Osiłek nieprędko otrząsnął się z porannego otępienia. Ucieczka wciąż była możliwa, jednak gdy mieszkańcy wsi odkryli co wydarzyło się w nocy nie mieli innego wyboru jak ruszyć na poszukiwania zbiega. I dobrze. Podróż choć zapowiadała się na długą i męczącą dawała osiłkowi nowe siły. Nic nie działało na niego tak ożywczo jak możliwość odegrania się na kimś kto zrobił z nich ostatnich głupców. No... może i urocza pannica o pięknym uśmiechu i zachęcających krągłościach zadziałała by bardziej ożywczo, ale tej nigdzie niestety nie było. Na wycieczkę w las nie było co brać wierzchowców, dlatego należało przepakować najpotrzebniejsze rzeczy z juków do podręcznych toreb. Nie było wiadomo jak długo przyjdzie im szukać drania po chaszczach, a z pustym brzuchem i zimnym grzbietem daleko nie zawędrują.
***
Brnęli przez las za tropem wypatrzonym przez Hansa. Wędrowali dobrych parę godzin patrząc jak las rzednie, a spomiędzy drzew wyłaniają się śmierdzące bagniska. Symbole odnajdywane na drzewach nie wróżyły niczego dobrego, jednak tępy upór i brak wyobraźni osiłka pozwalały mu przeć dalej, nie zważając na rosnący w grupie niepokój.
Od dłuższego czasu nikt nic nie mówił. Może to ponura atmosfera moczarów tak na nich działała, może zmęczenie, które wyraźnie dawało się we znaki wielebnemu i tropicielowi. Pierwszy, nienawykły do długotrwałych wysiłków sapał i stękał już od jakiegoś czasu, leśny Hans natomiast, zajęty odnajdywaniem tropów, kawał drogi pokonał zgięty w pół nad rozmazanymi śladami toteż nie dziwota, że w końcu i on zaczął marudzić na bolące plecy i ogólnie nieciekawy nastrój. Kieska za to milczał jak zaklęty, ni to obrażony, ni to zdeterminowany. Sigmar jeden wiedział, dlaczego chytry mytnik nie postawił na swoim i nie dał drapaka jak to było w jego zwyczaju. Gunther sam miał ochotę postąpić podobnie, ale coś pchnęło go do lasu na poszukiwania i odwrotu już nie było
Z całego owego roztargnienia niemal władowali się w pułapkę. Sycząca dziura w ziemi przysypana patykami w najlżejszym przypadku groziła skręconą kostką. Szczęściem zupełnym Leudenowe oko wychwyciło zagrożenie w porę i udało się ominąć przeszkodę.
-
Pewnie węże. - mruknął osiłek do braciszka grzebiącego patykiem w pułapce -
Ja bym się nie zatrzymywał. Typ nam ucieknie, a nocowanie na bagnie to kicha. -