Są pewne różnice między podróżą na własną rękę, a podróżą w grupie zwłaszcza tak licznej, Kevinowi to jednak nie przeszkadzało. Jechał spokojnie w charakterze tylnej straży i dbał o to, by nikt się nie zgubił. Przypadkiem.
Droga upływała im w miłej ciszy, umilanej śpiewem ptaków i szumem drzew.
Żaden bandyta na niech nie napadł, żaden Korsarz, nawet marny niedźwiedź nie stanął im na drodze.
Miła i przyjemna nuda.
W wiosce od razu było widać, że obcy nie cieszą się zbytnią popularnością. A to znaczyło jedno. Kłopoty. Oczywiście dla mieszkańców wioski, a dla przyjezdnych niekoniecznie.
Gdyby był sam, sprbowałby coś wyciągnąć od tej dziewczyny, ale nie zamierzał, przynajmniej na razie, oddzielać się od grupy.
Z drugiej strony, rozmowa z sołtysem może też dać jakiś punkt zaczepienia.
***
- Od dawna się to dzieje? - spytał Kevin, gdy Adveane skończył zadawać swoje pytania. - I jakie ślady zostały na ziemi? Odciski stóp? Butów? Cokolwiek?