Praca wspólna
Garion ruszył nadbrzeżem w kierunku mniejszych łodzi, zaszczepiając w głowach kształt widzianej z oddali wyspy otoczonej ciemnością. Miał nadzieję ujrzeć jakiś przebłysk zainteresowania, samą negocjację sprawy najmu chciał pozostawić Estel. Przynajmniej wiedział w którą stronę się wybierali.
-
Będzie trzeba ją wynająć przynajmniej na dwa tygodnie, lub na podróż tam i z powrotem, musimy najpierw jakoś znaleźć nasze trofeum. Najlepiej żeby czekano na nas przy brzegu, jeśli to będzie możliwe. Miejscowi zdają się nie lubić tamtego miejsca. - Przekazał Eladrince.
-
Trudno się im dziwić… Podejrzewam, że możemy się tam spodziewać wszystkiego co najgorsze… - westchnęła cicho. -
Może rozejrzyjmy się troszkę dalej niż port? Albo poczekamy do zachodu słońca i w tawernach pozaczepiamy rybaków.
-
Masz rację, tutaj nie ma co szukać, przejdźmy się dalej. - Odparł Garion. Musiał przyznać że nie było głębszego sensu wynajmować wielkiej łodzi na małą wyprawę dla ich trójki.
Kapłanka przejęła prowadzenie i pokierowała Odłamka wąskimi uliczkami z portu, w bardziej spokojne rejony. Po chwili opuścili mury miasta, a przed nimi rozciągnęła się piaszczysta plaża. Ze trzysta metrów dalej można było dostrzec drewniany pomost , kilkaset metrów za nim kolejny.
Przy pierwszym pomoście nic się nie działo, ale Estel widziała dalej dwie osoby pochylające się nad jakąś łódką. Wskazała ich Garionowi.
-
Jeśli oni nie będą chętni, to możemy tutaj wrócić wieczorem, podejrzewam, że to taki port rybacki - uśmiechnęła się lekko.
Dwójka bez wątpienia nieżywych fey (czy też ruesti, jak zwykło zwać się elfich i eladrińskich świętych), przyjęło pytanie Estel o możliwość dostania się na Księżycową Wyspę spokojnie i nawet z pewną dozą zrozumienia. Niemniej jeden z nich zapytał eladrinki z rozbawieniem:
-
Nie za szybko na dołączenie do Wspaniałego Gonu? Twoje życie jeszcze nie przeminęło.
-
Mój czas jeszcze nie nadszedł i wierzę, że moje umiejętności i łaska Bogini pozwolą mi pozostać wśród żywych.
-
Lepiej, abyś godna była wielkiej łaski. Księżycowa Wyspa jest szczególnie niebezpieczna. Lecz jeśli naprawdę chcesz tam dotrzeć, możemy cię zabrać - zaoferował jeden z ruesti.
-
Robię wszystko co w mej mocy, by być jej godna - skłoniła głowę. -
Będziemy ogromnie wdzięczni za pomoc - uśmiechnęła się ciepło, kłaniając się.
Garion również się ukłonił, nie miał nic do dodania, zdawało się że kobieta załatwiła sprawę przeprawy. - Byle nie była to podróż w jedna stronę. - Słowa te skierował jedynie ku kapłance.
-
Możemy zatem przyjść z jeszcze jedną osobą jutro o świcie? - zapytała chcąc ustalić czas i liczbę osób.
-
To zależy, jak wielka byłaby to osoba - odparł rezolutnie, a już na pewno przekornie, umarły.
Estel uśmiechnęła się lekko.
-
Z pewnością zmieści się w łódce. ***
Gdy odeszli już trochę od ruesti eladrinka odezwała się do odłamka.
-
Przynajmniej wiemy, że jest tam bardziej niebezpiecznie niż sądziłam. Musimy być ostrożni… A, właśnie… Garionie, proszę nie używaj magii ognia na Wyspie, dobrze? - spojrzała na maga uważnie. -
W Arvandorze drzewa nie lubią, gdy pali się ogniska w niewłaściwych miejscach… A tam gdzie płyniemy… mogą reagować jeszcze gorzej.