Salim podrapał się po jajach. Dyskretnie, subtelnie, z gracją dżentelmena.
Pomogło. Pozbawiony mocą tegoż rytuału wszelkich powodów do niepokoju, dalej z różańcem w dłoniach i świętym symbolem dyndającym na piersi, klecha z dystansu obserwował przepychanki krewkiej młodzieży. Bicie brawa i doping wydawały się jakoś nie na miejscu, więc kapłan ograniczył się do cichej kontemplacji, zostawiając poważniejsze zaangażowanie pogwizdującym pachołkom i popiskującym kobiecinom. |