Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2014, 21:11   #40
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Myśli pan, że to dostateczny dowód na istnienie Bestii? - zapytał Winkel ochroniarza szlachcica. - Sam takiej mocnej i wielkiej łuski na oczy nigdy nie widziałem przyznam… - dodał lekko oniemiały.
- Ja też nie - dorzucił Jost, chociaż jego styczność z rybami była zapewne mniejsza niż Berta i z pewnością dużo mniejsza niż przodków szlachcicowego ochroniarza. - Ta, na dodatek, jest całkiem świeża. Śluz się jeszcze trzyma.
- Co by to nie było, to kartografa słowa potwierdza. Herr Steinhopperowi o tym powiedzieć muszę - odrzekł ochroniarz po pauzie intensywnego myślenia.

Jost już dawno temu wsadził opowieści o Bestii z Reiku między inne bajeczki dla mniej czy bardziej grzecznych dzieci. Bardziej w piratów wierzył, niż w potwora, co w głębinach rzeki mieszka i na statki napada.
Oświadczenie kartografa, iż Bestię ujrzał, aż tak tej wiary w Joście nie rozbudziła. Po nocy, w świetle księżyca, wzrok człowieka mylił. Łacno można było wziąć jedną rzecz za inną, na przykład odwróconą dnem do góry, wynoszoną na brzeg, błyszczącą od wody łódź za cielsko bestii. A jeśli kto, nocą, wypił coś jeszcze dla rozgrzewki, to przeróżne rzeczy mogły mu się zwidzieć.
Tu jednak była łuska, a na dodatek sam ją widział. I nawet dotknął, gdy ją z resztek ogniska podniósł. I po raz drugi, gdy ją na chwilę zabrał z rąk ochroniarza, po czym sklepikarzowi pod nos podsunął. Im więcej wierzących, tym lepiej.
On sam niemal by był w stanie sądzić, że to Bert, który pierwszy polankę znalazł, podrzucił tak oczywisty dowód niewinności kartografa. Tylko skąd tamten miałby wziąć łuskę...
- Musiała Bestia w nocy łuskę zgubić - dodał. - Widno w rzece żeru jej mało, to się na ląd wypuściła. Trzeba będzie obozowisk nad brzegiem poniechać - dodał, kierując te słowa do swych kompanów.
Rozejrzał się dokoła, jakby wypatrując, czy czasem Bestia z krzaków na nich nie skoczy.
- Wracajmy - poparł ochroniarza. - Im szybciej, tym lepiej.
Nie tyle o bestię mu teraz chodziło, tylko o kartografa, któremu zapalczywy szlachcic mógł krzywdę zrobić, czekając tyle godzin.
Miał też nadzieję, że ochroniarzowi łuska za dowód starczy i ten nie zechce śladów Bestii po lesie szukać, które - na rozum biorąc - jakieś powinny się ostać. Pazurzaste łapy czy coś. Bestia wielka była, to i ślady głębokie być powinny. Chyba że to wąż jakowyś.
No a to, co znalazł, bardziej na mutanty mu wyglądało. Niektóre na ludzkich nogach, a niektóre na zwierzęcych, bo wszak wołu nikt do lasu nie zabiera, a dzik ognisk unika i z ludźmi się nie zadaje.
Ale o mutanty zamierzał wypytać ochroniarza, gdy już do miasteczka będą dochodzić. Albo lepiej wcale? Nie wyobrażał sobie mutanta z takimi łuskami, bo ten wielki by musiał być jak chałupa, ale kto wie, co mógł sobie Herr Wiktor ubzdurać, by prawdziwości swego zdania dowodzić, wbrew uznanym przez innych faktom.
- Dobrze - pokiwał głową gawędziarz. - Jest zatem jak mówiłem i w lesie Bestii kartograf szukał. Szlachcic nie uwierzył, ale teraz mamy dowód, że czasem niesamowite opowieści mają w sobie prawdę. Wracajmy, bo zapewne szlachcic się okropnie niecierpliwi.
Gdy ochroniarz, poprzedzany przez sklepikarza, ruszył w stronę miasteczka, Jost zatrzymał na chwilę Eryka.
- Mutanty tam były - powiedział cicho, gdy tamta dwójka znalazła się poza zasięgiem szeptu. - Jakiś tuzin sztuk, albo i więcej. Do traktu dotarli, a potem ruszyli w dół rzeki. Warto by się wywiedzieć, w miasteczku, czy ostatnio zdarzały się tu jakieś incydenty z mutantami. Byle nie przy herr Wiktorze.
- Hm, można podpytać straży. Powiemy, że po prostu roboty szukamy, i jeśli jakie kłopoty mają, albo niewyjaśnione sprawy, to może pomóc będziemy mogli. - Bauer przytaknął Jostowi, wszak zapytać nic nie szkodzi, jednak nie był pewien, czy to dobry pomysł. - A jak powiedzą, że jakie problemy mieli, to co wtedy? nawet na pół tuzina mutantów porywać się we trójkę, bo Berta nie liczę, byłoby ryzykowne. A straż też nie będzie chętna tropić ich poza miasteczkiem.
- To będziemy przynajmniej wiedzieć, że należy opuszczać miasteczko w liczniejszej kompanii - odparł Jost z nieco krzywym uśmiechem. - Może zaczepimy się do jakiejś karawany. Kupieckie. Żadnej szlachty - podkreślił.
- No dobrze, tak się zrobi - odparł krótko Eryk, klepiąc Josta po przyjacielsku.

* * *

Wyraz twarzy Steinhoppera zrekompensował Jostowi kilkugodzinne włóczenie się po lesie w poszukiwaniu śladów mitycznej Bestii.
Szlachcic dobrych kilka chwil obracał łuskę w dłoniach, pod słońce na nią spoglądał, aż dziw, że nie polizał, zanim przekazał w ręce kartografa. A ten jak w obrazek się wpatrywał w znalezisko.
Ciekawe, czy się w córkę Steinhoppera tak wpatrywał, przeszło przez myśl Jostowi, jednak nie zamierzał powiedzieć tego na głos.

Zaproszenie kartografa kolację obejmowało, a tej chwili dość dużo jeszcze czasu pozostawało. By owego niepotrzebnie nie zmarnować, Jost ze strażnikami poszedł porozmawiać. Ci, choć o znalezieniu śladów bestii słyszeli, to o mutantach dla odmiany - nic.
Jako że ślady świeże nie były, więc Jost o nich nawet nie wspomniał.
I wraz z innymi o transport poszedł się rozpytać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 22-03-2014 o 08:58.
Kerm jest offline