Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2014, 17:39   #9
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Daniel wrócił do czekającej na peronie drużyny ekspresowo. Co prawda w tym czasie reszta musiała opędzać się od dzieciaków, próbujących im opchnąć tani bimber i jakieś błyskotki z powierzchni - przeważnie kapsle, niesprawne zegarki i płyty cd. Ale nikt nie zdążył się zmęczyć ani porządnie wkurwić na koloryt lokalny.
Zarzucili plecaki i żegnając blask żarówki wyruszyli w dalszą drogę.

Droga z Crenshaw do Vermonth była prosta jak drut, ale też praktycznie najdłuższa. Ponad cztery kilosy w ciemności ze zdewastowanym torowiskiem, z którego ludzie w niewiadomym celu powyciągali części szyn. Musieli, więc uważać na każdy krok - łatwo było zawadzić o wystający, drewniany podkład i skręcić albo złamać nogę. Co rusz błyskali więc latarkami na ziemie, by się nie potknąć. Pewnie dlatego za późno zobaczyli przygarbione cienie skryte w załomach tubingów i niewielkich komorach osadzonych w obłych ścianach tunelu.


Pierwszy strzał przeszył ciszę. Błysk płomienia wylotowego rozświetlił na chwilę tunel. A po sekundzie rozpoczęła się kanonada...

Pocisk sięgnął idącego na przedzie Joe z Redondo. Kula przyczajonego snajpera uderzyła go w ramie, rozrywając ciało i przechodząc na wylot. Chłopak wrzasnął i zwalił się na ziemie.
Choć nie dostrzegli snajpera, to pozostałych dwóch napastników, którzy własnie wychylali się zza żeber tunelu było doskonale widać w blasku latarek i reflektorka Jany.

Zanim tamci zdołali otworzyć ogień Daniel podrzucił karabin do ramienia i wystrzelił, prawie jednocześnie wystrzeliła też Jana. Dziewczyna, dzięki wrodzonemu instynktowi - najpierw rzuciła się na ziemie, a potem zdołała jeszcze wystrzelić w tego samego mężczyznę, którego obrał na cel Jones. Jej latarka upadła obok niej i oświetlała przód tunelu.

Dwie kule kaliber 7.62 mm uderzyły w pierś wyskakującego z zasadzki mężczyzny, dosłownie zwalając go z nóg. Upadając zdążył jeszcze wdusić spust swojego karabinku, ale kule rozbiły się o sufit. Kilka rykoszetujących pocisków rozbiło ziemię przed ich stopami, nie czyniąc jednak nikomu krzywdy.

Drugi z czekających w korytarzu rabusi również zdążył wypalił z karabinu. Czy to w panice, czy uznając, że przeciwnicy zbyt szybko otrząsnęli się z szoku zasadzki, zacisnął mocno palec na spuście. Karabin bluznął ogniem długiej serii , która częściowo sięgnęła drugiego z idących na przedzie Grzybiarzy. Skoszony pociskami Mitch padł i choć zdołaj jeszcze wystrzelić, to kula z jego M4 zdołała jedynie osypać tynk z sufitu metra.
Adam - najstarszy z trójki spóźnialskich karawaniarzy, zdołał jedynie rzucić się na ziemie by uniknąć pocisków.

Więcej szczęścia mieli za to Geoffrey z Johnem, którzy szli z tyłu wraz z kurierem. Chociaż młody Vasquez po pierwszym strzele zapiszczał jak panienka i zwalił się miedzy podkłady kolejowe kryjąc głowę w rękach, jego towarzysze nie spanikowali. Rewolwerowiec zgasił latarkę i wyrwał pistolet z kabury - strzelił ułamek sekundy po tym jak asystujący mu glina kucnął na torach i oświetlił cel. Resztę dokończył Daniel krótką serią ze swojego "Kałacha".

Na chwile wszystko zamarło.
Nie było kolejnego strzału z drugiego końca tunelu.
Jana zdążyła więc odtoczyć się na bok i przeryglować karabin i w napięciu wypatrywała jakiejkolwiek śladu pozycji snajpera. Leżący na torowisku reflektorek wcinał się ostrym słupem światła w ciemność tunelu. Nie widziała jednak nic - w uszach świszczał tylko jej własny oddech, pulsowanie krwi. Dopiero po chwili zdało sobie jeszcze sprawę z jęków rannych. Zarówno po jej jak i przeciwnej stronie. Usłyszała też jak Rewolwerowiec powoli przesuwa się bliżej ściany, Adam pełznie do nieprzytomnego Mitcha, a John przesuwa się gdzieś za nią.
Nagle błysnęła latarka gliniarza.
John zagrzmiał jej prawie nad uchem:
- LAPD John C. Williams! Poddajcie się a gwarantujemy uczciwy proces i szybką egzekucję! - Glina nie bardzo wierzył, że to coś da ale warto było spróbować.
Coś jednak się wydarzyło...
Pojedynczy strzał był odpowiedzią wezwanie Williamsa.
Kula świsnęła nad latarką - gdyby John stał i świecił przed siebie - prawdopodobnie dostałby w bark. Dokładnie jednak widział pojedynczy rozbłysk wystrzału - lekko po prawej, tuż przy ścianie tunelu… 150 metrów przed nim. Jego latarka już tam nie sięgała. Za to celownik dziewczyny już tak.
Ściągnęła spust. Karabin kopnął ją w ramie...

Cisza.

Nienawidziła takich chwil.
Była pewna, że trafiła. Ale nie wiedziała czy zabiła.
Drugi snajper może wciąż się odgryźć. W końcu to nie był durny mut, albo Bit Boy, który mimo ran pędziłby prosto na nią - któremu mogła by wpakować spokojnie jeszcze kulke. To był drugi człowiek - z własnym sprytem z własnym strachem...

Geoffrey ruszył. Powoli metr za metrem skradając się do miejsca skąd padł ostatni strzał wroga. W tym samym czasie brodacz rzucił się dobijać rannych i grabić zwłoki.
- To już?... czy to już??... zabiliście ich? zabiliście? - jęczał gdzieś z tyłu kurier.
Rezon odzyskał też Policjant. Z bronią gotową do strzału rzucił się przeciwną stroną tunelu i pobiegł do miejsca gdzie widział snajpera. Po chwili zobaczyli jak chowa broń. Po chwili uniósł karabin i ruszył z powrotem - wroga nie było, jedynie ślady krwi prowadzące do obluzowanej kratki kanalizacyjnej.
- Gostek spuścił się w kanał - rzucił glina.
- Potrzebne Ci to? - mruknęła Jana przerywając przeszukiwanie plecaka w poszukiwaniu bandaży i wskazała na karabin.
- Nie, myślę, że Tobie się bardziej przyda, ja tam wole moją klamkę. - Dziewczyna skinęła głową i w skupieniu chwyciła odnalezioną torbę lekarską.
- Ściągnij mu kamizelkę... - rzuciła do Adama - a Ty mi poświeć. - mruknęła oschle do gliniarza.
Już miał ją zrugać, ale gdy zobaczył z jaką wprawą nakłada nić na igłę, a potem bierze do ręki skalpel stwierdził, że chyba nie ma sensu. Stalkerka zdecydowanie wiedziała co robi.

Po chwili Mitch był połatany, na ile się dało w takich warunkach. Szczęściem wzmocniona stalowymi płytkami kamizelka taktyczna uratowała go przed najgorszymi efektami postrzału. Jednak nie wszystkimi...
Było z nim źle. Chłopak był nie przytomny, a w jego ciele wciąż tkwiły dwie kule -Janie udało się usunąć tylko jedną z ramienia, z jedną która tkwiła gdzieś na wysokości obojczyka i drugą w boku wolała się nie bawić, tu na podkład torowisku.

Chwile później, praktycznie wszyscy zebrali się nad nią patrząc jak oczyszcza ranę Joe. Adam już robił nosze z koca i stelaża własnego plecaka
- Młody musi wrócić - do Vermonth mamy jeszcze półtorej godziny, szybciej będzie z powrotem. Zresztą nie ma sensu tachać ich na farmy. Ci tutaj... - wskazała głową dobitych przez Daniela i Geofrreya napastników - śmierdzą łajnem i wódą - musieli być z Vermonth.
Założyła prowizoryczny temblak na ramie Joe i dodała:
- Pójdę z nimi ktoś musi nieść nosze -
John spojrzał na rannych, i dla pewności zapytał Janę:
- Sami się nie dokulają, może więc odstawisz ich z wojakiem szwejkiem? Pójdziemy tak jak planowaliśmy w razie czego poczekamy na was ok?
- Z kim?
- spytała dziewczyna, choć mało ją obchodziła odpowiedź, skoro policjant nawet nie pokwapił się pomóc, tylko powtarzał jej własny pomysł.
- Z tamtym dupkiem- odpowiedział glina wskazując szabrującego Daniela.
- Dam se rade - Adamowi nic się nie stało, a Joe może iść. - Spojrzała na Jonesa - zresztą on chyba nie jest zainteresowany.
- Wrócę z nią. Im i tak, na nic się nie przydam. - Dodał starszy z grzybiarzy i zarzucił sobie na plecy karabin nieprzytomnego kolegi.

Daniel składał w tym momencie sprzęt niedoszłych rabusiów.
Dwa H&k UMP z zapasowymi magazynkami , dwa noże i latarka - szału nie było, ale zawsze mogło się przydać. Szczególnie rewolwerowiec miał chrapkę na jeden karabinek.

Po tej krótkiej dyskusji - zabrali swoje manatki i rozdzielili się.
Jana, Adam i Joe tachając nosze z nieprzytomnym Mitchem ruszyli w drogę powrotną.
Resztę czekała podróż na fermy.
- Daliśmy popalić tym wieśniakom, nie? - zauważył butnie młody meks.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 22-03-2014 o 13:58.
Nightcrawler jest offline