- Nie mam zamiaru powodować chryi, jak i przyłączać się do niej bez znaczącego powodu. A sam chyba widzisz drogi Gerhanoriselbennorze jak tamte moczymordy kilka stolików dalej łypią na nasz, czekając na powód do wszczęcia burdy. To miałem na myśli, wzmiankując o szlachtowaniu – chłopak dopił trunek do końca, kufel obrócił do góry dnem i postawił obok kamionkowego dzbana. – Kto zaufa rycerzowi który wszczyna bitki w gospodach. Albo chociażby bierze w nich udział… – dodał bez oczekiwania na odpowiedz.
Tiara oplotła się znów wokół szyi Krigera. Rycerz przywykł do interesowności jej czynów i wymogów dostępnych z reguły tylko dla księżniczek lub królowych. Prawdziwa pani dworu, która chadza w jedwabiach, a najmniejsze nawet ziarenko grochu pod materacem łóżka przynosi lament o poranku z powodu braku wygód. Dama jadająca najwykwintniejsze potrawy, zapijając to winem którego cena przewyższa roczne dochody do skarbca w niejednym mieście. Ciężko było wytłumaczyć damulce, dlaczego karczmę zaznaczoną na mapie spaliła banda orków i trzeba spać na posłaniu z gałęzi i ściółki jedząc złowioną rybę z ogniska. Młodzieniec jednak przywykł do tego, przestało go to drażnić. W końcu jest kobietą, zrzędliwą, materialistyczną, przeliczającą wartość rycerza na monety które dostaje za wykonywane zadania.
- Nie przesadzaj moja droga. I nie podpuszczaj pozostałych by chcieli przetestować moje umiejętności – spojrzał kątem oka na Tiarę, jakby samo spojrzenie miało sprawić by zamilkła lub przynajmniej nie fantazjowała. – Doskonale wiesz, że nie należę do grona ludzi którzy pędzą przed siebie kierowani jedynie brawurą i chęcią zysku. I stu zakapiorów pozbawiłbym żywota według twego rachowania, niestety zapewne dałbym radę gdyby sami się związali i grzecznie czekali aż wymierzę im sprawiedliwość.
- Sądzę, że zabawę będziemy czerpać wszyscy – kontynuował. – Sama zresztą zastrzegłaś sobie prawa do jednego z nich. Nawet pójdę Ci na rękę i odrąbię mu nogę by nie miał Ci jak zwiać. Wykończysz go na sposób, jaki uznasz za stosowny – zażartował na koniec, przypuszczając, że Tiara nie potraktuje tego jako żart.
Kriger strzelił palcami u rąk. Charakterystyczne łupnięcie nie było zbyt słyszalne, lecz nad wyraz przyjemne.
- Porozmawiam z Llewellynem – stwierdził rycerz zakładając rękawice ze skóry wzmocnione metalowymi blaszkami. – Jego imię i przydomek pasują mi na barda, a bardowie lubią rycerzy i jego towarzyszy. Są świetnym materiałem na opowieści. Może nie będzie oczekiwał pieniędzy za informacje i zadowoli się jakąś historyjką.
Wstał, zagadnął kelnerkę o wskazanie odpowiedniej osoby zostawiając miedziaka za pomoc. Kiedy odchodził, wziął dwa kufle porteru, który nalała wcześniej jedna ze służek i udał się na rozmowę z Gadatliwym. |