Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2014, 07:37   #210
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



TORCH, CARLA, BASS, JONASZ


Obiekty numer 233, 234, 235 i 236 zadziałały prawie tak, jak Frank Stain przewidział.

Szybka analiza przekazywanego przez kamery obrazu pozwoliła doktorowi dokonać ostatnich poprawek w planie. Obiekt 234 i 235 byli żołnierzami tej grupy. Podjęli działania ofensywne, przyjęli rolę obrońców stada. Obiekt 234 – kobieta – próbowała prostej manipulacji, chcąc wykorzystać zapewne jakiś element zaskoczenie, zdezorientować jego posłańca.

Niepokoił go obiekt 236, który ciągle próbował hakować jego systemy. Robił to w pośpiechu, ale niezwykle efektywnie, co zdradzało wieloletnią praktykę i doświadczenie oraz niewątpliwą inteligencję. To był duch tej grupy.

Więźniowie liczyli się z nim zapewne tylko wtedy, kiedy był potrzebny. W innych momentach brudnej egzystencji służył im zapewne za rozrywkę. Czy to dlatego obiekt 236 próbował się z nim komunikować.

Obiekt 233 wyglądał na najmniejsze zagrożenie. Nadal pozostawał w ukryciu i nie reagował na nawoływania 236, które docierały do uszu Franka Staina niezbyt wyraźnie. Ogólne elektronika szwankowała i przekazywany obraz tracił ostrość, kolor a czasami znikał na ułamek sekundy co było niezwykle frustrujące, jeśli posłaniec miał wykonać swoje zadanie.

Stain przechylił swoje ciało w specjalnym siłowniku, wzmocnił moc hologramu, wykonał pierwszy ruch, a maszyna posłana do Przedsionka Ogłupienia powtórzyła go szybciej i dokładniej.


* * *

Maszyna wykonała niespodziewany zwrot. Szybkimi, płynnymi ruchami zeszła z linii ataku, nie odwracając się w stronę Carli. Znalazła przy Bassie. Nim doktor zdążył chociaż pisnąć, silne ręce chwyciły go w górę i cisnęły bez wysiłku o pobliską ścianę. Zderzenie z nią spowodowało, że Bass osunął się po metalowej przegrodzie półprzytomny, oszołomiony.

Robot nie próżnował. Zaszarżował na Torcha. Lecz ten był już na to przygotowany. W ruch poszedł jego zaimprowizowany miotacz płomieni. Jęzor ognia trafił napastnika w okolice głowy, pokrył ramiona i część klatki piersiowej. Maszyna zwolniła na chwilę, która pozwoliła Torchowi przeskoczyć w bok, oddalić od niej, uniknąć ciosu.

Robot, pokryty najwyraźniej organiczną tkanką lub syntetyczną skórą, zapalił się. Jego głowę otaczała ognista korona, aureola płomieni i czarnego, tłustego dymu. Maszyna zawahał się, obróciła w bok, za Torchem idealnie wystawiając na strzał Carli. Córa Rzeźni wykorzystała sposobność i posłała bełt w stronę głowy wroga. Celowała w sam środek twarzoczaszki gdzie spodziewała się zadać najpoważniejsze zniszczenia, ale znów zawiodły ją jej własne umiejętności strzeleckie i pocisk, zamiast przepisowo wbić się w czerep, prześliznął się jedynie bokiem, zerwał z głowy robota kawałek palącej się materii. W samopowtarzalnej kuszy został jej już tylko jeden bełt, przeładowani broni zajmowało Carli blisko minutę.

Jonasz zrozumiał, kiedy przebił się przez kolejną osłonę czyjejś sieciowej obrony. Programista był dobry w tym, co robił. Tylko dobry, nic poza tym. Na starej Terze nie wszedłby nawet do gry, być może tutaj w niektórych sektorach, mógł być uznawany za speca od wirtualnej i sieciowej technologii.
Ale nie był. Ostatnia komenda i Jonasz już wiedział. Nie był w stanie przejąć sterowania nad maszyną. Impulsy pochodziły z innego urządzenia, ze sterownika VR. Maszyny, w której trzeba było wykonać określone ruchy, które potem maszyna wykonywała za „pilotem”. Takie urządzenia były tańsze, nie wymagały SI, pozwalały w pełni kontrolować je człowiekowi na niewielkie dystanse. Palce Jonasza zaczęły szybko przesuwać kolejne bloczki na holoekranie jego WKP.


* * *


Stain się zirytował. Ogień zakłócił nieco działanie sensorów optycznych, na których opierał sterowność posłańca. Dym również. Działał teraz prawie po omacku. Prawie.


Natarł na sprawcę irytującego ataku






RICK ORTEGA


Rick pełznął w stronę drzwi, czując, ze pazury demona znów kilka razy zahaczyły jego ciało. Teraz jednak, napędzany adrenaliną i pierwotną, instynktowną wolą życia, próbował uciekać dalej rozglądając się za jakąś bronią.

I zobaczył. Leżący pod jedną ze ścian tobół, z którego wystawała rękojeść jego noża. Zarówno bagaż, jak i nóż należały do Ortegi, lecz broni palnej nigdzie nie zauważył.

Szybko, na tyle szybko na ile pozwalało mu poranione ciało, Rick przesunął się w tamtą stronę, zaliczając dwa lub trzy kolejne draśnięcia. Stwór wydawał się bawić z nim, jak kot z myszą. Był już blisko, prawie pochylał się na nim wbijając szpony płytko, lecz boleśnie nie w nogi, lecz w tors Ortegi.
Rick zawył z wściekłości i bólu, kiedy jeden ze szponów trafił go głębiej, wyszarpnął broń z bagażu i zadał nią szybkie, precyzyjne pchnięcie w stronę pochylonego wroga.

Był pewien, że nic w ten sposób nie zyska, lecz demon zakończy swoje okrutne harce i zabije go jednym szybkim, niemal miłosiernym ciosem.
Pomylił się.

Cios trafił w demona i wtedy ten krzyknął. Głosem małej, zranionej dziewczynki.

Demom znikł, jakby nigdy go nie było. Jakby był tylko hologramem lub wytworem czyjejś mocy psionicznej, podobnie jak znikały wizje Mindblendera poznanego przez ich ekipę gdzieś w trzewiach Gehenny.

Ostrze noża Ortegi trafiło ją w gardło. Rozerwało ciało i arterie otwierając buchającą krwią ranę.

Dziewczynka zbladła jeszcze bardziej, jej rozszerzone oczy przez chwilę wpatrywały się w Ortegę z niedowierzaniem i bólem, a potem życie w nich zgasło i twór Franka Staina opadł w bok, tuz obok ciała Ortegi.

Żołnierz zaśmiał się, czując, że pluje krwią.

Nie miał sił, by się podnieść. Nóż dziewczyny, który ona postrzegał jako pazur demona, zadał mu kilka płytkich i kilak głębszych ran i osłabiony Ortega wykrwawiał się z nich powoli, lecz nieubłaganie. Z trudem walczył o to, by utrzymać przytomność.






TORCH, CARLA, BASS, JONASZ


Maszyna ruszyła na Torcha. Tym razem o mało nie dekapitując byłego kaskadera swoim wielkim mieczem. Najwyraźniej żarty się skończyły. Ostrze broni zniszczyło część urządzenia przy którym krył się Torch.

Rzucając się w bok w desperackiej próbie ocalenia życia Oleg uderzył boleśnie biodrem w kant jakiegoś urządzania. Przez ciało podpalacza przeszedł impuls bólu, który wyrwał z jego ust ochrypły, bolesny śmiech.

Maszyna ruszył na niego i wzniosła miecz do finalnego, wydawałoby się ataku. I nagle znieruchomiała.

Jonasz uśmiechnął się. Ostatnia komenda została wydana i więź sterownika z urządzeniem została zerwana.

Znając umiejętności programisty Jonasz przewidywał, że ten problem na długi czas mają z głowy. Teraz zostało jedynie odszukać Franka Staina i rozwiązać problem raz na zawsze. Albo i nie.
 
Armiel jest offline