Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2014, 02:17   #24
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
*** Mateusz Czajkowski, Emilian, Jacek Tarasiewicz, Yuri Zhevnov, Joseph Kahn ***


- Eee, jasne – odparł Marek do Seppa. Mężczyzna miał kilka siniaków, drobnych zadrapań, śliwę pod okiem, ale poza tym, nie wyglądał zbyt źle.

Jakieś dwie kobiety zaczęły organizować polową kuchnię. Garnków trochę było, a z tego, co przynieśli, dało się wygospodarować dla każdego z 4 łyżki ciepłej strawy. Za kuchenkę robiła jakaś metalowa beczka i zestaw sprytnie umocowanych drutów.

- Czy ktoś z państwa wie, gdzie najbliższy sklep samoobsługowy znajduje się? Praktiker oder Obi? - zapytał przy okazji Sepp. – Przydałoby się zdobyć jakieś latarki, czy siekierę. Łom też byłby niezły. W zasadzie w markecie Dom&Ogród powinna być nawet piła spalinowa i paliwo… - Z przeprowadzonej rozmowy nie wynikało wiele, albo chłopak niewiele zrozumiał - oczywiście, że ludzi interesowało jak jest na zewnątrz i co się dzieje czy jak wielkie są zniszczenia, ale to wszystko była przeszłość - najważniejsze było teraz co będzie dalej? Gdzie udać się po pomoc? Czy jak przetrwać?

- Najpierw przeszukajmy mieszkania, możemy znaleźć coś ciekawego a ryzyko jest dużo mniejsze, bo nie trzeba wychodzić z bloku. – wtrącił Emilian.
- Znaczy... włamać się do czyjegoś mieszkania i... - Sepp zastanowił się – roznieść? Co ciekawego chcesz ukraść? – zapytał z ledwo ukrywanym obrzydzeniem w głosie. Kradzież ze sklepu jeszcze jakoś mieściła się w moralności Seppa, kradzież z prywatnego mieszkaniu - już nie.

- Typie rozejrzyj się, kurwa, świat się kończy, rozpierdol na maksa, nie wiadomo czy jutro nie zdechniemy, a ty mi tu nawijasz gadki o kradzieży...
- Trzeba sobie radzić, przeżyją najsilniejsi. - dodał Mirek, ten z siekierą.
- Kto idzie ze mną?Emilian ciągnął swoje.
- I to dlatego nie wypuszczasz kilofa z rąk? - zadrwił Sepp, zwrócił się do Młodego. – Co chcesz znaleźć w mieszkaniach? To proste pytanie. Stare jedzenie? Ciuchy? Posługujesz się nożem?

- Jakiś problem masz, Niemczyku? – Mirek poprawił uchwyt na siekierze. Atmosfera zaczęła się zagęszczać…



*** Król Artur ***



Doberman zaatakował. Artur zdołał jedynie kopniakiem wywrócić stolik przed jego nosem i rzucił się w kierunku zawalonej kładki. Pomysł wydawał się szalony, ale kładka w istocie stanowiła teraz jedyną drogę ucieczki.

Cudem zjechał po niej, jak po zwykłej zjeżdżalni, zręcznie omijając kilka wystających drutów i rurek z barierek. Stoczył się na bok, ale grube ubranie zamortyzowało upadek. Usłyszał głośne ujadanie. Spojrzał szybko w kierunku antresoli, psy zaczynały zbiegać ze schodów, znajdujących się niedaleko. Nie miał szans nimi uciec, choć wyglądały na bezpieczniejszą alternatywę.

Zerwał się szybko z ziemi i ruszył w kierunku wyjścia. Droga „na skróty” prowadziła przez upstrzoną kryształowym dywanem halę. Jednak teraz chrzęst kruszonego szkła był jego najmniejszym problemem. Do wyjścia dzieliło go ledwo dwadzieścia metrów, gdy nagle poślizgnął się i wyrżnął w szkło. Kilka sekund straty… jakiś odłamek wbił mu się w przegub dłoni. Wstał i ruszył pędem w kierunku dziedzińca, gdzie zostawił rower. Usłyszał jakiś jazgot. Obejrzał się na chwilę. Owczarek prawdopodobnie zranił się w łapę, próbując przejść przez szkło. Za to doberman nic sobie z tego nie robił i gnał jak oszalały w jego kierunku.



*** Tomasz Wisławski ***



Tomasz szybko dotarł do bloków, wszedł do jakiejś klatki schodowej. W środku było dziwnie mokro i wilgotno… drzwi do kilku mieszkań na pierwszych poziomach stały otworem, a w nim podłoga zalana była wodą. Zacieki były wszędzie, na suficie, ścianach. Widocznie musiała pójść instalacja wodna i wszystkich z dołu zalało. Po właścicielach nie było ani śladu… Obejrzał sobie z ciekawości jakieś mieszkanie. W środku kuchnia, pierwszorzędnej jakości, na stole laptop, kluczyki do samochodu, w salonie telewizor na ścianie, włoskie, skórzane meble… wszystko, za czym gonił człowiek za życia. W lodówce pusto… nic ciekawego do zobaczenia.

Winda, z dziwnych powodów była nieczynna… Wchodził powoli po schodach, w końcu nigdzie mu się nie spieszyło. No i po co się przemęczać. Wdrapał się w końcu na samą górę… drzwi do mieszkań były pozamykane, niech to szlag. Ale w końcu jakieś poszły, pod naporem nowiutkich pum. Tomasz z dziwnych powodów chciał koniecznie zobaczyć miasto, nic innego go nie interesowało. Przeskoczył mieszkanie i wypadł na balkon.






Miasto wyglądało niesamowicie. Ruiny, powywracane wieżowce jak domki z kart, ulice usłane poprzewracanymi samochodami i autobusami, gdzieniegdzie czarne plamy – zgliszcza, bloki bez ani jednej szyby…

Jedno tylko go zaniepokoiło. Ze wschodu nadciągały ogromne, ciemne chmury…



*** Jan Twardowski, Irmina Zalewska ***



Najpierw usłyszała jakiś hałas, szmery, później zaś jakieś kroki ze strony klatki schodowej. Czekała czujnie przy drzwiach, z pistoletem gotowym do strzału. Znowu ten przybłęda? Nie, odgłosy wskazywały na więcej niż jedną osobę. Trzy, może cztery. Nie czekała długo, zobaczyła jakąś czarną sylwetkę, z pistoletem maszynowym w dłoniach. Schowała się szybko, by nie zostać dostrzeżoną, tyle jej wystarczyło.

Czy to mogli być ONI? Instynkt kazał trwać jej w bezruchu, teraz dowolny hałas w mieszkaniu mógł zwrócić ich uwagę. Nadia… boże, biedne dziecko. Uciekać? Czy wystrzelać ich jak kaczki w korytarzu? Chyba weszli do jakiegoś mieszkania…

Kolejny hałas. Podobnie jak Jan, który znajdował się na zewnątrz, przy klatce schodowej. Nie minęło wiele czasu, nim ten dostrzegł w oddali, jadący z kierunku Starołęki pojazd…

Irmina usłyszała kroki na korytarzu. Chyba wybiegli na klatkę schodową. Jan prawie zderzył się z nimi przy klatce, nic sobie nie zrobili z niego, usłyszał tylko krótkie „z drogi”.

Irmina podbiegła do okna, wychodzącego na główną ulicę. Zauważyła trzech mężczyzn, przebiegających na drugą stronę ulicy, kluczących między zepsutymi samochodami. „Zostańcie w domach! Pomoc nadejdzie niebawem! Dla własnego bezpieczeństwa, zostańcie tam gdzie jesteście…” – hałas stawał się coraz wyraźniejszy. Podobnie jak i pojazd.



 
Revan jest offline