Zanim któryś z mężczyzn zdążył odpowiedzieć na słowa Ruiza, wtrąciła się Pilar, pojawiwszy się znikąd w trochę przydużej kurtce zabranej jednemu z ludzi Moyi.
- Ja pójdę. Umiem się trochę wspinać, a Jonasz musi mnie pamiętać. Ma słabość do kobiet, do mnie też. Musi przez to pamiętać. Błagające dziewczyny są skuteczniejsze - błysnęła równym uśmiechem, a ojciec spiorunował ją wzrokiem. Wywołało to marny efekt, było zbyt ciemno.
- Nie możesz się...
- Nie jestem już małą dziewczynką! - krzyknęła, jej oblicze w jednej chwili zmieniło się. Teraz twarz zdradzała gniew. - Gdzie masz ten sprzęt? - spytała Marco, olewając ojca.
Dalsze słowa bossa zagłuszył krzyk Enrique, który wychylił się z hummera, którym jechał.
- Światła! Tam!
Wskazał palcem, mniej więcej w kierunku, z którego przyjechali. Wyraźnie poniżej, co chwilę niknąc pomiędzy drzewami, raz za razem pojawiły się niewielkie plamki światła. Dwie lub trzy, ciężko było dokładnie stwierdzić.
- Chyba dojeżdżają do tartaku - stwierdził Goito, wytężając wzrok. - Zgaście światła! - krzyknął do kierowców. - Lepiej nie ryzykować.
- Tylko co zrobimy jak znajdą nasze ślady i tu podjadą? - Hernandez był raczej wykonawcą rozkazów niż pomysłodawcą, sądząc z tych słów.
- Musimy gdzieś ukryć samochody, albo chociaż samych siebie - stwierdził Moya, drapiąc się po brodzie. - Nie wiemy czy Jonasz się zgodzi, ani czy one zdążą.
Spojrzał na Pilar, przygotowującą się do drogi i Paulę, która skończyła przepatrywać okolicę. Nie dowiedziała się wiele - drzewa zasłaniały prawie wszystko. Pewne było tylko to, że na północ prowadziła droga wyłącznie pod górę, stroma i niebezpieczna, pokryta coraz większą ilością śliskich i ostrych skał.