Strzelił. Raz… drugi… trzeci… Wszystko działo się w ułamku sekundy, lecz JD widział to jak w filmie ze spowolnionym tempem. Po pierwszym strzale potwora znieruchomiała i zaczęła się obracać. Drugi pocisk dosięgnął skroni, wtedy też kątem oka wampir wychwycił ruch ramienia. Trzeci zaś trafił dokładnie w środek płata czołowego. Potem pistolet został wytrącony z dłoni Brujaha, a wielka, pazurzasta łapa siekła jego tors, odrzucając samą tylko siłą zamachu na kilka metrów.
Ból był potworny – ból rany, a potem ból upadku na twarde, skaliste podłoże. Mimo to JD wyłapał jeszcze jedną rzecz – twarz Aldony posiadała mimikę. Szkaradny uśmiech okrucieństwa wypłynął na bladoniebieskie wargi, gdy wampirzyca trafiła cel.
Przycisk play przyspieszył znów akcję do zwykłego tempa. JD z trudem próbował się podnieść. Rana była płytka, ale rozdarta na piersi skóra piekła żywym ogniem. Było mu niedobrze.
W pewnym sensie Ashford osiągnął cel – drapieżnik stracił chwilowo zainteresowanie nieprzytomną Katariną i skupił się na nowym celu. Tylko co teraz miał robić młody wampir?
Potwora widziała jego strach, wiedziała, że nie musi się spieszyć (tutaj JD miał nadzieję, że się myli i wciąż wierzył w swoją matkę). Na jej głowie nie było już nawet śladu po kulach. Delektując się smakiem gorącej posoki, powoli, niemal zmysłowo oblizała szpony, które zraniły Brujaha. - Mmmm znam ten smak – tym razem mówiła, poruszając wargami - Taaak. Jesteś potomkiem Posłańca. I to młodym. Ona już dawno ze mną nie rozmawiała, ale tylko z uwagi na Nią nie pożrę teraz Twojego smakowitego mięska. No i wolę dziewczynki. Dlatego bądź grzeczny i mi nie przeszkadzaj…
To rzekłszy, Aldona odwróciła głowę i mrucząc z lubością, wgryzła się ponownie w szyję nieprzytomnej Toreadorki.
__________________ Konto zawieszone. |