Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2014, 20:19   #50
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Trio poszukiwaczy przygód po znalezieniu sobie transportu skupiło się na ostatnich przygotowaniach niezbędnych przed wyprawą – uzupełnieniu zapasów i ekwipunku. W porcie nie brakowało sklepików i kramów, które oferowały przybyszom najróżniejsze dobra -od zupełnie powszednich, aż po magiczne. Awanturnicy poprzestali jednak na podstawach, takich jak liny, prowiant, zapas oliwy do lamp, albo gwizdek. Jedynie Estel zdecydowała się zainwestować trochę więcej złota na magiczne odtrutki, przewidując, że potwory z wyspy mogą być nie tylko szkaradne, ale także jadowite. Przyszykowani spędzili jeszcze ostatni dzień w porcie Faen Verdaya, ciesząc się pięknem Arvandoru nim przyjdzie im poznać jego mroczne oblicze.


Estel bała się zasnąć, lecz zmęczenie wzięło ostatecznie górę nad strachem. Nie dane jej jednak było leżeć spokojnie w łóżku. Wkrótce po tym, jak zamknęła oczy pędziła w dół pustej ulicy. Po obu jej stronach pięły się wysoko w górę groteskowo powykrzywiane ściany budynków. Okiennice, przez które sączyło się słabe światło, wodziły za nią spojrzeniami. Wiedzieli gdzie jest. Miasto wiedziało gdzie jest. Wszystko rozmywało się w oczach od szybkości, a pogoni nie było już słychać. Płuca piekły żywym ogniem, ale zatrzymanie się oznaczało śmierć. Oni byli niebezpieczni, gdy się ich słyszało. Lecz dopiero w ciszy byli naprawdę przerażający. A teraz, w tej karkołomnej ucieczce słychać było tylko jedną parę butów na bruku. Trzeba było dotrzeć do światła. Tylko w świetle była szansa przeżycia, umknięcia im. Ale jasność była tak daleko, a nogi ciążyły jak ołów. Oni czekali tylko na jedno potknięcie. Byli tam, z pewnością. Czychali w alejkach, na dachach, w bramach.
Środkiem ulicy, ku światłu. Najszybciej jak się da.
Wtem rumor. Oni nie wydawali dźwięków, nie pozwoliliby sobie na hałas. To kot. Zwykły, czarny kot przeciął drogę ucieczki przewracając jakiś stos śmieci. To tylko przesąd. Uciekać, uciekać dalej. Nie wahać się, nie zgubić kroku, nie zmienić trasy. Jeszcze jeden zakręt. Czerń ulicy ustąpiła miejsca szarości. Widać było światło. Plac. Skąpany w świetle plac. Jeszcze tylko pięćdziesiąt kroków, czterdzieści, trzydzieści. Wtem bez ostrzeżenia z prostopadłej alejki wytoczył się czarny powóz, blokując całą drogę. W uderzenie serca nadzieja zamieniła się w rozpacz. Drzwiczki powozu otworzyły się bezgłośnie. Oni nigdy nie wydawali dźwięków, jeśli nie chcieli. I głos, nie silniejszy niż powiew wiatru dobiegł ze środka.
-To koniec. Nie masz już dokąd uciec.




O świcie Dotian, Garion i Estel stawili się w umówionym miejscu czekając na ruesti, którzy mieli przewieźć ich przez morze. Mieszkańcy Archipelagu byli zazwyczaj kapryśni i nie przywiązywali zbyt dużej wagi do umów, ale na szczęście elfy zaliczały się do tych spośród umarłych, którzy mocniej stąpali po ziemi. Skoro obiecali eladrince przewóz o świcie, to słowa mieli zamiar dotrzymać.
Prosta żaglówka nie zapewniała jakichkolwiek luksusów, ale bez trudu pomieściła pięć osób, nawet jeśli było im trochę niewygodnie i trzeba było uważać na głowę, aby nie oberwać liną, a czasem nawet reją. Zmarłe dusze wydawały się szczerze zainteresowane straceńcami, którzy bez wyraźnego powodu chcieli dostać się na wysepkę, która jak żadna inna w całym Arvandorze ucierpiała w wyniku napaści wynaturzeń i fomorian. Twinklestar, odłamek i Aedd’aine zostali zasypani pytaniami o to skąd pochodzą, czym się zajmują i jakich czynów dokonali w swym życiu, które pozwoliłyby im sądzić, że przetrwają na Księżycowej Wyspie. Szczerze mówiąc całe to zainteresowanie było trochę deprymujące. Wyglądało to tak, jakby ruesti chcieli wiedzieć co komu wyryć na nagrobku: “tu spoczywa Dotian Twinklestar, weteran wojen w Żywiołowym Chaosie”. Atmosfera wcale się nie poprawiła, gdy żaglówka zbliżyła się do celu podróży. Mrok zapadał stopniowo, jakby nad głowami zebrały się ciemne chmury. W rzeczywistości jednak niebo było bezchmurne, to samo słońce jakby bało się zbliżać do wyspy.





1

Zaraz za wąską plażą, do której przybili ruesti, rozciągała się ściana drzew. Były wysokie i rozłożyste, ale mimo tego że zdawały się być w większości martwe, to zeschłe liście nie pospadały na ziemię, przez co w głębi lasu musiało być naprawdę ciemno. A już na plaży wzrok Dotiana i Gariona radził sobie w najlepszym razie przeciętnie, nie bardzo pozwalając odróżnić, czy to co wala się na piachu to wodorosty, gałęzie czy zastygłe w przygotowaniu do ataku węże. Dodatkowo Księżycowa Wyspa rozciągała się na około cztery mile wzdłuż i dwie wszerz - odnalezienie mchu jawiło się jako coraz trudniejsze wyzwanie. Ruesti ze swojej strony dali tylko jedną radę - aby w miarę możliwości trio obeszło wyspę brzegiem. Może uda im się natrafić na miejsce lądowania członków Wspaniałego Gonu? W takim towarzystwie byłoby z pewnością bezpieczniej.


_________________________________
1 - Max Payne - motyw przewodni w aranżacji na pianino, w wykonaniu Petera Johnstona
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 27-03-2016 o 22:57.
Zapatashura jest offline