Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2014, 00:13   #29
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Taki nie był zadowolony z jazdy na kopytnym zwierzęciu. Trzęsło, cisnęło, wrzynało się i trzeba było cały czas się trzymać. Całe szczęcie nie trwało to długo, a kilometrówka zleciała. Rozmowy, konwenanse. Nigdy nie był w tym dobry. Co proszę? A jakże. Witam. Tak, oczywiście. Nie dziękuje. Żegnam…
a spierrr… Na konwenanse trzeba sobie zasłużyć do cholery.

A tu zgraja przypadkowych obdartusów, ubranych w najlepsze swoje łachy, zebrana do kupy (dosłownie i w przenośni), by gdzieś coś zdziałać dla byle błyskotek. Za kufer srebra połowa dała by się wychędożyć. Druga połowa za połowę kufra. Co się z tym światem stało? Kiedyś ważne były idee. Cele ważne były. Może dlatego, że to nie Ziemie Zielone? Może. W końcu brak cywilizowanych rozwiązań w Cesarstwie może powodować degenerację ludności. Tak, z pewnością może.

W co się w ogóle pakuje? Spojrzał ukradkiem na barda i drowa. W czym rzecz? Ciężko było się nie domyśleć, że to albo jakaś podpucha z tą karczmą, albo sprawdzian. Bo przecież do spalenie karczmy, za kilka złamanych srebrników, chętnych można znaleźć praktycznie w każdej osadzie. W samej karczmie właściwie. Po co więc takim zawadiakom jak Amadeus i Laron grupka złożona z nikogo? Z tego co się dało zaobserwować, to członkowie grupy byli zróżnicowani na tyle, że mogli być szpiegami, złodziejami, zabójcami z każdej możliwej frakcji i nacji o jakich Taki słyszał. I o jakich nie słyszał.

Orczyca z kotem, para magów, (sic!) zakuta pała, siakiś żołdak, maruder pewnie. Gdzie te czasy, gdy działało się w zielonym składzie?

Taki pokręcił głową. Magowie. Magia. Nie rozumiał jej. Wielu rzeczy nie rozumiał. Miał jednak plan. Zrozumieć wszystko. Magia jest po prostu alchemią, której nikt nie próbuje pojąć. Taki dziwił się, że ci ludzie nie chcą tego zmienić. Zamiast odtwarzać coś, co ktoś, kiedyś wymyślił i im pokazał, mogli by skonstruować coś własnego. Taki potrafił Tworzyć. Tworzyć przez ogromne “T”. Czy to nie stawiało szarego goblina wyżej niż wszystkich magów, czarodziejów i wróżki razem wziętych? Jedni potrzebowali przedmiotów, inni tylko machnąć paluchem. Ale żeby zrobić coś extra, coś co jeszcze nikt nie wymyślił, trzeba mieć nieprzeciętnie lotny umysł. I do tego zdolność pojmowania istoty rzeczy. Niechybnie szary goblin taką zdolność posiadał. I nie zamierzał owijać w bawełnę. Ci wszyscy magowie, to jedynie iluzjoniści tylko. Prawdziwe tworzenie niesłychanych rzeczy mógłby im dopiero pokazać.

Jechał chwilę zadowolony ze swojego toku rozumowania. Gdyby nie to, że głowa trzęsła się mu od chodu zwierzęcia, na którym jechał, to by pokiwał nią z zachwytu nad sobą. Czasami trzeba zniżyć się do poziomu pomniejszych ras i wymienić kilka zdań by umysł wrócił na właściwy sobie tor. Tak, duma Takiego rozpierała.

Chwilę później dojechali do karczmy, którą mają obrócić w perzynę. Będzie zapewne na co popatrzeć.

- Taki, jeśli pozwolisz – dotarło do Goblina. To Simon, mag w koronie. Najwyraźniej chciał by zeszli z konia. Goblin ześlizgnął się płynnym ruchem i stanął obok konia nie będąc pewnym czy chce pójść w ślady co po niektórych i udać się do karczmy. Skoro mają ją spalić, to poco jakieś podchody?

Złapał zatem za uzdę konia, który niepewnie chrapnął coś w swoim końskim języku. Z drugiej strony podszedł młody koniuszy i szarpnął konia w stronę stajni, niewielkiego budynku nieopodal karczmy. A dokładniej niewielkiego wypełnionego sianem budynku nieopodal karczmy.

- Panniee, - wieśniaki zawsze reagują na takie honory wypięta klatą i dumną miną. – ludno tutaj u wass. – Taki próbował wyrażać się najpospoliciej jak się dało.

Koniuszy wyprostował się, wciągnął brzuszysko, jakby dwadzieścia kilo sadła wyparowało w tej właśnie chwili.
- Jaki ja tam pan. Koniami się zajmuje. A karczma oblegana jako zawsze. Tu zwyczajowo ludno. Kilka dni temu to było dopiero ludno. Samoj nie mogłem obrobić. Musiałem tatka z domu ściągać. Staruch jeden nic innego nie robi jak tylko gra z bękartami stryja Kazika.

- Kunie ładne. – Taki miał gdzieś, co najmniej, co robią tatki czy inne bachory.

Dwadzieścia kilo wróciło jak z bata trzasnął.
- A no ładne. Ten tutaj to mu mości Kraśnika ze wschodnich ziem. Tylko on hoduje takie kasztany. Ten tutaj szary…

Taki przewrócił oczami. Stanął trochę z boku oglądając co i jak. Niestety same siano, łajno i deski. A i konie rzecz jasna. Gdyby to podpalić, to nikła szansa by karczma też by się zajęła. Co tu wymyślić?

- Jak mój pan… – Taki przerwał wywód koniuszemu. Chwilę myślał. Dobrze, że mnie ten niebieski nie słyszy teraz. – Jak, zdecyduje się zostać w karczmie na noc, to można się tu gdzieś w śród siana założyć?

- Założyć? Położyć, znaczy? A jasne. Tamoj drabina, na górze świeże siano zwiezione.

- Rozejrzę się. – Rzucił oschle goblin. Miał już dosyć tego bęcwała. Nic istotnego nie był wstanie Takiemu powiedzieć. Obrócił by się i wszedł na górę gdyby gdzieś tam przed nim, a za plecami parobka, nie mignęła zielona postać. Zielona postać z pochodnią.


Co do cholery?...

Chwilę później zaczęło być wiadome co się dzieje. Ogień ogarnął poziom klepiska całkiem szybko, ale i tak prawdziwego impetu nabrał gdy dotarł do piętra. Tam właśnie gdzie goblin chciał wleźć. Trzeba pamiętać, że w drużynie może być niebezpieczniej niż samotnie, pomyślał. Chłopak od koni obrócił się w stronę ognia. Prawie coś powiedział, po czym zacharczał i padł.
Goblin spojrzał na orczycę. Pokręcił głową.
- To był mój plan.

Ta jednak nie mogła już tego słyszeć. Rzuciła bowiem pochodnie i ruszyła do wyjścia. A jazgot koni próbujących się uwolnić zagłuszał wszystko. Goblin spojrzał na leżącego koniuszego. Nóż wystawał z piersi młodzieńca. Tak tego się nie robi. Ale co to goblina obchodziło. Nie każdy ma zadatki na skrytobójcę.

Gdy orczyca zniknęła za płomieniami Taki podbiegł do ściany i ściągnął z nich lejce. Porządne skórzane lejce były w stanie wytrzymać wiele. Przywiązał je do belki podtrzymującej strop i ścianę najbliżej karczmy. Szczęśliwie były tam wielkie wrota. Otwarte wrota. Drugą stronę lejc poprzywiązywał do uprzęży koni, które jeszcze nie zostały rozprzęgnięte. Ogień wzmagał się z każdą chwilą. Oprócz rżenia pojawił się już kwik strachu.

Goblin powolnym krokiem podszedł do pochodni, wziął ją i wetknął w rękę martwego koniuszego. Wyciągnął też nóż orczycy z klatki piersiowej młodzieńca i włożył do swojej sakwy. Nie ma co pozostawiać oczywistych śladów.

Gdy konie już niemal wariowały od szalejącego ognia a na zewnątrz było słychać okrzyki i nawoływania, Taki podszedł do boksów z końmi i zwyczajnie otworzył ich bramki. Zwierzęta wyrwały jak poparzone… no chyba były. Taki będąc pewien sukcesu udał się w przeciwną stronę. Ogień był już wszędzie, a dym gryzł i dusił niemiłosiernie.

Stodołą wstrząsnęło. Taki stanął na chwilę by spojrzeć za siebie, w stronę karczmy. Konie właśnie wyrwały belkę i biegną w siną dal. Siną od dymu. Czas przestał działać na korzyść goblina. Kolejne trzaski upewniły Takiego, że może mieć nie lada kłopoty. Długo się nie zastanawiając złapał za kubeł wody przeznaczonej do pojenia koni i wylał ja na siebie. Nie było to przyjemne zwłaszcza w kontraście z żarem panującym dookoła.

Mokry i niepewny siebie rzucił się w przeciwną stronę niż karczma. Na końcu w śród płomieni dostrzegł okno. Szkopuł w tym, że zasłonięte okiennicami. Zaryzykował jednak i rzucił się przez nie. I tu szczęście dopisało. Nie było zaryglowane.

Okiennice otworzyły się i wypuściły goblina na zadymione podwórze. Szybki obrót i już pędził ile sił w skraj lasu. Na szczęście niedaleki. Gdy wpadł w krzaki położył się na glebie i wziął kilka głębokich oddechów. Gdy się uspokoił postanowił iść skrajem lasu aż dotrze do towarzyszy stojących po drugiej stronie polany.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline