Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2014, 22:12   #41
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wychodząc z wieży Bert wyglądał na pewnego siebie. Jego oczy były pełne spokoju, jego wyraz twarzy mówił, że znał prawdę. Każdy jego ruch i gest twierdził z całą pewnością, że kartograf był niewinny. Tak naprawdę póki nie zaczął mówić ludzie nie wiedzieli o nim niemal nic. Był przybyszem w bardzo dobrej jakości podróżnym stroju. Człowiekiem znikąd - podobnie jak jego towarzysze - na tyle dobrym i zmartwionym o cudzy los, że zdecydował się pomóc Wiktorowi Schlusselowi, którego nie znał.

Bert zaczął swoją grę. Mówił, gestykulował i jedynie ślepy nie zobaczyłby, że był w swoim żywiole. Był dobrym mówcą. Charyzmatycznym, młodym, pełnym werwy. Winkel tak lawirował słowami, że jedynie nieliczni potrafiliby mu zarzucić kłamstwo. Tłum uwierzył popierając gawędziarza licznymi okrzykami. Steinhopper widząc, że chłopak zjednał sobie ludzi cofnął się ze złością za ochroniarza. Przemówił żądając dowodów i będąc zwyczajnie głupim obracając żywot Bestii z Reiku przeciw chłopcom z Biberhof. Przecież ona mogła wyjść w rzeki i pójść do lasu... Co za ignorant bez krzty rozumu.

Osiłek i szlachcic już by chcieli walki, ale nie tędy droga. Nie słuchali Josta i gdyby nie Eryk... Wystarczyłoby kilka celnie wycelowanych w tłum zdań, a zarówno szlachcic jak i jego ochroniarz zapewne uciekaliby jak pobite dzieci z wiejskiego podwórza. Pan arystokrata nie wiedział co potrafi wzburzony tłum zrobić nawet z kamiennym posągiem nie mówiąc o kimś tak delikatnym jak nie tknięty ciężką pracą byt szlachcica...

Na szczęście łowca uratował całą sytuację. Bauer wytargował dla nich kilka godzin - o ile tylko szlachcic tyle wytrzyma i nie zrobi kartografowi krzywdy. Winkel sprawdził czy ma na sobie swój czarodziejski, szczęśliwy amulet w postaci psiej łapki. Była na swoim miejscu co oznaczało, że to mogło się udać. Szanse co prawda się zmniejszyły kiedy do wyprawy dołączył osiłek, ale... przecież po to są szczęśliwe amulety aby przynosić szczęście!

***


Straganiarza i osiłka szło zwodzić nawet długie godziny, ale po trzech godzinach w lesie Bert zdał sobie sprawę, że szlachcic jest o wiele mniej cierpliwy. Może zwyczajnie nie czekać na wynik eskapady i zrobić coś głupiego pod ich nieobecność. Winkel był naprawdę dobrej myśli, ale nie oszukując się nawet on nie liczył, że trafią na najmniejszy ślad Bestii. To by musiał być cud.

I wtedy natrafił na ślad jelenia. Liczył, że to może być coś innego, ale opinie Eryka i Josta nie dawały na to cienia szans. Oczywistym było, że musi powiedzieć, że zwierzę uciekało przed bestią, ale skoro nie natrafili na jej ślad dotychczas czy to się w ogóle uda? Wolał nie myśleć nawet, że jego drogocenny amulet z psiej łapki może nie działać. Musieli coś znaleźć. Dla dobra kartografa, jego ukochanej i świętego spokoju musieli...

***

Polanka była zwyczajna. Mała, okrągła, ogrodzona naturalnym płotem z krzewów, drzew i starych pni. Jost z Erykiem znaleźli na niej coś co nie było śladem jelenia. Nie było śladem nieznaczącym, bo znaleziskiem była łuska. Bert zanim nawet ją zobaczył podłapał, że to może być ostatnia nadzieja i zawołał, że to łuska potwora. I wtedy ją zobaczył...


W wielkich niczym bochny chleba łapach ochroniarza wyglądała jak porządnie wypieczona cebulowa buła. Była duża, okrągła i chyba świeża, bo nadal posiadała blask - zachowało się też nieco śluzu. Nie tylko on, ale i ochroniarz po sprawdzeniu jej wytrzymałości był zdumiony. Straganiarz też załapał nagląc resztę do powrotu.

To było możliwe dopiero kiedy Jost i Eryk wymienili na boku kilka zdań. Nie wyglądali jakby chodziło o ciepły posiłek. Byli czymś zmartwieni, może lekko zszokowani. Bert znał się na ludziach i wiedział, że to co tam wytropili to nie było zwykłe znalezisko. To było coś znacznie więcej...

***

Szlachcic miał minę którą nawet gawędziarzowi było ciężko określić. Mieszanina zaskoczenia, szoku, z lekkim niedowierzaniem. Arystokrata gdyby nie słowa ochroniarza zapewne nie uwierzyłby, że przedmiot został znaleziony w lesie, a kupiony u jakiegoś fałszerza. Przybity siłą takiego dowodu mężczyzna przeprosił kartografa. Ten nie mógł usiedzieć z podniecenia. Nie wiadomo co cieszyło go bardziej - znalezisko czy oczyszczenie z słusznie stawianych zarzutów. Teraz będzie musiał się bardziej kryć co też Winkelowi obiecał zanim grupa podróżników w ogóle się tą sprawą zajęła...

Uczony był drużynie niezwykle wdzięczny i - zgodnie ze swoimi wcześniejszymi słowami - zaprosił ich na uroczysty obiad. Do tego czasu Winkel odwiedził miejsce, które sobie wyobrażał przed spotkaniem szlachcica. Tawerna jak w jego pamięci była mała, przytulna i bez wątpienia z najlepszą kuchnią w okolicy. Bert nie narzekał też na piękne widoki z uśmiechem po jakimś czasie podejmując się plotek z bardzo zacną niewiastą niewiele od niego młodszą. Dziewczyna była córką piekarza, ale jak na osobę ze wsi miała dość wiele do powiedzenia. Winkel widział w niej potencjał. Rozmawiało mu się z nią tak dobrze, że zdecydował się zaprosić ją na obiad z kartografem. Nie było mowy o osobach towarzyszących, ale... raczej uczony nie będzie miał mu za złe.

 
Lechu jest offline