Był winny bez dwóch zdań. Zgrzeszył pychą. Mimo wyraźnego znaku od Rhyi i wbrew jej woli wykorzystał swe umiejętności, by leczyć pogorzelca, a ten zbiegł. Ukrył się w lesie i teraz stanowił śmiertelne zagrożenie dla wioski.
Cuthbert modlił się gorąco przepraszając boginię za swój postępek i błagając, by natchnęła duchem prawości jego kompanów. Nie wiedział czy mu wybaczyła, ale ku jego uldze spełniła jego drugą prośbę i choć początkowo kompani chcieli zwyczajnie uciec zostawiając za sobą problem, który wywołali, to jednak dzięki wsparciu Rhyi postanowili wziąć się z nim za bary.
Cuthbert nie miał wątpliwości kto ich natchnął duchem odpowiedzialności. - Dziękuję Łaskawa Pani. – wyszeptał wzruszony, gdy podążali coraz głębiej w las.
Starał się skorzystać z okazji i wypatrywał jakiś przydatnych ziół. Niektóre cenne ze względu na właściwości lecznicze gatunki można było spotkać właśnie na pograniczu lasu i bagnisk
Niestety błądzenie po głuszy dało mu się we znaki. Strudzonym głosem zwrócił się do towarzyszy. - Moi drodzy zbyt zmęczony jestem, by iść dalej. Wiem, że miejsce na obóz nie jest dobre, ale już zmierzcha. Zatrzymajmy się tutaj. Skoro jednak w dole coś się czai sprawdźmy co to takiego.
Miejsce w którym się zatrzymali było dość suche w przeciwnym razie nie dałoby się wykopać w nim dołu i chyba najbardziej zdatne na nocleg w najbliższej okolicy.
Brat Cuthbert podszedł do pułapki i końcem kija zaczął ostrożnie odgarniać maskujące patyki i liście. |