłość, przyszłość i teraźniejszość. Psionicy o odpowiednich talentach mogli tam wejść zaledwie wciągnięci do środka przez tą zaplutą, demoniczną istotę która pokazała nam którędy iść w pierwszej kolejności.

Kazał się nazywać Albert. Albert Einstein.
Zawsze wiedziałem, że to imię to jakaś brednia. Mówiłem sobie jednak, "nie oceniaj po pozorach, piekło nie istnieje, to nie jest diabeł tylko kosmita czy inna cholera!" myliłem się.
Przybrał twarz mojego ulubionego profesora a potem zwabił mnie w swoje sidła, pilnując abym popełnił ten jeden błąd, którego on tak bardzo pragnął.
Jego wymiar był niestabilny. Mógł on go opuścić, mógł pojawić się gdziekolwiek w czasie od momentu powstania rozdarcia. Mógł również przepuszczać byty z alfy do bety i bety do alfy. Ona nas nienawidził. Tak. On po prostu nie lubił istnienia.
Był bytem któremu nie został przypisany żaden świat. Tkwił w tej nicości obserwując nas i ich a może i jeszcze innych, z innych, równoległych naszemu światów. Ale teraz dopiął swego.
Pojawiła się niestabilność. To była tylko kwestia czasu aż pozbawione granicy światy w poszarpanym kontinuum czasowym zwalą się jeden na drugi, wzajemnie zdestabilizują i poślą w cholerę, rujnując swój ład i istnienie. Nie było już balansu w naturze, entropii, niczego.
I ja jako jedyny zdałem sobie z tego sprawę.

Postanowiłem milczeć. Wykorzystywać wyrwę w czasie aby znaleźć sposób na naprawienie tego błędu. Najprostszym byłoby wyłączyć rdzeń za plecami Alberta. Ale jak to zrobić? Nim zdołałem znaleźć na to odpowiednią metodę było już za późno. Giatro, mój towarzysz porwał Charlotte dochodząc do tych samych faktów co ja i zniknął. Byłem wyprowadzony z równowagi. Nie miałem wyboru.
Postanowiłem udawać sojusznika Alberta, nienawidzącego świat mściciela, aż w końcu znajdę metodę na zapieczętowanie wyrwy. W tym czasie Giatro znalazł rozwiązanie na najgorsze. Jeżeli dojdzie do kolizji światów, psionicy którzy zjednali się z swoimi odpowiednikami z świata beta powinni być w stanie przekierować kreacją nowego świata aby był czymś więcej niż ruiną w kosmosie.
To wciąż jednak oznacza koniec wszystkiego.
Musi być inne rozwiązanie.
Póki co zdecydowaliśmy się działać oddzielnie, w ukryciu. Udawać nienawiść ku zmyłce Alberta. Chować fakty naukowe pod fantastycznym określeniami jak "królowie", "media". Zapewnić sobie, że jeżeli ktoś z przeszłości przyjdzie do nas, nie będzie w stanie wynieść żadnej sensownej informacji w przyszłość. Musimy być bezpieczni.
Henry z westchnięciem i mętlikiem w głowie zamknął swój naramienny komputer. Obejrzał się na zegarek. Już czas.
Powstał ciężko z kanapy, i powolnym krokiem dał się wprowadzić Yokiemu do pokoju przesłuchań. W środku znajdowała się Aurora z skrzyżowanymi na piersi rękoma. Obok niej stała Bangetsu z rękoma na biodrach.
- Usiądź. - podyktowała szefowa.


Kompleks naukowy Geenie.
Arnold przeprowadził Borysa przez las do jednej z wielu wierz na terenie ośrodka. Wydawało się, że wszystkie są identyczne. Nawet w kwestii wysokości. Różniły się tylko numerami na drzwiach. Był to jakiś niezrozumiały kod, mający mówić pracownikom co gdzie jest, ale jednocześnie zapewnić, że nieświadomi swego ludzie będą zgubieni niczym w labiryncie.
Zaprowadził go do laboratorium. Pełno było tu tub wypełnionych dziwnymi płynami, w niektórych pływały jakieś organizmy których Borys w życiu nie widział. Mutanty krzątały się od komputera do komputera, badając coś, spisując.
- Jaki typ zwierzęcia cię interesuje? - spytał Kozioł. Wyglądał na dumnego z prezentowanych Borysowi zasobów. Rosjanin był pewny, że ma przed oczami całe życie dziwacznego profesora genetyki.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 29-01-2014 o 13:51.
Fiath jest offline  
Stary 02-02-2014, 20:04   #123
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Wy naprawde macie tu wszystko… -Borys nie krył podziwu w głosie, rozglądając się po pomieszczeniu. - Ile tu jest genotypów? Setki, tysiące, miliony? -zapytał z niedowierzaniem.
- Cztery milion trzysta tysięcy dwieście dwadzieścia osiem. - odparł z stoickim spokojem Arnold. - Aczkolwiek nie wiadomo ile będzie kompatybilne z twoim ciałem.
- Czyli dużo… - mruknął Borys podchodząc do jednej z tub i pukając w nią palcem. - I co każda tuba to jeden genotyp czy jak to jest? -chłopak był wyraźnie zainteresowany.
- Zgadza się. - przytaknął Arnold. - Przetrzymujemy próbki genetyczne w formie płynnej, czasami konserwując żywe okazy. Zależy co bardziej sprzyja badaniom nad gatunkiem.
Borys przycisnął twarz do słoika niczym dziecko wpuszczone do Zoo i przez chwile obserwował ciecz. - Fajna sprawa, mogłem się bardziej przykładać do biologi. -zaśmiał się chłopak. - Ale nie powiesz mi że masz w tej jednej wieżyczce ponad 4 miliony takich pojemników. -mówiąc to wskazał na tubę. - Wystarczyłaby jakaś bomba i całe twoje badania poszłyby w pizdu. -zauważył.
- Oh nie. - zaśmiał się Kozioł. - Każda z tych wierz ma ich kilka. Do tego mamy jeszcze po świecie "kopie zapasowe" w magazynach innych oddziałów. Nie jestem przecież głupi. - uspokoił rosjanina Arnold.
- A tu nie może się nic niespodziewanie wykluć, co nie? -zaśmiał się lekko pukając w szybkę. - No i czy masz jakieś nietypowe zwierzaki tutaj? -dodał zainteresowany.
- Wszystko zaczynając od ery dinozaurów. - uśmiechnął się Arnold. - Samego jej początku.
- Wow… -Rusek p oraz kolejny tym prostym sformułowaniem wykazał swój podziw wobec geniuszu Arnolda. - Tego a jak byś na przykład wziął mój genotyp, to mógłbyś narobić moich klonów? Albo kogokolwiek? -zaciekawił się. - A umiałbyś zrobić, bym zmieniał się też w dinozaura? -dopytywał jak dziecko.
- Klonowanie jest możliwe, ale im bardziej skomplikowany genotyp tym dłuższa reprodukcja. Musiałbyś czekać na brata jakieś dwa lata. - zaśmiał się Arnold. - Nie wiem. Możemy spróbować. Musielibyśmy sprawdzić zgodność twojego genotypu z genotypem wybranego dinozaura.
- To chętnie sprawdzę czy jestem z nimi zgodny. -stwierdził Borys. - A genotyp tez mogę oddać, dla dobra nauki i takie tam. -zaśmiał się.
Borys został zaprowadzony do sporego pomieszczenia laboratoryjnego. Jedno piętro miało takie trzy i pokój wypchany strażnikami. Pewnie na wypadek, gdyby coś nie wyszło. Arnold był albo rozumny i ostrożny, albo miał gdzieś za sobą kilka nieprzewidzianych i bolesnych pomyłek.
Kazano mu usiąść na jakimś metalowym, zmechanizowanym łóżku, aby to nie nazywać go stołem.
Najpierw pobrano mu krew, ucięto kilka włosów z głowy i kazano napluć do fiolki. Stąd pobiorą DNA i genotyp - tłumaczyli.
Następnie mierzyli mu ciśnienie, rytm serca, kazali się to kłaść to wstawać. Można było stracić temperament.
Potem wkładali w niego różne przyrządy, czasami wbijali jakąś igłę podpiętą do komputera. Dopiero po jakiejś godzinie badań Arnold patrząc na komputery wyjawił swoją wstępną tezę.
- Wygląda na to, że twój organizm sam adaptuje uzyskane genotypy, niczym materiał budulcowy na wszelki wypadek. - objaśnił, wyjawiając głośno jedną z zdolności Borysa. - W takim wypadku będziemy potrzebowali zamontować w tobie bardzo silny genotyp. Będzie on jednak niekompatybilny. Wstępnie jego wykorzystywanie może mutować cię w różnym stopniu. - gładził swoją brodę. - Z czasem albo przyswoisz te genotypy na stałe albo...twój organizm rozłoży je na ten przedziwny materiał i zostawi sobie na potem. - Arnold był wyraźnie w podziwie nad tą tajemniczą technologią bioinżynierii. - Możemy próbować. - powiedział w końcu. - Jest jednak coś jeszcze. To dopiero teoria, ale myślę, że twój organizm rozkłada zbędne genotypy bo ma...ograniczone miejsce. To nic dziwnego, że organizm nie może komplikować swojego i tak szalonego układu ponad pewien limit. Oznacza to, że przy zbyt wielkiej liczbie genotypów przyswojonych, nie będziesz mógł już więcej poznawać...przynajmniej póki jakieś stare nie podlegną rozkładowi. - wyjaśnił.
- Hmmm… brzmi mądrze ale wiem o co chodzi. Znaczy chyba wiem. -dodał Rusek siedząc na metalowym blacie. - Nieźle mnie ci naukowcy zmontowali nie ma co. -zaśmiał się, po czym z błyskiem w oku dodał. - To co, sprawdzimy czy da rade przerobić mnie na tirexa czy innego pterodaktyla?
Kozioł przytaknął skinieniem głowy. - Pójdziemy do głównego laboratorium.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 03-02-2014, 17:27   #124
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Henry bez słowa posłusznie usiadł na krześle, wpatrując się w Aurorę wzrokiem kogoś kto nie wie za co go to wszystko spotyka.
- O co jestem oskarżony? - zapytał z udawanym wyrzutem.
- Zdradę stanu. - odpowiedziała niewzruszona Aurora. - Dlaczego zaatakowałeś androidy? Po co włamałeś się do pomieszczenia?
- Po pierwsze chciałbym zaznaczyć że wszystko co robiłem, robiłem dla dobra Unii - odparł bez cienia wstydu naukowiec z rękoma założonymi na piersi. - Rano poprzedniego dnia udało mi się dostrzec podejrzane zachowanie Nikity, ale nie chciałem jej o nic oskarżać bez wyraźnego dowodu. Dlatego postanowiłem złapać ją na gorącym uczynku i przekonać ją że jestem po jej stronie, by wyciągnąć od niej informacje dla kogo pracuje. Domyśliłem się że zamierza dostać się do gabinetu zmarłego prezydenta, więc postanowiłem jej to ułatwić, by uniknąć niepotrzebnych strat. Biorąc pod uwagę wybuchową naturę Nikity, doszedłem do wniosku że gdyby androidy i Jacek postanowili stawić jej opór, to z pewnością dobrze by się to dla nich nie skończyło. Potem ukryłem się w gabinecie, czekając na ruch ze strony podejrzanej. Okazało się że Niktia zamierzała zainstalować w komputerze pana Rolanda pluskwę by wykraść z niego pewne dane. Wtedy też postanowiłem się ujawnić i grając jej przyjaciela udało mi się od niej dowiedzieć że podczas ostatniej misji została zrekrutowana przez pewną organizację, a zadanie zainstalowania pluskwy zlecił jej ukrywający się w bazie szpieg z którym miała spotkać się następnego dnia. Zamierzałem przekazać pani osobiście te informacje gdy tylko uda mi się zidentyfikować tożsamość owego szpiega. Niestety wygląda jednak na to że przeszkodziliście mi w tym i teraz nie mamy już sposobu na jego odkrycie. Zanim opuściliśmy gabinet prezydenta udało mi się jednak usunąć i odzyskać zainstalowaną przez Nikitę pluskwę, którą przekazałem panu Zolfowi zaraz po moim aresztowaniu.
Mimo iż serce biło Henriemu niczym dzwon, to kamienna twarz nie dała poznać po sobie najmniejszych śladów emocji.
- Przykro mi że zdecydowałem się działać samowolnie bez autoryzacji i polecenia ze strony przełożonych, jednak w mojej ocenie był to jedyny sposób na zdemaskowanie zdrajców. Ponadto ze względu na pani personalny związek z Nikitą nie chciałem informować pani o moich podejrzeniach bez solidnych dowodów świadczących o winie Nikity. Obawiałem się że może mi pani zabronić dalszego jej śledzenia i dlatego postąpiłem w taki, a nie inny sposób. Powtarzam jednak że wszystko to robiłem w dobrej wierze i z myślą o dobrze Unii.
Aurora słuchała w milczeniu. Wyglądała na dość pochłonięta relacjami Aurory. Bangetsu wraz z Yokim trwali w milczeniu. Minęła długa chwila nim padły z jej strony jakieś słowa.
W końcu z ciężkim głosem przemówiła.
- Yoki. Przekaż Zolfowi, że ma rozmontować Nikitę. Za trzy dni chcę widzieć nowy model. - podyktowała, wywołując wylew potu na twarzy naukowca. - Bangetsu, trzymaj Henriego pod obserwacją. Jesteście wolni. Koniec przesłuchania.
Wychodząc z pomieszczenia Henry kiwnął porozumiewawczo głową Yokiemu, po czym odszedł w przeciwnym kierunku. Musiał upewnić się że Nail rzeczywiście była wtyką Moondustów i dowiedzieć się jaki jest ich plan. Nie powinno być to trudne zważywszy na sytuację w jakiej się znajdował. Błądził więc wzdłuż korytarzy bazy bez szczególnego celu, upewniając się że Bangetsu cały czas za nim podąża. Czekał na odpowiedni moment by znaleźć się z nią sam na sam w pustym korytarzu, gdzie od razu zapętlił wszystkie obserwujące go kamery, po czym bez ostrzeżenia zatrzymał się i obrócił twarzą w kierunku kobiety.
- Więc... - zaczął przesadnie wręcz podejrzliwym tonem detektywa mającego kogoś w garści. - Zakładając że w trakcie przesłuchania mogłem pominąć kilka niewygodnych faktów i informacji uzyskanych od Nikity. Jak przykładowo tą na temat tożsamości szpiega w bazie... to być może miałaby mi pani coś do powiedzenia w tej sprawie?
- Niby co? - spytała Bangetsu. - Kto ci uwierzy w cokolwiek? Mnie w nic nie wrobisz. - wzruszyła ramionami. - I pod moim okiem do niczego nie dojdziesz.
- Mi może nikt, ale gdyby panu Zolfowi udało się przez przypadek odkryć związek między pluskwą, a wtyką Nikity, to wątpię czy znajduje się w bazie ktoś skłonny poddać w wątpliwość jego autorytet - stwierdził chłopak wzruszając ramionami. - Ale skoro jest pani taka pewna, to możemy dalej bawić się w ciuciubabkę. Ciekawy jestem kto kogo pierwszy złapie?
Kobieta wzruszyła ramionami. - Rób co chcesz.
Na twarzy naukowca pojawił się podły uśmieszek.
- A gdyby to nie podziałało, to sądzę że w bankach pamięci Nikity powinno znajdować się dość nagrań zarówno z jej wizyty w siedzibie owej organizacji spiskującej przeciwko Unii, jak również o osobie która zleciła jej zadanie włamania się do gabinetu Rolanda. Sądzę jednak że niepowetowaną stratą byłoby ujawniać je komuś takiemu jak Aurora. Czy zgodzi się pani ze mną?
- Ta. To by było do dupy. - przyznała chowając ręce do kieszeni jak gdyby nigdy nic. - Skąd wiesz, że u nas była? - spytała podnosząc brew. - Wyspowiadała ci się?
- Sądzę że być może zbyt pobieżnie dobieracie swoich współpracowników - stwierdził wesoło Henry. - Być może powinniście dodać umiejętność trzymania gęby na kłódkę jako podstawowe kryterium przy rekrutacji? Cóż, mieliście szczęście że padło na mnie, a nie na kogoś mniej rozgarniętego kto od razu wypaplałby wszystko pani fuhrer. Otóż tak się składa, że mam dla pani pewną propozycję która powinna być w dużej mierze korzystna dla obu stron. Chciałbym jednak wpierw zadać pani kilka pytań, by upewnić się na jakim gruncie stoimy. Czy nie ma pani nic przeciwko?
- To nie ja ją rekrutowałam. Wlazła po znajomości. - wyjaśniła nie ukrywając zażenowania na twarzy. - Pytaj.
- Po pierwsze jaki jest wasz cel? - walnął prosto z mostu chłopak. - Jak już mówiłem, mógłbym się tego dowiedzieć z dysku Nikity, ale nie ma po co tracić czasu. Im szybciej zaczniemy działać tym lepiej.
- Inny niż Aurory. Lub Arnolda. - odrzuciła nieskonkretyzowaną odpowiedź. - W sumie diabli wiedzą. Nie wiadomo co wygrzebiemy od Rolanda.
- Tyle mi wystarczy - przytaknął Henry, widocznie jak na razie usatysfakcjonowany taką odpowiedzią. - Od jak dawna pracujesz dla Moondustów i dlaczego do nich dołączyłaś?
- Od dawna. Bo chciałam. - Mimo iż kobieta obiecywała odpowiedzi, ciężko było je uznać za satysfakcjonujące od strony formalnej. Nie dziwiły one jednak Henriego.
- Kto jest waszym szefem, bądź założycielem? - chłopak zadał tym razem bardziej konkretne pytanie. - Możesz go ogólnie opisać jeśli nie chcesz podawać szczegółów. Interesują mnie jego charakter i nastawienie, a nie dane personalne.
- Stary. Spokojny. Siwy. - padło w odpowiedzi.
- Więc to nikt kogo znam - stwierdził naukowiec, gładząc się po brodzie. - No to ostatnie pytanie. Czy jesteś gotowa poświęcić dla nich życie?
- No. - przytaknęła bez wahania. - Więc możesz dać sobie spokój.
- Dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwałem - rzekł chłopak, uśmiechając się szerzej. - Bo zamierzamy zrobić coś szalonego. Chcę żebyś pomogła mi wyrwać stąd Nikitę zanim przerobią ją na puszki do konserw. Jak ci się to podoba? Dzięki temu upewnicie się że Aurora nie położy łapy na informacjach które mogłaby z niej wyciągnąć. Prawdopodobnie jednak w trakcie stracisz swoją przykrywkę i również będziesz zmuszona się stąd ulotnić. Chcesz się może z kimś skontaktować zanim podejmiesz decyzję?
- Nie. - zaprzeczyła ruchem głowy. - Moja misja jest tutaj, chłopcze. Ale jak chcesz wyrwać stąd Nikitę...będę przymykać oko. - wzruszyła ramionami. - Możesz ją stąd wyciągać pod moją “niewiedzą”. To byłoby wygodne.
- Niewiedza może się okazać zbyt mało pomocna - stwierdził Henry niezbyt pocieszony taką odpowiedzią. - Jeśli nie chcesz, żeby coś się wydało, bedziesz musiała zrobić trochę więcej by mi pomóc. Jestem teraz na radarze Aurory, więc ciężko będzie mi wykonywać pewne niezbędne ruchy. Powiedz, masz może swobodny dostęp do zbrojowni?
- Ano mam. - przytaknęła. - Nic ci z niej nie przyniosę. Ale mogę dać kartę do drzwi.
- Tyle będzie musiało wystarczyć - pokiwał głową chłopak. - Czy komputery rejestrujące zawartość magazynu znajdują się w środku?
- Nie wiem, nie znam się na technologii. Wchodzę, biorę i wychodzę. Mam dostęp bo trenuję ludzie w broni.
- Skoro tak, to powinnaś wiedzieć coś więcej o kombinezonach kamuflujących - stwierdził Mason, przechodząc do następnego tematu. - Czy efektywne korzystanie z nich wymaga odpowiedniego przeszkolenia? Jakich danych potrzeba by skopiować głos i wygląd konkretnej osoby, i na jak długo starcza bateria nim zostanie się wykrytym?
- Masz dwie baterie. Dwie godziny jedna. Przejście z jednej do drugiej to około minuty. Minuty bez kamuflażu. - zaczęła objaśniać sięgając do swojej prawej ręki. Zaczęła skubać rękawiczkę. -Potrzebujesz próbnego nagrania głosu. Dwie, trzy minuty wystarczą. Na wygląd wystarczy kilka zdjęć, albo model trójwymiarowy. Coś co pozwoli złożyć kamuflaż z każdej strony. - kontynuowała, a gumowa powłoka z góry jej rękawicy pękała powoli. - Problem to wzrost. Kombinezon cię nie skurczy. Choć może powiększyć.
Kobieta z swojej rękawicy wyjęła mały chip. Był on stworzony z jakiegoś przeszklonego materiału. - Miej go w kieszeni to drzwi same się otworzą. Gdyby pytali, ukradłeś mi jak podałam ci dłoń. - objaśniła przekazując przedmiot.
- Bardzo dobrze - pokiwał głową Henry. - Więc teraz pójdziemy do Zolfa. Pewnie już domyśliłaś się, że wtajemniczyłem go w swoje plany.
To powiedziawszy chłopak ruszył od razu w kierunku sztabu naukowego. Zaraz jednak spojrzał za siebie na podążającą za nim nauczycielkę, by zadać jej ostatnie pytanie.
- Jeszcze jedno. Czy spacyfikowałaś i aresztowałaś Nikitę tylko dlatego że groziło to utratą twojej przykrywki gdybyś tego nie zrobiła?
- Ta. Wpadnę to jestem martwa. Po co umierać? Młoda miała być tu na próbę, że ma niezaktualizowany mózg to inna sprawa. - odpowiedziała dość szczerze.
Dwójka w milczeniu i dość szybko dostała się do sztabu, gdzie ktoś praktycznie natychmiast powiedział im, że Zolf na nich czeka w swoim pomieszczeniu.
Faktycznie doktor był na miejscu. Klął cicho po niemiecku i grzebał w jakiejś stercie papierów. Gdy spojrzał na Henriego chciał się odezwać, ale zaniemówił. O Bangetsu chyba Zolf mu nie powiedział. Wyraźnie doktór nie wiedział, czy wolno mu było mówić.
- Proszę mówić śmiało - rzekł Henry, wskazując podbródkiem na stojącą przy drzwiach kobietę. - To ona zleciła Nikicie odzyskanie czipa. Może nie do końca chętnie z nami współpracuje, ale dopóki chce pozostać in cognito nie będzie sprawiać kłopotów. Ponadto jak sądzę w obecnej chwili nasze cele są podobne?
Chłopak spojrzał wymownie na swoją byłą nauczycielkę, po czym nie czekając na odpowiedź, zwrócił się ponownie do Zolfa.
- Mam plan jak wyrwać stąd Nikitę, nie alarmując przy tym Aurory - oświadczył z uśmiechem. - Ale czy najpierw dałby pan radę uzyskać dostęp do jej banków pamięci z ostatnich kilku dni?
- Do banków pamięci tak. Ale obawiam się, że niczego więcej… - wyglądał na dość zgorączkowanego. - Aurora kazała mi przeprowadzać pracę w głównym kompleksie. To ten którym się tu wchodzi. Pół kadry tam stoi! Co byśmy nie robili ktoś będzie nas obserwował.
- To nie brzmi zbyt dobrze - stwierdził chłopak, a mina wyraźnie mu zrzedła. - Ciężko będzie cokolwiek zdziałać w takiej sytuacji. Czy już ją tam przetransportowali?
- Nie. Mamy kilka godzin.
- W takim razie wychodzi na to, że będę musiał przyspieszyć swój plan i zrezygnować przy tym z niealarmowania Aurory. Być może udałoby się opóźnić przebudowę Nikity gdyby doszło do jakiegoś wypadku. Gdzie teraz ją przetrzymują?
- W więzieniu. Pewnie piszą jakieś dokumenty o przenosinach i przygotowują stolik dostawczy. Naukowcy w pokoju obok rozstawiają aparaturę do robotyki. - wyjaśnił.
- Skoro tak, to ja zajmę się przygotowaniami Skontaktuję się z panem gdybym czegoś potrzebował - stwierdził Henry, żwawym krokiem opuszczając gabinet Zolfa, by pospiesznie udać się do zbrojowni.
- A ty co zamierzasz zrobić? - zapytał po drodze Bangetsu. - Mówiłaś, że przymkniesz oko na to co robię, ale jeśli złapią cię wraz ze mną, to ciebie również uznają za zdrajczynię. Cóż, zawsze mogłaś mnie zgubić gdzieś po drodze. Baza kosmiczna to całkiem spore miejsce, a z tego co wiem przeniesiono cię tu niedawno.
- Uspokój się młody. - Bangetsu powoli położyła mu dłoń na ramieniu. - Do późnego wieczora będę za tobą chodzić. Idziesz spać, jesteś sam. Do wieczora nie wejdziesz do żadnej zbrojowni. - skarciła go wzrokiem akcentując, że dba o swoje bezpieczeństwo.
Henry jeszcze raz przeanalizował sytuację i doszedł do wniosku, że nic się nie stanie jeśli odłoży swój plan na jutro. W końcu on też był pracownikiem naukowym, więc dostanie się do głównego kompleksu by obserwować przebieg prac na Nikicie powinno być dla niego prostsze niż włamanie się do więzienia i wyciągnięcie stamtąd androidki.
- Skoro tak wolisz - odparł chłopak, wzruszając ramionami. - Ale uprzedzam, że rano nie znajdziesz mnie w moim pokoju. Zależnie od tego w którą stronę potoczą się sprawy, być może również będę zmuszony na zawsze opuścić stację. A przynajmniej dopóki rządzi w niej Aurora.
Po tych słowach Mason zmienił kierunek w którym zmierzał i zaczął zbliżać się do gabinetu dyrektora Ao. Cóż, skoro miał jeszcze trochę czasu przed snem, to mógł zafundować sobie lekki trening. Przed powrotem do swojego pokoju miał jeszcze zamiar udać się do Yokiego, by naładować swój rdzeń.
 
Tropby jest offline  
Stary 04-02-2014, 22:39   #125
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Był podpięty pasami do stołu. Sprzęt piszczał i klikał. Mechaniczne łapska i igły grzebały w jego ciele. Rozbierały tkanki mięśniowe i modyfikowały ciało na poziomie genów. Głęboko. Bardzo głęboko w skomplikowanym ciele rosyjskiego agenta nadchodziły powolne zmiany, gdy on leżał uśpiony gazem wypływającym spokojnie z maski na jego twarzy, podpiętej do jakiegoś urządzenia zamontowanego w jego stół operacyjny.
Mutanci krzątali się i przebierali w danych, oglądali ampułki równych kolorów. Sprawdzali jak genotyp się przyjmuje, jakie są jego wiązania. Rozbierali tkwiącą w głębi Borysa pajęczynę aby zrozumieć jej działanie i dodać nowe nici.
On tymczasem siedział w pokoju nieskończonej bieli.
Siedział przy stole który przywołała jego dusza. Pijąc stworzoną przez jej imaginację herbatę. Nie miała smaku. Już raz tak z nią siedział. Jakby się zastanowić, od kiedy stanął tu po raz pierwszy nie miał snów. Widział albo ją, albo nic.
- Ta kobieta. - odezwała się nagle patrząc w górę, ku nieskończonej bieli nad nimi. - Ta kobieta która siedziała obok pokoju kozła. To był gargulec. - wyjaśniła. - Chyba...Nikita. Eh. Tylko Nikita była kobietą. - wywnioskowała. Jej ręka przetarła powietrze nad nią, pokazując jakieś cyfry. Wyglądało to jak dane do sieci kontaktowej. - Puściła to telepatycznie. Może zadzwoń jak się obudzisz? - zaproponowała. - Może czegoś od nas chcieć.

Tymczasem...

Tymczasem Henry siedział lekko spocony poprawiając swój płaszcz. Ładowanie rdzenia zawsze było bolesne. Yoki wyglądał na lekko spochmurniałego. Wiadomość o tym, że Henry może być zmuszony uciec z bazy nie za bardzo go rozweseliła. Krążył po pokoju w kółko zastanawiając się co może zrobić. Była już "pora nocna" nie powinni nawet siedzieć w tym pokoju. No ale kto ich sprawdzi?
- A co gdyby... - rzucił w końcu zaprzestając swojego łażenia na moment. - A co gdyby tak...zostawić w Nikicie jej starą pamięć. Na warunku? - zaproponował. - Widziałem to w filmie. Byłaby jak nowy model, ale po przebudzeniu....przypomniała sobie co i jak. - wyjaśnił. - W ten sposób nie byłoby problemu. Oddalibyśmy ją Aurorze tylko na moment. - pomysł jego miał jakieś podstawy, nie był tak szalony jak to co przychodzi do głowy Ignatiusowi. Choć ani trochę bardziej rzeczywisty. - Co ty na to? - spytał.
 
Fiath jest offline  
Stary 20-02-2014, 15:27   #126
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
- Powinnaś chyba zamawiać inną herbatę, ta w ogóle nie ma smaku. -zauważył w odpowiedzi Borys, odstawiając filiżankę. Odchylił się na krześle i spojrzał w to samo miejsce co Nu - w górę.
- Patrz tylko w górę, nigdy nie zerkaj w dół. -stwierdził wyciągając dłoń ku nieskończonemu niebu. - To mi zawsze powtarzał ojciec. By zawsze iść w stronę szczytu i dopiero gdy będzie się na nim spojrzeć w dół. Zobaczyć ile przeciwności się pokonało i z triumfem patrzeć na tych którzy nie wierzyli. -dodał wyraźnie zamyślony Borys. - Jak sądzisz Nuu… uda się nam?
- Nam...nie. Tobie. Tak. - odparła zagadkowo, równie zamyślona co Borys. - W takim razie nigdy nie patrz w dół. Nie ma szczytu. To góra bez końca.
- Wieczna wspinaczka? -zaśmiał się cicho pod nosem Rusek. - Leże własnie na stole swoich wrogów, którzy wzmacniają moje ciało. Komiczne prawda? -uśmiechnął się do samego siebie. - Potrzebuje jeszcze trochę czasu… wszystko powoli się układa. -dodał sam do siebie, po czym opuścił wzrok na swoją duszę. - Ta Nikita… zostawiła mi swój numer? -zdziwił się wracając do bardziej typowego dla siebie stylu rozumowania.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Zostawiła nam numer. Z tego co wiem, równie dobrze może prowadzić do domu pogrzebowego. - oceniła. - Ona chyba zajmuje się tym całym Deusem. Na każdego księcia w końcu przypada gargulec, a oni obaj są w tej dziczy. - wyjaśniła. - Jeżeli ma swojego faworyta to nie wiem czy ma jakikolwiek zamiar ci pomagać.
- Ona jest...była żoną tego kolesia o którym mówił Yakuza. -zauważył Borys. - A gdzie jest mój gargulec? -dopytał się nagle chłopak.
Nu zaśmiała się lekko - Kiedy ty zmądrzejesz do diabła? Kandydatów może być nieskończenie wielu. To ty musisz sobie znaleźć gargulca.
- To może być trudne, skoro gargulce zniknęły. -westchnął Rusek. - A ten zielony stworek od Rolanda… miałaś z nim jakiś kontakt? Wydawał się dziwnie przydatny.
- Sam do mnie nie przyszedł. - zadeklarowała.
- W ogóle jakim cudem gargulec może przebywać w świecie rzeczywistym? - Borys skakał z tematu na temat.
- A jak ty możesz przebywać w nierzeczywistym? - spytała. - Też nie wiem. - wyjaśniła nagle. - Musieli przejść z jednego do drugiego. W sumie kto im broni?
- Lepiej byłoby dla nich, gdyby zostali tutaj. -uśmiechnął się Rusek zaciskając i rozprostowując palce. - Potrzebuje tego biocore… -mruknął do siebie. - Ale chyba nie będę wstanie pokonać Arnolda na jego terenie… -zamyślił się kiwając na krześle.
- Powiedz mi, ten koleś który możliwe że wysłał mnie wtedy na lotnisko. Slyszałaś o nim?
- Który? - zdziwiła się. - Ten od cytatu? On miał niby skoczyć w przyszłość, tak? - przypomniała. - Równie dobrze mógł postradać zmysły zanim tu wrócił.
- Przyszłość? Bo ja wiem. Wiem że niby się hajtnął z Nikitą. Pojeb jakis pewnie… - odparł mutant. - Dlaczego ty właściwie nie masz oka Nuu? -zadał intrygujące go pytanie. - I czemu jesteś kobietą?
- Jesteś zbyt głupi aby widzieć prawdę i zbyt brutalny aby spostrzec swoje słabości. - oceniła Borysa szybkim zdaniem. - A ja to sobą prezentuję.
- Oh… -mruknął Rusek. - Czyli, że niby powinienem być mniej brutalny i więcej myśleć? Nie będzie o to łatwo. -zaśmiał się pierwszy bohater.
Kobieta spojrzała na niego jakby powstrzymując się od komentarza. W końcu westchnęła.
- Mówię ci o tym odkąd mnie słuchasz. Dopiero dotarło?
- To nieskuteczne metody. -Borys machnął ręką. - Patrz co dzięki mojemu sposobowi rozwiązywania problemów mamy. Znamy swój cel, wiemy gdzie iść i znamy twarz wielu naszych wrogów. A co wiedzą Ci którzy siedzą na tyłkach i planują wszystko w przód? Najczęściej tak mało, że pierwszy lepszy zdrajca, wbija im nóż pod żebra. -przedstawił swój punkt widzenia Rusek.
- Jak sobie chcesz. - wzruszyła ramionami.
- A przede wszystkim… -Borys wstał od stołu. - Większość z nich zapomina że wszystko ma drugie dno. Nie pamiętają, że wy - dusze, wiecie czasem o wiele więcej niż my. -dodał ruszając przed siebie. - Idę ponownie do Zielonego, idziesz?
Dziewczyna podniosła się i ruszyła za Borysem.
Szli długo. I nic nie znaleźli. Okolica robiła się biała i pusta. Pozbawiona czegokolwiek. To nie była ich domena. To była domena która należała do Rolanda, a więc również i do zielonego. Nie było go jednak widać.
- ...o co tu chodzi? - spytała równie zgubiona co Borys Nu.
- Czy to nie oznacza że Roland zmarł? Przez co zniknęła jego dusza i on? -wysnuł teorię Borys.
- Wtedy nie byłoby jego domeny. - wyjaśniła Nu. - Nie moglibyśmy odejść od naszego miejsca.
- Nooo.... - echo zabrzmiało w przestrzeni, nie znając kierunku. Głos poznali natychmiast. "zielony" ciągle tu był. - A jednak doszliście.
- A ty gdzie siedzisz?- krzyknął Borys mrużąc oczy… niepodobało mu się to. - Co tu tak czysto, znowu coś dziwnego nawyprawiałeś?
- Saa...dusza ma reprezentować właściciela, nie? - zakpiła istota. - A mój jest martwy.
- Ostatnio jakoś nie był. -prychnął Borys. - Coś kręcisz zielony!
- Sądzisz, że Roland żyje? - spytała Nu, starając się przekrzyczeć przedziwne echo powtarzające zdanie “kłamstwa, wszędzie kłamstwa!”
- Sama przed chwilą mówiłaś że gdyby był martwy to byśmy tu nie trafili. -dodał Borys. - Zresztą nie pozwalam mu umrzeć, póki sam go nie załatwię. A TY SIĘ ZAMKNIJ! -ryknął Rusek w stronę narastającego echa.
Echo posłuchało. Potem odezwało się znów. - To po co tu jesteś, skoro nie chcesz rozmawiać?
- Chce rozmawiać, ale nie z drącym ryja echem. -mruknął Borys masując skronie. - A więc mówisz że Roland nie żyje? Kiedy niby zmarł?
- Kiedy stracił życie. - odparł głos. - To się zwykle dzieje gdy mózg przestanie funkcjonować. To często następuje po tym jak serce przestanie bić.
Zęby Ruska delikatnie zazgrzytały, ale starał się opanować. Na pewno był sposób by zielony stwór się wygadał. Było to trzeba dobrze rozegrać. - Tak masz racje, głupi jestem, że o tym nie pomyślałem. I co siedzisz teraz zupełnie sam?
- Nie. - zaprzeczył. - Chociaż...wy stoicie. Ja ani jedno, ani drugie. Powiem tak: Nie, nie siedzę. Nie, nie jestem sam.
- Nie jesteś sam bo my tu jesteśmy, prawda? -domyślił się Borys. - Znasz dusze tego, kto pozbawił Rolanda życia
- Nie. Nie odwiedziła mnie. Choć wiem, czyja jest. - odparł. - Należy do Tanu. Nie? - słychać było jak istota próbuje powstrzymać się przed śmiechem, wypuszczając tylko chihot. - Ty tak przypadkiem, czy poważnie?
- Przypadkiem to ci mogę wp.. -Broys zacisnął jednak zęby i pohamował temperament. - Jakim cudem Tanu dała radę go zabić? Dobrze wiem, że nie był wcale taką ciota za jaką się podawał.
- Ano nie był. Plecy miał szerokie. Dość na nóż, huhuhu. - zaśmiał się głos.
- Zielony… co ty masz z tego że udajesz kretyna? - Borys zapytał wprost.
- Mogę rozmawiać na twoim poziomie. - odparł dość zimno. - A ty?
- Mogę sprawiać by inni rozmawiali na moim poziomie. -odparł z uśmiechem Borys. - Jak widać, działa to bardzo skutecznie, prawda?
- hohoho, prawda! - radośnie przytaknęło echo.
Nu wyglądała za to na zawiedzioną. Przypatrywała się Borysowi z uniesioną brwią. - Jak ty to znosisz? - spytała.
- Co? Tego idiotę? -Borys zapytał, wskazując palcem na niebo. - To proste… nie myślę o nim jak o głupcu. Traktuję go bardziej jako cel, nagrodę która ktoś ukrył pod płachtą. Przez ostatni czas, obracałem się w towarzystwie geniuszy, intrygantów i innych popaprańców. On to całkiem miła odmiana… niczym powrót do szkoły. -dodał wesoło Rusek i poczochrał włosy Nu.
- A widzisz zielony! Czyli jednak moje metody czasem dają efekty! -zaśmiał się Jankovic głośniej. - To co powiesz, że na chwilę przestaniemy robić z siebie debili? Fakty kontra fakty. Zejdź tu i porozmawiajmy twarzą w twarz.
"zszedł" ale nie taki, jak Borys się tego spodziewał...chociaż...
Pokój pokrył się zawartością. Z bieli wyszły stare, spróchniałe deski, przed nimi wyrosła ściana z otwartym oknem prowadzącym na ciemność, a po bokach wyrosły ściany.
- To nie tylko pokój. - ostrzegła Nu. - To przedsionek ujemnej części.
Przed nimi stało odwrócone tyłem krzesło. Na nim siedział zaś osobnik.
Oparty rękoma na szczycie oparcia, ubrany w pomarańczowy, lekko rozdarty płaszcz oraz nieco bardziej już znane Borysowi spodnie od garnituru oraz białą koszulę. Jego ukryta w cieniu twarz niesamowicie przypominała Rolanda.
- Yo. - przywitał się ponownie. - Skoro ta pizda dała ci mój numer, to w sumie wszystko jedno. - uśmiechnął się. - Saa...chyba jesteś nieprzytomny, skoro siedzisz tu tak długo. Co ty tworzysz, Borysie?
Borys uśmiechnął się półgębkiem, krzyżując ramiona na piersi. - Co za części ujemnej? -mruknął do swej duszy, po czym cała uwagę skupił na osobniku w pomarańczowym stroju. - Czyżby Pan prezydent we własnej osobie? A może mam zaszczyt poznać męża Nikity? -zapytał Jankovic mierząc swe spojrzenie, z nowym rozmówcą.
- Mąż Nikity przeszedł na moją stronę...zwariował od tego. - uśmiechnęła się postać. - Nie jestem ani jednym, ani drugim. - osobnik wydawał się nieco bardziej złowieszczy czy agresywny od Rolanda. - Mów mi...Okamijin.
- Powiedzmy, że część ujemna to piekło. Ciężko z niej wyjść. - szepnęła szybko Nu.
- Ciekawe…mimo że Cie nie znam, ty wydajesz się znać mnie. -stwierdził bokser, wyraźnie zaintrygowany. - Czyżbym stał w końcu przed jedną z ważniejszych figur, a nie tylko pionkiem? -zagadnął. Co ciekawe im dłużej ta rozmowa trwała, tym pytania Borysa zdawały się sensowniejsze. Jak gdyby w końcu wysilił mózg do pracy.
- Saa...kto wie. - zachichotał lekko pod nosem. - Jeżeli chcesz poznać ważnego pionka, to dam ci jego imię: Albert Einstein. - podpowiedział. - Choć nie jest to jego prawdziwe imię. Po prostu je przybrał.
- Tego to znam. Roland sie z nim kręcił… -Borys zamilkł na chwilę, gdy coś w niego uderzyło. - Ej, chwila. Czy to nie Einstein, chciał przebadać to miasto wysadzone przez matkę? To nie przez niego ja, Henry i reszta wpadliśmy w to gówno? -trudno było powiedzieć, czy było to pytanie czy głośne myślenie. - Dobra, ja już zapytałem o swoje, teraz twoja kolej. Taka była umowa. Fakt za fakt. Czego ty chcesz, więc ode mnie?
Postać wzruszyła ramionami.
- Chcę wiedzieć czego ty chcesz. Z tego wszystkiego. Po co? Nie widziałem większego chaosu nawet jak za młodego wsadziłem gówno do miksera. Idziesz i robisz. Nie wiesz po co i na co. Może wiesz chociaż dlaczego? - zaciekawił się.
Oczy Borysa błysnęły wesoło. - To, że ty nie widzisz w tym sensu, nie znaczy że go tam nie ma. Jestem robakiem, nawet kilkoma. -zaśmiał się Jankovic. - Sieć pająka, nim zostanie zbudowana jest tylko chaotycznymi nitkami. Nic nieznaczącym projektem. -dodał wyciągając dłoń w stronę osobnika, po czym zacisnął ją w pięść. - Im dłużej tacy jak ty, nic nie widza tym większy sukces osiągam. -dodał wesoło.
- Pieprzysz krowie placki na łące, bo nikt tego nie rozumie, z nadzieją, że w końcu zacznie to mieć sens. - zaśmiał się głośno Okamijin. - Dobrze jest wierzyć w cuda.
- A mim oto zdobyłem względnie nieśmiertelne ciało. -odparł Borys przytulając jedną ręką Nu. - W przeciwieństwie do niektórych, którzy zaczęli grać, wciąż żyje. No i mam dużo wrogów, a to ponoć ich ilość definiuje wartość człowieka. Teraz moje pytanie. -dodał, biorąc oddech. - Skoro przychodzisz z piekła, to pewnie wiesz. Czemu w tej linni czasowej wszystko poszło inaczej? - to pytanie nurtowało Jankovica, od momentu zebrania w windzie i wykradzenia maili Rolanda. Mimo, że w dużej meirze poruszał się na ślepo, to miał przed sobą puzzle. Tylko nie zaczął ich jeszcze układać. Najpierw chciał zebrać, wszystkie kawałki
. - Nie jestem z piekła. Tylko siedzę przed nim. - poprawił Borysa. - A w tej linii czasowej...wszystko poszło jak trzeba. To jest ta różnica. To jest świat Alfa, wersji alfa. Wszystkie inne linie czasowe to alternatywy powstałe w wyniku rozdarcia. - uśmiechał się osobnik. - To jest oryginalny bieg wydarzeń.
Borys zaśmiał się głośno. I szczerze. - Naprawdę? Zdziwiłeś mnie! -dodał, nie mogąc powstrzymać radości. - Nizwykłe… jeden z nielicznych światów, gdzie wylazłem z próbówki jest tym prawdziwym! -ucieszył się Rusek. - I może to jest właśnie moja siłą, co? Może tego tak się bał Roland, tym się tak zastanawiasz ty, tego ci wszyscy geniusze nie mogą rozwikłać? Podróżowali w czasie, widzieli swoje odbicia, swe błędy setki razy. A nagle pojawiła się nowa osoba, która miała być nic nieznaczącym żołnierzem. I zaczęła wprowadzać chaos. Czy to nie ironiczne, strażniku piekła?
- Psia krew, czemu ja tu usiadłem? Teraz mi spokoju nie dasz. - Okamijin wykrzywił twarz w nieprzyjemnym grymasie. - Szczęście? Szczęście jest skuteczne, ale to nie siła. Ale powiem ci coś: Ja nie mam nic przeciwko. Chodź sobie, sraj i wij tą pajęczynkę. Możesz nawet biegać z prośbami o pomoc. Ja z miłą chęcią pooglądam co ty wyczyniasz.
- Dalej mi nie powiedziałeś, co ty z tego masz. -zauważył Rusek.
- Ja? Z czego. Z ciebie? Przecież to ty mi wchodzisz pod nogi, a nie ja tobie. - odparł nadając Borysowi funkcji wyłącznie irytującego trzecioplanowca.
- Nie, nie… z tego, że chcesz chaosu. Sam powiedziałeś, że chętnie popatrzysz jak więcej rzeczy rozwalę. -zauważył Jankovic. - Coś z tego więc musisz mieć. No i musi być powód dla którego Nikita, dała mi numer do Ciebie
- Cóż nie konkretnie do mnie. Do Alberta. Chyba chce ci wcisnąć gargulca. - wzruszył ramionami. - Nic nie mam z tego co ty robisz. Ale też w niczym mi to nie przeszkadza, to po co mam ci wchodzić w drogę?
- Oh… logiczne. -zauważył Borys. - A więc co ty robisz? Tak z ciekawości pytam. -zapytął wprost, chociaż nie wierzył iż uzyska odpowiedź.
- Prowadzę na spotkanie z moim. - rzucił niby od niechcenia Okamijin. - Wiesz, chce je rozbić jeden o drugi. O, tak. - uderzył swoimi pięściami o siebie. - Jakby to ten szczyl powiedział, PSShhh. - udał eksplozję, naśladując kogoś.
- Chcesz zniszczyć świat? - przetłumaczył na swoje Borys. - To trochę lamerskie, nie?
- Zawsze mogę stworzyć potem nowy. - zauważył. - Nie wywnioskowałeś jeszcze, że jestem “księciem”?
- Jaki w tym sens? -Zdziwił się Borys. - Niszczyć, by stworzyć na nowo… lepiej przerobić to co już istnieje. Mniej pracy. -zauważył.
- A niby dlaczego mniej? Szukać i dochodzić do tego gdzie były błędy oryginału?
- Bo łatwiej jest znaleźć błędy innych, niż te które sam popełnisz przy tworzeniu.- mruknał Rusek, po czym sie odwrócił. - Dobra...czas wstawać i chyba zadzwonić do Einsteina. Do widzenia diabełku. -pożegnał się z pomarańczowym typkiem machnięciem ręki.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 02-03-2014, 22:12   #127
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Cytat:
Gdyby tłumaczyć entropię komuś mniej opanowanemu, można by określić ją słowami "gdy jest biel, jest i czerń. Jest światło i ciemność, dobro i zło, plus i minus". Znaczenie to samo w sobie jest nieco bardziej fizyczne. Wystarczyłoby to jednak aby pozwolić komuś na ogólne zrozumienie idei.
On okazał się być czymś, co temu wytłumaczeniu nadawałoby rzeczowe znaczenie.
"Albert Einstein" nie jest po prostu bytem z innego wymiaru. Jest przeciwieństwem idei boskiej. Jeżeli postawimy w centrum przepływu energii przez uniwersum osobę, która kierowałaby jej przepływem, celem i efektem, mają za zadanie nieprzerywane kontrolowanie tego przepływu, mielibyśmy stworzenie bliskie bogu. Albert za swoje zadanie obrał unieruchomienie wszelkiej energii. Nie rozumie on samej idei życia. Dla "Alberta" istnienie czegokolwiek, jakkolwiek jest po prostu błędem samym w sobie.

Tak najłatwiej wytłumaczyć zapędy tej chaotycznej istoty. Jest tym, co kiedyś nazywano szatanem. Sprawia to, że narastają mi w głowie myśli, że to nie pierwszy raz gdy miesza on w naszym świecie. Kto wie, czy Jezus i diabeł faktycznie nie istnieli dawno temu. W takim wypadku nie wszystko powinno być stracone. Jeżeli średniowieczni ludzie dali sobie radę, to my tym bardziej.

Niestety wydaje mi się, że nie możemy po prostu zatrzymać Einsteina siłą. Jest bardzo prawdopodobnie nieśmiertelny, albo nigdy nie był żywy. Wobec tego stoi przed nami wyzwanie zatrzymanie każdego procesu na jaki mógłby się podołać. O ile moje zatargi z Arnoldem się powiodą, powinniśmy być w stanie przeprowadzić dywersje tuż za jego plecami. Jedyną kwestią jest czas. W końcu mnie odkryje i ukartuje sytuację w której mogę zginąć. Muszę się śpieszyć.

Z powodu niestabilności naszych wymiarów, dochodzę do sugestii, że możliwe jest wejście do konspektu (linii między-wymiarowej) z obu stron. Naszej i wymiaru beta. Mam głęboką nadzieję, że poza linię, nie ma już żadnej drogi.
Borys wygramolił się z zbiornika. Był cały mokry. Trzymali go pewnie w jakiejś cieczy. Z twarzy zerwał maskę, rzucając ją na podłogę. W pomieszczeniu było pełno naukowców. Arnold również się tutaj znajdował.
- Wybacz, że zajęło to tak długo. Operacja była bardziej skomplikowana niż tego oczekiwaliśmy. - przeprosił go, zamiast się powitać. - Minął pełen tydzień. Ale za to sukces był stuprocentowy.
 
Fiath jest offline  
Stary 16-03-2014, 16:35   #128
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Tym razem chłopak nie bawił się w subtelności. Za jego plecami smutno skrzypiała wyłamana brama, a dwóch strażników leżało obok niej bez życia. Ich głowy wykręcone były niemal o sto osiemdziesiąt stopni, zaś ciała wysuszone jak śliwki. Po co dobre tkanki miały się marnować? Apetyt komara musiał być zaspokajany.
- Chatę to ma niezłą. –przyznał Rusek sam do siebie obserwując rezydencję która wznosiła się przed nim. Zadanie miało dotyczyć uśmiercenia jakiegoś ważnego handlarza koką. Zapewne zlecił je inny boss narkotykowy, albo ktoś komu ten naprawdę zalazł za skórę. Rusek nie wnikał – tutaj chodziło o zapłatę a nie poglądy.
Nie było jednak wiele czasu na podziwianie widoczków, oto bowiem nadciągali zaalarmowani ochroniarze. Kilka pocisków pofrunęło w stronę Borysa, a niebo przeciął też z cichym świstem granat.
Widać w tych czasach się niepatyczkowano.

Pocisk wybuchnął u stóp ruska, a jego sylwetkę pochłonął dym i pył. Pionki na usługach bosa mafii czekały z bronią w gotowości. Chociaż mało kto spodziewał się ujrzeć, stwora który wyłonił się z dymu po granacie.


Pokryty swoją ukochaną diamentową zbroją, powstałą w procesie szybkiej przemiany węgla mutant kroczył powoli i z gracją. Musiał przyznać, że mimo lat cierpienia w laboratorium, siła i wytrzymałość Tasmańskiej Króla były wielką pomocą.

Pociski odbijały się od niego, rykoszety zrobiły więcej szkód strzelającym niż samemu Ruskowi. Nawet gdy jakiś trafił w oko, czy też otwarte usta Ruska, moc książąt niepozwalana mu umrzeć.
W przeciwieństwie do ochroniarzy.
Oderwana głowa, nie miała zamiaru odrosnąć, a przebite na wylot ciało, nie powstawało po chwili z ziemi. Jankovic urządził pod rezydencja prawdziwą rzeź. Wyłapał każdego ze strzelców, szybko pozbawiając życia, a następnie życiodajnych płynów.
- Ta robota jest zbyt prosta… –prychnął, odrzucając za siebie ostatnie truchło. Główne drzwi były tuż przed nim… ale przebijanie się przez całą rezydencje było by męczące. A on nazbierał tyle genów, że mógł ułatwić sobie drogę.

Zbroja odpadła z jego ciała, zaś nogi zabulgotały lekko, przyjmując nową formę. Mięśnie splotły się, tworząc potężniejsze struktury, uda pokrył nowy pancerz a Rusek kucnął nisko przy ziemi.
Konik polny, w teorii przy rozmiarach człowieka mógłby przeskakiwać wieżowce. Borys zaś miał teraz jego nogi.
Bokser odbił się od ziemi, a jego sylwetka uniosła się wysoko ponad rezydencję. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy Jankovia, który znowu zmienił się w bryłą twardego jak diament węgla.
Pocisk powietrze-ziemia marki Rosyjski wilk uderzył w dach posiadłości, przebijając się do środka. To gdzieś tu powinna być kwatera narkotykowego bossa całej tej szajki.

Gdy Borys z trudem wstawał z ziemi, zobaczył kawałek szlafroka uciekającego mężczyzny- cóż za łut szczęścia! Wpadł do sypialni swego celu. Rusek biegiem ruszył za ofiarą, a diamentowy pancerz odpadał z jego ciała, sprawiając że z każdą sekundą przyspieszał.

- Zatrzymaj go, zatrzymaj! –przerażony głos, uciekiniera, dobiegał z prawego korytarza, w który wpadł Rusek. Zamiast mężczyzny w nocnym szlafroku wpadł jednak na…


… młodego faceta wcinającego kanapkę. Ubrany w stylowy czarny garnitur, z okularami na nosi i potarganymi włosami. Okruszki z napakowanego wszystkim co się dało sandwicza opadały na ziemię, gdy ten przyglądał się Borysowi.
- Gry… –zaczął mówić, lecz wtedy pięść boksera gruchnęła o jego twarz, sprawiając że łepetyna ochroniarza wbiła się w ścianę niczym kula armatnia. Wygięty do tyłu z palcami dalej zaciśniętymi na kanapce, osunął się na ziemię, zaś tynk opadł na jego garnitur.

- Gdzie polazł ten zasrany mafiozo… –mruknął Borys, mijając powalonego „przeciwnika” i rozglądając się w poszukiwaniu niedomkniętych drzwi lub okna. Faktycznie, przejście do salonu było otwarte, zaś w kącie kulił się łysy i podstarzały już facet. Jego ręce drżały, zaciśnięte na pięknie wykonanym kolcie – broni która Borysa co najwyżej mogła połaskotać.
Jankovic złapał za klamkę, gdy poczuł dotyk czyjejś dłoni na ramieniu.
-…za? –dokończył facet w garniturze, podsuwając Bokserowi swoją pokrytą kawałkami ściany kanapkę.

Mutant odskoczył do tyłu, od razu przyjmując pozycję typową dla walk w ringu. Pogruchotane okulary zwisały z ucha ochroniarza, ale twarz po ciosie Jankovica była ledwo zaczerwieniona. Chłopak odrzucił po chwili niepotrzebne szkła, i kilkoma ruchami głowy wytrzepał z włosów kawałki tynku.
- Niezły cios. –pochwalił Borysa, wpychając resztę przekąski do ust. – Pfefnie spforno trnfujesz cfo? –zagadnął z pełnymi ustami.

Borys nie miał zamiaru odpowiadać, skacząc z lewej na prawa nogę, zmniejszył dystans, a jego prawy sierpowy został skierowany w brodę mężczyzny. Mięśnie krewetki napięły się do granic, a cios poderwał wroga z ziemi. Jego głowa tym razem wbiła się w sufit, aż po ramiona. Ręce faceta w garniturze, zbadały przestrzeń dookoła, by po chwili odepchnąć się od stropu i pozwolić mu opaść na ziemię.
- Aleś ty nerwowy, teraz moja kolej co? – westchnął poprawiając krawat. Twarz Borys przedstawiała czyste zdziwienie, nawet w momencie gdy elegancki but przeciwnika gruchnął go w nos.
Rusek przeleciał przez korytarz, robiąc przy tym kilka fikołków, zatrzymując się dopiero na ścianie.
- Pokaż mu Tobias! –głos bosa mafii rozległ się z salonu. – Potroję Ci pensje tylko zabij to dziwactwo!

Borys jęknął cicho, złamany nos powoli się regenerował. Bolało go jednak co innego – niewiedza. Kim był ten zasrany ochroniarz, oraz czemu był taki silny.
Rusek dźwignął się z ziemi, zerkając na oponenta, który właśnie wyciskał sobie mleko w tubce prosto do ust.
- Czekoladowe, całkiem niezłe. –mruknął łapiąc dysze w usta i strzelając palcami. – Jesteś jakimś pokręconym mutantem ,nie? Normalnie powinieneś już nie żyć. – zauważył w stronę Borysa, który dmuchnął krwią z nosa na ziemię.

- A ty jesteś pieprzonym Niemcem, więc jesteśmy kwita. –warknął Jankovic, łapiąc za duży świecznik stojący obok niego. Cisnął nim niczym włócznią, w stronę Tobiasa, który nawet nie drgnął. Metalowy pocisk uderzył w jego czoło, lecz zamiast pogruchotać czaszkę, zgiął się niczym papier. Z pięknego świecznika, pozostała tylko pogięta metalowa rura, która przeciwnik odtrącił ruchem stopy.
- Wybacz chłopie, ale to na nic. Jestem całkiem niezły jeżeli chodzi o używanie Psi w celu wzmocnienia ciała. Nieskormnie mówiąc, to najlepszy w całych Niemczech. – dodał idąc powoli w stronę Borysa. Pięść Tobiasa zaś delikatnie błysnęła od kondensującego się na niej Psi.

Borys uśmiechnął się lekko. W sumie w końcu z tych wszystkich dziwaków, trafił na kogoś kto po prostu był silny. Nie bawił się grawitacją, czy nie miał jakichś pół energetycznych. Ot ktoś kto zamiast mięśni używał Psi.
- Czyli po prostu musze uderzać mocniej niż twoje Psi, co nie? –zaśmiał się Borys podchodząc do Niemca i równając się z nim. Chwile patrzyli sobie w oczy, mierzyli się nazwa zjem czekając na to kto pierwszy zaatakuje.

Inicjatywę przejął ochroniarz, jego pięść śmignęła w miejscu gdzie przed chwilą była twarz Borysa. Szybki unik jednak pozwolił Ruskowi odsunąć głowę w tył. Jego pięść uderzyła w bok głowy Tobiasa, jednak to nie sprawiło nawet by ten się poruszył.
W tej samej chwili zaciśnięta dłoń ochroniarza, trafiła w pierś Borysa… z siłą normalnego człowieka. Jankovic uniósł brew, lecz jego mózg wysilił się i po chwili krzyknął triumfalnie wyciągając wnioski. Przeciwnik nie mógł na raz używać Psi ofensywnie defensywnie.

- To ułatwia sprawę. –zaśmiał się Rusek odskakując w tył, a jego skóra zabulgotała pokrywając się p oraz kolejny tego wieczoru diamentem. – Zobaczymy czy teraz dasz radę mi coś zrobić. – uśmiech pojawił się na twarzy Jankovica. Wystarczy, że przeciwnik zaatakuje, a on wykorzysta to iż pancerz zaabsorbuje uderzenie, na rzecz kontrataku.

Tobias spojrzał na prowokującego go Ruska, i mocno naciskając na tubkę z mlekiem umieścił całą jej zawartość w ustach.
- Zobaczmy więc. – stwierdził uginając rozstawione szeroko nogi i nabierając powietrza w płuca.
Borys nie stał oczywiście jak słup soli, pochylił się lekko przyjmując defensywną gardę, mim oto był pewny swojej krabiej defensywy.

Tobias cofnął rękę, jego ciało skręciło się a ziemia pod stopami popękała delikatnie, gdy przyjął pozycje charakterystyczną dla jakiejś nieznanej ruskowi sztuki walki.
- Blitzkrieg! – emocje wypłynęły z ust Niemca w postaci okrzyku, gdy jego pięść gruchnęła w złożone ze sobą ramiona Borysa.
Popękały ściany, diamentowy pancerz rozpadł się na kawałki a pięść bez problemu przedarła się przez defensywę Borysa, który znowu frunął przez korytarz. Tym razem ściana jednak go nie zatrzymała, Jankovic przebił sie na zewnątrz rezydencji. Dopiero mur ją otaczający był wstanie wyhamować pęd ciała boksera.

Na jego piersi widniał widoczny odcisk pięści przeciwnika, zaś krew wypłynęła mu z ust.
„- On używa Psi idioto, może cie zabić!” – Nuu skarciła Jankovica głośnym mentalnym krzykiem .
Borys dobrze to wiedział, czuł że przynajmniej dwa żebra zostały połamane, gdyby nie wytrzymałość króla Tasmani już byłby martwy. Mimo to uśmiechał się, na jego szponiastych łapach, widniał bowiem kawałek materiału garnituru.
Był za wolny, w tej formie zdołał tylko naderwać marynarkę wroga, nim atak go odrzucił. Borys dźwignął się z ziemi, w momencie gdy Tobias lądował na ziemi, wyskakując przez dziurę w ścianie.
- Jesteś żywotny jak karaluch! –krzyknął wesoło w stronę Jankovica. – Chyba pierwszy raz widzę kogoś, kogo w ogóle da się zidentyfikować po tym ataku. Powinszować! –zawołał wesoło, wsypując sobie do ust cała paczkę M&Msów

- To zaraz zobaczysz też, kogo kto skopie Ci dupę. –odparł wesoło Rosyjski wilk. Dawno tka dobrze nie bawił się w czasie walki – przypominało mu to czasy spędzone na ringu.
- Jeszcze raz. –stwierdził, pozbywając się pancerza i stając przy Tobiasie.

Niemiec wyraźnie się zdziwił, ale przyjął wyzwanie. Ponownie przyjął postawę, która miała przynieść wojnę błyskawiczną.
„- Debilu zginiesz jak Cie trafi! Nie mam zamiaru Cie zbierać z ziemi. Wstrząs mózgu masz czy co!” –Nuu wydzierała się w jego głowie, ale Borys nie zwracał uwagi na słowa swej duszy.
Ugiął nogi, nie kłopotał się nawet defensywą prawa rękę zgiął w gotowości do typowego prostego.

Powietrze opuściło usta Tobiasza gdy po raz kolejny wypłynęły z nich słowa –Blitzkrieg!
Pięść Niemca ruszyła w stronę serca boksera, który myślał teraz tylko o znokautowaniu przeciwnika. Niczym w dawnych walkach na ringu, gdy jeszcze był zwykłym licealistą. Moment w którym liczyć się miało zwycięstwo oraz wywołanie uśmiechu dumy na ustach ojca.

Borys wykręcił się cały, pozwalając pięści uderzyć w powietrze, co stworzyło pokaźną fale uderzeniową. Nim Tobiasz zdążył znowu się utwardzić pięść Borysa, trafiła prosto w jego twarz. Rusek usłyszał dźwięk pękających kości, a ciepła krew trysnęła z nosa wroga na jego dłoń.
Jankovic nie odpuszczał, od razu dołączyła lewa uderzając w brzuch i posyłając wroga parę metrów dalej.
Niemiec opadł rozciągnięty na ziemi, a Borys uniósł pięść w geście zwycięstwa. Odliczył cicho pod nosem do dziesięciu, po czym z krzykiem oświadczył – Wilk wygrywa poprzez nokaut! – w jego głosie słychać było czysta radość ze zwycięstwa.

Tobias jęknął coś cicho, nieudolnie starając dźwignąć się na równe nogi.
- Ty leż i lepiej czekaj na pogotowie. –zaśmiał się Borys, po czym rzucił w stronę Tobiasa karteczkę ze swoim numerem telefonu. – Zadzwoń kiedyś, fajnie się walczyło. Musimy to powtórzyć. – dodał, ruszając by dokończyć swoja pracę.

~*~


Borys niczym pies otrząsnął włosy z cieczy, po czym wytarł twarz podanym mu ręcznikiem. Jego potężne muskuły pracowały wyraźnie, gdy rozciągał się, niezbyt przejęty nagością swej osoby.
- ILE!? Coś ty mi przez tydzień tu robił! -ryknął zdziwiony, gdy dotarła do niego informacja.
- Wprowadzał geny. - odparł dwoma słowami - Dokładnie to co chciałeś.
- Trochę to trwało… a co ty taki niemrawy? nie cieszysz się z udanego eksperymentu? -zagadnął Jankovic.
- Cóż...Aurora prawie u bram. Gdybyś miał w domu wojnę, też byś się pewnie przejmował. - wzruszył ramionami kozioł. - Na pewno nie chcesz zostać z nami? Pomógłbyś nieco. Jakoś bym się w końcu odwdzięczył.
- Nikt nie powiedział, że wam nie pomogę. Ale lepiej zamknąć ze sobą broń o której nie wie przeciwnik, czy wypuścić ją za jego plecy? -zapytał filozoficznie Borys.
- Nie musisz ze mną dyskutować strategii. Ten las nie jest zbyt łatwy do opanowania, a moja armia nawet cię nie zna. Mogę powiedzieć ludziom do czego nie strzelać, ale nawet niebyłbym w stanie przygotować cię do poprawnej walki na tym terenie. - po głosie kozła, łatwo można było stwierdzić, że nie jest on z tego zbyt zadowolony. - Pomóż nam jakkolwiek, a postaram się ci odpłacić.
- Nie ma sprawy, ale zrobię to po swojemu. Aczkolwiek będę do tego potrzebował kilku genów z twojego składu. Byle jakich. Musze uzupełnić zapasy. -stwierdził, owijając się w pasie ręcznikiem. - Ile mamy mniej więcej czasu do natarcia Aurory?
- Dwa dni. - odparł krótko - co masz na myśli, mówiąc o genach?
- A niby taki mądry… -mruknął Borys zaglądając do pojemnika z którego wyszedł. - Coś takiego… -stwierdził, gdy ponownie ssawka komara zagościła na jego twarzy, a on wciągnął trochę podtrzymującej życie. - Potrzebuje genotypów by pokazać swój pełen potencjał. -dodał, głosem jak gdyby miał mocno zatkany nos.
- To będzie problem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ilu żołnierzy mogę wynająć za koszt jednego genotypu. Zresztą, dopiero co zrobiliśmy z ciebie dinozaura. Dasz radę.
- Ehhh… pieniądze zawsze będą żądzić światem, co? -westchnął Rusek, gdy jego twarz wracała do normy. - Rozumiem że gdy zacznie się atak, zostaniecie tu zamknięci? Nie będzie wyjścia po za dżungle?
- Już dawno zamknęliśmy bramę. - przytaknął Arnold. - Oczywiście nikt ci nie zabroni wyjść.
- Tak, chce stąd wyjść. Powiedz mi tylko, jest jakieś przejście którym będę mógł wrócić, czy jedynym sposobem na powrót będzie desant, w serce armii wroga. -zapytał Ruske, po czym po chwili namysłu dodał. - Masz zamiar bronić się ile wlezie, czy jakoś wygrać tą walkę?
- Upadnie Aurora, upadnie CyberCore. Może wygramy. - zdecydował Kozioł. - W górach jest ukryte przejście. Prowadzi prosto na lotnisko. Jednak droga na piechotę to około dnia.
- Dobra ostatnia sprawa i podejmę swoją decyzję… macie tu jakieś wybuchowe tałatajstwo?- zagadnął Jankovic, odbierając ubrania od personelu i w końcu zasłaniając swoje ciało.
- Cóż, kilka z instalacji podziemnych może wybuchnąć podczas bitwy. Jakby nie było korzystamy z gazu i ciężkiej elektroniki. Kilka łatwopalnych specyfików do badań też się znajdzie...co masz na myśli pod słowem “tałałajstwo”? - spytał, unosząc lekko brew.
- Bardziej chodziło mi o to, czy macie tu jakieś rakiety. Wiesz będziesz walczył z wojskiem, ciężkiego sprzętu pewnie maja od cholery.
Arnold zaśmiał się lekko. - Przy tylu mutacjach powinieneś wiedzieć co jest w stanie zrobić zwierzokształtny. Tym bardziej w desperacji. Mamy narkotyki na pobudzenie dna. Ogłupiają, ale nawet najprostsza małpa powinna być w stanie upleść lufę czołgu w kokardkę.
Tego Jankovic się nie spodziewał. Podrapał się po głowie, wskazując po chwili palcem na swoją twarz. - Na mnie też by to tak działało, czy przez te zmiany w moich komórkach coś by poszło inaczej?
- Jak mówiłem, otępia. Nie wiem czy byłbyś wtedy w stanie zmienić formę. Przynajmniej póki z ciebie nie zejdzie.
- Ciekawe, na zwykłe zwierzaki też tak działa? -bokser wyraźnie zainteresował się tematem.- Da się to przedawkować? I jak działa na zwykłych ludzi?
- Na zwykłych ludzi działa jak przyśpieszony kurs poboru sterydów. Zwierzęta wpadają w szał a potem umierają na zawał serca albo wylew w mózgu. Przedawkować można. Efektem jest zgon na miejscu. - ostrzegł kozioł. - Rozumiem, że chcesz kilka sztuk?
- Dają to brać, biją to oddawać...byle mocniej. - zaśmiał się Rusek po czym dodał. - Daj mi motor, pokaż to podziemne przejście a wygram Ci te wojnę Arni. -dodał wesoło Borys.
- Nie mamy pojazdów na terenie kompleksu. Przynajmniej nie zbytecznych, i wszystkie na energię słoneczną. - wypowiedź kozła nie była zbyt zadziwiająca. - Możesz dostać...bo ja wiem...czy ktoś przypadkiem nie miał roweru? - Arnold rozejrzał się po naukowcach.
- Dwóch pedałów na pewno tu znajdziesz… -mruknał cicho pod nosem Borys, tak by nikt go nie usłyszał, po czym szybko dodał głośniej. - Rower też będzie dobry, przynajmniej to jakiś trening.
- Na pewno znajdziesz jakiś pod budynkiem. - wywnioskował Kozioł. - A teraz może odpoczniesz? Posiedź, zregeneruj się, wybij herbatę. Dopiero skończyłeś operację. - zasugerował.
- Chciałbym...ale goni mnie czas. -westchnął Borys. - Nie zapominaj, że jeżeli chodzi o regeneracje, to akurat ja nie mam problemów. -zaśmiał się Borys. - Daj mi pare fiolek z tym lekiem a potem trzymaj kciuki za mój sukces. -stwierdził, uderzając w plecy kozła po przyjacielsku.
 
__________________
It's so easy when you are evil.
Ajas jest offline  
Stary 17-03-2014, 20:35   #129
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Brzmi nie najgorzej - odparł Henry. - Choć nie wiem czy spodobałoby się to Nikicie. Planowałem zastąpić naszą dwójkę androidami korzystającymi ze skafandrów kamuflujących, ale gdyby udało nam się kupić więcej czasu moglibyśmy zkonstruować prawdziwe sobowtóry, więc póki co możemy użyć pańskiego planu. Może go pan przekazać Zolfowi, a ja zajmę się następnymi krokami.
Zolf rozpogodził się.
- Dobra. Wiedziałem, że jest jakieś wyjście.
* * *
Następnego ranka Mason powróciwszy do wydziału technologicznego poprosił Zolfa o oddanie mu do dyspozycji dwóch szablonowych androidów, które miał zamiar wykorzystać w swoim planie stworzenia sobowtórów jego i Nikity. Wpierw postanowił zająć się jednak oprogramowaniem swojego własnego klona, gdyż wiedział że zaprogramowanie wszystkich jego parametrów i zachowań zajmie najwięcej czasu i jednocześnie wzbudzi potencjalnie mniej podejrzeń niż konstrukcja samej lalki.
Zaczęli od podłączenia go do specjalnej aparatury która zbierała dane o jego funkcjach psychomotorycznych. Zajęło to sporą część dnia, jednak udało im się zebrać większość informacji potrzebnych by android poruszał się w niemalże identyczny sposób jak sam naukowiec. Pod koniec dnia manekin potrafił nawet bez mrugnięcia okiem przybić z nim piątkę dokładnie w tym samym momencie i powoli dawało się dostrzec podobieństwo między nimi.
* * *
Po tygodniu oprogramowanie dwójki androidów było niemal w stu procentach gotowe. Manekin Henriego zręcznie naśladował wszystkie wykonywane przez niego czynności, nawyki, a nawet miał w bazie danych program który Henry nazwał "Mad scientist simulator 3000 v.0.64b", zawierający zarówno jego własne teksty, jak i setki cytatów ze starych filmów. Nie było więc mowy by ktokolwiek rozpoznał go po zachowaniu.
Program Nikity naturalnie był zwykłą kopią oryginału, więc nie musieli wprowadzać nic poza drobnymi poprawkami dotyczącymi parametrów jej nowej obudowy.
Dodatkowo oba androidy posiadały zainstalowany program służący do przekazywania Zolfowi oraz Henriemu danych audiowizualnych, jak i umożliwiający im zdalne wydawanie zaprogramowanych komend.
Pozostała im jedynie przebudowa i ucharakteryzowanie manekinów, by fizycznie były nie do odróżnienia od oryginałów, gdy Henry otrzymał wiadomość od Aurory z rozkazami. Miał udać się na front i zmierzyć się z bio-terrorystami Geenie Corp., samemu wchodząc w skład specjalnego oddziału psioników. To zaś zmusiło go do przerwania prac nad sobowtórami. Niezwłocznie udał się do gabinetu Yokiego z którym zamierzał porozmawiać na ten temat.
- Czy pan również został przydzielony do tej misji? - chciał się po pierwsze upewnić. - Wie pan kto jeszcze może wchodzić w skład owego specjalnego oddziału? Szczerze mówiąc poza mną, panem, Meerem i profesorem Ao nie przychodzi mi do głowy nikt inny w bazie kto posiadałby wyższy niż przeciętny potencjał PSI.
- Ty ja, Ao i Jacek. - wyjaśnił Yoki. - Meer jest jedynym który pozostaje w bazie. Ponieważ jest proxy. - wytłumaczył Yoki przeglądając jakieś papiery. Najpewniej powiązane z misją. - Nieźle nas wrobiła.
- Wrobiła? - zapytał zaskoczony Henry. - Więc to ma być jakaś dłuższa misja? Czy może o wysokim stopniu zagrożenia? Co Aurora miała na myśli, mówiąc o “bio-terrorystach”?
- Chce nas wszystkich wysłać na wojnę z Geenie corp. Mamy zabić Arnolda, Geenie i kogokolwiek jeszcze znajdziemy, zabrać technologie i wrócić do poszukiwania proxy. - wyjaśnił na szybko Yoki. - Będzie to trwało długo, będzie niebezpieczne i cholera wie co jeszcze.
- Przecież to szaleństwo - zaprotestował Henry. - And that's coming from me. Przecież Aurora sama mierzyła się z Arnoldem, więc wie jak potężny jest z mocą jaką daje mu rdzeń. Ja o mało co nie zginąłem próbując uciec z Holandii, a do tego w tym momencie kozioł niemal na pewno spodziewa się naszego ataku i nie mamy bladego pojęcia jakie pułapki i sekretną broń na nas szykuje. Przechodzenie w takim momencie do ofensywy, to czyste wariactwo. To jak wskakiwanie prosto w otwartą paszczę lwa i liczenie na to, że się nami zadławi. Czy Arurora do reszty postradała zmysły?
- Tak mi się wydaje. - przyznał Yoki. - Prowadzenie całej tej wojny z matką wymaga rozwagi i szaleństwa. Rozwagą była Aurora, szaleństwem był Roland. Ale Rolanda nie ma. Ta kobieta nie wie co ma robić i popełnia same akty desperacji. Od kiedy zamknęła bazę na trzy spusty wiedziałem, że nie będzie zbyt dobrze. Z drugiej strony, jak mamy ją powstrzymać?
- Cóż, obiecałem mu że nikomu tego nie wyjawię, jednakże biorąc pod uwagę okoliczności w jakich się znaleźliśmy... - zaczął Mason z lekkim wahaniem. - Jak myślisz, co by zrobiła Aurora gdyby dowiedziała się, że prezydent wcale nie zginął w zamachu, tylko zaszył się gdzieś na bezludnej wyspie albo w opuszczonym bunkrze?
- Wsadziła by cię do aresztu na wszelki wypadek i wysłała grupę specjalną do podjęcia kontaktu. - wzruszył ramionami Yoki. - Jakby faktycznie go znaleźli pewnie byłaby wkurwiona, że zaczął funkcjonować bez niej. Oznacza to jednak, że cokolwiek Roland chciał przez to uzyskać nie nastąpi. Aurora szybko zmienia piorytety.
- To prawda, ale z drugiej strony mogłoby dzięki temu zmienić decyzję odnośnie ataku na Geenie Corp - stwierdził Henry. - Nie wiem jednak czy gra jest warta świeczki. Z tego co udało mi się wyczytać w dzienniku Rolanda, mam wrażenie, że może on być jedyną osobą która rzeczywiście wie jak zapobiec katastrofie.
Nie, to zdecydowanie nie było dobre wyjście. Chłopak musiał znaleźć inny sposób na powstrzymanie Aurory. Stał tak z założonymi rękoma i wzrokiem wbitym w ziemię, przytupując rytmicznie nogą. Jego umysł pracował na wysokich obrotach, analizując wszelkie możliwe opcje.
- Właściwie, to może być to... - rzekł w końcu, unosząc wzrok z powrotem na Yokiego. - Muszę skontaktować się z Rolandem i dowiedzieć się co zamierza zrobić. Od swojego zniknięcia skontaktował się ze mną tylko raz, tuż przed moim powrotem do bazy i to on zlecił mi odzyskanie czipa ze swojego komputera. Miałem oddać go komuś w koreańskim barze "leosia-eo nongdam". A wypad za dwa dni może okazać się ku temu dobrą okazją. Dzięki mojemu sobowtórowi którego skonstruowaliśmy wraz z Zolfem mogę znajdować się w dwóch miejscach na raz i Aurora o niczym się nie dowie.
Zolf przytaknął ruchem głowy. - To w sumie zawsze jakaś okazja. Wtedy będziesz wiedział, czy masz tutaj wrócić czy nie…. - Zolf wyglądał na dość przejętego. - Z drugiej strony...na pewno Roland jest żywy? Jeżeli Tanu podszyła się pod osobę tak skomplikowaną jak Borys to może równie dobrze podszywać się pod Rolanda. - zauważył. - Jeżeli tam pójdziesz najpewniej dostaniesz jakieś odpowiedzi, ale...cholera go wie, jakie one będą. Bądź ostrożny. - polecił Zolf.
Chwilę później odsunął część swoich papierów i podał Henriemu kopertę. - To od Jacka. Nie mam pojęcia o co chodzi, nie czytam cudzych listów.
- Poradzę sobie. Upewnij się tylko, że Jacek i Ao nie zauważą że mają do czynienia z moim sobowtórem - odparł Henry, spoglądając na kopertę, którą prędko otworzył i przewertował list na miejscu, w razie gdyby było w nim coś czym chciał się podzielić z Yokim.
Cytat:
List pokazywał tylko zdjęcie jakiegoś niezbyt przemodelowanego domu z błękitnym dachem. Wydawał się być strasznie zacofany technologicznie, równie co pozostałe w jego okolicy.
Plac Roosvelta
Olsztyn
Polska

Wejdź do piwnic.
Dzwoń. #ST.Frank

-do zobaczenia na miejscu-

Bóg.
Polska wedle wiedzy Henriego była niewielkim krajem, który na jakieś dziesięć lat przed powstaniem unii, był nazywany nową strefą Rosyjską. Gdzie to było? Europa środkowa?
- Kolejne miejsce do sprawdzenia - oznajmił na głos naukowiec, wkładając list z powrotem do koperty którą schował w kieszeni. - Tym razem w Polsce. To chyba bliżej Holandii niż Korea, więc chyba tam się najpierw udam.
- Hmm? Jacek coś z sensem wiedział? - zapytał zdziwiony Yoki. - Myślałem, że on się ciebie boi. - Dodał, z myślą o wydarzeniach z chipem i Nikitą.
- Najwyraźniej dobrze udawał, albo on również pracuje dla kogoś innego, tak jak Bangetsu. W każdym razie nie zaszkodzi tego sprawdzić - chłopak wzruszył ramionami. - Do zobaczenia za dwa dni. Mam jeszcze parę rzeczy do przygotowania przed wyruszeniem.
* * *
Pierwszym co należało zrobić, było przemycenie na dół androida który miał udawać Henriego. Było na to kilka sposobów, jednak tym na który zdecydował się chłopak, było wykradzenie kombinezonu kamuflującego o który wcześniej pytał Nail. Ta naturalnie dalej nie odstępowała go na krok, jednak nie było to dla niego problemem. Zwłaszcza, że w związku z przygotowaniami do ataku na Geenie Corp, większość żołnierzy opuściła swoje posterunki i zakradnięcie się do zbrojowni niezauważonym było dla Henriego dziecinną zabawą. Zapętlone kamery, włamanie się do bazy danych zbrojowni i wykasowanie wszelkich danych o sztuce kombinezonu który zamierzał wykraść było wszystkim czego potrzebował. Następnie wystarczyło wejść do środka otrzymanym od Bangetsu kluczem magnetycznym, odnaleźć rzeczony kombinezon i przesłać go za pomocą CMU do swojego teleportera. Dodatkowo by nie wzbudzać podejrzeń Henry pobrał już oficjalnie ze zbrojowni kilka sztuk dość mocnych miniaturowych laserów oraz baterii nuklearnych które już od jakiegoś czasu zamierzał zamontować w swoich botach zwiadowczych.
Resztę czasu jaki pozostał mu przed wyruszeniem na misję, Henry zmuszony był wykorzystać na dokończenie wraz z Zolfem swego androida. Pozostało go odpowiednio ucharakteryzować, czyli nałożyć na manekina sztuczną skórę o odpowiednim kolorze i elastyczności, wygrawerować na niej laserowo linie papilarne oraz adekwatne rysy twarzy, dobrać soczewki w kamerach ocznych o odpowiednim kształcie i kolorze tęczówek, dodać sztuczne paznokcie i syntetyczne włosy, spryskać wodą kolońską której na co dzień używał Henry i viola, mamy gotowego sobowtóra, nierozpoznawalnego nawet dla innych androidów.
Proces ten jednakże zajął Henriemu i Zolfowi nieco dłużej niż się spodziewali i po skończeniu ostatnich poprawek zostało im już tylko niespełna kilka godzin przed planowanym przez Aurorę wypadem. Henry zebrał więc cały swój ekwipunek, odebrał od Zolfa wykradziony z pokoju Rolanda czip i poprosił go by poinformował Nikitę gdy tylko jej sobowtór będzie gotowy do użytku, jak również przekazał jej że w teleporterze w pokoju Henriego będzie na nią czekał użyty przez niego kombinezon kamuflujący, gdyby tylko miała zamiar niepostrzeżenie opuścić bazę.
Po pożegnaniu z Zolfem Henry udał się już wraz ze swoim zakamuflowanym sobowtórem na odprawę przed wyruszeniem na misję. Szczęściem znajdował się w jednostce specjalnej, a nie kordonie szeregowych żołnierzy, więc niewielkie były szanse, że ktoś wpadnie na jego niewidzialnego androida i zdemaskuje jego chytry plan. W rzeczy samej nawet jadąc przez kilka godzin windą i w trakcie późniejszego przelotu helikopterem do Holandii wyglądało na to, że Ao ani Jacek nie zdają sobie sprawy z tego że towarzyszyła im jeszcze jedna osoba. Naturalnie sobowtór jako android mógł również kontrolować temperaturę swojego ciała, więc nawet kamery termowizyjne nie byłyby go w stanie wykryć.
Podmiana również nie okazała się trudna. Gdy dotarli na miejsce Henry zwyczajnie w trakcie wyjścia do toalety zdjął z androida kombinezon kamuflujący i nakazał mu od tej pory zająć jego miejsce w oddziale specjalnym psioników. Drugi Henry zaś w odpowiedzi przytaknął, uśmiechnął się niczym szaleniec i opuścił toaletę. Prawdziwy Henry zaś mógł mieć tylko nadzieję, że jego sobowtór nie zostanie wykryty przez Ao ani Jacka, dopóki on sam nie powróci ze swojej wycieczki dookoła świata w poszukiwaniu odpowiedzi. Przy odrobinie szczęścia drużyna psioników zostanie wpierw wysłana na przeszpiegi i będą unikać starć z wrogiem, co powinno dać mu w najlepszym razie nawet kilka dni. Mimo to Henry zamierzał co kilka godzin sprawdzać raporty od swojego androida i uważać na wiadomości od Yokiego, który miał go poinformować z wyprzedzeniem gdyby jego obecność w trakcie misji okazała się niezbędna.
Teraz jednak chłopak nie zwlekając udał się na najbliższe lotnisko i korzystając liberalnie ze swych uprawnień jako członka specjalnej grupy wojskowej, pod przykrywką wykonywania tajnej misji, dostał się na pokład najbliższego samolotu pasażerskiego lecącego do Polski. Jak się później okazało, było to znacznie mniej typowe miejsce niż naukowiec miał nadzieję zwiedzić. Ku mocnemu zdziwieniu Henriego Polacy okazali się znacznie bardziej dzikim i zacofanym narodem niż Rosjanie z którymi chłopak miał do tej pory znacznie więcej do czynienia.
Po pierwsze niemal wszystkie polskie ulice z jakiegoś nieznanego mu powodu pełne były dziur. Być może z powodu coraz bardziej rosnącej popularności antygrawitacyjnych samochodów i innych unoszących się nad ziemią pojazdów, uznali że nie ma powodu ich naprawiać? Teoria ta miała w sobie jednak wiele luk, gdyż po dłuższych oględzinach doszedł do wniosku, że w Polsce wciąż dominuje na drogach transport kołowy, a klnące na wszystko ekipy budowlane rozstawione niemalże w regularnych odstępach zajmowały się przebudową i naprawą dróg.
- Ty, Wiesiek, zabieraj tą flachę, ja już więcej nie piję... widzę jakiegoś nieogolonego doktorka na kosmicznej deskorolce z komputerem w łapie - rzekł jeden z mijanych przez niego robotników, co najwyraźniej Henry źle przetłumaczył za pomocą translatora w swoim CMU, gdyż z pewnością nie mógł on mówić o piciu alkoholu w samo południe.
Dodatkowo niemal wszystkie mijane przez niego starsze panie w beretach z jakiegoś powodu łypały na niego podejrzliwie z pode łba, a niektóre ku jego zdziwieniu pukały się wymownie w czoło gdy przejeżdżał obok nich na swej desce, co kompletnie wybijało go z tropu do momentu w którym nie zatrzymał go patrol policji. Dwaj funkcjonariusze poinformowali go swoim łamanym angielskim, że nie może poruszać się na desce po chodniku dla pieszych, ani po ulicy, ani nawet po ścieżce rowerowej. Najwyraźniej polskie przepisy klasyfikowały latające deskorolki jako pojazdy, ale nie uwzględniały do jakiej kategorii należą, więc w praktyce nie było miejsca w którym można było się na nich poruszać. Henry spróbował więc wyjaśnić im, że pracuje w bazie kosmicznej i został wysłany do tego miejsca na tajną misję wojskową, jednak ci wybuchnęli jedynie gromkim śmiechem.
- No tego jeszcze nie było, Zenek! Wychodzi na to, że przyleciał nam tu z kosmosu szpieg-doktorek-kosmonauta na rakietowej deskorolce! Poczekaj tylko jak moja żoncia o tym usłyszy!
Na nic zdały się dalsze wyjaśnienia i nawet okazanie międzynarodowej legitymacji wojskowej, która uznana została za podróbkę. Dopiero telefon i solidny opieprz od komendanta głównej komendy policji w Olsztynie przywołał funkcjonariuszy do porządku i umożliwił Henriemu dotarcie w spokoju na miejsce spotkania.
- And I thought Japan was weird enough country... - rzekł sam do siebie Mason i z rezygnacją otworzył drzwi budynku z niebieskim dachem, z zamiarem odnalezienia schodów do piwnic.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 17-03-2014 o 20:51.
Tropby jest offline  
Stary 17-03-2014, 21:15   #130
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Budynek był wyraźnie zamknięty. Oddany do remontu, czy po prostu pozostawiony samemu sobie, aż w końcu się zapadnie.
Schodów Henry szukał zadziwiająco długo. Były one ukryte. Dopiero gdy jedna z desek pod jego stopami pękła, podczas któregoś z rządu spaceru po pustych pokojach, zorientował się, że przejście było za lodówką w kuchni.
Prowadziły one nisko w dół. Bardzo nisko. Zaś na samym dole znajdowała się winda, która zaprowadziła Henriego jeszcze niżej. Trafił on do podziemnego laboratorium, pełnego zamkniętych drzwi i zawalonych pomieszczeń.
Część z pomieszczeń laboratorium wydawała się jednak wciąż funkcjonować. Zajmowano się tutaj na pewno cyborgami, to naukowiec był w stanie odkryć dość szybko.

Swój spacer w poszukiwaniu kogoś albo czegoś Henry zakończył wchodząc do jednego z biur. Znajdował się tutaj komputer, a samo pomieszczenie wydawało się być serwerownią.
Urok znajdował się w ekranie monitora maszyny. Widniał na nim napis.
Cytat:
Welcome: Henry. Please: Connect.
Obok niego znajdował się nietypowy kontakt usb. Nie było to wejście znajome mężczyźnie.

Borys tymczasem zasłaniał się przed słońcem za pomocą dłoni. Wyjazd z ciemnego tunelu na pagórek nie był zbyt przyjemny. Instrukcje zgadzały się jednak, naprzeciw niego znajdowało się lotnisko.
Był w stanie dojechać na nie w niespełna dwadzieścia minut. Było to nawet przyjemne. Przejechać się rowerkiem jak zwykły człowiek, bez większych zmartwień.
Na lotnisku nie pozwolono mu jednak wykonać telefonu. Znalazł tam co innego.
Jason Eater siedział na jakiejś drewnianej skrzyni, machając nadchodzącemu szefowi z cwanym uśmiechem na twarzy. - Oy, szykuj się! - krzyknął - On cię nie lubi!
Na środku pasa startowego znajdował się cyborg o żelaznych dłoniach i skamieniałej twarzy. Mimo nieznajomej aparycji, Borys odczuwał od tej postaci znajomą aurę.
Cyborg napiął żelazne mięśnie, zamachnął się, i uderzył w stojący obok samolot osobowy. Przewrócił się on i odleciał kilka metrów w tył. Chwilę potem, maszyna przeniosła spojrzenie na ruska.
 
Fiath jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172