Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2014, 20:17   #201
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Jeszcze przez chwilę po otwarciu drzwi wzbraniali się przed zajrzeniem do środka, nie wiedząc czego się spodziewać, Torch przemógł się pierwszy. Omiótł spojrzeniem salkę, ani żywej duszy, tylko masa elektroniki. Oleg obszedł stojący po środku stół dookoła, upewniając się, że są sami, podczas gdy reszta podziwiała zgromadzony tu sprzęt. O dziwo, wszystko wydawało się być na chodzie, nie było jednak śladów ludzkości, a to akurat mało pocieszające. Asystenci Steina, ci niezgrzybiali i przy zdrowych zmysłach, raczej tu nie urzędowali, na co po cichu, a niektórzy i głośniej, liczyła grupka. Co gorsza, drzwi zamknęły się za nimi, bez ich ingerencji. Teraz byli pewni, że ktoś ich obserwuje, a po chwili wiedzieli nawet, kto.

Najpierw kolaż jak z holohorrorów, szczątkowanie ludzi, fontanny krwi, potem zszywanie ich na nowo... Może gdyby chcieli, i mieli więcej czasu, poznaliby któreś z porzuconych kilkadziesiąt metrów dalej ciał. Taki obraz dawał do myślenia, w końcu to sprawca tych okropności miał być ich wybawieniem.

Najpierw go usłyszeli. Recytował jakąś nową wersję Biblii, ciężko powiedzieć, czy była to jego własna, obłąkańcza interpretacja, czy też może zapożyczył ją od którejś z sekt Gehenny. Pewnym było, że opowiada historię właśnie tego statku, z godnym naiwności Jonasza happy endem. Wreszcie, po tym krótkim, ale i tak zbytecznym wstępie, objawił im się. Można by powiedzieć, że zaczął mówić normalnie, porzucił bowiem charakterystyczny dla Biblii język, jednak rzeczy, które mówił uniemożliwiały takie stwierdzenie.

Pominąć można fakt, że kazał im się pozabijać - niejeden na Gehennie lubił patrzeć jak inni walczą na śmierć i życie. A że doktorek był tu na dominującej pozycji, miał coś, czego oni mogli chcieć, to mógł sobie pozwolić na takie fanaberie. Ale co on właściwie miał? Rzekomo działającą kapsułę ratunkową z niewiadomymi ilościami powietrza, wody i pożywienia, w statku dryfującym w nieznanej części kosmosu. I chciał z tym, który przeżyje, zaludnić nowy świat, przy proporcji samców do samic 3:1 (2:2 jeśli Jonasza uznał za kobietę). Może wierzył w zdolności Carli, może nawet zdołał ich przeskanować i wiedział, że nie ma ona objawów zarażenia, a może dokładnie nie przemyślał swojej propozycji. Szalony naukowiec jest przede wszystkim szalony, jego geniusz staje się nie tylko groźny, ale chwilami i bezużyteczny, ponieważ zdrowy rozsądek przestaje rozdawać karty.

Na szczęście, sprzęt który znajdował się w pokoju mógł ich uleczyć. Cudownie. Niech Stein leci zdrów, o ile wyrzutnia kapsuły jest sprawna. Nie potrzebują ani jego, ani Raztan, mają szczepionkę. Oczywiście była szansa, że Bass kłamał, nie można było lekceważyć doktorka, ale wolał zawierzyć jemu, niż Steinowi, który chciał z nim "dać nowe życie"...

Torch gotów był pierwszy położyć się na stole i przekonać się na własnej skórze o szczerości Bassa, ten jednak... wstydził się pracować przy obserwującym ich Steinie. Tłumaczył, że ciężko mu się skupić, i że to skomplikowany sprzęt, nie przyznał jednak, że przez kilkadziesiąt lat życia, z czego pewnie połowa jako jajogłowy, nie zdołał wyhodować jaj. Żelazna zasada Olega brzmiała "Jeśli masz coś do zrobienia, zrób to". Żadnych wymówek, jęczenia, usprawiedliwień od mamy, jeśli masz coś zrobić, to podwijasz rękawy i to robisz, nie ważne, że się z ciebie śmieją, ręce bolą, gardło pali, pot po dupie leci, masz to zrobić, i tyle. Oczywiście, są sprawy ważne i ważniejsze, ale, do kurwy nędzy, co jest ważniejsze od choroby, która może nawet za kilka godzin ich zabije, w międzyczasie upokarzając i pozbawiając sił do dalszej walki?

No tak, tyle że tylko on i Blady mają objawy, doktorek i Carla są, póki co, czyści.

Carla.
W porę spojrzał na nią. Nijak nie odniosła się do propozycji doktora Frankensteina, aż do teraz, kiedy to zaczęła podnosić kuszę. Oleg, wiedziony instynktem przetrwania, kucnął momentalnie, na ile umożliwiały mu to stawy, za stojącym na środku stołem. Niezgrabnie chwycił pistolet pneumatyczny, zamarł w bezruchu, próbując spowolnić bicie serca, i nasłuchując odgłosu padających na posadzkę ciał, lub choćby krzyku po wbijającym się w pierś bełcie, ewentualnie strzału z Bassowej broni. Póki co się nie wychylał, musiał poczekać na odpowiedni moment. W końcu kuszę trzeba przeładować, gdy więc pierwsza jej ofiara padnie na ziemię, wtedy będzie miał szansę.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 09-03-2014, 22:29   #202
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Nie dziwił się teraz dlaczego Ratztan zaufała Steinowi, ten człowiek miał zaplecze potrzebne do pokonania choroby. Sprzęt potrafiący czynić cuda. Mimo to ten wyrachowany skurwiel zupełnie nie przejął się wymierającymi sektorami. Miał w rękach narzędzia potrzebne do uratowania nie tylko chorych na zarazę, ale też wielu innych.

Metaforycznie rzecz ujmując każdy lekarz jest bogiem, Stein wykonał jednak w swym szaleństwie krok naprzód przyjmując tę rolę w pełnym jej znaczeniu. Recytował im jakieś religijne bzdury. Wreszcie pokazał swoją prawdziwą naturę i zażądał by się dla niego pozabijali. Z tym, że Seward znał swoje miejsce, a ono było tutaj, na Gehennie. Nie miał zamiaru opuszczać swojego Piekła nawet gdyby taka możliwość się pojawiła. Nie wiedział jednak jakie zdanie o propozycji mieli pozostali.

- Gdzie szczepionka? - wypalił nagle Petrenko najwyraźniej licząc, że Stein zechce mu odpowiedzieć. Jeśli ich słyszał to nie zdradził się z tym.

Tymczasem Jonasz odsunął się o kilka kroków, zdawał się uciekać z zasięgu ostrza Ford, a nawet pistoletu Bassa. Nie zaskoczyło to lekarza, haker zdawał się nikomu z nich nie ufać. Może tylko Torch stanowił wyjątek?

- Pieprzenie - rzekł cicho Blady, niemal na granicy słyszalności, tylko ruchy ust zdawały się potwierdzać, że cokolwiek się z nich wydobyło. W kąciku jego ust tkwił gwizdek obronny.

Bass zrobił kilka kroków w bok, nie tylko po to by odsunąć się od pozostałych, ale też by lepiej widzieć samego Jonasza. Pistolet trzymał w gotowości, nie poderwał go jednak jeszcze go góry.

- Lepiej być opuszczonym przez Boga, niż wierzyć w takiego - powiedział Seward, po czym spojrzał na towarzyszy. - Ten sprzęt mógłby nas wszystkich ocalić.

Petrenko obrócił gwałtownie głowę. Zmarszczył czoło, ściągnął brwi, rozchylił nieznacznie usta. Zdziwienie i złość, przede wszystkim złość.

- No to kurwa na co czekasz? Trzeba było mówić od razu - rzucił agresywniej Oleg, potem jednak odetchnął głęboko i ciągnął spokojniej - Umiesz to obsłużyć? - spytał z niekrytą nadzieją w głosie.

- Nie - odparł bez wahania lekarz - Nie sam - dodał od razu. - Do tego potrzeba jeszcze kogoś kto zna się na elektronice. - Zerknął porozumiewawczo na Bladego.

- Ah... - Jonasz uśmiechnął się, nie odwrócił jednak wzroku, przesłonięta czarnymi goglami twarz nie zaszczyciła go swym zainterowaniem, palce przesuwały się po holo - klawiaturze. - Proście, a będzie wam dane.

- No to ruszamy. Chyba, że ktoś chce do pojeba
- Torch wskazał ręką drżący hologram Steina - to proszę bardzo. Ale najpierw proponowałbym wyleczyć nas ze sraczki. Odpalaj machinę, doktorku. - poprosił nagląco.

- Tylko co z nim?
- Skinął głową jakby w stronę nieobecnego Steina.

- Zabijacie się? Czy nie? To nie jest stała oferta. Zaraz wyczerpie swoją ważność - odezwał się nagle sam Stein jakby na wezwanie Sewarda.

Oleg obrzucił ekran pobłażliwym spojrzeniem, które potem przeniósł na Bassa.
- Jak to, co. Myślisz, że coś to da? Zdechniesz od sraczki uwięziony w maleńkiej kapsule z szaleńcem, albo wylądujesz z nim na pustej planecie, pewnie nawet nie przystosowanej do życia dla ludzi. Albo wyleczymy się tym - wymierzył palec w nowoczesną aparaturę - i ruszamy do najbliższego zasiedlonego sektora, zacząć żyć na nowo. Czy tylko ja tak to widzę? - Zerknął pytająco na pozostałych.

- Mam gdzieś brednie o kapsule, chodzi o to, że ten sprzęt to cholernie nowoczesna i precyzyjna maszynka nie gówniany ekspres do kawy! Ciężko nim operować wiedząc, że ten świr na nas patrzy - odparł gniewnie, jego palec wskazywał Steina.

Był zły, że Torch go nie zrozumiał. Czy tylko Seward dostrzegał zagrożenie płynące ze strony Steina? Skoro ich widział to przecież mógł zrobić znacznie więcej. Kto wie jakie dziwy miał na swoich usługach, równie dobrze mógłby nasłać na nich roboty albo kolejne mutanty. Z pewnością nie chciałby akurat wtedy przeprowadzać operacji.

Nagła reakcja Ford sprawiła, że o tym zapomniał. Kiedy tylko podniosła kuszę skulił się za urządzeniami. Wciąż napędzały go płynące w jego żyłach stymulanty bojowe.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 09-03-2014, 22:40   #203
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carla stała cicho, podejrzanie cicho. Żadnych komentarzy, żadnych dogryzanek czy ironii. Córka Rzezi obserwowała. Była teraz Dziarą, która kalkulowała co jej się najbardziej opłaca. Nie czuła sentymentu do grupy. Właściwie to ja irytowali. Torch – impotent z manią wyższości, Bass – doktorek-ciota, który zdawał się tylko czekać na okazję, by wbić komuś sztylet w plecy, no i Jonasz – ni to pies, ni to wydra. Nawet na seks-zabawkę się już nie nadawał.

Spierdolić z tego statku-widmo, zacząć wszystko od nowa… to brzmiało zbyt pięknie, a jednak Stein twierdził, że to możliwe. Mogłaby go uwieść… mogłaby sprawić, że to on stałby się jej marionetką. Mogła to zrobić. Była w lepszej sytuacji niż pozostali – była zdrowa. Dotychczas to Ortega stanowił dla niej zagrożenie bojowe, on jednak gdzieś zniknął. Została trójka harcerzyków, których mogła się pozbyć.
Ale gdyby odeszła… demony już nigdy by jej nie nawiedzały.

Torch uniósł głowę i spojrzał na kobietę badawczo. Widać zaczęła go niepokoić małomówność Ford. Dziwka uśmiechnęła się szpetnie w odpowiedzi. Jej wzrok powiedział Petrence, że zdecydowała.

Sprawnym ruchem wyciągnęła przed siebie kuszę i posłała serię bełtów - po jednym w każdy ekran.

- No to leczcie się, dupki – powiedziała do towarzyszy – Przed nami impreza z łysolem.

Opuściła broń i uśmiechnęła się szeroko, widząc reakcję mężczyzn. To lubiła. Była dominą, a oni jej psami.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 09-03-2014 o 22:42.
Mira jest offline  
Stary 10-03-2014, 20:16   #204
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Pomieszczenie jest ciche, puste i pełne medycznego high-techu, którego nawet on nie potrafi rozpoznać. Czysty, doskonały fragment świata odebranego mu przez bezzasadny wyrok. Ze zdziwieniem odkrywa, że to co czuje w tym momencie, to wściekłość ożeniona z ostrą jak skalpel tęsknotą.

Nie powinien tu być. Na tym statku, w tym Kosmicznym Wielorybie.
Nie zasługiwał na to, by tu się znaleźć.
Nie zasłużył na to, co go spotkało.

Panele, kontrolki, ekrany - wszystko połyskuje głębką, niepokojącą czerwienią.

Mają kolor jego myśli.

Zerka na towarzyszy. Stare twarze, pobliźnione twarze, biolo ze starego porządku. Nie pasują tu. Nie Torch, nie Carla. Nie, Carla nie. Nie Głupieprymitwynemięso. To powinno być jego królestwo, jego domena. Kawałek raju w piekle pełnym prostaków. Oaza. Azyl. Przystań. Jego. Jego i może Bassa, gdyby udało obudzić się w nim iskrę ciekawości i chęci zrozumienia.

- To najprawdziwsza Tactila – w głosie Sewarda brzmi autentyczny zachwyt. – Wiecie, co te urządzenie może zrobić?

Nie wie, ale zachwyt Bassa mówi wszystko.

Przesuwa dłonią po jednym z urządzeń. Pod opuszkami jego maszyna jest nieruchoma, cicha. Uległa jak oczekujące pieszczot zwierzę. I Jonas Bowen, były dyrektor Neuro-Lab, mruży białe oczy, krzywi białe usta, zaciska białe palce jakby chciał zgnieść medyczny skaner, przebić obudowę i zanurzyć ramię w jego wnętrznościach z kabli i światłowodów.


* * *


Gdy drzwi za nimi zasuwają się z cichym sykiem, a ekrany rozbłyskują nagle holo-obrazami - już wtedy wie. Marszczy brwi za grafenowymi goglami, przygryza zębami soniczny gwizdek i pierwszą komendą ożywia Ego - podręczną SI.

Niememu spektaklowi medycznego okrucieństwa poświęca jedynie część uwagi. Szuka czujników - mikrofonów, kamer, skanerów. Szuka małych dowodów konspiracji, kolaboranctwa, zdrady biolo na rzecz tej jedynej na statku postistoty - głównej AI, Strażnika. Szuka zdrady, bo trudno mu uwierzyć, że jego Kosmiczny Wieloryb pozwoliłby takiemu miejscu istnieć. Musiał istnieć cel, powód, haczyk, jakiekolwiek wyjaśnienie.

Gdy na holo-ekranach pojawia się twarz doktora Staina, a pomieszczenie wypełnia jego głos - ma już wtedy całkowitą pewność.
Widzi nas.
Za nomenklaturą pożyczoną od Armii Lwa, która tak podobałaby się Netaniaszowi, kryje się bezduszna logika maszyny lub równie bezduszna logika naukowca. Proces selekcji, do którego chce ich sprowokować nie ma na celu wyłonienia zwycięzcy - miejsce w kapsule dla nieznanego mordercy? Przerzeźbieniec odrzuca tą możliwość. To krew i igrzyska, to eksperyment, to eliminacja potencjalnego zagrożenia cudzymi rękami.
Widzi nas.
Wie ilu nas jest.
Kamera obejmująca kadrem twarz Staina musi znajdować się na mobilnej platformie i haker momentalnie przypomina sobie drony, przypomina sobie kamerę umieszczoną przed wejściem do agrodomów.
Podgląda. Szpieguje.
Jest Wielkim Bratem tego przeklętego sektora.
Awatarem Gehenny, jej narzędziem.
Nie może wyrzucić z głowy jednego pytania: jak Stain zdobył nad tym kontrolę? Myśl wraca do swojego początku. Zdrada. Kolaboracja. Nie. To złe punkty odniesień. Obopólne korzyści. Optymalne rozwiązanie.

Złości go ta możliwość.
To cudze wywyższenie.

Złości go kapsuła ratunkowa za plecami doktora. Intryguje Nowy Eden. Kłamstwo? Prawda? Nie potrafi ocenić. Ale posiadanie takiej wiedzy oznaczałoby dostęp do zewnętrznych czujników statku, do jego systemów nawigacyjnych, do gwiezdnych map, albo do którejś z baz danych.

Trzy równoległe tory myślenia. Jonasz - doskonała maszyna myśląca. Przełyka biały syn-hem. Głowa płonie mu szronem gorączki. Bioimplant zdaje się pęcznieć, poruszać pod skórą. Płynie na fali adrenaliny. Schodzi z linii potencjalnego strzału, odsuwa się od noża Ford. Skanuje za czujnikami, próbuje zlokalizować Staina i nadać temu wszystkiemu znaczenie równocześnie. Potrafi to wszystko zrobić. Może to zrobić. Robi to.

Torch i Bass widzą tylko alternatywę. Wyleczenie ALBO kapsuła.
Przerzeźbieniec ma życzenie żyć w świecie koniunkcji.
Chce mieć wszystko.

Chce się wyleczyć, a potem znaleźć kapsułę, znaleźć Staina i wydobyć z niego całą prawdę. Unieszkodliwić go. Chce przejąć kontrolę i w końcu, w końcu zyskać choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa, odrobinę wytchnienia. Chce odzyskać kawałek tego, co stracił przez rządowych prymitywistów.

Gdy Carla podrzuca kuszę, rozszalały potok myśli Jonasza rozdziela się jeszcze bardziej na czworo. Czwarty nurt wie jedno: Ford, to głupie, prymitywne mięso nie niszczy monitoringu Staina, a jedynie odbiera im jego obraz, jedynie niszczy możliwość koniunkcji. Ford, to głupie, prymitywne mięso niszczy bezcenną aparaturę, niszczy jego azyl, niszczy to, co przez chwilę było ciche, uśpione i doskonałe. Nie odtworzą zniszczonych holo-ekranów. Nie odbudują tego, co bezmyślność zniszczyła niepotrzebnie.

Można uzasadnić tą zimną, czerwoną wściekłość, prawda?
Można dokonać racjonalizacji irracjonalnego impulsu.
Jonasz wie, że można.

Lewa ręka zatwierdza wysłanie do Staina krótkiego komunikatu.

Czekaj na mnie.

Prawa ręka odpala jammera, by zablokować czujniki doktora.

Odwraca głowę w kierunku Ford.
Zaciska białe wargi wokół ustnika z fiberglassu i wypuszcza zgromadzone w płucach powietrze w krótkim, ostrym jak nóż dźwięku, który wędruje po filarach kości, wędruje po naprężonych nitkach nerwów.

Nie, nie trzeba zabijać.
Tu nie chodzi o śmierć.
Trzeba ukarać, skrzywdzić, powstrzymać. Obezwładnić.
Nim Ford, nim to głupieprymitywnemięso zniszczy jeszcze więcej.
Nim zrani go lub zabije.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 10-03-2014, 21:36   #205
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


TORCH, CARLA, BASS, JONASZ

Napięcie w pomieszczeniu wręcz elektryzowało. Można je było kroić nożem, tak im się przynajmniej wydawało. Czuli, jak krople potu, zbierają się im na czołach. Przeczucie, instynkt, szósty zmysł – jakkolwiek nie nazwać tego tajemniczego uczucia, jakiego niekiedy doświadczają ludzie, mówił im, że zaraz coś się wydarzy.

Jonasz gwizdnął nim iskry, jakie skrzesały strzały Carli z rozwalonych urządzeń, dotknęły ziemi.

Świdrujący dźwięk wbił się w uszy Carli, przeszył jej system nerwowy spazmem, spiął mięśnie. Córa Rzeźni zatoczył się w tył, wpadła plecami na jakieś urządzenie, wydała z siebie skrzekliwy, niekontrolowany jęk.
Torch i Bass nie odczuli ataku sonicznego tak mocno, jak Carla, ponieważ to w stronę więźniarki została uwolniona większość siły broni. Niemniej jednak i w ich uszach dźwięk spowodował lekkie oszołomienie, chwilowy dyskomfort skutkujący drobnym opóźnieniem reakcji.

Światło zgasło niespodziewanie i ostatnie tony gwizdka wybrzmiały już w ciemnościach. Nie były to jednak absolutne ciemności. Część zgromadzonych w sali urządzeń miała własne zasilanie i tu i ówdzie połyskiwała dioda, żarówka czy wymalowany fluorescencyjną farbą napis.

Jonasz nie był pewien, czy za nagłe zaciemnienie było wynikiem nadspodziewanie skutecznego jammera, czy też ingerencją kogoś z zewnątrz. Stawiał jednak na to drugie.

W ambulatorium panował mrok. Carla jęknęła gdzieś obok, szybko wracając do pełni sił. Za kilka – kilkanaście sekund jej system nerwowy powróci do dawnej świetności.

Jonasz stał w ciemnościach. Jego gogle świeciły lekkim, zielonkawym poblaskiem. Hacker obserwował strumienie energii przeszywające pokój. Bass kucał przy Tactili, bezpiecznie przyklejony znaczną częścią ciała do postumentu, na którym zamocowano urządzenie. To osłaniało go zarówno przed wzrokiem i potencjalnym atakiem któregoś z towarzyszy. Wszak nagłe użycie gwizdka przez jedno z nich mogło być zarówno chęcią obrony, jak i atakiem stanowiącym odpowiedź twierdzącą na ultimatum Staina. Torch ukrył się kawałek dalej, kilka kroków. Zanurkował za jakiś wystający z podłogi cylinder, zapewne część któregoś z tych skomplikowanych urządzeń ambulatoryjnych. Był gotówka wszystko.

Nagle ujrzeli, jak w jednej z bocznych ścian rozsuwają się drzwi, wpuszczając do środka wysoką postać w kapturze. Ujrzeli jedynie błysk metalu na miejscu twarzy i miecza, który postać trzymała w rękach.







RICK ORTEGA



Rick szarpnął się w więzach raz, drugi i trzeci, ale niewiele to dało.
Zrobił więc to, co było dla niego ostatecznością. Wyłamał palce, krzycząc z bólu. Zaczął je przeciskać przez obręcze.

Dziewczynka przyglądała mu się bez cienia emocji w oczach jak i na bladej, brudnej twarzy. Równie dobrze mogłoby go tutaj nie być.
Ortega zacisnął zęby, aż zgrzytnęło. Zapanował nad bólem tak, jak uczono go na treningach. Wyszarpnął dłonie z obręczy – pokrwawione, połamane, na razie zupełnie nie zdatne do działania.

Dziewczynka spojrzała na niego. Ortega zatoczył się pod jej spojrzeniem, prawie jakby otrzymał cios czymś twardym i ciężkim prosto w czoło. Zachwiał się na nogach, próbując utrzymać pion. Bezskutecznie.
Poleciał na kratownice podłogi, nie będąc w stanie zamortyzować upadku.
Przez chwilę nie widział niczego. A potem ujrzał nad sobą twarz dziewczynki, która rozmazała się, rozmyła w rozbryzgu czerwieni i posoki.
I po uderzeniu spanikowanego serca Ortega ujrzał nad sobą przerażającą, nieludzką postać, która wyszczerzyła w jego stronę monstrualne kły.

- Jesteś mój! – zaryczało monstrum pochylając się nad lezącym człowiekiem.
 
Armiel jest offline  
Stary 18-03-2014, 15:57   #206
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Post powstał przy współpracy z MG...

Łamanie paliczków, ból, łamanie kości śródręcza, ból, przeciskanie nie zdatnej do niczego dłoni przez obręcz, ból... Ortega nie należał do słabych psychicznie. Jego psychika była przygotowana na takie katusze jakim ciało nie było w stanie podołać. Dziewczynka jednak pozostawała niewzruszona. Rick nie przerywał swojego przedstawienia i zaciskając zęby, spinając mięśnie dokończył swego dzieła. Jego główne narzędzia pracy były uszkodzone, ale... był wolny. Czuł satysfakcję...

Mimo to żołnierz nie ustał na nogach. Mentalny atak zdaje się bezbronnego dziecka zwalił go z nóg. Punisher wiedział, że to nie byle kto. Podejrzewał, że to "coś" mogło wykraczać potęgą poza jego obecnie mniejsze siły. Chwile kiedy nie widział nic żołnierz poświęcił na krótką myśl. Czy tak chciałby umrzeć? Mówią, że wybór jest czymś na co niewielu stać - on do nich niestety nie należał.

Kiedy mała, krągła główka dziecka zmieniła się w wykręcony, nieregularny pysk Ortega nie wytrzymał ze zdumienia. Wielkie niczym noże kły, potężne rogi, brunatne rządne krwi ślepia i pazury - zdaje się - mogące rozrywać hartowaną stal.

- Jesteś mój! - demon przemówił zrozumiałym dla mężczyzny językiem.

Ortega nie wstawał, a szybko przesuwał się po ziemi niczym pająk w kierunku wyjścia. To coś było… Zdecydowanie najgorszym koszmarem jaki widział w życiu. Dawno się tak nie bał. Nigdy nie był bardziej pewien, że to uczucie w jego ciele to strach. Z ludźmi mógł walczyć, z bestiami i maszynami też, ale to? To przekraczało jego zdolności chociaż prób ataku. To był demon.

Uciekał najszybciej, jak tylko potrafił w takim stanie. Pełznął w stronę wyjścia. Byle dalej od tego czegoś. Od tego ucieleśnionego koszmaru, od tego przerażającego bytu, w który zmieniła się dziewczyna. Stwór zaryczał, spróbował chwycić Ortegę za nogę. Ten poczuł, jak jeden ze szponów bestii przebija mu kończynę, rozcina łydkę dołączając kolejną krwawiącą ranę do tych wcześniej otrzymanych.

Bestia jak na tak egzotyczną, rzadko spotykaną zachowała się jak zwyczajny zwierzak. Atakowała swą ofiarę. Ortega poczuł ból, zobaczył wylewającą się z jego ciała krew, ale nie poddawał się. Wiedział, że już po nim, ale nigdy nie miał zamiaru swojemu katowi nic ułatwiać. Ani gdy był w pełni sił, ani też teraz - połamany, krwawiący, obolały i chory. Żołnierz odsuwał się dalej rozglądając się za najlepszą bronią. Mimo iż nie miał zamiaru walczyć zrobił to, bo wypracowane przez lata nawyki wygrywały swój rytm jego działania. Teraz był pewien. Tak mógł umrzeć. To był osobnik, z którym przegrana nie była hańbą dla nikogo…
 
Lechu jest offline  
Stary 18-03-2014, 20:42   #207
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Nie sposób było nie poznać gwizdka Jonasza, ten cholerny niewielki stalowy defender, który działał również na skulonego za przeszkodą Torcha. Nie było mowy o tym, żeby teraz miał się wychylać i strzelać do zdrajczyni. Zresztą, co z Jonaszem? Było to działanie obronne przed Ford, czy może wykorzystał zamieszanie na własną korzyść.
Zdołał zauważyć, że bełt trafił jeden z ekranów długo po tym, nim Oleg się schylił, jednak w natłoku wrażeń szybko odrzucił ten, wydawałoby się, nieistotny detal. Gdy tylko dźwięk gwizdka ustał i Torch otworzył oczy, główne źródła światłą były wyłączone. Świst wymusił na nim ściśnięcie powiek, nie wiedział czy to sztuczka Jonasza, czy Stein, ciągle ich obserwujący, chciał urozmaicić ich zabawę. Zaraz jednak wszystko się wyjaśniło.

Jasność przyszła nagle. Zamknięta do tej pory grodź rozsunęła się, wpuszczając do środka nachalne promienie światła otulające ludzką sylwetkę. Pierwsza myśl, Ortega; ale jednak nie, to da się poznać, nie on. Metalowa maska na twarzy, nie jakaś toporna, wygięta nożycami blacha, tylko misterna konstrukcja, której szczegółów nie mógł wychwycić przy tym świetle. Poza tym, uwagę Petrenki przykuwał dzierżony przez postać miecz. Jak widać, Stein chciał się pozbyć ewentualnych świadków, Przystań miała zarosnąć pajęczynami, zamiast nieść pomoc. Jaka to dla niego różnica, skoro odlatywał? Chyba, że nie odlatywał...

Nie było czasu na snucie teorii, zadziałał instynkt. Trzymany karabinek przyłożył do ramienia, wycelował, o dziwo trafił. Kawałek pręta wbił się w pancerz, sama postać targnięta została siłą uderzenia, nie wyglądało jednak, jakby przywiązywała do tego wagę. Tak naprawdę, to jedynym skutkiem strzału było zaproszenie gościa do środka. Do tej mory stał tylko w drzwiach, nieruchomy, ale nerwowość Olega, czy też raczej jego brak nadziei na dobre intencje rycerzyka, sprowokowały tajemniczego przybysza do wkroczenia do przyciemnionej sali.

Kolejny bełt przeszył powietrze, tym razem wystrzelony przez Carlę. Zerknął na nią, była skupiona na wspólnym wrogu. No tak, w obliczu zagrożenia ponownie muszą ze sobą współpracować, niezależnie od tego, co było przed chwilą. Musiał wyjść zza zasłony, napastnik był zbyt blisko. Jako iż bełty zdawały się nie działać, Oleg postawił na ogień. Jeśli w środku jest człowiek, zacznie mu być cholernie gorąco. A jeśli nie ma... Humanoidalny robot, i to bez żadnych działek, emiterów fali, czegokolwiek? Nie, to tylko zbroja. Zaawansowana, ale zbroja, a w środku kierujące nią mięso. Stein miał wiele czasu, żeby to opracować, może nawet te poodcinane części ciała były mu potrzebne do stworzenia wojownika do tej puszki?

Torch wyjął palnik z torby, wstrząsnął przed użyciem, bardziej na szczęście niż z potrzeby.
W środku na pewno jest człowiek.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 19-03-2014, 16:28   #208
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Chce zobaczyć jego mózg.
Jego procesor, ścieżki jego nerwów, jego receptory i czujniki.
Chce otworzyć jego czaszkę ze stali i kości, obrać jak skorupkę jajka.
Chce rozebrać go skóry, do mięsa, do twardej elektroniki.
Chce zobaczyć krew, syn-hem albo smar.

Chce zobaczyć czego w nim więcej - człowieka, androida czy maszyny.
Chce zobaczyć, jaka niespodzianka kryje się w środku.
Na czyj obraz i podobieństwo...
I zrozumieć.
Zawłaszczyć.
Zbadać.

Zniszczyć.

Uśmiecha się przez moment: obco, szeroko. Szczerzy białe zęby, oblizuje białym językiem białe dziąsła, oblizuje spierzchnięte, białe usta, zlizuje z nich z biały syn-hem. Z trudem powstrzymuje kaszel. Obudowa diagnozera jest chłodna pod jego plecami.

W półmroku kontrolki mrugają do niego porozumiewawczo jak czerwone oczy.

Próbuje przywrócić światła, ale przez jego komputer płyną fale zakłóceń. Płynący przez słuchawkę głos Ego zacina się, przyśpiesza, zwalnia, gubi kolejne słowa. Znaki na holo-ekranie grafenowych gogli rozmywają się, rozsypują, nie tworzą poprawnego ciągu obliczeń. Opuchnięty implant pulsuje tępym, mdlącym bólem. Każda z analiz kończy się błędem. Każda próba przełamania zabezpieczeń kończy się błędem. Każda droga okazuje się ślepym zaułkiem. Błędem. Zgrzyta zębami. Błąd. Błąd.

Błąd.
BŁąd.
błąd. BŁĄD!
BŁĄDBŁĄDĄDĄD


STOP.

Idiota.

Oddycha wciąga głęboko powietrze, przesuwa się ostrożnie za kolejną maszynę. Byle dalej. Byle ciszej. Byle ostrożniej. Zewnętrzna ingerencja byłaby nieefektywna - to sam przetworzeniec z syntetycznego ciała i stali musi być źródłem zakłóceń, musi mieć kontrolę nad siecią. A on - Jonas Bowen - musi otworzyć go jak ostrygę, dobrać się do mięsa i wyjeść, wyjeść wszystkie jego sekrety, wszystkie tajemnice jego mózgu i procesorów.
Spalić go. Spalić jego obwody. Spalić jego elektronikę.

Próbuje unieruchomić go, odciąć od sieci, znaleźć drogę do jego systemów operacyjnych. Duszy. Umysłu. Jaźni. Skulony w kącie szuka właściwych kodów, szuka słabego punktu. Maszyny wokół niego mruczą cicho jak śpiące koty.

- Bass! - syczy do medyka. - Kable!

Swędzą go niemal opuszki palców, ciekawość piecze bardziej niż rozpulchiony gorączką implant. Chce podpiąć tą maszynęczłowieka do prądu, chce zobaczyć jak skaczą po nim iskry, jak przepalają najsłabsze obwody, jak płonie mięso. Ale nie może sam. Nawet za samo to pragnienie płaci mdłościami i rwanym oddechem. Nie może sam, bo nie chce zniszczyć niezbędnej do wyleczenia maszynerii, bo nie chce ryzykować uszkodzenia, którego naprawa będzie ponad jego siły.

Więc syczy tylko i ma nadzieję, że Seward zrozumie.
A sam nurkuje w świat cyfr i kodów, próbując raz jeszcze znaleźć dojście do stojącej przed nimi trans-istoty.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 19-03-2014 o 19:53.
obce jest offline  
Stary 20-03-2014, 15:05   #209
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wiedziała, że jej nie ufają. Nie mieli powodów. To w sumie dobrze. Choć gdzieś na spodzie jestestwa raniło to Carlę, wolała taki obrót wydarzeń. Łatwiej będzie zrobić to, o co ją już teraz podejrzewali. Łatwiej będzie zdradzić, gdy przyjdzie walczyć o przetrwanie.

Czuła się obolała, ale była przytomna. Powoli odzyskiwała władze nad ciałem.

Czas walki z dotychczasowymi towarzyszami dopiero miał nastąpić. Teraz pojawiło się nowe zagrożenie. Zagrożenie, któremu wspólnie mieli stawić czoła.
Ford nie ogarniała ani sposobu myślenia, ani działania Jonasza. Ten osobnik był zupełnie z innej bajki. Bass również był jej obcy. Był tchórzem i wciąż zachowywał pozory pieprzonego pacyfisty. Cholerny doktorek. Ona też mogła mieć ten tytuł… dawno temu… tak dawno temu, gdyby nie skorzystała z okazji łatwego zarobku na studiach i nie wplątała się w lewe interesy z mafią. No cóż, nie mogła powiedzieć, że żałuje. Wizja siebie jako lekarki o ciepłym głosie, która po dniu ratowania cudzych tyłków wraca do mężusia i bachorów była zupełnie abstrakcyjna dla Carli. To nie byłaby ona. Prędzej była skłonna myśleć, że nawet gdyby nie wmieszała się w półświatek na studiach, skorzystałabym z pierwszej lepszej okazji także później by się do niego dostać. Potrzebowała adrenaliny. A im więcej jej dostawała, tym mocniejszych bodźców potrzebowała z czasem.
Dewiantka. To określenie już dawno do niej przylgnęło – jeszcze zanim trafiła na Gehennę.

Wycelowała kuszę w opancerzonego wroga i wystrzeliła. Bełt odbił się od zbroi. Kurwa. Blaszak zmierzał wprost na Torcha. Carla zmarszczyła brwi. Nie lubiła Petrenki, wydawał się… mieć jakąś obsesję na jej punkcie. A może ogólnie na punkcie kobiet? Mimo to jednak jego sposób działania był dla kobiety najbardziej zrozumiały i to jego postanowiła teraz wesprzeć. Niech Jonasz i Bass zajmują się… kabelkami czy kij wie czym. Ona wolała się trochę zmęczyć i sponiewierać.

Znów strzeliła, tym razem celując w przerwę między płytami. Znów nic. Może miała szanse w zwarciu, ale obawiała się, że gdyby karabela zawiodła… to tak jakby podała się obcemu na tacy. Zamiast tego spróbowała zaczepić go werbalnie. Choćby po to, by ustalić czy w metalowej puszce znajduje się człowiek, czy maszyna.

Carla jeszcze wycelowała w postać, tym razem w czerep.

- Ej, Ty, przystojniaku! - krzyknęła - Może pogadamy?

Miała nadzieję, że gdy wróg odwróci się, będzie mogła wykorzystać tę chwilę, by wbić mu bełt w oczodół.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 21-03-2014, 07:37   #210
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację



TORCH, CARLA, BASS, JONASZ


Obiekty numer 233, 234, 235 i 236 zadziałały prawie tak, jak Frank Stain przewidział.

Szybka analiza przekazywanego przez kamery obrazu pozwoliła doktorowi dokonać ostatnich poprawek w planie. Obiekt 234 i 235 byli żołnierzami tej grupy. Podjęli działania ofensywne, przyjęli rolę obrońców stada. Obiekt 234 – kobieta – próbowała prostej manipulacji, chcąc wykorzystać zapewne jakiś element zaskoczenie, zdezorientować jego posłańca.

Niepokoił go obiekt 236, który ciągle próbował hakować jego systemy. Robił to w pośpiechu, ale niezwykle efektywnie, co zdradzało wieloletnią praktykę i doświadczenie oraz niewątpliwą inteligencję. To był duch tej grupy.

Więźniowie liczyli się z nim zapewne tylko wtedy, kiedy był potrzebny. W innych momentach brudnej egzystencji służył im zapewne za rozrywkę. Czy to dlatego obiekt 236 próbował się z nim komunikować.

Obiekt 233 wyglądał na najmniejsze zagrożenie. Nadal pozostawał w ukryciu i nie reagował na nawoływania 236, które docierały do uszu Franka Staina niezbyt wyraźnie. Ogólne elektronika szwankowała i przekazywany obraz tracił ostrość, kolor a czasami znikał na ułamek sekundy co było niezwykle frustrujące, jeśli posłaniec miał wykonać swoje zadanie.

Stain przechylił swoje ciało w specjalnym siłowniku, wzmocnił moc hologramu, wykonał pierwszy ruch, a maszyna posłana do Przedsionka Ogłupienia powtórzyła go szybciej i dokładniej.


* * *

Maszyna wykonała niespodziewany zwrot. Szybkimi, płynnymi ruchami zeszła z linii ataku, nie odwracając się w stronę Carli. Znalazła przy Bassie. Nim doktor zdążył chociaż pisnąć, silne ręce chwyciły go w górę i cisnęły bez wysiłku o pobliską ścianę. Zderzenie z nią spowodowało, że Bass osunął się po metalowej przegrodzie półprzytomny, oszołomiony.

Robot nie próżnował. Zaszarżował na Torcha. Lecz ten był już na to przygotowany. W ruch poszedł jego zaimprowizowany miotacz płomieni. Jęzor ognia trafił napastnika w okolice głowy, pokrył ramiona i część klatki piersiowej. Maszyna zwolniła na chwilę, która pozwoliła Torchowi przeskoczyć w bok, oddalić od niej, uniknąć ciosu.

Robot, pokryty najwyraźniej organiczną tkanką lub syntetyczną skórą, zapalił się. Jego głowę otaczała ognista korona, aureola płomieni i czarnego, tłustego dymu. Maszyna zawahał się, obróciła w bok, za Torchem idealnie wystawiając na strzał Carli. Córa Rzeźni wykorzystała sposobność i posłała bełt w stronę głowy wroga. Celowała w sam środek twarzoczaszki gdzie spodziewała się zadać najpoważniejsze zniszczenia, ale znów zawiodły ją jej własne umiejętności strzeleckie i pocisk, zamiast przepisowo wbić się w czerep, prześliznął się jedynie bokiem, zerwał z głowy robota kawałek palącej się materii. W samopowtarzalnej kuszy został jej już tylko jeden bełt, przeładowani broni zajmowało Carli blisko minutę.

Jonasz zrozumiał, kiedy przebił się przez kolejną osłonę czyjejś sieciowej obrony. Programista był dobry w tym, co robił. Tylko dobry, nic poza tym. Na starej Terze nie wszedłby nawet do gry, być może tutaj w niektórych sektorach, mógł być uznawany za speca od wirtualnej i sieciowej technologii.
Ale nie był. Ostatnia komenda i Jonasz już wiedział. Nie był w stanie przejąć sterowania nad maszyną. Impulsy pochodziły z innego urządzenia, ze sterownika VR. Maszyny, w której trzeba było wykonać określone ruchy, które potem maszyna wykonywała za „pilotem”. Takie urządzenia były tańsze, nie wymagały SI, pozwalały w pełni kontrolować je człowiekowi na niewielkie dystanse. Palce Jonasza zaczęły szybko przesuwać kolejne bloczki na holoekranie jego WKP.


* * *


Stain się zirytował. Ogień zakłócił nieco działanie sensorów optycznych, na których opierał sterowność posłańca. Dym również. Działał teraz prawie po omacku. Prawie.


Natarł na sprawcę irytującego ataku






RICK ORTEGA


Rick pełznął w stronę drzwi, czując, ze pazury demona znów kilka razy zahaczyły jego ciało. Teraz jednak, napędzany adrenaliną i pierwotną, instynktowną wolą życia, próbował uciekać dalej rozglądając się za jakąś bronią.

I zobaczył. Leżący pod jedną ze ścian tobół, z którego wystawała rękojeść jego noża. Zarówno bagaż, jak i nóż należały do Ortegi, lecz broni palnej nigdzie nie zauważył.

Szybko, na tyle szybko na ile pozwalało mu poranione ciało, Rick przesunął się w tamtą stronę, zaliczając dwa lub trzy kolejne draśnięcia. Stwór wydawał się bawić z nim, jak kot z myszą. Był już blisko, prawie pochylał się na nim wbijając szpony płytko, lecz boleśnie nie w nogi, lecz w tors Ortegi.
Rick zawył z wściekłości i bólu, kiedy jeden ze szponów trafił go głębiej, wyszarpnął broń z bagażu i zadał nią szybkie, precyzyjne pchnięcie w stronę pochylonego wroga.

Był pewien, że nic w ten sposób nie zyska, lecz demon zakończy swoje okrutne harce i zabije go jednym szybkim, niemal miłosiernym ciosem.
Pomylił się.

Cios trafił w demona i wtedy ten krzyknął. Głosem małej, zranionej dziewczynki.

Demom znikł, jakby nigdy go nie było. Jakby był tylko hologramem lub wytworem czyjejś mocy psionicznej, podobnie jak znikały wizje Mindblendera poznanego przez ich ekipę gdzieś w trzewiach Gehenny.

Ostrze noża Ortegi trafiło ją w gardło. Rozerwało ciało i arterie otwierając buchającą krwią ranę.

Dziewczynka zbladła jeszcze bardziej, jej rozszerzone oczy przez chwilę wpatrywały się w Ortegę z niedowierzaniem i bólem, a potem życie w nich zgasło i twór Franka Staina opadł w bok, tuz obok ciała Ortegi.

Żołnierz zaśmiał się, czując, że pluje krwią.

Nie miał sił, by się podnieść. Nóż dziewczyny, który ona postrzegał jako pazur demona, zadał mu kilka płytkich i kilak głębszych ran i osłabiony Ortega wykrwawiał się z nich powoli, lecz nieubłaganie. Z trudem walczył o to, by utrzymać przytomność.






TORCH, CARLA, BASS, JONASZ


Maszyna ruszyła na Torcha. Tym razem o mało nie dekapitując byłego kaskadera swoim wielkim mieczem. Najwyraźniej żarty się skończyły. Ostrze broni zniszczyło część urządzenia przy którym krył się Torch.

Rzucając się w bok w desperackiej próbie ocalenia życia Oleg uderzył boleśnie biodrem w kant jakiegoś urządzania. Przez ciało podpalacza przeszedł impuls bólu, który wyrwał z jego ust ochrypły, bolesny śmiech.

Maszyna ruszył na niego i wzniosła miecz do finalnego, wydawałoby się ataku. I nagle znieruchomiała.

Jonasz uśmiechnął się. Ostatnia komenda została wydana i więź sterownika z urządzeniem została zerwana.

Znając umiejętności programisty Jonasz przewidywał, że ten problem na długi czas mają z głowy. Teraz zostało jedynie odszukać Franka Staina i rozwiązać problem raz na zawsze. Albo i nie.
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172