Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2014, 21:12   #8
Someirhle
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Garnath jak dotychczas siedział cicho, zachmurzony. Kolejne dni mijały w podróży, minął już dobry miesiąc, w czasie którym jedyne co osiągnął, to znaczny dystans między aktualnym miejscem pobytu, a domem. Może to i lepiej, ostatecznie trudno byłoby coś zdziałać tam, gdzie był znany. Z drugiej strony, przypominało to ucieczkę, a to nie było to, co powinien robić prawdziwy krasnolud, nawet wedle jego własnego, nowoczesnego osądu.
A skoro już mowa o krasnoludzkich powinnościach, to tamci przy oknie pozwalali sobie ciut przydużo, wedle jego gustu. Nie to, żeby sam stronił od trunków - ale wszelkie napitki służą tylko mocnej głowie i należy wiedzieć, kiedy przestać. Sądząc po tematach, jakie poczęto poruszać w tamtym towarzystwie, i to głośno, ci tutaj mieli już dość. Być może powinien udzielić im reprymendy, ale z drugiej strony, obawiał się ich reakcji. Nie chodziło bynajmniej o ewentualne siniaki, tym, czego chciał uniknąć, był śmiech.

Bo kogóż zobaczą? Owszem, był wysoki, jak na krasnoluda, jednak brakowało mu potężnej budowy, charakteryzującej jego ziomków - zwiotczałe, chore mięśnie nie budziły niczyjego respektu, mimo wyczerpujących treningów. Cóż, cena głupoty. Być może pomógłby obrotny język i zdobny strój, jednak czy wrażenie nie rozwiałoby się ledwie by się przedstawił? Nazwisko, które sobie wybrał, po miesiącu podróży, rozmyślań i paru próbach praktycznych nie brzmiało już tak dobrze.
Osobną sprawą była broń. Orężem, jaki sobie wybrał, był niewielki, wspaniale wykonany, lekki młotek. Była to broń nawiązująca do wspaniałych krasnoludzkich tradycji wojennych i kowalskich, wykuta z wielką precyzją, stanowiąca jego zbrojmistrzowski majstersztyk, jednocześnie zaś swoją konstrukcją - lekkością, niewielkim rozmiarem, doskonałym wyważeniem - przystosowana była do jego osobistego stylu walki, który faworyzował precyzyjne, maksymalnie skuteczne uderzenia ponad niekontrolowaną siłę ciosu, wprowadzając nową jakość do krasnoludzkich metod walki. Doskonałe połączenie starego i nowego, tradycji i postępu. Jednak w porównaniu z typowym toporem czy młotem nie wyglądał w żaden sposób nie wyglądał imponująco, jak zresztą żadna z lekkich i poręcznych broni, jakie ze sobą nosił, może z wyjątkiem kuszy. Jednak ta się nie liczyła, z oczywistych względów.
Być może, gdyby któryś poczuł na twarzy uderzenie jego lewej ręki, ukrytej przemyślnie pod połą zachodzącego na ramię płaszcza (była tam specjalnie do tego celu naszyta pętla, która zaczepiała o odpowiedni guzik na ubraniu, tak by materiał nie zsunął się przypadkiem), nabrałby nieco respektu dla subtelniejszych metod. na lewej dłoni nosił bowiem nabijaną kolcami pancerną rękawicę - tak że właściwie zawsze był uzbrojony. Prawdopodobnie jednak uznali by to za niegodne sztuczki. Jeszcze w grobie krzywiliby głupie mordy, zniesmaczeni.
Co jeszcze miał? Plecak pełen przydatnego sprzętu na każdą okazję? Szpargały. Chudziutką sakiewkę? Żebraczy książę, zaiste. Zbyt krótką, bo praktycznie przyciętą brodę, parę tanich pierścieni, może nieco gładszą twarz niż przeciętny krasnal i to wszystko. Nie miał nic właściwe.

Takie oto ponure myśli snuł Garnath.

"Ale to się zmieni" pomyślał jeszcze. "To się zmienić musi, bowiem ostatecznie racja jest po mojej stronie ,nawet jeśli fortuna skąpi mi uśmiechów; już ja o to zadbam." Ocknąwszy się z rozmyślań, niezbyt pocieszony, choć zdeterminowany, zaczął przysłuchiwać się toczonej przy stole rozmowie. A trzeba przyznać, że jego towarzysze nie tracili czasu - jak się okazało, zdobyli już spis ogłoszeń. Dobrze, nareszcie jakaś robota, od tej bezczynności głupiał już chyba ,jeśli nachodziły go wątpliwości co do spraw oczywistych.

- Pokaż no to... - rzucił, wciąż w niezbyt dobrym nastroju, szybko się jednak zmitygował - Znaczy, mógłbym też spojrzeć, jeśli można prosić? - zsunął się ze stołka i przeszedł do miejsca Urhara, żeby nie zabierać mu pergaminu.
- Sto sześćdziesiąt... To by było prawie dwadzieścia siedem złociszy na jednego... Nie za wiele, jak na być może parę dni roboty... - mruknął, jednak głębiej rozważając ofertę, zaczął już dostrzegać dodatkowe metody zarobku - ostatecznie już skradzione dobra można było zwrócić za znaleźne, a musiał też być ktoś, kto kradzione bydło skupywał, wobec czego zależało mu na dyskrecji. Był jeszcze jeden czynnik, który warto było rozważyć i tylko tym podzielił się z towarzyszami:
- Można by się w tym czasie rozeznać po okolicy i wywiedzieć o te lochy. Słyszałem coś o tych podziemiach, ale nie sposób rozeznać, co z tego było zwykłą blagą i bajaniem. Może tu, w okolicy, dałoby się zasięgnąć bardziej wiarygodnych informacji. -
-Tu nic o laniu po mordach, ani szlachtowaniu nie ma. Stoi tu, że to dla osoby, co złodziejom bydła sprawiedliwość przyniesie, czyli chyba coś specjalnie dla was, mości rycerzu. - rzucił jeszcze na użytek Krigera, po czym dodał - Ale to chyba jeszcze nie wszystkie możliwości, była wszak mowa o jakimś kupcu...? Który to, pokażcie, chętnie pójdę i się z nim rozmówię. -
Nie rozważał na razie oferty Llewellyna Gadatliwego, bowiem żeby handlować, wpierw trza mieć czym, a na żebry nie pójdzie. Zresztą, z elfia to imię brzmiało, a na elfach polegać z kolei nie można było żadną miarą. Zaś co do podziemi... Co do podziemi, będzie jeszcze czas, by oswoić się z tą myślą.
 
__________________
Cogito ergo argh...!

Ostatnio edytowane przez Someirhle : 18-03-2014 o 22:49.
Someirhle jest offline