Naprężenie łuku wywołało jednak większy ból niż początkowo sobie zdawał sprawę. O martwiejących palcach, mroczkach przed oczami i powoli przychodzącą ciemnością upadł na kolana wypuszczając łuk z dłoni. Kiedy powróciła jasność widzenia zobaczył przed sobą postać Kieski zasłaniającą ich tarczą.
Dlaczego nie zareagował od razu kiedy zobaczył pułapkę? Dlaczego nie ostrzegł wszystkich i nie przygotowali się na to co później nastąpiło? Ganił sam siebie w duchu. Odpowiedź była prosta, był tylko człowiekiem i zmęczenie i perspektywa kolacji zaprzątała mu głowę. Pani Rhyia musiał być z nim kiedy dostrzegł zasadzkę zastawioną przez piekielny pomiot, a teraz? Teraz było za późno na odwrót.
Raz jeszcze sięgnął po łuk sycząc z bólu. Musiał odczekać, aż diabelskie nasienie strzeli zanim odda ostatni strzał. Ostatni, bo nie przewidywał by na kolejny starczyło mu sił. Musiał go ustrzelić, tylko osłabienie i ból nie pomagało w całej sytuacji. Nadzieję miał, nadzieję, że wyuczone mięśnie nie zawiodą i nadzieję na to, że Pani Rhya doda mu sił. Urywanym oddechem złożył krótkie, ale jak szczere słowa prośby do bogów o pomoc.
- Shallyo, Rhyo, bogowie, dopomóżcie.
Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 18-03-2014 o 16:43.
Powód: literówka
|